Serce biło mi jak oszalałe, gdy zamknęłam za sobą drzwi. W przedpokoju stali już Hiszpan, Prusak oraz bracia Włochy i wszyscy gapili się na mnie w pełnym oczekiwaniu napięcia.
— Co? — zapytałam krótko, bo myślałam raczej zwięźle.
— Jesteś cała? — Antonio podszedł do mnie zaniepokojony.
— A nie widać? — Zamrugałam.
— Oooooooo, ale ci się oberwie od Francisa. — Gilbert pomachał w moją stronę
palcem.
— A on to co? Mój stary? — prychnęłam.
— Typowy Polak. — burknął w odpowiedzi niezbyt zadowolony z tego, że i on
musiał się ze mną użerać. — Uparty, głupi i wszystko wiedzący najlepiej. Nic
nigdy się nie podoba, najlepiej na wszystko narzekać. Pieprzone nieroby i
ciamajdy mające wieczny żal do życia.
— Słucham?!
Do mieszkania wszedł Francis w takim humorze, że moja pewność siebie przeszła
na tryb samolotowy.
— Ma chérie, pozwól proszę na chwilę.
— Wskazał dłonią na mój pokój.
Unikając jego wzroku jak ognia, skierowałam się w wyznaczone
miejsce. Wciąż nie czułam się komfortowo w jego towarzystwie po naszej
"wspólnej nocy". Usiadłam na łóżku, założyłam nogę na nogę i
przybrałam minę pana i władcy tego przybytku.
— Ma chérie — powiedział spokojnie Francja, zamykając drzwi. — Chciałbym
z tobą szczerze porozmawiać.
— Mów.
— Po pierwsze chciałbym cię przeprosić za dzisiaj. Nie powinienem sobie robić
żartów. A po drugie...
— To tyle? — zapytałam z niedowierzaniem. — "Nie powinienem
żartować"? Dlaczego w ogóle zaciągnąłeś mnie do pokoju? Czemu widząc, że
ledwo trzymam się na nogach, nie zostawiłeś mnie w spokoju? Mogło być tak
pięknie. Zaliczyłabym zgona, a rano wszystko byłoby w porządku.
— To wcale nie było tak, jak myślisz. — Zaśmiał się pod nosem. — Właściwie to…
Nawet byś mi nie uwierzyła, gdybym powiedział ci prawdę. Powiedzmy więc ten
jeden raz, że masz rację a ja niesprawiedliwie, ale bohatersko, wezmę to na siebie,
żeby ochronić twoją kruchą psychikę.
Przymknęłam oczy czując, że zalewa mnie krew. Dobra, jednak trzeba zmienić
temat, bo dostanę udaru i skończy się dla mnie lot w przestworzach.
— Skąd masz tego sińca na oku?
— A to... — burknął. — Myślałem, że poszłaś do Kornelii. Więc poszedłem cię tam
szukać. Ale ona na dzień dobry przywaliła mi w twarz.
— Muszę jej podziękować... — mruknęłam z uznaniem.
— Natalia. Jak się poznaliście? — Oparł się plecami o ścianę.
— Znamy się od podstawówki. Ona mnie kopnęła, a ja jej oddałam. I tak zaczęła
się przyjaźń…
— Nie o Kornelię mi chodziło, tylko o Ivana.
— Ach… Spotkałam go tydzień temu. — Wzruszyłam ramionami. — Ale w sumie,
rozmawialiśmy wtedy może z minutę. A dziś siedziałam na ławce i ...
— I do ciebie podszedł, tak? — spytał cicho.
— No... Tak. — Potwierdziłam i uśmiechnęłam się szeroko. — Jest bardzo
sympatyczny! I taki lekko zagubiony... Szkoda mi go, myślę, że się
zaprzyjaźniliśmy...
— Nawet o tym nie myśl! — powiedział ostro, czym mnie zaskoczył. — Masz się do
niego nie zbliżać.
— Ale przecież…
— To dla twojego dobra.
— A skąd wesz, co jest dla mnie dobre? — Zmarszczyłam czoło. — Mieszkasz tu
parę miesięcy i myślisz, że znasz mnie na wylot?
— Ciebie może nie. Ale Rosję już tak.
Westchnęłam i spojrzałam na swoje buty.
— Ale przecież Niemcy też robił straszne rzeczy — zaczęłam powoli. — Tak
właściwie, to wy wszyscy macie krew na rękach. Bez wyjątku. Nawet ty.
— To prawda. Ale Rosja jest sadystą. Widział zbyt wiele zła, o wiele, wiele
więcej niż ja czy Hiszpania. To wszystko odcisnęło na nim piętno, rozumiesz? On
nawet nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że jest wręcz dziecinnie okrutny.
— Szkoda mi go… Jest taki zagubiony… — Westchnęłam i uniosłam wzrok na Francję.
Chwilę na niego patrzyłam, po czym zapytałam z zawodem: — A po mnie nie masz
siniaka?
— Poza tym, że przestawiłaś mi szczękę, to nie.
— Przynajmniej tyle. — Zaśmiałam się.
— Ma chérie, zgoda? — Podszedł i wyciągnął do mnie rękę, a ja się
zasępiłam.
Gnojek i tak będzie tu siedział, ile mu się żywnie podoba,
więc utrudnianie sobie życia nie wchodzi w grę.
— Zgoda. — Podałam mu dłoń, a ten niczym prawdziwy dżentelmen pocałował jej
grzbiet. Zarumieniłam się lekko.
— Fantastycznie! — Uśmiechnął się zniewalająco, a ja pozieleniałam. — To co, ma
chérie? Obiad?
— Głupie pytanie. — Wyszczerzyłam się słabo. — Zjadłabym konia z kopytami.
***
[11 grudnia 2016 — niedziela]
Dwa tygodnie minęły, a ja z każdym dniem byłam coraz bardziej tym wszystkim
zmęczona. We Francję, jakby wraz z ukończeniem przeze mnie osiemnastu lat,
wstąpił diabeł.
Podteksty, aluzje i komplementy towarzyszyły mi praktycznie
cały czas, przez co zmieniłam kompletnie styl ubierania się tak, żeby dać mu
jak najmniej okazji do otwierania na ten temat ryja.
Przestałam czuć się komfortowo we własnym domu, kiedy
przechodząc koło Francisa nagle lądowałam pod ścianą lub w jego ramionach, gdy
ten, niczym karp, wystawiał usta do całowania. Doskonale wiedziałam, że idiota
za wiele sobie pozwalał swoim natrętnym zachowaniem, a ja nic nie mogłam z tym
zrobić. Nikt z obecnych również nie stawał w mojej obronie. Co więcej, Prusak kumplowi
jawnie kibicował i podżegał do dalszych kroków.
Starałam się z Francją rozmawiać, ale rozmowy pomagały
jedynie na kilka godzin, a później znów wszystko wracało do normy. Nie miałam
wyboru, nauczyłam się więc bronić. Z każdym dziwnym ruchem z jego strony
obrywał. I za każdym razem wracał jak bumerang.
W nocy ze snu przeszłam w tryb czuwania. Albo kompletnie nie spałam, póki
książę Francis nie wrócił z imprezy czy z miasta. Zazwyczaj, kiedy był w stanie
upojenia alkoholowego, nie potrafiłam się od niego odkleić. I resztę nocy
spałam w łazience, żeby mieć namiastkę cholernego świętego spokoju. Często
płakałam też z bezsilności, bo mnie to po prostu przerastało. Do płaczu
dołączyły również wymioty przez stres i zdenerwowanie. Czułam się zniszczona i
zaczęłam chudnąć.
Nawet nie wiedziałam kiedy dostosowałam swój tryb życia
do Francji. Pozbawiona akceptacji własnego ojca oraz stłoczona przez jego
przerost ambicji względem mnie, każda forma atencji otrzymana od Francisa
uzależniała mnie coraz bardziej, przez co mój głód emocjonalny zaczął niebezpiecznie
wzrastać. A ja zaczęłam z tym walczyć.
Nie wiedziałam, co wykańczało mnie bardziej. Rosnący we
mnie potężny syndrom sztokholmski, czy może ON. Chociaż balansował na granicy
molestowania, starał się tej granicy nie przekraczać, oczywiście pomijając
akcję z mojej osiemnastki. Wciąż nie miałam pojęcia co miał na myśli mówiąc, że
sytuacja była zgoła inna od tej, co mi się wydawało. Ale od tamtej pory często
włączał piosenkę Konik na Biegunach,
przez co zaczęłam rzygać tym polskim hitem.
Romano, zanim odjechał, życzył mi powodzenia i
stwierdził, że dopiero teraz Francja zachowuje się normalnie, a ja pytałam w
duchu, jak to było możliwe. Owszem, bywały momenty kiedy można było z blondynem
po ludzku porozmawiać i się pośmiać jak dawniej, przez co cała sympatia i
przywiązanie do niego wracało ze zdwojoną siłą. Ale niestety bardzo szybko
potrafił wszystko zepsuć.
Jedynie odwiedziny u babci lub wujostwa wpływały na mnie relaksująco, ale parę
godzin nie było przecież w stanie naprawić tych kilku straconych w nerwach dni.
Nigdy nie podejrzewałam, że moim wybawieniem będzie szkoła. Mogłam tam
spokojnie odpocząć, a na okienkach w czasie trwania religii, z której
zrezygnowałam zaraz po uzyskaniu pełnoletności, oraz WFu (nienawidziłam
sportu!) odsypiałam sobie w bibliotece.
Niestety Francja wymyślił, że będzie mnie wozić do szkoły
i z niej odbierać, przez co jego chevrolet zrobił ogromne wrażenie pierwszego
dnia wśród uczniów, kiedy to wypucowane krwistoczerwone Camaro zaparkowało
naprzeciwko szkoły. Przystojny Francuz wzbudzał sensację wśród dziewczyn, a
samochód wśród chłopaków. A kiedy doszedł do tego też fakt, że to ja się nim
wożę, to plotkom, dogryzaniom oraz wytykaniem palcami nie było końca.
Zaprzeczanie plotkom nie dawało żadnych efektów. Było
nawet gorzej. Postanowiłam więc to wszystko olać, by mieć jeszcze trochę
spokoju. Niech myślą sobie, co chcą. Także w szkole przez ponad tydzień na
ustach królowałam ja, jako dziwka, bo jak to tak, żeby Żylińska woziła się
takim autem?
Ola i Monia bez powodzenia próbowały ze mną rozmawiać, ale ja się na nie zamknęłam na dwie kłódki, zamek i gumę. Dały więc sobie spokój.
Jedynie Nela, widząc mnie w stanie praktycznego nieużytku, szybko wyciągnęła ze mnie,
co się odpierdala w moim przybytku bólu i cierpienia. I wpadła we wściekłość.
Tłukła mi do głowy, że nie mogę siedzieć i płakać, tylko mam się wziąć w garść
i nie pozwolić sobie wejść na głowę. Sama zaś na widok Francji zaczęła dostawać
piany na pysku. Co więcej, wygarnęła mu wszystko, co o nim sądziła, dając mu
dożywotni zakaz wstępu do jej mieszkania, co niestety skończyło się tym, że
trójka przyjaciół wychodziła razem na miasto lub byli u mnie.
A ja byłam na skraju wytrzymałości.
***
Tego dnia była niedziela. Siedziałam zamknięta w pokoju i
rozwiązywałam zadania z matematyki, a Ares spokojnie drzemał u moich stóp.
Jakby tego wszystkiego było mało, z moim czworonożnym przyjacielem też nie było
najlepiej. Kilka dni wcześniej stracił przytomność na spacerze, przez co
Francja i zapłakana ja, zawieźliśmy go na cito do weterynarza.
Kolejne leki podtrzymujące życie. Kolejna chemia. Kolejny
niepotrzebny ból.
Dochodziła dwudziesta druga, a ja zaczęłam czuć ogromny niepokój. Dziś był
kolejny dzień, kiedy Francja z Prusem i Hiszpanem wybyli w bajlando, a mnie
znów było niedobrze ze zdenerwowania. Kiedy uznałam, że nie dam rady się już
skupić nad materiałem, usłyszałam śmiechy w przedpokoju.
Odetchnęłam z ulgą i wstałam, ale zamarłam, gdy
usłyszałam perlisty śmiech kobiety. Nie mając dobrych przeczuć, wyszłam z
pokoju z psem u boku.
Krew odpłynęła mi z twarzy, a gdzieś w okolicy serca poczułam ogromny
rozrywający ból, kiedy zobaczyłam rudowłosą dziewczynę, dość skąpo ubraną w
ramionach Francji. Czy oni się, do cholery, całowali w moim przedpokoju...?
Bezwiednie przyłożyłam dłoń do ust, czując, że narastający ból w piersi
rozsadzi mnie od środka. Musiałam przytrzymać się drugą ręki ściany, żeby nie
opaść na podłogę.
— Natalia! — Hiszpania spojrzał na mnie przerażony.
— Co tu się dzieje? — spytałam słabo.
Francja oderwał się od dziewczyny i zatoczył się lekko.
— Mon amour! Poznaj proszę Sabinę! Nie masz nic przeciwko, by została z
nami na noc~? — Chwycił ją za tyłek i przyłożył usta do jej skroni, patrząc
przy tym mi prosto w oczy. Dziewczyna zachichotała, a moje serce w tym momencie
rozleciało się na kilkadziesiąt kawałeczków.
— WYPIEPRZAĆ Z MOJEGO DOMU! WSZYSCY! NATYCHMIAST! — wydarłam się, podczas gdy
łzy poleciały mi po policzkach.
— Ohohoho, non, non, non. — Francis pokiwał w moją stronę palcem, po
czym czknął.
— ARES! BIERZ JĄ!
Wskazałam na kobietę palcem, a Ares zaczął szczekać.
— Ale o co ci, gówniaro, chodzi? — Zdziwiła się. — Sprawy dorosłych nie dotyczą
dzieci! Do lekcji! — Wybuchła śmiechem i zatoczyła się.
O nie. Nie, nie, nie, nie, nie.
No nie. No po prostu, kurwa, NIE!
Doskoczyłam jak puma do rudowłosej i złapałam ją pełną garścią za kudły. Ta
krzyknęła z bólu i zdumienia, a ja wyszarpałam ją siłą na korytarz klatki
schodowej za włosy. Następnie rzuciłam za nią jej czerwoną torebkę.
— JESZCZE RAZ CIĘ TU ZOBACZĘ, DZIWKO, TO WZYWAM GLINY!
Trzasnęłam drzwiami i dysząc spojrzałam na Francisa. Cała się trzęsłam.
Ten zdawał się tym nie przejmować, co więcej opierał się plecami o ścianę i
pieprzył coś pod nosem po swojemu. Zrobiłam krok w jego stronę, a Antonio
zasłonił go ciałem.
— Natalia, proszę cię, uspokój się. To nie tak…
— A JAK?! JAKIM PRAWEM TEN GNOJEK PRZYPROWADZA MI DZIWKI DO DOMU?! NIE
POTRAFISZ PANOWAĆ NAD TYM IDIOTĄ?!
Rozpłakałam się, a Hiszpan nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie ze szczerym
współczuciem.
— Mam dosyć. — Zaszlochałam, przecierając oczy. — Mam was dość! WYNOŚCIE SIĘ
STĄD!
— Non! — Francja jakby się ocknął, bo odkleił się od ściany i pijany jak
nigdy do tej pory wskazał na mnie palcem. — Zgodnie z umową zostaję tutaj! No…
Chodź do mnie! — Rozłożył ramiona.
— ŚWIETNIE! — krzyknęłam histerycznie. — TO SOBIE TU BĄDŹ!
Wpadłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy swoją walizkę na kółkach.
Zaczęłam wrzucać do niej byle jak swoje ubrania, a w momencie, kiedy próbowałam
ją domknąć, do mojego pokoju wślizgnął się Antonio.
— Co robisz…?
— Pakuję się, nie widać? Wypierdalam do Radomia — wymamrotałam przez łzy. — Mam
go dosyć.
— Natalia…
— Zaopiekuj się Aresem przez ten czas, dobrze? Tam, gdzie idę, nie mogę go
zabrać…
— Rozumiem. — Hiszpania kucnął przy psie i go pogłaskał.
Pocałowałam psa w czoło, błagając w myślach, by wytrzymał te kilka dni, po czym
założyłam kurtkę, buty i z trzaskiem przeszłam przez przedpokój.
Zignorowałam bełkot Francisa i wybiegłam z mieszkania. Przeleciałam przez
schody i pędziłam przed siebie chodnikiem jak szalona i dopiero, kiedy
znalazłam się na opuszczonym placu zabaw, wyciągnęłam drżącymi rękoma telefon i
wybrałam numer do Neli.
— Y. Halo?
— Nela, błagam, mogę do ciebie przyjść? — Rozryczałam się ponownie i oklapłam
na huśtawce.
— Natalia, co się stało?!
— On przyprowadził mi do domu prostytutkę! — Wychlipałam do słuchawki. — Nie
mam gdzie się podziać…
— Dibu, uspokój się. Przyłaź do mnie,
natychmiast.
Rozłączyłam się i siedziałam chwilę w ciszy.
Ten ból w sercu… Ten cholerny ból znaczył,
że mnie zależy.
Koniec, Natala. Czas się wyleczyć. Zwiększyć dystans.
Wypieprzyć go z głowy, z serca i ze wszystkich innych dziwnych miejsc, w których
zalęgł się jak mole spożywcze.
Wstałam i poczłapałam do Neli, która mieszkała całkiem blisko mnie.
Gdy weszłam do windy w jej bloku, znów poczułam się jak zdradzana żona,
przyłapująca swojego męża z kochanką. Jestem zdecydowanie za wrażliwa i za miękka.
Teraz do mnie dotarło, że mnie ten pajac cholernie się podobał i pomimo tego,
że sukinkot wykańczał mnie psychicznie, to podświadomie do niego lgnęłam.
Lgnęłam? Kurwa mać,
ja się zakochałam!
Nawet jeśli to tylko syndrom sztokholmski, to jednak…
O nie, kurwa. Tak nie będzie. Nie zagramy
więcej w bierki.
JAK powstrzymać syndrom sztokholmski? Przecież człowiek
nie wybiera sobie sytuacji, w jakiej się znajduje. Może tylko, a nawet musi,
nauczyć się temu sprostać.
Próbowałam sobie przypomnieć z pogadanki na godzinie
wychowawczej z zajęć psychologii, czym wyróżniał się taki syndrom. Po
pierwsze, to poczucie zagrożenia. Tak. Cholernie bałam się, że wyląduję w łóżku
z tym typem, a on mnie potem zostawi.
Po drugie, napastnik przejawia odruchy życzliwości. Tak,
jego tosty są świetne, a zupa cebulowa przepyszna.
Trzecim punktem był brak możliwości ucieczki, a czwartym
izolacja. Cudownie, ani ich wyjebać z mieszkania nie mogłam, ani podzielić się
ich sekretem z CBŚ, żeby zajęli się problemem w moim skromnym imieniu.
To było absurdalne. Jedyne, co mogło mi pomóc to
psycholog, ale ta opcja odpadała z prostego względu. Nie mogłam wydać ich
cholernej tajemnicy. Musiałam więc albo z tym walczyć, albo się poddać.
Zapukałam do drzwi Neli, a ta otworzyła mi je zaniepokojona. Widząc mnie w takim, a nie innym stanie, złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka.
— Prusy już dawno zasnął — mruknęła cicho. — Był pijany w sztok. Powiedziałam moim starym, że będziesz u mnie nocować kilka dni z powodu remontu kanalizacji, bez problemu się zgodzili. Nawet nie dopytywali, standard.
Weszłyśmy do jej pokoju, w którym siedział Niemcy i czytał jakąś książkę. Nie lubiłam go. I w sumie nigdy nie zamieniłam z nim nawet słowa, po prostu go ignorowałam. W końcu to NIEMCY.
— Ludwig — powiedziała delikatnie Nela, przez co prawie jej nie poznałam — czy mógłbyś wyjść?
Blondyn spojrzał na mnie z lekkim współczuciem, ale kiwnął głową i wyszedł bez słowa.
— Opowiadaj…
Usiadłam na łóżku i opowiedziałam wszystko po kolei.
— Co za skurwysyn! — krzyknęła, kiedy skończyłam swoją bajkę na dobranoc. — Przecież ja go zajebię!
— Nie wiem, co mam zrobić… — Załkałam.
— Jak to…? TY nie wiesz, co masz zrobić?! Weź się w garść, dziewczyno! — Złapała mnie za ramiona i potrząsnęła. — Jesteś Polakiem, tak czy nie, do cholery?! Masz mu pokazać, kto tu rządzi! Jak słownie nie idzie, to pięścią! Jak to lubiłaś powtarzać? LANCE DO BOJU, SZABLE W DŁOŃ! No! Kim jesteś?!
— Jestem zwycienscom! — Krzyknęłam i zaczęłam się histerycznie śmiać, przez co Nela również wybuchła brechtem. Obie kulałyśmy się ze śmiechu, śmiejąc się coraz bardziej i bardziej, nie potrafiąc się uspokoić.
— Dobra, wystarczy! — Nela wstała, trzymając się za brzuch. — Trzeba ci pościelić na podłodze.
— Jasne… — Pociągnęłam nosem, bo gdy głupawka mi przeszła, znów zrobiło mi się bardzo ciężko na sercu. — Mam wyrzuty sumienia…
— Co? Niby dlaczego? — warknęła.
— Zostawiłam tam Aresa…
— Ach… Ale jest Hiszpania, prawda? Zajmie się nim!
— Oby…
Poczułam zmęczenie. Nela widząc, że powoli opada mi głowa, ruszyła po dodatkową pościel i dziesięć minut później zasypiałam, wtulona do poduszki.
★★★
* Prusy, czyli (nie)trudne nazewnictwo.
Natalia często będzie nazywać Gilberta per PRUS. Jest to zdecydowanie błędne nazewnictwo ze strony bohaterki, które wynikają z jej niedouczenia w kwestii etnicznej, co możemy jej chyba wybaczyć, w kocu ma tylko osiemnaście lat i dalej wierzy w Świętego Mikołaja i dobroć ludzką.
Ale my możemy poświęcić chwilkę na sprostowanie:
❅ Mieszkaniec Prus, rozumianych jako historyczna kraina bałtyckiego plemienia Prusów, to Prus
❅ Mieszkaniec Prus, rozumianych jako Państwo Niemieckie, odziedziczone po Krzyżakach, to Prusak. Czyli nasz Gilbert.
Natalka zostanie przez samego zainteresowanego poprawiona w swoim czasie.
Takie tam małe sprostowanie, że błędne nazewnictwo jest tutaj zamierzone. Ave! ❤
Kocham Was, Tobi Aishi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz