Wszyscy
gotowi i oporządzeni w broń byliśmy w około dwadzieścia minut. Spotkaliśmy się
na holu. Kiedy jako ostatni dołączył do nas Deidara, Nela zadała zasadnicze
pytanie:
—
Masz te swoje białe gówno na bomby?
Deidara poróżowiał na twarzy z oburzenia.
— Tłumaczyłem
już, un! Moja czakra wytwarza…!
—
Białe gówno i tyle — przerwała mu i machnęła olewająco ręką. Pokręciłam głową,
po czym weszłam na ławkę i radośnie zawołałam:
— Achtung,
achtung! Mamy przed sobą ważną misję! Oto mój plan: najpierw zahaczymy o dom
Neli, bo bliżej. Tam Deidara odwróci uwagę szwendaczy bombą. Kiedy podwórko
będzie czyste, wkraczamy do budynku. Oszczędzamy amunicję, używamy jej tylko w
razie ostateczności. Panimajesz,
Deidara?
— Un.
— Przekręcił oczami.
—
Świetnie, pakujemy się do wozu.
Wyszliśmy
w trójkę na szkolny parking. Nela i Deidara skierowali się do starego opla.
—
Emmmm... Nie lepiej wziąć terenówkę? — Wskazałam na wypucowaną czarną terenówkę
Ludwiga marki Mercedes-Benz.
—
Należy do Ludwiga. — Zauważyła ostrożnie blondynka, a ja wzruszyłam ramionami.
—
Wiem. No i?
—
Szef nam nie pozwoli, po za tym nie mamy kluczyków, un.
— Jak
nie mamy, jak mamy? — Mówiąc to wyjęłam z kieszeni spodni kluczyki, a ci
spojrzeli na mnie wybałuszając oczy.
—
Skąd je wzięłaś?! — zawołała zaskoczona przyjaciółka, włączając tym samym swój
tryb awaryjny.
— Jak to skąd? — Spojrzałam dziwnie na Nelę. — Wzięłam z pokoju Ludwiga.
—
Wariatka! Nie wolno nam tam wchodzić, un! — warknął Dei. — Będziemy mieli
kłopoty!
—
Przecież mnie nie widział. — Wzruszyłam ramionami.
— Ale
będziesz mieć przesrane, jak zauważy BRAK jego kluczyków. — Zwróciła mi uwagę
Nela.
—
Czyli jak zawsze. — Machnęłam ręką. — Powiem, że to dla naszego bezpieczeństwa.
Jako że jedzie z nami Nela, nie tylko nie będzie się czepiał, ale jeszcze podziękuje
mi na kolanach za ten wspaniały pomysł.
Dziewczyna
zaczerwieniła się i obdarzyła mnie wzrokiem godnym bazyliszka. W sumie to wiele
jej do takiego bazyliszka nie brakowało.
Zaśmiałam
się i skierowałam do auta terenowego, a zrezygnowane towarzystwo podążyło za
mną. Złożyłam torby do bagażnika i ruszyłam w kierunku bramy. Zastukałam
dźwięcznie w metalowe kraty, by przywołać szwendaczy, a Deidara i Nela
zapakowali się do samochodu. Jako że systematycznie usuwaliśmy zombie spod
bramy, nie było ich dużo do zlikwidowania, by bezpiecznie ją otworzyć. Szybkimi
ruchami przebiłam czaszki szwendaczy i błyskawicznie otworzyłam bramę, by
terenówka mogła przejechać. Po chwili zaryglowałam ją bezpiecznie i doskoczyłam
do auta.
— Ach,
ta adrenalina — wysapałam zdyszana.
—
Zabiłaś tylko trzech zombie i otworzyłaś bramę. Nie przesadzaj, Dibu.
W
drodze na osiedle blondynki, Deidara kompletnie nie przejmował się tym, że
przejeżdżał przez zombie brudząc przy tym niedawno co czyszczoną karoserię
terenówki.
I to ja będę mieć przesrane? Poczekaj, dupku, jak Ludwig
zobaczy stan samochodu po tym, jak dopiero co mył go własnoręcznie. Wtedy tobie
łeb ukręci przy samej dupie.
Zaparkowaliśmy
w miejscu, gdzie znikoma była ilość żywych trupów. Wysiedliśmy i przemknęliśmy
cicho w pobliże osiedla. Tam już sytuacja była niestety poważniejsza. Duża
ilość szwendaczy łaziła między blokami i na podwórku.
—
Dei, wchodzisz — szepnęłam.
Deidara
za pomocą dodatkowych otworów gębowych ulepił mini bombę i skierował ją w
oddalone od osiedla miejsce. Zombie słysząc huk wybuchającej bomby, zwrócili
się w jej kierunku, przez co większość wpadła do średniego krateru powstałego
przez "artystyczny produkt" Deidary. Szczęście, że szwendacze byli
bezrozumnymi kretynami.
Ostrożnie
weszliśmy na osiedle, a szwendacze, które nie wpadły w dół, ruszyły ku nam.
Zgodnie z planem nie używaliśmy broni palnej, tylko pozbywaliśmy się jednego
trupa za drugim za pomocą noży oraz ostrych narzędzi. Po około pięciu minutach
teren był czysty. Tylko w kraterze mieściło się mnóstwo zombiaków które
zrzędziły, sapały i próbowały nas dosięgnąć. Smród był nie do wytrzymania.
—
Obleśnie...
—
Wciąż lepiej niż Prusy. — Zatkałam nos z
obrzydzenia.
Oddaliliśmy
się szybko od krateru i stanęliśmy przed drzwiami do budynku. Były zamknięte,
co znaczyło, że w środku prawdopodobnie nie znajdowała się duża ilość
szwendaczy.
— Jak
tam wejdziemy?
—
Spokojnie — powiedziała uchachana Nela. — Przecież znam kod na domofon.
—
Tak, logiczne — mruknęłam z sarkazmem. — Zwłaszcza że nie ma prądu.
—
.... Ups.
—
Wiem jak, un.
Mówiąc
to, wziął do ręki dubeltówkę i kolbą wybił szybę w oknie. Rozejrzałam się
nerwowo, ale wokół panowała cisza jak makiem zasiał. No, może oprócz zombie
wciśniętych w kraterze niedaleko stąd.
Deidara,
olewając Nelę, złapał za klamkę z wewnętrznej strony i otworzył drzwi
prowadzące do budynku. Smród gnijących ciał wdzierał nam się w nozdrza.
Włączyliśmy latarki i odbezpieczyliśmy broń. Przygotowani na wszystko. Wszędzie
cisza. Nasze trio zaczęło wchodzić po schodach na górę, dwóch zombie,
sprzątnęłam ich bez problemu. Dość szybko dotarliśmy do drzwi mieszkania Neli.
Spojrzałam na nią wyczekująco.
—
Gotowa?
Dziewczyna
blada jak ściana ledwo zauważalnie kiwnęła głową. Deidara wywarzył drzwi. W
mieszkaniu panowała kompletna cisza. Przeczesaliśmy pokoje, żywej duszy nie
było. Martwej także, tak dla jasności.
—
Róbcie co chcecie, un, ja stanę na czatach.
Mówiąc to usiadł koło drzwi wejściowych z przygotowaną bronią. Spojrzałyśmy na
siebie.
—
Wpierw do mojego pokoju, Dibu.
— Ja
wohl!
Kiedy
tylko przekroczyłyśmy próg jej dawnego pokoju, zdjęłyśmy z ramion plecaki, z
których wyjęłyśmy po trzy torby. Nela na szybko zaczęła pakować swoje mangi, a
ja jej szkice, mnóstwo kartek papieru, ołówki, gumki oraz różnorakie przybory.
— Weź
mi kilka figurek smoków! Ku pamięci!
— Nie
sądziłam, że jesteś taka sentymentalna. — Zerknęłam krytycznie w stronę około
trzydziestu zakurzonych figurek.
Mimo
to zgarnęłam wszystkie do plecaka. Ledwo dopięłam zamek, gdy Nela wydała okrzyk
godowy. Rzuciłam jej krótkie spojrzenie. Blondyna stała przy biurku, a w ręce
trzymała coś, na co patrzyła z uwielbieniem.
—
Mój... Mój żelazny krzyż... Więc tu się wtedy zerwał, gdy wychodziliśmy…
ZNALAZŁAM GO!
Zerknęłam
jej przez ramię i faktycznie, w jej ręku znajdował się krzyż, który otrzymała
od braci na swoje urodziny, tuż przed wybuchem pandemii. Sama Nela patrzyła na
ten przedmiot z uwielbieniem, obejmując go ręką niczym największy skarb pod
słońcem. W tym momencie różnica między nią a Smigolem była zatrważająco mała.
— Czy
to wszystko? — zapytałam, rozglądając się po jej zakurzonym dawnym azylu.
— Planszówki spakowałaś?
— Tylko trzy czy cztery.
— Coooo? Tak mało? — zawyła rozczarowana.
— A widzisz gdzieś miejsce na ten badziew?! Nie zapominaj, że jedziemy jeszcze
do mnie, a bagażnik wbrew pozorom nie jest z gumy!
Chyba
przyznała mi rację, ponieważ się już nie odezwała, jeno przybrała naburmuszoną
minę. Czyli jak zawsze, gdy nie miała racji. Coś mnie jednak tknęło.
—
Zdjęcia weź. — Mruknęłam posępnie.
— Po
co?
—
Żeby pamiętać. Rodzice, bracia, weź.
— I
to ja jestem sentymentalna? Nic nie będę brała, nie jestem masochistą. To
wszystko, wychodzimy.
Mówiąc
to minęła mnie, złapała za plecaki i wyszła z mieszkania. Wraz z Deidarą
poszliśmy w jej ślady. Nela w ciszy zeszła na parter i wyjrzała na zewnątrz czy
droga do samochodu jest czysta. Było kilku zombiaków. Szybkim ruchem zabrała
Deidarze pistolet, odbezpieczyła i wyszła na dwór. Szła spokojnie w stronę auta
strzelając do pojedynczych zombiaków, które padały jak muchy po jej strzałach.
Wrzuciła torby do bagażnika i wsiadła do auta.
I
tyle z instrukcji, by używać broni w ostateczności.
Ja i
Dei doskoczyliśmy do auta. Szybko zapięłam pas z tyłu i odetchnęłam z ulgą.
— W
porządku? — zapytałam blondyny. Była zasępiona, a ja wiedziałam, że mimo
wszystko, jak twarda ona była, to powrót do domu bardzo ją przygnębił. Dobrze
pamiętałam, że to ona najszybciej z nas wszystkich przestawiła się na nową
rzeczywistość.
— Nie
mogło być lepiej — odpowiedziała, przybierając na twarz już swoją normalną
minę. — Jedziemy teraz do ciebie. Deidara, nie gap się jak sroka w gnat, tylko
rusz ten złom!
Droga
w stronę mojego domu rodzinnego minęła dosyć spokojnie nie licząc
przejeżdżanych zombiaków na ulicy. Schemat z bombą wykonany na osiedlu Neli powiódł
się i tym razem. Jako że mieszkałam na parterze, nie spotkaliśmy zbyt wielu
szwendaczy w bloku. Weszliśmy do mieszkania, które drzwi także wyłamał nasz
bombowy terrorysta.
— Okey, co brać?
Wzruszyłam
ramionami.
—
Bierzcie co chcecie, moim pokojem zajmę się JA.
Na
dowód tych słów weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
Mój
pokój wyglądał tak samo jak go zostawiłam w dniu, w którym Francja mnie stamtąd
zabrał. Moi rodzice nie żyli, z całej mojej rodziny zostałam tylko Ja. Ta
świadomość była przytłaczająca…
Zaciskając
pięści i hamując napływające łzy, wzięłam torby i zaczęłam wkładać do niej
wszystkie mangi. Włożyłam także kilka książek. Oczywiście znaczna większość o
holocauście. Oraz serię o Harrym Potterze.
Zapakowałam
do wielkiej torby szkice, plik kartek oraz wszystkie przybory. W tym momencie w
drzwi zaczął walić Dei:
—
Pośpiesz się, un! Chcę już wracać!
— Ok,
ok! Zdjęcia... Przypinki...
Torba
nie chciała się domknąć więc pomogłam sobie kopniakiem dla ułatwienia.
Zapięłam.
—
Laptop!
Doskoczyłam
do biurka i wsadziłam laptop do reklamówki. Już miałam wychodzić, gdy je
zobaczyłam.
Glany.
Moje piękne, zakurzone dwudziestodziurkowce od Polski.
W
tych czasach takie buty były na wagę złota! Przynajmniej dla mnie. Wyciągnęłam
je, zrzuciłam na szybko tenisówki i zaczęłam zakładać glany. Skończyłam wiązać
pierwszy but gdy do pokoju wbił wściekły blondyn:
—
Natalia, do chuja wafla! ... Ty chyba żartujesz, un!
— No
co?
—
Wiesz, że nie mamy czasu, un, a ty bawisz się w wiązanie butów do kolan! Ty to
złośliwie robisz, un?
—
Nie. Bierz torby jak ci się spieszy, a ja zaraz dołączę.
Deidara
mrucząc pod nosem zarzucił jedną torbę, tą lżejszą oczywiście, na ramię i
wyszedł.
Po
chwili zaciągnęłam kolejne dwie do przedpokoju.
Nie
czekając na cud, bo te w asortymencie grupy skończyły się już dawno, pozbieraliśmy
resztę rzeczy, żeby w końcu wynieść się z powrotem do samochodu. Nie
przejmowałam się otwartymi drzwiami do mieszkania, bo i tak nigdy więcej
prawdopodobnie tu nie wrócę.
Pojebane uniwersum.
W
połowie drogi do terenówki zatrzymałam się, gdyż coś przykuło moją uwagę. Nela,
która już otwierała bagażnik, obróciła się w moją stronę.
—
Dibu…!
—
Nela! Zobacz! Ania wcale się nie zmieniła po przemianie w zombie, hahahahaha!
Nie wiedzieć
czemu, poskładałam się ze śmiechu, podczas gdy laska, z którą kiedyś miałam
niezbyt znaczący konflikt w szkole, kuśtykała w moją stronę warcząc i sapiąc.
Miała
złamaną nogę i to sprawiało, że potwór szedł dość wolno. Nie czułam zagrożenia.
—
Kretynko! — zawołał wściekły Deidara w moją stronę.
— Ej,
powiem ci, że teraz wyglądasz nawet lepiej! — zawołałam mściwie. — Pieprzona
suka.
W
momencie, kiedy wyciągnęłam swój nieodłączny nóż myśliwski, by móc raz na
zawsze ulżyć dziewczynie, która była zaledwie parę kroków ode mnie, w mojej
głowie eksplodował ból tak potężny, że na moment mój wzrok zaszedł mgłą.
Co do…?
Jęknęłam
i złapałam się za skroń, robiąc dwa chwiejne kroki do tyłu. Kiedy dźwignęłam
nieprzytomnie wzrok, oblał mnie zimny pot ze strachu, gdy zobaczyłam przed sobą
cuchnącą i rozkładającą się twarz sztywnego. Zamachnęłam się potężnie, ale
nieudolnie, przez co nóż wypadł mi z ręki, a ja sama opadłam na plecy z
zombiakiem na sobie.
Krzyknęłam
z przerażenia, gdy złapałam potwora pod szyję, żeby mnie nie ugryzł. Pomimo
wszystkiego, to cholerstwo było bardzo silne, a mnie powoli zaczynały drżeć
mięśnie w ramionach.
Zamknęłam
oczy, gdy zombie na mnie napluło, wciąż próbując dostać się do mojej twarzy.
Po
chwili ciężar zniknął, a ja spojrzałam przerażona w górę i zobaczyłam Deidarę,
który dyszał wściekle. W ułamku sekundy doskoczył do szwendacza i zmiażdżył jego
głowę jedną ręką.
Zapamiętać, nie wkurwiać Deia,
jeżeli nie chcesz skończyć jako miazga.
Nie
nacieszyłam się długo, bo Dei odwrócił się do mnie z takim wyrazem twarzy, że
poczułam się jak karaluch. Podszedł do mnie, złapał za szmaty i dźwignął
brutalnie z ziemi.
— Ty
skończona kretynko, un! — Potrząsnął mną za szmaty, a moja szyja dość boleśnie
to odczuła.
—
Przepraszam…! — stęknęłam
—
Zamilcz! — Pociągnął mnie w stronę auta i wrzucił na tylne siedzenie z taką
siłą, że uderzyłam się głową o kant siedzenia, on sam natomiast pierdolnął
drzwiami tak mocno, że szyba w oknie zagrzechotała groźnie. Nie przypuszczałam,
że ten karypel miał tyle siły.
Deidara
wcisnął gaz do dechy i ruszył w stronę "twierdzy", podczas kiedy moja
głowa ponownie zapulsowała z bólu, którego nigdy wcześniej nie czułam.
***
Kiedy moja prawa stopa dotknęła parkingu, to już
wiedziałam, że mam przejebane jak w ruskim czołgu.
Wywnioskowałam to na podstawie widoku na wkurwionego
Ludwiga tuptającego ciężkim buciorem o asfalt. Typ patrzył prosto na mnie,
kręcąc przy tym głową.
— Ludwig! — zawołałam nerwowo, bo jego wzrok powoli wywoływał
we mnie atak paniki. — Mam dla ciebie prezent! — wypaliłam na poczekaniu i
sięgnęłam do pierwszej lepszej torby i wyciągnęłam akurat to, co mi się pod
rękę nawinęło.
Z nerwowym uśmiechem wyciągnęłam w jego stronę kubek z
napisem „najseksowniejsza dziunia na Śląsku”, który kiedyś podarowałam
Neli na urodziny dla beki.
Krew odpłynęła mi z twarzy, kiedy jego wzrok padł na
„prezent”, a ja zrozumiałam, że gorzej wyciągnąć już chyba nie mogłam.
— Żylińska — wycedził. — Do sali obrad. NATYCHMIAST.
Westchnęłam i włożyłam kubek z powrotem do torby.
Standardowe robienie z siebie debila mi tu nie pomoże. Na Niemca to jedynie
armata i szarża Husarii, ale żadnych z tych obecnie nie posiadałam.
— Ech, Dibu… — mruknęła Nela, ale klepnęła mnie w ramię.
W sumie to byłam ciekawa, dlaczego byłam wzywana do
pokoju Wielkiego Brata. Nie odzywałam się więc, póki nie znalazłam się w sali
multimedialnej.
Lu odwrócił się w moją stronę, splótł ramiona na piersi i
oparł się szwabską dupą o biurko.
— Więc — mruknęłam, drapiąc się w tył głowy — kubek ci
się nie podoba, dziunia?
— Natalia, dlaczego ukradłaś moje kluczyki z MOJEGO
pokoju?
Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się zabójczo, opierając
dłonią o blat ławki.
— Lu — zamruczałam pewnie, patrząc mu prosto w oczy —
jechała z nami twoja bejb, więc robiłam wszystko, by zapewnić jej
bezpieczeństwo. — Pstryknęłam palcami w jego stronę, a Ludwig zmarszczył czoło.
— A tak w ogóle, byczku. Kiedy się w końcu zejdziecie? Widziałam wasze kizi-mizi
pod bramą.
— Szlaban — odrzekł spokojnie, choć żyłka na jego czole
zadrgała nerwowo.
— Za co? — Oklapłam.
— Za kradzież i za błaznowanie.
— Za błaznowanie? — prychnęłam. — To Gilbert powinien
spędzać całe dnie na szorowaniu garów. Takiego błazna, jak twój starszy brat,
to nawet cyrk moskiewski, kurwa, nie widział.
— Dosyć tego! — wrzasnął zły. — Miotła i mop do rąk i do
roboty! Korytarze mają lśnić!
— Nie pluj na mnie! — zawyłam, zasłaniając się teatralnie,
ale widząc jego minę, szybko sztartnęłam w stronę drzwi z klasy.
Jeszcze tego brakowało, żebym po ciężkiej robocie
zapieprzała na miotle. Może i byłam wiedźmą, ale wiedźmą byłam współczesną.
Zamiast na miotle, wolałam wozić się samochodem.
A Mercedes-Benz był tym najwygodniejszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz