ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

sobota, 26 marca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴛʀᴢʏɴᴀsᴛʏ – ᴢ̇ʏᴄɪᴇ ᴊᴇsᴛ ᴘɪᴇ̨ᴋɴᴇ

 

Podążając ścieżką, która najpierw okrążała dworek, spotkaliśmy na placu dzieciaka, który zaglądał do środka przez okno.

— Hej, co ty robisz? — Zdziwiłam się i przestraszyłam zarazem. — Gdzie masz rodziców?

Chłopczyk mający na oko lat dwanaście, obrócił się przestraszony w moją stronę i zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem.

— A pani to kto? Nie kojarzę pani. — Dźwignął wzrok ponad mnie, zbladł i cofnął się o krok. — Ojej, pan Rosja…

— JESTEŚ KRAJEM?! — Zdumiałam się, kiedy połączyłam kropki. — Matko Boska, ty jesteś jeszcze dzieckiem! J-Jak…?

To było szaleństwo, że nawet dzieci były personifikacjami. Wojna to nie była zabawa na drewniane miecze, a ten tutaj nie wyglądał na takiego, co miał siłę utrzymać nawet taki oręż. Chociaż w sumie Łotwa nie wyglądał na wiele starszego, a z historii pamiętałam, że Rosja lubił sobie na niego najechać raz na jakiś czas z wizytacją.

Jeżeli Bóg istniał, to uczynienie z dzieci personifikacji było okrutną grą, czyniącą z ich losu pasmo nieszczęść i traum.

Za żadne skarby świata nie chciałabym być taka jak oni. Ni chuja, już wolałabym zdechnąć pod płotem.

— Jestem Sealandia! — Uśmiechnął się nerwowo, nie spuszczając wystraszonego wzroku z Rosji, a ja wróciłam z impetem na ziemię.

— Czemu nie wejdziesz do środka? Jest zimno jak cholera! — Wściekłam się. — Chcesz być chory? Nawet szalika nie masz!

Są kalesonki, są? przeszło mi przez myśl, ale ugryzłam się w język.

— Ja… Ja nie zostałem zaproszony… — powiedział po chwili, spuszczając głowę. — Nie uznają mnie.

— Przecież istniejesz, prawda? Więc dlaczego nie chcą cię uznać? — dopytywałam, bo kompletnie nie rozumiałam w czym tkwił problem. Normalnym, ludzkim odruchem jest pomoc mniejszym i słabszym, a nie wbijanie im na chatę z karabinem czy ignorowanie.

— Bo nie mam ziemi. Tylko platformę przeciwlotniczą.

— Wiesz, co to znaczy? — spytałam, widząc nietęgą minę Sealandii. — To, że jesteś wyjątkowy! Zresztą… Co za różnica, jaką kto ma ziemię? Jeden ma czarnoziem, drugi lodowiec, a jeszcze inny platformę. Istniejesz, żyjesz, rozmawiasz. Tego nikt nie jest w stanie zanegować. A co do Sylwestra… W takim razie MY cię zapraszamy, co nie, Ivan?

Da? — Rosja chyba dostał potężnego laga mózgu, ale ja już podeszłam do dzieciaka.

— Jestem Natalia i jestem człowiekiem — przedstawiłam się radośnie. — Miło mi cię poznać, Sealandio!

— Peter! Peter Kirkland! — Dzieciak wyszczerzył się w uśmiechu i skłonił lekko przede mną, a ja głowę bym dała, że gdzieś słyszałam już to nazwisko.

— Ivan, zaprosimy go do środka. — Spojrzałam z dołu na popielato-blond chłopaka, który nie wydawał się być zadowolony z tej propozycji.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł, Słoneczniku…

— Ivan, do kurwy nędzy, to jeszcze dziecko! — Wskazałam poirytowana dłonią na Sealandię, przez co mój towarzysz zamrugał. — Niech chociaż coś zje i się ogrzeje! Co ci szkodzi, ty płacisz za ten bankiet czy Polska?

H-Haraszo… — Rosja westchnął i posłał mi delikatny uśmiech, chociaż coś mi wewnątrz mówiło, że żywa do lokalu już na pewno nie wrócę.

— No widzisz — zwróciłam się wesoło do Sealandii, ignorując zagęszczającą się atmosferę. — Ciś szybko do środka. A jakby ktoś pytał, to każ mu się odjebać, bo ja i Rosja ci pozwoliliśmy. Kapujesz, młody?

— Dziękuję! — Ucieszył się i przytulił się do mnie mocno.

Znów poczułam ciepło w sercu. Również dzieciaka przytuliłam i odprowadziłam wzrokiem, póki nie zniknął za rogiem. W pewnym momencie naszło mnie pewne pytanie, którego sens mnie nawet trochę przeraził.

Skąd, do kurwy nędzy, ten kurdupel znał polski...? I czemu nie wydało mi się to dziwne już na samym początku?

Ten świat oszalał do reszty...




***

 

Spacerowaliśmy spokojnie. Wieczór był mroźny, ale przy tym jakoś taki rześki. Czułam się dobrze w jego towarzystwie. Jako, że przez moment panowała cisza, postanowiłam jakoś zacząć rozmowę.

— Ivan, jak jest piękny wieczór po rosyjsku?

Prekrasny vecher.

— Prekrasny wieczer. — Ucieszyłam się. — Lubię rosyjski. Ale niestety na Śląsku uczymy się głównie niemieckiego. A tam nawet piękny wieczór brzmi niczym rozkaz rozstrzelania.

— Ach tak…

— Poza tym — ciągnęłam niewzruszona — nie wiem, po cholerę mamy się uczyć niemieckiego. Chyba po to, by w razie inwazji móc powiedzieć „wskaż pozycję swego sztabu, inaczej cię zabiję”.

Zapadła cisza, a do mnie dotarło, że muszę mieć dwie zardzewiałe komórki mózgowe, skoro zaczynam TAKI temat, kurwa, z ROSJĄ.

Selekcjo naturalna, jakim cudem jeszcze zostawiłaś mnie przy życiu, skoro z każdą sytuacją narażam się na brutalne zajebanie w krzakach na jakimś wygwizdowie?

— A tak w ogóle, to co tam u ciebie, co? — Zrobiłam minę typu iks de, starając się zachować spokój.

— Tak, jak zawsze. — Uśmiechnął się smutno.

— No popatrz, to tak, jak u mnie!

Kurwa, zaraz zginę. Zmień temat!

— Masz może rodzeństwo?

Da, mam dwie siostry…

— Ooooo! Ja mam młodszego brata. — Ucieszyłam się, że w końcu trafiłam z dobrym tematem. — A twoje siostry są tutaj?

Niet, Ukraina nie chciała przyjechać, a Białoruś… Ughhh… — Zamarłam widząc jego minę.

Dobra, cofam to. Wcale nie trafiłam z tematem. Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo i przystanęłam.

— Wiesz… Nawet nie sądziłam, że idealnie widać tutaj niebo.

Rosja popatrzył na mnie i po chwili sam spojrzał w górę. Z nieba uleciał mały płatek śniegu, a ja wyciągnęłam do niego rękę.

— Lubię zimę. To dziwne, prawda? — powiedziałam cicho, czując przyjemny chłód na dłoni w miejscu, w którym roztopił się delikatny kryształek.

— Ja lubię ciepło — powiedział po chwili namysłu Ivan. — Zawsze chciałem spędzić chociaż jeden dzień wśród słoneczników.

— Ooo, to mamy coś wspólnego. — Uśmiechnęłam się. — Też bym chciała przeżyć jeden spokojny dzień. Słoneczniki — wymówiłam to słowo wyraźnie i powoli. — Naprawdę lubisz te kwiaty, prawda?

Da. W moim Domu jest bardzo zimno, czasami zamiecie są tak duże, że zdawają się kreślić bazgroły na księżycu, da? Więc kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy przejeżdżałem konno przez Krasnodar… niegdyś miasteczko nazywało się Jekaterynodar… zauważyłem ogromne pole kwitnących słoneczników. Wyruszałem na wojnę, a one wyglądały tak radośnie, da? Wznosiły swoje głowy w stronę słońca. Bardzo im tego wtedy zazdrościłem, da?

— Co to była za wojna? — zaciekawiłam się, chociaż domyślałam się, że pewnie z Polską. No bo czego innego mogłam się po nim spodziewać.

— Z Francją — odpowiedział zadowolony, a ja poczułam dziwne szarpnięcie w żołądku.

Myśl, że Francis i Ivan toczyli dwieście lat temu ze sobą wojnę, była dla mnie zbyt przytłaczająca.

— Francja miał wtedy duży konflikt z Wielką Brytanią — ciągnął zamyślony — więc wpadł na pomysł załamania brytyjskiej gospodarki, da? Jego szef wprowadził blokadę kontynentalną dla Anglii i nam ją narzucił…

— Co za zarośnięta małpa! — Zdenerwowałam się, przerywając mu. Miałam przed oczami Anglię, który wcale nie był taki zły, wręcz przeciwnie! Nie rozumiałam więc, dlaczego…

Jak Francis mógł…

Pokręciłam głową.

Natalia, uspokój się. Taka jest cena bycia marionetką rządu.

— Wszystko w porządku, Słoneczniku? — zapytał lekko podekscytowany, a ja pokiwałam blada głową. — Nie wyglądasz za dobrze, da?

— Kontynuuj. Jak skończyła się ta cała blokada?

— Rykoszetem dla Francji — odparł tak ucieszonym tonem, jakby fakt problemów Francisa radował go do tej pory. — I moim załamaniem rubla, więc otworzyłem porty dla Wielkiej Brytanii, da? Doprowadziło to do wojny z Francją. Napoleon na mnie najechał i był to początek jego końca, da!

Ale on się tym jarał.

Zaraz… To DLATEGO Francis kazał mi się trzymać z dala od Ivana. Jego żabie serduszko wciąż przepełniał żal i obraza majestatu, że Napoleon przegrał Inwazję na Rosję. To by się zgadzało, wszak przez te kilka miesięcy znajomości wiedziałam, że Bonaparte wciąż był mokrym snem Francuza.

Rosja pokonał go z palcem w dupie, więc dla mnie było oczywiste, że właśnie dlatego nie życzył sobie mojej znajomości z Ivanem.

Jakie to egocentryczne…

— No tak, słyszałam na historii w szkole, że kurdupla wykończył twój klimat. — Pokiwałam głową, z każdą chwilą upewniając się co do motywów Francji. — Przynajmniej tej jeden plus ma ta buda. Lekcje historii z człowiekiem, który potrafi ją poprowadzić.

— Aż tak jest źle, da?

Zrównałam z nim krok i chwilę się zastanowiłam nad odpowiedzią.

— Teraz już nie.

— Zawsze możesz zmienić szkołę, da? — podsunął wesoło. — W Moskwie mam dużo dobrych placówek, da?

Zaśmiałam się głośno, bo żart mnie w sumie rozbawił. Miał lepsze poczucie humoru niż Francis.

— Dzięki, ale postawię jednak na polskie szkolnictwo. — Wyszczerzyłam się. — Nie znam języka rosyjskiego — dodałam szybko widząc, jak mojemu towarzyszowi spełzł uśmiech z twarzy. Nie chciałam mu zrobić przykrości.

— Nauczę cię — zaoferował się. — Nauczyłem już Łotwę, Litwę, Estonię, Czechy…

— Stań w kolejce — burknęłam, bo skumałam w jakich okolicznościach ich uczył. — Ostatnio na ten wspaniały pomysł nauki języka wpadł Francja.

Szliśmy chwilę w milczeniu, a miękki blask latarni co jakiś czas padał na nasze twarze. Byłam już zmęczona i zaczęłam się poniekąd zastanawiać, czy dociągnę do powrotu do hotelu.

— Nie wydajesz się zadowolona z towarzystwa Francji, da? — Usłyszałam i poczułam gęsią skórkę na karku, bo jego głos dobiegał niemalże tuż przy moim uchu.

Odsunęłam się nieznacznie i odpowiedziałam w miarę normalnym głosem:

— Owszem, często na niego narzekam. Ale cieszę się, że Francis ze mną jest. Nie czuję tej dotkliwej samotności, którą czułam przez bardzo długi czas. Mimo, że czasami mam ochotę mu tak pierdolnąć, żeby go, kurwa, zabić.

Ku mojemu zdziwieniu Rosja zaśmiał się głośno. Coraz bardziej miałam wrażenie, że on miał większą bekę ze mnie, niż myślałam wcześniej.

Zimno mi już…

— Opowiedz mi o sobie — powiedział tak nagle, że aż się zresetowałam.

— Dlaczego? — wymamrotałam.

— Chcę wiedzieć i cię zrozumieć, da?

— Tu nie ma nic do zrozumienia. — Wzruszyłam ramionami. — Posiadam już żółte papiery, więc to kwestia czasu, zanim wymorduję pół wsi doprowadzona do ostateczności. Szukam tylko pozwolenia na broń, broni, amoku i najlepszego adwokata w Polszy. Często też gadam bez sensu, a najgorzej, jak się zestresuję. Uwielbiam drugą wojnę światową i pizzę hawajską, co według memów z urzędu dyskwalifikuje mnie na margines społeczeństwa. Czarno widzę swoją przyszłość.
 
— Jesteś bardzo zabawna — stwierdził dość dobitnie, ale przyjacielsko.

— Ta, zabawna jak stepujący bolszewik bez ręki. Wiesz, chyba już wiem, dlaczego tak bardzo cię lubię.

Da?

— Jesteś ogromny, ale nie znam nikogo, kto by na kontynencie był aż tak samotny. Wiem jak cię nazywają, Bestią ze Wschodu. Ale ty z bestią moim zdaniem nie masz nic wspólnego.

Wydawał się być zaskoczony moimi słowami, a ja ciągnęłam swoją złotą myśl:

— Mam nawet wrażenie, że oboje jesteśmy do siebie poniekąd podobni. Ja jestem odludkiem wśród ludzi. I w sumie to jest dziwne. Tutaj, między wami, czuję się dobrze i swobodnie. I mam wrażenie, że personifikacje z jakiegoś nieznanego powodu mnie lubią. Ale w szkole… W szkole jestem taką Rosją.

— Rozwiń to — rozkazał.

— Unikają mnie, trzymają się ode mnie z daleka — powiedziałam cicho. — Jestem dla nich dziwna, inna, zjebana. Śmieją się ze mnie. Wytykają palcami na korytarzu. Nie chcą mnie tam.

— Ode mnie też ludzie uciekają — powiedział spokojnie Ivan, a mnie chyba pogięło w momencie, kiedy wzięłam go pod ramię. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja tylko się wyszczerzyłam.

— Wiesz — ciągnęłam czując, że gęsta atmosfera się rozrzedza — wolę jednak, kiedy mnie unikają, niż jakby mieli mnie gnoić. Mimo, że ignorowanie boli, tak przynajmniej nie boję się już, że moja głowa na przerwie wyląduje w kiblu.

— A wylądowała?

— Tak. Raz.

— Dlaczego? — zapytał, a ja wiedziałam, że tak łatwo tego tematu nie ominę.

— W drugiej klasie gimnazjum stanęłam w obronie niepełnosprawnej dziewczyny. Była na wózku, ale to nie przeszkadzało chłopakom z mojej klasy się z niej naśmiewać. Do tamtej pory nigdy się nie wychylałam, bo mnie tolerowali. Wiesz — dodałam — miałam okulary korekcyjne, aparat na zębach i byłam cicha oraz wyalienowana. Po prostu się bałam, jak to dziecko. Ale pewnego dnia zobaczyłam w jej oczach bezsilność i postanowiłam, że stanę w jej obronie. I wiesz, co się stało? Wszyscy się ode mnie odwrócili. Podkładanie nóg, niszczenie rzeczy, przezwiska i opluwanie było na porządku dziennym. — Zadrżałam na samo wspomnienie, przez co mocniej zacisnęłam uchwyt na ramieniu Ivana. — Myślałam, że jak będę ich ignorować, to się znudzą i dadzą mi spokój. Tylko, że to nie działało, a oni wymyślali coraz brutalniejsze zabawy, żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć. W pewnym momencie przegięli, a ja postanowiłam targnąć na swoje życie. Jak widzisz nie udało mi się, przeżyłam, a ja stałam się silniejsza…

Przerwałam, bo Ivan złapał mnie mocno za podbródek i odwrócił gwałtownie w swoją stronę.

— Boisz się — powiedział po chwili, zaciskając palce nieco mocniej na mojej skórze i przybliżając swoją twarz z uśmiechem. — Wciąż widzę strach w twoich oczach, da?

 

 

***

 

Rozejrzał się zdezorientowany po sali i gdy nie znalazł Natalii, poczuł narastającą irytację.

Zawsze tak było. Zawsze się gubiła, wychodziła czy uciekała i to w najmniej odpowiednim momencie.

Zerknął na zegarek i zobaczył, że zostało dwadzieścia minut do północy. Zaklął pod nosem i ruszył w stronę Matta, stojącego samotnie przy ścianie.

Matthiew, nie widziałeś Natalii?

— Umm… Nie…

— Cholera… — Poczuł lekki niepokój.

— A co? Już ją zgubiłeś?

Przymknął oczy i obejrzał się na Anglię, który był już pod wpływem alkoholu. Nie podobało mu się, że dziewczyna tak swobodnie z nim rozmawiała, chociaż znał rywala już na tyle dobrze, że poznał, że ten wcale nie był zainteresowany rozmową z małolatą. Przynajmniej, póki na tapecie nie pojawił temat Harry’ego Pottera.

— Bzdury. Pewnie poszła do toalety. Ona ma pęcherz jak wiewiórka.

— HAHA! Nawet nie potrafisz jej dobrze upilnować, debilu! — Zatoczył się potężnie. — Pewnie zwiała przy lepszej okazji.

— Zamknij się! — Zdenerwował się i prychnął. — Co ty możesz wiedzieć?

— Więcej niż ci się wydaje!

Pijany Brytyjczyk był iście upierdliwą i męczącą personą.

— S-Spokojnie… — odezwał się cicho Kanada, ale nie zwrócili na niego uwagi.

— Przyprowadzasz tutaj laskę, która tajemniczo znika, gdy na chwilę schodzisz jej z oczu! To chyba logiczne, że od ciebie uciekła, haha! Ale jaja!

Zgrzytnął zębami i sztartnął w jego stronę, gdy Anglia nagle przestał się śmiać i wybałuszył oczy. Koło nich szedł akurat Sealandia z talerzem pełnym jedzenia i zmierzający do pierwszego wolnego stolika. Obserwował, jak zdenerwowany Arthur łapie go za ramię i wściekły syczy:

— A ty co tu robisz?! Chyba zabroniłem ci tutaj przychodzić!

— Tak się składa, dupku Anglio, że dostałem zaproszenie!

— Tak? — prychnął Brytol, przekręcając oczami. — Ciekawe od kogo!

— Od pana Rosji i tej miłej dziewczyny.

— Zaraz, jakiej miłej dziewczyny? — wtrącił się, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. — Takiej w wiśniowej sukience i trampkach?

— T-tak — zająknął się niepewnie Sealandia, po czym spojrzał na brata. — Kazała również przekazać, żebyś się
ODJEBAŁ, bo mam zaproszenie, dupku!

Dzieciak pokazał zdumionemu Anglikowi język i pobiegł ze śmiechem przed siebie.

— Co za niewychowany bachor! — wycedził i przyłożył dłoń do czoła.

— Cholera jasna! — zaklął, bo kiedy się rozejrzał, to faktycznie nigdzie nie zauważył Rosji. — Mogłem jej nie zostawiać samej!

— Tak, to twoja wina! — Rywal wskazał na niego palcem.

Czuł, jak powoli panika opanowywała jego umysł, a jego zaskoczyło, że tak bardzo się o nią bał. Miał tylko zerwać kwiat, więc dlaczego czarne scenariusze przedstawiające jej zakrwawione ciało tak bardzo go paraliżowały?

— Nie rozumiesz?! — Złapał Anglika za kołnierz w przypływie emocji.

— H-Hej! Puszczaj mnie, zboczeńcu!

— Rosja upatrzył ją sobie, rozumiesz? — Podenerwowany zaczął potrząsać blondynem jak szmacianą kukiełką. — On ją zabije! Dla własnej satysfakcji!

— To nie mój problem! — Wściekł się mężczyzna i wyrwał się z jej kleszczowego zacisku. — Skoro tak bardzo się o nią boisz, to dlaczego, do cholery, tutaj jeszcze jesteś?!

— Racja, racja! Musimy ją znaleźć!

— MY?!

— Tak!

Nie czekając na zgodę, złapał blondyna za rękaw i pociągnął mocno w stronę wyjścia, nie reagując na protest tego drugiego.

 

***


Serce zaczęło bić mi w piersi tak szybko i mocno, że byłam na sto procent pewna, że Rosja słyszał je bez problemu. Atmosfera stała się nie do zniesienia, a aura która biła od niego była wręcz przerażająca, zwalała mnie z nóg. Nigdy wcześniej chyba nie czułam takiego przerażenia jak w tym momencie, a w oczach Ivana nie widziałam już tej dziecinnej niewinności i radości.

Jego źrenice zwężały się, a fiolet tęczówek w świetle latarni zdawał się emanować niezdrowym blaskiem.

Zamarłam przeczuwając, że zaraz stanie się coś strasznego, ale ten tylko patrzył mi prosto w oczy, po czym mnie puścił.

— Tylko głupi się nie boi… — burknęłam, rozmasowując podbródek i starając się przy okazji jakoś uspokoić. — Która jest właściwie godzina?

Rosja zerknął na zegarek, a ja w tym czasie się rozejrzałam. Byliśmy w środku parku i w sumie wypadałoby wracać. Zwłaszcza, że zaraz zesikam się ze strachu.

— Za dziesięć minut wybije północ.

— O nie! Wracajmy! — Wystraszyłam się. — Francja się wścieknie!

— O to, że jesteś ze mną, mój Słoneczniku? — Uśmiechnął się przerażająco, a moje serce zamarło.

Ten koleś…

— O to nie ma prawa być wściekły — powiedziałam twardo, choć moje plecy były już całe mokre. — Nie mam wobec niego żadnych zobowiązań. Chociaż nie… Zapomniałam, że jego to nie interesuje.

Zawróciliśmy w stronę dworku. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę powrotną. Wciąż czułam tą gęstą atmosferę, przez co moje zajęcze serce o mało nie wyłamało mi żeber, by spieprzyć stąd jak najdalej. Byliśmy już prawie przy dworku, gdy usłyszeliśmy gwar. 

To personifikacje wyszły na zewnątrz, by wspólnie odliczyć czas do Nowego Roku oraz zobaczyć pokaz fajerwerków. Że ich to jeszcze po tylu wiekach nie nudziło… Ja miałam osiemnaście lat i już mnie to wszystko wkurwiało i napawało zażenowaniem.

— Dziękuję za spacer — powiedział uprzejmie Rosja, a ja poczułam z ulgą, jak atmosfera stała się normalna. Szybko zdjęłam z siebie jego płaszcz i oddałam.

— Ja też — powiedziałam zestresowana, uśmiechając się niepewnie. — Mimo, że mnie pod koniec wystraszyłeś, sukinkocie, jak cholera. Zacznij się w końcu kontrolować, bo trafisz kiedyś na właściciela paralizatora i się zesrasz, jak cię nim potraktuje…

Słucham?

Brawo, Natalia. Ugryź się czasami w język.

— Natalia!

Odwróciłam się w stronę tłumu i mrużąc oczy, dostrzegłam przeciskających się w naszą stronę Francję i Anglię. Poczułam niesamowitą ulgę, jak po chwili znalazłam się w objęciach Francji, a ja pacnęłam swoim policzkiem w jego szyję.

Jak cudownie, jak bezpiecznie…

Czując, jak moje nogi miękną, a ja się rozpływam, synapsy w mózgu podesłały mi zgrabny obraz znaku stopu.

— Chwila! — Zarumieniona oderwałam się od niego i wtedy zobaczyłam, że ten był cały blady. — A tobie co się stało?

— Natalia, nie rób tak nigdy więcej! — Złapał dłońmi za moją twarz, żeby obejrzeć ją z każdej strony tak, jakby upewniał się, że byłam cała i zdrowa.

— Poszliśmy tylko na spacer…

— Zniknęłaś mi z oczu! A ty… — Spojrzał na Rosję ze złością. — Możesz ją w końcu zostawić w spokoju?!

— Hej, nie krzycz po nim! — Zdenerwowałam się i wyrwałam, żeby stanąć między nimi. — To ja zaproponowałam, by wyjść! Ivan niczym nie zawinił, żebyś tak na niego naskakiwał!

— Głupia! — warknął nagle Anglia, wychylając się zza pleców Francisa. — Głupia! Głupia!

— Nie życzę sobie, byś zadawała się z tym psychopatą — powiedział głośno i wyraźnie Francis.

Zapowietrzyłam się, ale zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, tłum ryknął.

— A im co?! — Podskoczyłam.

— Odliczają — odpowiedział spokojnie Ivan, wpatrując się w niebo z pewnym smutkiem.

— Chodź, znajdziemy dobre miejsca! — Francja złapał mnie za nadgarstek i odciągnął od Rosji.

Popatrzyłam na Ivana i zanim zniknęłam w tłumie, pomachałam mu na do widzenia.

Ledwie przystanęliśmy, gdy w niebo wystrzeliły różnokolorowe fajerwerki. Zapatrzyłam się w nostalgii na ten piękny widok i nawet nie zwróciłam uwagi na to, że Francja objął mnie z tyłu i przytulił do siebie kurczowo.

Pomimo wszystkiego, z tyłu głowy wciąż byłam myślami przy Rosji, który na ten sam widok musiał po raz kolejny patrzeć w samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...