ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

sobota, 26 marca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴢɪᴇsɪᴀ̨ᴛʏ – ᴢᴀᴋᴜᴘʏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ

 

Obiad minął już w większym spokoju. Prawie, bo Francis poinformował mnie o gniewie Prusaka skierowanym jedynie we mnie. W sumie jakoś mnie to obeszło, z tą jednak różnicą, że miałam telefon od zaciekawionej Neli CO się takiego wydarzyło. Nie była zbyt zadowolona tym, że potraktowałam tak Prusa, dodatkowo zagroziła mi, że jak jeszcze raz się coś takiego powtórzy, to mi najzwyczajniej, po ludzku, przypierdoli.

Cóż…

Na podstawie tej jakże optymistycznej informacji śmiem wnioskować, że blondyna zakochała się w Prusie. Zajebiście. Właśnie tego mi brakowało do szczęścia. Miłości niepełnoletniej do żywych przedstawicieli Szwabolandii.

Obserwując z boku Francję i Polskę zauważyłam, że ich stosunki były poprawne, ale nie nazwałabym ich przyjacielskimi. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do relacji między Bad Touch Trio. Ja wolałam ich jednak nazywać Bad Friends Trio. Jakoś „Zły dotyk trójki” niezbyt dobrze do mnie przemawiał, mimo, że była to racja. „Trójka zboczeńców i degeneratów”, jak to powiedział mi kiedyś Romano, „gwałciciel, zboczeniec i pedofil”.

Ja pierdolę. Miałam nadzieję, że to były tylko żarty.

— Nad czym tak rozmyślasz?

Podskoczyłam, gdy z zamyślenia wyrwał mnie głos Francisa.

— Nad ważkimi problemami cywilizacyjnymi — odparowałam, potrząsając przy tym głową. — Feliks, tak z ciekawości, ile u mnie będziesz?

— Nie wiem — powiedział, głaszcząc Aresa. — Generalnie, to nigdzie mnie się nie śpieszy.

Ma chérie, a co z sylwestrem? Masz jakieś plany?

— Co masz na myśli? — Zerknęłam na Francję.

— Polsko? — Blondyn spojrzał wyczekująco na mojego „brata”. — Myślisz, że nie będzie problemu?

— Raczej nie — powiedział Feliks. — Zwłaszcza, że i tak podejrzewają, że to zrobisz.

— CO podejrzewają? — Zaciekawiłam się.

— Bo widzisz, ma chérie — Francja uśmiechnął się do mnie rozmarzony. — Co roku na Sylwestra spotykamy się u kogoś w domu i puszczamy w niepamięć przeszłość, by razem pić, jeść, świętować i się kochać.

— ŻE JAK?! — Spaliłam buraka na to ostatnie. Oczami wyobraźni widziałam już rzymskie orgie, których nawet najodważniejsze yaoice w Japonii nie były w stanie upublicznić. W przeciwieństwie do nastoletnich yaoistek na wattpadzie, te to dopiero miały wyobraźnię... 

— Żartuję oczywiście — powiedział szybko, ale ja niezbyt mu uwierzyłam. — Tak czy owak, w tym roku Sylwester jest w Warszawie.

— Totalnie wygrałem w kamień-papier-nożyce z Danią. — Polska się ucieszył, a ja zachichotałam.

— Tak czy owak, jak nie masz planów, to idziesz ze mną. A jeżeli masz plany, to z nich zrezygnujesz.

— CO?! — Wstałam przerażona. — Nie mam w co się ubrać! A co z Aresem?! Przecież go tu nie zostawię! A moi rodzice?! Jak oni się dowiedzą, to mnie zabiją! I tak już balansuję na krawędzi wydziedziczenia mnie z plemienia!

— Co za problem? Weź Aresa ze sobą! — Zdziwił się Feliks.

— Poliś, on ma chore serce, nie mogę go zabrać... — jęknęłam.

— Nie ma takiego problemu, którego nie dałoby rozwiązać. — Zabłysnął Francis jak latarnia na starówce, a Feliks dodał:

— Na mocy Polskiego prawa zadecydowałem, że jedziesz na Sylwestra.

— Może ktoś z rodziny zaopiekowałby się Aresem? — dopytywał Francis.

— Zapytam kuzynów — powiedziałam bez przekonania. — Poczekajcie.

Wyjęłam telefon i wybrałam numer do ciotki.

No hejka, ciociu Aniu. Co robicie w sylwestra? … Acha, fajnie… Mam prośbę, zaopiekowalibyście się Aresem przez… ile?

— Trzy — szepnął Francis, pokazując przy tym trzy palce.

— Trzy dni, trzy! … Zaprosili mnie znajomi na sylwestra… eee… w góry, tak! Rodzice? To jest… Kwestia sporna… Naprawdę?! Nie będzie to problem?! Tak wam dziękuję! Buziaki!

Rozłączyłam się i cała szczęśliwa spojrzałam na chłopaków.

— Jadę! A Anka obiecała mnie kryć! W sensie ciocia, siostra mojej mamy… Kurczę… Co ja na siebie włożę?! — Złapałam się za głowę.

Dres, trampki i wyciągnięta bluzka z napisem "Mną rządzi tylko Papież". Myślę, że za taki outfit Francis wysłałby mnie w kosmos w jedną stronę. 

— Spokojnie ma chérie, pojedziemy na zakupy do Silesii~.

— Emmm… Nie wiem, czy to dobry pomysł… — Podniosłam brew.

— Oczywiście, że dobry — prychnął Francuz. — Chyba nie myślisz, że dam ci wolną rękę, by wybrać jakieś bezguście? Dobra, zbieraj się, jedziemy.

— Ale że co? W sensie już teraz? — Zamrugałam zaskoczona.

— A niby kiedy?

— Feliks! — zawołałam, szukając wsparcia u Polski.

— Tak generalnie, to mógłbym jechać, bo tak jakby kupiłbym coś dla Lici.

— Lici — powtórzyłam, czując, że oklapły mi cycki.

— Licia jest moim drogim przyjacielem! Tak jakby, totalnie wyjątkowym. Nawet jak nas rozdzielili, to generalnie, wciąż jesteśmy razem.

— Razem? — zapytałam niepewnie, podczas gdy  moim mózgu uaktywniła się yaoistka.

— Natalia, przestań się ślinić, tylko idź się szykuj, bo jedziemy na zakupy! — Francuz klasnął w dłonie ponaglająco, a ja przewróciłam oczyma.

— Zaraz, zaraz — mruknęłam. — Bracia zabierają Nelę na sylwester?

— Taki mają zamiar — Francis wzruszył ramionami. — A teraz śpiesz się! Nie ma czasu!

Chcąc czy nie, udałam się do pokoju i zaczęłam się zbierać. Sprawdziłam przy okazji w torebce, czy wszystko mam i wtedy ogarnęłam, że nie miałam portfela. Zaczęłam przekopywać pokój, a gdy przyszedł moment, gdzie nie miałam ani zguby, ani cierpliwości, krzyknęłam:

— Francis! Francis, nie widziałeś gdzieś mojej sakwy ze złotem?!

— Nie, a dlaczego? — Wychylił się zza drzwi i spojrzał na mnie uważnie.

— Nie potrafię go znaleźć — mruknęłam, przeszukując jeszcze raz szuflady w biurku. — Portfel to jeden z wielkiej czwórki.

— Jakiej wielkiej czwórki? — Zdziwił się, a ja szybko odpowiedziałam:

— Wielka czwórka to cztery rzeczy, które zawsze się zapodzieją, kiedy są najbardziej potrzebne.

Francja zachichotał, a ja ciągnęłam dalej, przytaczając na głos popularnego mema:

— To właśnie są portfel, klucze, telefon oraz Francja i Wielka Brytania w trzydziestym dziewiątym roku.

Mężczyzna umilkł i zgniótł mnie wzrokiem. W tym momencie znalazłam to, czego szukałam, a znajdowało się na łóżku pod kocem.

 

***

 

 

Godzinę potem byliśmy w drodze do centrum handlowego Silesia. Siedziałam z tyłu razem z Feliksem i chichraliśmy się pod nosem, mocno irytując tym Francję. Doszło nawet do tego, że Francuz opieprzył nas, że przez nas nie potrafi się skupić na drodze.

Jak to mówili, dobry kit to połowa sukcesu. W galerii Francis złapał mnie mocno za nadgarstek i pilnując, żebym się czasem nie ulotniła, pociągnął mnie w stronę pierwszego butiku.

Très bien — mruknął i zmierzył mnie od stóp do głów. — Jaki kolor by ci tu dobrać…?

— Błagam, tylko nie krzykliwy — jęknęłam, znając jego zamiłowanie do oczojebnych kolorów i neonowych dodatków. Normalnie jak Karina na dyskotece w remizie.

— Przymierz. — Wyciągnął czerwoną sukienkę z wieszaka.

— A jest czarna? — zapytałam z nutką nadziei w głosie.

— Nie idziesz na pogrzeb, tylko świętować Nowy Rok.

— Czyli tak jakby żegnać i Stary Rok. — Uśmiechnęłam się szeroko. — Więc…

— Więc do przymierzalni! — Zagonił mnie w stronę lawendowych kotar, a sam z Polską stanął przed nimi. — Jak będziesz potrzebowała pomocy, to zawołaj, a pomogę ci ją ubrać~.

— Chciałbyś! — prychnęłam i zasunęłam gwałtownie za sobą kotarę.

Przymierzalnia była mała, z wielkim lustrem i dziwnym, mdłym zapachem perfum unoszącym się wokół. Z drżącymi rękoma zaczęłam się przebierać i gdy ubrałam krwistoczerwoną sukienkę, spojrzałam w lustro.

Ej, nie było tak źle. Sukieneczka była na ramiączkach oraz sięgała do kolan. Ale pierwsze co przykuło mój wzrok, to mój dekolt. Natura obdarowała mnie dość hojnie, dodatkowo cięcie w sukience jeszcze bardziej to uwydatniało. Zalałam się rumieńcem, gdy zobaczyłam, że więcej pokazywałam, niż zakrywałam.

— No, pokaż się! — Podskoczyłam, gdy usłyszałam głos Francji.

— Nie — powiedziałam. — Źle się w niej czuję! Daj mi inną.

Ma chérie, albo wyjdziesz, albo sam do ciebie przyjdę.

Czując, jak powoli zapadam się pod ziemię, odsunęłam kotarę i wbiłam wzrok we Francję. Ten zmierzył mnie fachowym okiem.

— Nie. Wyglądasz jak córka Świętego Mikołaja. Może coś w odcieni pasteli. Ale krój musi zostać — mruknął z zadowoleniem. — Jest idealnie na czym oko zawiesić~.

Machnął brwiami w moją stronę, a ja szybko ukryłam się za kotarą z miną godnej samego Krzysztofa Kononowicza.

Kolejne trzy sukienki również nie wzbudziły zachwytu w moich towarzyszach. I tak zaczęła się wędrówka z dinozaurami po Silesii. W pewnym momencie ruszyliśmy na poszukiwania, bo w tym całym pędzie Polska się po prostu zgubił, a ja uparcie nie chciałam się bez „braciszka” nigdzie ruszyć.

Zrezygnowany Francis złapał mnie za rękę, jakby bojąc się, że też się zgubię, i ruszył ze mną na poszukiwanie zaginionego członka stada.

Znaleźliśmy Feliksa piętnaście minut później, gdy ten siedział przy stoliku, wpieprzającego cynamonkę i bajerującego trzy dziewczyny nieco starsze ode mnie. Zachichotałam na ten widok i szturchnęłam Francisa łokciem porozumiewawczo. Kiedy Feliks pomachał nam z daleka i wrócił do fascynującej rozmowy z towarzyszkami, wtedy spokojnie ruszyliśmy do ostatniego, przynajmniej taką miałam nadzieję, sklepu z ciuchami.

Byłam już zmęczona tymi przebierankami, a finału nie było widać. W końcu, gdy przymierzyłam wiśniową sukienkę w stylu pin up, również sięgającą kolan, poczułam się jak tysiąc dolców. Co najmniej. Talia była uwydatniona, a dekolt był podkreślony, ale nie tak wulgarnie jak u tej pierwszej.

Rozsunęłam kotary przeszczęśliwa i oparłam dłonie na biodrach. Francja zmierzył mnie głodnym wzrokiem.

— No, no, no…

— Myślisz, że nie wyglądam jak bezdomna? — Zerknęłam w lustro. — Ej, podoba mi się. Ej, nie wyglądam jak wieśniak! To naprawdę ja?

Francis dalej się nie odzywał, a ja sięgnęłam po metkę. Szczena mi opadła, jak zobaczyłam cenę ponad czterystu złotych. A gdzie tu jeszcze buty?

— Bierzemy ją — zadecydował Francis, a ja rzuciłam mu szybkie spojrzenie.

— Jednak mi się nie podoba — mruknęłam i skierowałam się do przymierzalni. Zrobiłam dwa kroki, ale zanim zdążyłam się schować, Francja złapał mnie za łokieć i odwrócił do siebie. Bez słowa złapał za cenę i zmierzył ją wzrokiem.

— Nie takie drogie — mruknął.

— Niedrogie dla ciebie. Ja przejebałam kieszonkowe na książki o Wołyniu, więc dla mnie kupno tej kiecki to tydzień przejechany za zupkach chińskich. Także wybacz, ale…

— Bierzemy ją. — Uparł się. — Ja zapłacę.

— Ta, i co jeszcze? — Zarumieniłam się. — Po prostu znajdźmy coś innego. Niedaleko jest H&M i C&A.

— Niech ci będzie. — Westchnął, a ja szybko zniknęłam za zasłonami, żeby się przebrać. Kiedy wyszłam i skierowałam się w stronę wieszaków, by odwiesić sukienkę, Francis wyrwał mi ją i skierował się do kasy.

— Czekaj!

Ale było już za późno. Sukienka została zapłacona, a przeszczęśliwy Francja złapał mnie pod ramię i wyprowadził z salonu.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam z rozpaczą. — Dobra. Masz. — Wyciągnęłam swoje dwie stówy, które były na czarną godzinę. — Resztę oddam ci, gdy rodzice przeleją mi pieniądze na rachunki i życie. Ok?

— Ale ja nie chcę od ciebie pieniędzy — powiedział poważnie. — Chcę, byś przyjęła ją jako prezent i ubrała na zabawę sylwestrową.

— Nie mogę przyjąć takiego drogiego prezentu…

— Spokojnie, on nie jest taki drogi. A teraz idziemy szukać butów oraz dodatków! — Ucieszył się na samą myśl, a ja się poddałam.


***

 

Gdy wróciliśmy wieczorem do domu, to ledwo powłóczyłam za sobą nogami. Francis poszedł z Aresem na podwórko, ja natomiast oklapłam na kanapę i zatopiłam twarz w poduszce ze zmęczenia. Polska też jeszcze nie wrócił, ale nie martwiłam się. Leżałam tak chwilkę, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Dźwignęłam leniwie głowę, by zobaczyć, kto to i zdziwiłam się, gdy była to Nela.

— No halooo~ — zaśpiewałam, ale prawie ogłuchłam, gdy usłyszałam jej darcie mordy:

Dibu! Jesteś w domu?!

— Y. — Szybka analiza sytuacji. — Chcesz pożyczyć pieniądze?

— Nie.

— To jestem.

— Będę za dziesięć sekund!

Rozłączyła się, a ja usłyszałam dzwonek domofonu. Zgarnęłam dupę z kanapy i poszłam jej otworzyć, bo każda sekunda zwłoki groziła wyjebaniem mi drzwi z zawiasów.

— Szlag mnie trafi! — Blondyna wbiła mi do mieszkania jak mini komornik na amfetaminie.

— Co się stało? Świąteczny nastrój już zdążył ci opaść?

— Nie wkurwiaj mnie — warknęła. — Jesteś sama? Gdzie żabol?

— Wyszedł z psem, ale…

— Ta, ta, ta, nieważne. Słuchaj, matka nie chce mnie puścić na sylwestra do Warszawy. Rozumiesz?!

Spojrzałam na nią dziwnie. W sumie miała tylko szesnaście lat i wcale się jej matce nie dziwiłam, ale wolałam się nie odzywać, jak była w takim stanie. I tak cud, że kit z braćmi przeszedł bez echa. Ale wiedziałam, że jej rodzice mieli dość… luźny stosunek do swoich dzieci, zwłaszcza do Neli, która jako ostatnia została w rodzinnym gniazdku.

— Wiesz, prawda? — zapytała po chwili, widząc moją minę, a ja się ocknęłam. — O tym Sylwestrze?

— Yyyy tak — powiedziałam. — Właśnie wróciłam z zakupów…

— CO?! I ty nic nie mówiłaś?! — Wściekła się.

— Nela, dowiedziałam się o Sylwestrze dziś po południu, a dziesięć minut później jechałam z Feliksem i Francją do Silesii.

— Jakim Feliksem? Co ty pierdoling about? — burknęła.

— No… z Polską!

— A… A kij z nim! Nie wiem, co mam robić!

— A co jej powiedziałaś?

— Nic nie zdążyłam jej powiedzieć! — Oburzyła się. — Na samo słowo „Sylwester” powiedziała „Nigdzie nie idziesz, bo nie poprawiłaś ocen! Jesteś za młoda”! Teraz jej się matkowanie włączyło!

— To czemu ich nie poprawiłaś? — Zdziwiłam się. — Przecież masz prosty materiał.

— NATALIA, DO KURWY NĘDZY! — krzyknęła, a ja podskoczyłam. — Nie jestem tobą, kurwa, że mam wieczne ADHD i wszystko ogarniam, rozumiesz?!

— Wow, to prawie jak komplement! — Podjarałam się. — Może ja zadzwonię do twojej mamy?

W tym momencie drzwi się otworzyły i wbiegł uszczęśliwiony Ares, gdzie od razu zaczął cieszyć się na mój i Neli widok. Francis widząc Nelę zamarł, po czym uśmiechnął się złośliwie.

— Co się tak cieszysz, żabia mordo?! — Uniosła się na jego widok.

— Nela, skończ! Nie jesteś u siebie! — warknęłam. — Żadnych gównoburz w moim domu!

— Nie moja wina, że JEGO widok mnie brzydzi — burknęła, a Francis zmarszczył brwi.

W duchu trochę podziwiałam ją za to, że potrafiła prosto z mostu powiedzieć, co o kimś myśli, nawet o kimś takim, jak Francja. Znając Nelę, oplułaby nawet królową Elżbietę, gdyby ta wykupiła jej ostatnie ciastko w piekarni.

— Cóż, ma petite, słyszałem, że nie spotkamy się na Sylwestrze — zanucił wesoło Francuz, mijając ją lekkim krokiem. — Niesamowite, jak dobrze zapowiada się Nowy Rok~…

— Coś ty powiedział?! — Wystawiła pięść i ruszyła w jego stronę.

— Ej! Uspokójcie się, bo oboje wylądujecie na klatce schodowej!

— Ty go jeszcze bronisz?! — wydarła się na mnie z niedowierzaniem.

— Nela, do cholery! Bracia nauczyli cię darcia mordy na wyższym poziomie, czy jak?!

— DIBU!

Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i pieprznęły dziewczynę z całej siły w plecy tak, że ta aż jęknęła.

— Oj. Przepraszam?

Jej załzawiony wzrok bazyliszka spoczął na Feliksie, który to patrzył na nią ze zdziwieniem.

— A ty to kto?! — warknęła.

— Boże, ty się dzisiaj resetujesz, czy jak?! — Zdenerwowałam się, podeszłam do Feliksa i objęłam go przyjacielsko. — To Feliks, nasz POLSKA!

— A ty tak jakby, to objazdowy hotel dla Niemców? — zapytał pogodnie Polska.

— Wolę być objazdowym hotelem dla Niemców, niż objazdowym hotelem dla debili jak Natalia! — Blondynka aż zatrzęsła się z wkurwu.

— Polska się do nich nie zalicza — powiedziałam, świadomie pomijając Francisa.

— Zalicza. A teraz zjeżdżam stąd, zanim was wszystkich pozabijam!

Odwróciła się wkurwiona, a Francis rzekł wesoło na pożegnanie:

— Do zobaczenia PO sylwestrze, słoneczko~!

Nela odwróciła się powoli w jego stronę, pokazała mu środkowy palec i wypadła z mieszkania z hukiem.

— Brawo — mruknęłam. — Teraz nie uspokoi się aż do marca.

— To już problem braci — prychnął Francis, po czym wraz z Feliksem wybuchnął śmiechem. Spojrzałam na drzwi z mieszkania i westchnęłam.

Nie jest kolorowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...