Machałam miotłą na pierwszym piętrze. Minęła już pełna
godzina, a mnie w sumie zaczęło się to podobać. Nie było krzyków, fochów ani
pisków. Tylko cisza i spokój.
Kochałam swoje dziecko ponad własne życie i choć
przesypiał grzecznie noce, to czułam się zmęczona. Uśmiechnęłam się pod nosem i
żwawiej machnęłam kijem.
Relaks. Spokój. Cisza.
— Chcę być seme będąc uke, czując się znów poniżany~
— zanuciłam wesoło, czując przepełniające mnie szczęście. — Bo mój seme mnie
codziennie siłą przyciska do ściany! Chcę być seme! Chcę być seme! Lecz
charakter nie pozwala. Bo kto uke się urodził, uke pozostanie nadal!
Zrobiłam dwa obroty wokół własnej osi i zachichotałam.
— Ach, tak bardzo chcę być seme! Lecz się myśli moich
boję — zaśpiewałam głośniej. — Gdy mnie seme bardzo mocno! Łapie za
nadgarstki moje~! Lalalalala!* — Odwróciłam się od ławki w stronę prawego
skrzydła i zamarłam.
Petro patrzył na mnie z totalnym mindfuckiem na twarzy.
— Zajebiście — mruknęłam, podczas gdy moje policzki
zaczerwieniły się jak dupa pawiana.
— Natalie? — zapytał, a lewy kącik jego ust drgnął lekko
w górę.
— Tak, śpiewam — odpowiedziałam automatycznie. — Tak,
fałszuję. TAK, mam to w dupie.
— Szacun. — Pokiwał głową.
— Szukasz czegoś? Bo jeżeli chcesz tylko mnie posłuchać,
to musisz wyskoczyć z piątaka, bo to, kurwa, nie jest koncert charytatywny.
— Właściwie, to wracałem do swojego pokoju.
Minął mnie i ruszył w stronę swojej klasy, ja natomiast
spuściłam głowę i naburmuszona zamiotłam kurz pod ścianę.
— Swoją drogą, Natalie. — Obejrzałam się za siebie, by
spojrzeć na Ukraińca otwierającego drzwi ze swojego pokoju. — Bycie uke nie
jest wcale takie złe, jeżeli trafi się na odpowiedniego partnera.
Moje serce zamarło, a mnie zrobiło się gorąco, kiedy
chłopak rzucił mi rozbawione i porozumiewawcze spojrzenie, a mnie mimo woli
zakuło w miednicy.
Typ, choć młodszy, miał prawie dwa metry, gdyby mnie tak…
To ja przecież… Dobrze, że szpital był piętro niżej.
Potrząsnęłam głową przerażona tymi myślami i bezwiednie
zacisnęłam dłonie na drewnianym kiju.
— Miej mnie w opiece — mruknęłam pod nosem.
— Bardzo chętnie, ma chérie~.
Wrzasnęłam wystraszona, a kij wyrzuciłam w powietrze,
który po chwili odbił się od ściany i z łoskotem opadł na ziemię.
Odwróciłam się z dłonią na sercu i zobaczyłam uśmiechniętego
Francisa i Gilberta… trzymającego Feliksa.
— Co ty robisz? — zapytałam zaskoczonego Prusaka.
— Patrzę na kretynkę.
— Nie o to mi chodziło! — Podeszłam do niego i
wyciągnęłam ręce po Felka, ale ku mojemu zdziwieniu jednak, Gilbert nie wykonał
żadnego ruchu w tym kierunku, żeby mi go oddać — Gil. Moje. Dziecko —
wycedziłam wyraźnie każde ze słów.
— Niestety — odpowiedział, bezczelnie się przy tym
uśmiechając. — Ale powiem ci coś, kuzyneczko, miłego. Twój syn bez problemu zaliczyłby
się do programu Lebensborn.* Oj tak, prawdziwy z niego kandydat na germanizację
— zamruczał, łapiąc Feliksa za policzek.
— TYLKO SPRÓBUJ, A ZROBIĘ Z CIEBIE ZATYCZKĘ ANALNĄ DLA
KING KONGA! — wydarłam się na niego, a Francis złapał mnie za ramię i odciągnął
od szarego.
Feliks chyba wystraszył się mojego krzyku, bo przytulił
się do Prusa i wybuchł głośnym płaczem.
— Brawo, wariatko — warknął Gil i odwrócił się do mnie
plecami. — Ciii~, mały. Spokojnie. Twoja matka ma epizod schizofrenii i musi
się uspokoić — dodał po niemiecku, a mnie wszystkie kudły stanęły na
głowie.
— Nie, Feliks! — zawołałam zrozpaczona ze łzami w oczach,
gdy zobaczyłam, jak Prus z nim odchodzi, nawet się na mnie nie oglądając. — Oddaj
moje dziecko, szwabie! Nie! Feliks!
— Uspokój się! — powiedział stanowczo Francis i unieruchomił
mnie. Spróbowałam się wyrwać, ale mężczyzna złapał mnie mocnym chwytem za ręce
i docisnął je do ściany. Czułam jego ciepły oddech na policzku, co tylko wzmogło
moją panikę.
— Jak mam się uspokoić, skoro ten szkop odebrał mi
dziecko?! — Szarpnęłam się gwałtownie, ale kompletnie nie miałam siły
przebicia. Francja był silniejszy. — Jak możesz na to pozwalać? — wycedziłam do
niego, a po policzkach spłynęły mi łzy. — On mu zrobi krzywdę!
— Dlaczego Gilbert miałby mu zrobić krzywdę? — zapytał
stanowczo. — Oszalałaś?!
— Nie pozwolę, żeby Prusy germanizował moje dziecko!
— Możesz mieć o nim negatywne zdanie, ale Feliks jest z
nim bezpieczny!
— Akurat!
— Ufasz mi?! — zagrzmiał, a ja nawet nie musiałam się
zastanawiać nad odpowiedzią:
— AKURAT!
— Szkoda, bo by to wiele ułatwiło. — Westchnął, po czym
zacisnął uchwyt na moich nadgarstkach jeszcze bardziej, że aż poczułam lekki
ból.
Widziałam, jak jego oczy zabłysły w pewnym momencie, a ja
dostałam bardzo złych przeczuć z tym związanych. Musiałam jakoś wyrwać się
Francji i odzyskać syna.
Zanim jednak pierdutnęłam piętą w stopę napalającego się
na moją krzywdę Francję, syknęłam z bólu, gdy w mojej czaszce eksplodowała Hiroszima.
Tępy, pulsujący ból był tak potężny, że totalnie nawaliło mi łącze ze światem.
W ułamek sekundy zrobiło się ciemno, a moją ostatnią
myślą było, że Tupolew party to moja ulubiona impreza życia.
***
Ocknęłam się w pokoju.
Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam gwałtownie na łóżku,
starając się nie zwracać uwagi na zawroty głowy.
— Spokojnie…
Poczułam, jak ktoś przytrzymał mnie mocno za ramię, żebym
nie oklapła z powrotem. Zamrugałam i spojrzałam prosto w zaniepokojoną twarz
Francisa. Momentalnie połączyłam kropki i potrząsnęłam głową.
— Gdzie Feliks?!
— Natalia, uspokój się. Feliks jest w łóżeczku… Spójrz.
Wychyliłam się zza niego i zerknęłam w stronę drewnianego
łóżeczka, gdzie spokojnie drzemał synek.
Odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszkę uspokojona. Nie
zwracałam uwagi na przyglądającego mi się mężczyzny, tylko przyłożyłam dłoń do
czoła.
Czułam nieprzyjemne pulsowanie w głowie.
— Dlaczego tak bardzo się martwisz? — zapytał, marszcząc
czoło, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
— Gilbert mnie nie cierpi — mruknęłam. — Jest zagrożeniem
dla Felka. Dla nas wszystkich jest zagrożeniem…
— Czyś ty oszalała? — Podrapał się w brodę, nie
spuszczając ze mnie wzroku. — To, że Prus lubi ci podokuczać nie znaczy
przecież, że stanowi zagrożenie.
— Ale sam słyszałeś, że chce go zgermanizować — odparłam
niepewnie, a Francis się zaśmiał.
— Przykro mi, ale Feliks będzie sfrancuziały, a nie
zgermanizowany~.
— Chyba śnisz! — warknęłam, choć humor nieco mi się
poprawił.
— Znów pudło, śnię zupełnie o czymś innym~.
— Niech zgadnę. — Przekręciłam oczami. — Pewnie o
Napoleonie, toż to twój mokry sen, gejzerze.
Odpowiedź chyba go nie zadowoliła, bo momentalnie oparł
się lewym kolanem o łóżko, a swoje ręce na ścianie po obu stronach mojej głowy.
Jego twarz zbliżyła się w moją stronę na tyle blisko, że poczułam zapach
szamponu Lo’eren, którego tak namiętnie używał.
Złapałam za kołdrę i naciągnęłam ją aż pod sam nos, żeby
tylko mieć odrobinę ochrony przed nieuchronnym.
Help. On mnie zaraz kiśnie.
W sumie, to co w tym złego?
Przełknęłam nerwowo ślinę i pozwoliłam na to, by Francja
delikatnie obniżył moją ochronę. Minęły z dwie sekundy, nie więcej, kiedy
poczułam na swoich wargach jego. Moim pierwszym odruchem byłby normalnie wjeb w
łeb, ale powstrzymała mnie ta jedna, jedyna myśl.
Feliks miałby ojca. Pełną rodzinę.
To był jedyny powód, żeby odrzucić swoją dumę i
uprzedzenia w kąt oraz oddać pocałunek. Nie minęło długo, kiedy zrozumiałam, że
to ja byłam tą aktywną stroną w tym przedsięwzięciu. Czułam jego dłoń na moim
prawym policzku, a w miejscu zetknięcia odczuwałam ogromne gorąco.
Ku mojemu niezadowoleniu Francis oderwał się od moich
ust.
— Robisz postępy, ma chérie. Zdecydowanie, robisz
postępy.
Nie odpowiedziałam, tylko zarumieniona patrzyłam, jak
mężczyzna wstaje w pełni zadowolony i kieruje się w stronę wyjścia z mojego
pokoju.
— Do później~. — Mrugnął do mnie okiem i wyszedł, a ja
zostałam sama.
Rzadko kiedy brakowało mi języka w gębie, ale to był
właśnie taki moment.
***
Na kolacje wyszłam z klasy z dość ponurym humorem.
Zdarzenie sprzed paru godzin dość mocno mnie wytrąciło z równowagi, dodatkowo
wiedziałam, że konsekwencje mojej decyzji mocno się na mnie odbiją.
— O, Dibu! — Usłyszałam za sobą głos owych Konsekwencji i
przystanęłam na szczycie schodów. — I Feliks.
Dzieciak nie zareagował na Nelę, tyko wsadził palucha do
gęby i obserwował ją swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
Poprawiłam dzieciaka, który zaczynał być już dość ciężki
i spojrzałam niepewnie na Nelę.
Przyjaciółka nienawidziła Francisa jak trądu i syfilisu.
Gdyby usłyszała, co działo się nie tak dawno za jej ścianą, to ja dostałabym po
mordzie, a Francis zostałby wykastrowany tępym brzeszczotem.
— Co ty masz taki humor? — Zdziwiła się, na co mruknęłam:
— Bo podobno robię postępy.
— Hę?
— Nieważne. — Westchnęłam. — Właśnie, lala. Jak tam
Ludwig? — Zerknęłam na nią kątem oka.
— A dlaczego pytasz? — Zarumieniła się.
Ktoś postronny widząc ją teraz, pewnie by
pomyślał, jak piękne i delikatne jest te dziewczę.
Tak, kurwa. Zwłaszcza delikatne.
— Nela, ja widziałam, jak się całujecie.
Jestem ciekawa. — Wzruszyłam ramionami, a Feliks pomachał rączką, gaworząc coś
niewyraźnie. Ni chuj nie rozumiałam, co on tam gadał, ale zawsze kiwałam mu
głową.
— Dobra, Dibu, słuchaj mnie uważnie — mruknęła
odwracając się na wszystkie boki. — Między mną a Lu faktycznie coś iskrzy, a ja
go pocałowałam! Czaisz? Najechałam jego kraj, hahaha!
Spojrzałam na nią kamienną twarzą. Z jednej
strony cieszyłam się, że jej uczucie zostanie odwzajemnione i będzie
szczęśliwa.
No bo
ile można czekać na jakiś rozwój akcji? Gorzej niż w „Modzie na Sukces”. Ponad
trzy lata Nela robiła do niego podchody. Jeszcze rozumiałam czasy PRZED
Apokalipsą. Dziunia była niepełnoletnia i miała przed sobą dalszą edukację oraz
życie. A teraz? Teraz jedynie został przy niej strach przed jutrem. W takim
przypadku nie ma nic do stracenia i moim zdaniem powinna w końcu z Ludwigiem
ruszyć z miejsca.
— To cudownie, jest szansa na związek?
— Tak! Ale mam dylemat — dodała po chwili. —
Bo widzisz… Gilbert wrócił.
— Zdążyłam zauważyć. — Zazgrzytałam zębami na
samo wspomnienie białego kloca. — Zabrał mi dzisiaj dziecko i… zemdlałam —
dokończyłam zaskoczona.
— Zemdlałaś, bo Gil zabrał ci Feliksa? —
Spojrzała na mnie dziwnie. — Za bardzo się przejmujesz. Masz pierdolca na jego
punkcie.
— Możliwe. — Przycisnęłam syna mocniej do
siebie. — Najpierw poczułam ból głowy, a potem zemdlałam.
— Z nerwów. A boli cię głowa, bo rośnie ci
dupa — odparła i zachichotała, a ja jej zawtórowałam. — Wracając do Gilberta.
Czy jest możliwość, żebym kochała dwóch facetów jednocześnie?
Zakrztusiłam się własną śliną, gdy to
usłyszałam.
— Bigamia jest, kurwa, zabroniona… —
zacharczałam, łapiąc łapczywie oddech.
— Wiem, wiem! — zawołała, gdy znaleźliśmy się
na holu. — Ale chyba już wybrałam.
— Ludwiga? — zapytałam szeptem.
— Tak — odpowiedziała równie cicho.
Odetchnęłam z ulgą i przekroczyłam próg
stołówki. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach i wesoło gawędzili.
Usiadłam koło Francisa, który przerwał konwersację z Petro i wyciągnął ręce po
Feliksa.
— Zjedz sobie na
spokojnie, mon amour — zamruczał, a Nela za jego plecami udała, że
wymiotuje. — Ja się nim zajmę.
Nie musiałam się
nawet zastanawiać, bo Feliks na widok żabojada zdążył zapomnieć, że posiadał
matkę.
— Juhu! — zawołał
Gilbert z drugiego końca stołu, a Felek obejrzał się na niego i roześmiał
wesoło.
— Ujek! —
zawołał. — Ujek Gil!
— Kesesese! —
Zaśmiał się wesoło, a ja siedziałam po prawej Francji z miną profesora Snape’a.
— Co się gapisz? — Spojrzał na mnie.
— Zastanawiam
się, czy Ludwig mocno by za tobą rozpaczał, gdybym skręciła ci kark — syknęłam.
— Natalia —
warknął ostrzegawczo wspomniany, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
— Nie przesadzaj,
wariatko. — Przekręcił oczami. — Jako, że Francis uważa dzieciaka za syna, to
co powiesz na to, że ja zostanę jego ojcem chrzestnym, kesesesese? Wszystko
zostaje w rodzinie, kuzyneczko! Kesesese!
— Ani mi się śni
— prychnęłam, a Nela spojrzała z zniesmaczeniem na Prusaka.
— Francis? —
Wyszczerzył się w stronę kumpla, a blondyn wzruszył ramionami.
— Jestem na tak — zamruczał, po czym pogłaskał Feliksa po
włosach. — A co ty o tym sądzisz? Chcesz, by wujek Gil był twoim drugim tatą~?
— Błagam, nie — jęknęłam, a Deidara przekręcił oczami.
— Czubki, un.
Feliks roześmiał się wesoło i pomachał piąstką w stronę
ZACHWYCONEGO Prusa, a ja stwierdziłam, że to jebany koniec świata.
Serio, kurwa? PRUS był zachwycony moim dzieckiem? Proszę,
powiedzcie, że to był żart…
— Przegłosowane, Polaczku. Daj mi Hansa, nauczę go kilka
pożytecznych słów~.
— Chyba cię zalewajka swędzi! — Pokazałam typowi
zaciśniętą pięść. — Prędzej trupem padnę, niż na to pozwolę!
— Żylińska, nie krzycz! — warknął na mnie Ludwig ostrzegawczo.
— To się da załatwić! — Wyszczerzył się biały jak wilk, a
Nela zachichotała złośliwie.
— A
ty to kto? — rzuciłam w jego stronę. —
Pierwsza Dama Szkoły czy Wice Pipa?
—
Natalia, czy ty kiedyś będziesz poważna? — zapytał zrezygnowany Ludwig, zanim
Gilbert zdążył mi odpowiedzieć.
—
Oczywiście. — Pokiwałam głową. — Przyjdzie taki czas. Ale przedtem najdą nas
Ruskie. Ruskie najadą nas od wschodu, a Niemcy z zachodu*. — Zaczęłam mamrotać,
gniotąc przy tym ziemniaki widelcem. — Ja zostanę prostytutką, a reszta z was
pójdzie na wojnę. Prawdopodobnie zginiemy od kul albo zdechniemy z głodu.
Ogólnie mówiąc, wszyscy jesteśmy w dupie głębiej, niż myślimy.
Nela
i Ludwig wykonali facepalma, ale nikt się nie odezwał już przez kolejne minuty.
Przynajmniej dopóki stół nie podskoczył, a oczy Gilberta nie zaszły łzami i w
końcu odwrócił swoją uwagę od mojego dziecka.
— Co
się dzieje? — Zdezorientowany Ludwig spojrzał na nas szukając winnego.
Prusak
ze łzami w oczach pokręcił głową, a ja zerknęłam
na Nelę. Ta zatykała sobie pięścią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wszyscy patrzyliśmy z podniesionymi brwiami
to na Gila, to na dziewczynę. Po dosłownie chwili Prus syknął, a stół ponownie
podskoczył.
—
Skończcie się kopać pod stołem! — zarządził szef szefów. — Jesteście
niemożliwi...
— Gil
ma za krótką nogę... Trzecią nogę! — Dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem.
Feliks widząc ogólną wesołość panującą w stołówce, zaczął wyginać się na
kolanach Francisa, więc ten po prostu puścił go na ziemię.
— Nie
możecie znaleźć sobie innego zajęcia?
— Na
przykład jakiego? — Zaciekawiła się blondwłosa, podczas gdy ja obserwowałam
uważnie tuptającego dzieciaka.
—
Możemy zagrać w afrykańską wersję monopoly. — Zaproponowałam nie spuszczając
wzroku z Feliksa.
—
Huh? A jak się w to gra? — zapytała, a oczy wszystkich dookoła były utkwione we
mnie.
—
Podobnie jak do oryginalnej wersji, ale zazwyczaj kończy się tym, że ma się
lepiankę, trzy krowy, kurczaka i AIDS...
Ludzie
przy stole wybuchli śmiechem, prócz oczywiście Ludwiga, który zacisnął usta.
Kiedy zrobiło się cicho, powiedział tylko:
— Nein, nie będziecie w to grać.
— Ale dlaczego? — zapytałam i zacisnęłam zęby, kiedy Feliks podszedł do Prusa.
Gilbert
wyszczerzył się i dźwignął wysoko gaworzącego małego Żylińskiego, nie
przejmując się ani moim wzrokiem, ani Neli.
— Bo to rasistowskie.
—
Wiem. — Przyznałam mu rację, przenosząc wzrok na Francisa. — Dlatego to jest
zabawne!
Franek
spojrzał na mnie i kiwnął głową, a ja chyba upadłam na głowę, bo postanowiłam
odpuścić.
— Nein,
nie ma nic gorszego niż rasizm… — warknął, ja mu przerwałam:
—
Prawda, rasizm nie powinien istnieć. Tak samo jak czarni. — Widząc minę Lu
dodałam szybko: — Nie no, żartuję przecież. Nie lubię rasizmu, ale jakby się
tak zastanowić, to jednak czarnych bardziej.
—
Minęło tyle lat, a ja dalej nie wybiłem jej tego z głowy~. — Westchnął ze
smutkiem Francis. — Pamiętaj, moja droga, że rasizm w świetle prawa to
przestępstwo.
—
Tak, a przestępstwa są dla czarnych — odpowiedziałam, a Nela, Gil i Dei
parsknęli śmiechem. Mimo wszystko jakieś ciepełko w moim sercu się pojawiło,
gdy Gilbert podał dzieciakowi kawałeczek bułeczki.
Może Gilbert wcale nie był taki zły…?
Czując
ulgę i przepełniającą mnie radość, zawtórowałam im szczerze, a kiedy ponownie
się uspokoiło, to wręcz nie mogłam się powstrzymać:
—
Dlaczego murzyni tak strasznie cuchną? … Żeby niewidomi też mogli ich
nienawidzić.
Jadalnia
wybuchła śmiechem, ale umilkła, kiedy Lu wydarł na mnie mordę:
—
Natalia, jeszcze jedno słowo na temat rasizmu czy murzynach!
—
Masz rację, Ludwig. — Westchnęłam. — Rasizm nie powinien istnieć. Nieważne, czy
ktoś jest czarny, żółty czy normalny...
—
Natalia, ostrzegam, jeszcze jedno słowo! — Szef opluł mnie śliną, a Nela i
Gilbert z całych sił próbowali powstrzymać się od śmiechu.
— Ale
ja naprawdę nie mam nic do murzynów! … Nawet szacunku, hahahaha!
—
SZLABAN!
—
Aleeee… !
—
Rasistka, un.
— Nie
jestem rasistką! — Zaprzeczyłam. — Nienawidzę was wszystkich — wysyczałam
szczerze prosto w oczy Ludwiga.
—
NATALIA! — Kierownik obozu wstał wściekły i pieprznął dłońmi o stół.
—
Czarno to widzę... — Westchnęłam.
—
KONIEC KOLACJI!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz