ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

wtorek, 10 stycznia 2023

Rozdział Siódmy – Wujek Gilbert

 

Machałam miotłą na pierwszym piętrze. Minęła już pełna godzina, a mnie w sumie zaczęło się to podobać. Nie było krzyków, fochów ani pisków. Tylko cisza i spokój.

Kochałam swoje dziecko ponad własne życie i choć przesypiał grzecznie noce, to czułam się zmęczona. Uśmiechnęłam się pod nosem i żwawiej machnęłam kijem.

Relaks. Spokój. Cisza.

Chcę być seme będąc uke, czując się znów poniżany~ — zanuciłam wesoło, czując przepełniające mnie szczęście. — Bo mój seme mnie codziennie siłą przyciska do ściany! Chcę być seme! Chcę być seme! Lecz charakter nie pozwala. Bo kto uke się urodził, uke pozostanie nadal!

Zrobiłam dwa obroty wokół własnej osi i zachichotałam.

Ach, tak bardzo chcę być seme! Lecz się myśli moich boję — zaśpiewałam głośniej. — Gdy mnie seme bardzo mocno! Łapie za nadgarstki moje~! Lalalalala!* — Odwróciłam się od ławki w stronę prawego skrzydła i zamarłam.

Petro patrzył na mnie z totalnym mindfuckiem na twarzy.

— Zajebiście — mruknęłam, podczas gdy moje policzki zaczerwieniły się jak dupa pawiana.

— Natalie? — zapytał, a lewy kącik jego ust drgnął lekko w górę.

— Tak, śpiewam — odpowiedziałam automatycznie. — Tak, fałszuję. TAK, mam to w dupie.

— Szacun. — Pokiwał głową.

— Szukasz czegoś? Bo jeżeli chcesz tylko mnie posłuchać, to musisz wyskoczyć z piątaka, bo to, kurwa, nie jest koncert charytatywny.

— Właściwie, to wracałem do swojego pokoju.

Minął mnie i ruszył w stronę swojej klasy, ja natomiast spuściłam głowę i naburmuszona zamiotłam kurz pod ścianę.

— Swoją drogą, Natalie. — Obejrzałam się za siebie, by spojrzeć na Ukraińca otwierającego drzwi ze swojego pokoju. — Bycie uke nie jest wcale takie złe, jeżeli trafi się na odpowiedniego partnera.

Moje serce zamarło, a mnie zrobiło się gorąco, kiedy chłopak rzucił mi rozbawione i porozumiewawcze spojrzenie, a mnie mimo woli zakuło w miednicy.

Typ, choć młodszy, miał prawie dwa metry, gdyby mnie tak… To ja przecież… Dobrze, że szpital był piętro niżej.

Potrząsnęłam głową przerażona tymi myślami i bezwiednie zacisnęłam dłonie na drewnianym kiju.

— Miej mnie w opiece — mruknęłam pod nosem.

— Bardzo chętnie, ma chérie~.

Wrzasnęłam wystraszona, a kij wyrzuciłam w powietrze, który po chwili odbił się od ściany i z łoskotem opadł na ziemię.

Odwróciłam się z dłonią na sercu i zobaczyłam uśmiechniętego Francisa i Gilberta… trzymającego Feliksa.

— Co ty robisz? — zapytałam zaskoczonego Prusaka.

— Patrzę na kretynkę.

— Nie o to mi chodziło! — Podeszłam do niego i wyciągnęłam ręce po Felka, ale ku mojemu zdziwieniu jednak, Gilbert nie wykonał żadnego ruchu w tym kierunku, żeby mi go oddać — Gil. Moje. Dziecko — wycedziłam wyraźnie każde ze słów.

— Niestety — odpowiedział, bezczelnie się przy tym uśmiechając. — Ale powiem ci coś, kuzyneczko, miłego. Twój syn bez problemu zaliczyłby się do programu Lebensborn.* Oj tak, prawdziwy z niego kandydat na germanizację — zamruczał, łapiąc Feliksa za policzek.

— TYLKO SPRÓBUJ, A ZROBIĘ Z CIEBIE ZATYCZKĘ ANALNĄ DLA KING KONGA! — wydarłam się na niego, a Francis złapał mnie za ramię i odciągnął od szarego.

Feliks chyba wystraszył się mojego krzyku, bo przytulił się do Prusa i wybuchł głośnym płaczem.

— Brawo, wariatko — warknął Gil i odwrócił się do mnie plecami. — Ciii~, mały. Spokojnie. Twoja matka ma epizod schizofrenii i musi się uspokoić — dodał po niemiecku, a mnie wszystkie kudły stanęły na głowie.

— Nie, Feliks! — zawołałam zrozpaczona ze łzami w oczach, gdy zobaczyłam, jak Prus z nim odchodzi, nawet się na mnie nie oglądając. — Oddaj moje dziecko, szwabie! Nie! Feliks!

— Uspokój się! — powiedział stanowczo Francis i unieruchomił mnie. Spróbowałam się wyrwać, ale mężczyzna złapał mnie mocnym chwytem za ręce i docisnął je do ściany. Czułam jego ciepły oddech na policzku, co tylko wzmogło moją panikę.

— Jak mam się uspokoić, skoro ten szkop odebrał mi dziecko?! — Szarpnęłam się gwałtownie, ale kompletnie nie miałam siły przebicia. Francja był silniejszy. — Jak możesz na to pozwalać? — wycedziłam do niego, a po policzkach spłynęły mi łzy. — On mu zrobi krzywdę!

— Dlaczego Gilbert miałby mu zrobić krzywdę? — zapytał stanowczo. — Oszalałaś?!

— Nie pozwolę, żeby Prusy germanizował moje dziecko!

— Możesz mieć o nim negatywne zdanie, ale Feliks jest z nim bezpieczny!

— Akurat!

— Ufasz mi?! — zagrzmiał, a ja nawet nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią:

— AKURAT!

— Szkoda, bo by to wiele ułatwiło. — Westchnął, po czym zacisnął uchwyt na moich nadgarstkach jeszcze bardziej, że aż poczułam lekki ból.

Widziałam, jak jego oczy zabłysły w pewnym momencie, a ja dostałam bardzo złych przeczuć z tym związanych. Musiałam jakoś wyrwać się Francji i odzyskać syna.

Zanim jednak pierdutnęłam piętą w stopę napalającego się na moją krzywdę Francję, syknęłam z bólu, gdy w mojej czaszce eksplodowała Hiroszima. Tępy, pulsujący ból był tak potężny, że totalnie nawaliło mi łącze ze światem.

W ułamek sekundy zrobiło się ciemno, a moją ostatnią myślą było, że Tupolew party to moja ulubiona impreza życia.

 

 

 

***

 

 

Ocknęłam się w pokoju.

Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam gwałtownie na łóżku, starając się nie zwracać uwagi na zawroty głowy.

— Spokojnie…

Poczułam, jak ktoś przytrzymał mnie mocno za ramię, żebym nie oklapła z powrotem. Zamrugałam i spojrzałam prosto w zaniepokojoną twarz Francisa. Momentalnie połączyłam kropki i potrząsnęłam głową.

— Gdzie Feliks?!

— Natalia, uspokój się. Feliks jest w łóżeczku… Spójrz.

Wychyliłam się zza niego i zerknęłam w stronę drewnianego łóżeczka, gdzie spokojnie drzemał synek.

Odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszkę uspokojona. Nie zwracałam uwagi na przyglądającego mi się mężczyzny, tylko przyłożyłam dłoń do czoła.

Czułam nieprzyjemne pulsowanie w głowie.

— Dlaczego tak bardzo się martwisz? — zapytał, marszcząc czoło, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.

— Gilbert mnie nie cierpi — mruknęłam. — Jest zagrożeniem dla Felka. Dla nas wszystkich jest zagrożeniem…

— Czyś ty oszalała? — Podrapał się w brodę, nie spuszczając ze mnie wzroku. — To, że Prus lubi ci podokuczać nie znaczy przecież, że stanowi zagrożenie.

— Ale sam słyszałeś, że chce go zgermanizować — odparłam niepewnie, a Francis się zaśmiał.

— Przykro mi, ale Feliks będzie sfrancuziały, a nie zgermanizowany~.

— Chyba śnisz! — warknęłam, choć humor nieco mi się poprawił.

— Znów pudło, śnię zupełnie o czymś innym~.

— Niech zgadnę. — Przekręciłam oczami. — Pewnie o Napoleonie, toż to twój mokry sen, gejzerze.

Odpowiedź chyba go nie zadowoliła, bo momentalnie oparł się lewym kolanem o łóżko, a swoje ręce na ścianie po obu stronach mojej głowy. Jego twarz zbliżyła się w moją stronę na tyle blisko, że poczułam zapach szamponu Lo’eren, którego tak namiętnie używał.

Złapałam za kołdrę i naciągnęłam ją aż pod sam nos, żeby tylko mieć odrobinę ochrony przed nieuchronnym.

Help. On mnie zaraz kiśnie.

W sumie, to co w tym złego?

Przełknęłam nerwowo ślinę i pozwoliłam na to, by Francja delikatnie obniżył moją ochronę. Minęły z dwie sekundy, nie więcej, kiedy poczułam na swoich wargach jego. Moim pierwszym odruchem byłby normalnie wjeb w łeb, ale powstrzymała mnie ta jedna, jedyna myśl.

Feliks miałby ojca. Pełną rodzinę.

To był jedyny powód, żeby odrzucić swoją dumę i uprzedzenia w kąt oraz oddać pocałunek. Nie minęło długo, kiedy zrozumiałam, że to ja byłam tą aktywną stroną w tym przedsięwzięciu. Czułam jego dłoń na moim prawym policzku, a w miejscu zetknięcia odczuwałam ogromne gorąco.

Ku mojemu niezadowoleniu Francis oderwał się od moich ust.

— Robisz postępy, ma chérie. Zdecydowanie, robisz postępy.

Nie odpowiedziałam, tylko zarumieniona patrzyłam, jak mężczyzna wstaje w pełni zadowolony i kieruje się w stronę wyjścia z mojego pokoju.

— Do później~. — Mrugnął do mnie okiem i wyszedł, a ja zostałam sama.

Rzadko kiedy brakowało mi języka w gębie, ale to był właśnie taki moment.

 

 

***

 

 

 

Na kolacje wyszłam z klasy z dość ponurym humorem. Zdarzenie sprzed paru godzin dość mocno mnie wytrąciło z równowagi, dodatkowo wiedziałam, że konsekwencje mojej decyzji mocno się na mnie odbiją.

— O, Dibu! — Usłyszałam za sobą głos owych Konsekwencji i przystanęłam na szczycie schodów. — I Feliks.

Dzieciak nie zareagował na Nelę, tyko wsadził palucha do gęby i obserwował ją swoimi wielkimi, zielonymi oczami.

Poprawiłam dzieciaka, który zaczynał być już dość ciężki i spojrzałam niepewnie na Nelę.

Przyjaciółka nienawidziła Francisa jak trądu i syfilisu. Gdyby usłyszała, co działo się nie tak dawno za jej ścianą, to ja dostałabym po mordzie, a Francis zostałby wykastrowany tępym brzeszczotem.

— Co ty masz taki humor? — Zdziwiła się, na co mruknęłam:

— Bo podobno robię postępy.

— Hę?

— Nieważne. — Westchnęłam. — Właśnie, lala. Jak tam Ludwig? — Zerknęłam na nią kątem oka.

— A dlaczego pytasz? — Zarumieniła się.

Ktoś postronny widząc ją teraz, pewnie by pomyślał, jak piękne i delikatne jest te dziewczę.

Tak, kurwa. Zwłaszcza delikatne.

— Nela, ja widziałam, jak się całujecie. Jestem ciekawa. — Wzruszyłam ramionami, a Feliks pomachał rączką, gaworząc coś niewyraźnie. Ni chuj nie rozumiałam, co on tam gadał, ale zawsze kiwałam mu głową.

— Dobra, Dibu, słuchaj mnie uważnie — mruknęła odwracając się na wszystkie boki. — Między mną a Lu faktycznie coś iskrzy, a ja go pocałowałam! Czaisz? Najechałam jego kraj, hahaha!

Spojrzałam na nią kamienną twarzą. Z jednej strony cieszyłam się, że jej uczucie zostanie odwzajemnione i będzie szczęśliwa.

No bo ile można czekać na jakiś rozwój akcji? Gorzej niż w „Modzie na Sukces”. Ponad trzy lata Nela robiła do niego podchody. Jeszcze rozumiałam czasy PRZED Apokalipsą. Dziunia była niepełnoletnia i miała przed sobą dalszą edukację oraz życie. A teraz? Teraz jedynie został przy niej strach przed jutrem. W takim przypadku nie ma nic do stracenia i moim zdaniem powinna w końcu z Ludwigiem ruszyć z miejsca.

— To cudownie, jest szansa na związek?

— Tak! Ale mam dylemat — dodała po chwili. — Bo widzisz… Gilbert wrócił.

— Zdążyłam zauważyć. — Zazgrzytałam zębami na samo wspomnienie białego kloca. — Zabrał mi dzisiaj dziecko i… zemdlałam — dokończyłam zaskoczona.

— Zemdlałaś, bo Gil zabrał ci Feliksa? — Spojrzała na mnie dziwnie. — Za bardzo się przejmujesz. Masz pierdolca na jego punkcie.

— Możliwe. — Przycisnęłam syna mocniej do siebie. — Najpierw poczułam ból głowy, a potem zemdlałam.

— Z nerwów. A boli cię głowa, bo rośnie ci dupa — odparła i zachichotała, a ja jej zawtórowałam. — Wracając do Gilberta. Czy jest możliwość, żebym kochała dwóch facetów jednocześnie?

Zakrztusiłam się własną śliną, gdy to usłyszałam.

— Bigamia jest, kurwa, zabroniona… — zacharczałam, łapiąc łapczywie oddech.

— Wiem, wiem! — zawołała, gdy znaleźliśmy się na holu. — Ale chyba już wybrałam.

— Ludwiga? — zapytałam szeptem.

— Tak — odpowiedziała równie cicho.

Odetchnęłam z ulgą i przekroczyłam próg stołówki. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach i wesoło gawędzili. Usiadłam koło Francisa, który przerwał konwersację z Petro i wyciągnął ręce po Feliksa.

— Zjedz sobie na spokojnie, mon amour — zamruczał, a Nela za jego plecami udała, że wymiotuje. — Ja się nim zajmę.

Nie musiałam się nawet zastanawiać, bo Feliks na widok żabojada zdążył zapomnieć, że posiadał matkę.

— Juhu! — zawołał Gilbert z drugiego końca stołu, a Felek obejrzał się na niego i roześmiał wesoło.

— Ujek! — zawołał. — Ujek Gil!

— Kesesese! — Zaśmiał się wesoło, a ja siedziałam po prawej Francji z miną profesora Snape’a. — Co się gapisz? — Spojrzał na mnie.

— Zastanawiam się, czy Ludwig mocno by za tobą rozpaczał, gdybym skręciła ci kark — syknęłam.

— Natalia — warknął ostrzegawczo wspomniany, ale nie zwróciłam na niego uwagi.

— Nie przesadzaj, wariatko. — Przekręcił oczami. — Jako, że Francis uważa dzieciaka za syna, to co powiesz na to, że ja zostanę jego ojcem chrzestnym, kesesesese? Wszystko zostaje w rodzinie, kuzyneczko! Kesesese!

— Ani mi się śni — prychnęłam, a Nela spojrzała z zniesmaczeniem na Prusaka.

— Francis? — Wyszczerzył się w stronę kumpla, a blondyn wzruszył ramionami.

— Jestem na tak — zamruczał, po czym pogłaskał Feliksa po włosach. — A co ty o tym sądzisz? Chcesz, by wujek Gil był twoim drugim tatą~?

— Błagam, nie — jęknęłam, a Deidara przekręcił oczami.

— Czubki, un.

Feliks roześmiał się wesoło i pomachał piąstką w stronę ZACHWYCONEGO Prusa, a ja stwierdziłam, że to jebany koniec świata.

Serio, kurwa? PRUS był zachwycony moim dzieckiem? Proszę, powiedzcie, że to był żart…

— Przegłosowane, Polaczku. Daj mi Hansa, nauczę go kilka pożytecznych słów~.

— Chyba cię zalewajka swędzi! — Pokazałam typowi zaciśniętą pięść. — Prędzej trupem padnę, niż na to pozwolę!

— Żylińska, nie krzycz! — warknął na mnie Ludwig ostrzegawczo.

— To się da załatwić! — Wyszczerzył się biały jak wilk, a Nela zachichotała złośliwie.

— A ty to kto?  — rzuciłam w jego stronę. — Pierwsza Dama Szkoły czy Wice Pipa?

— Natalia, czy ty kiedyś będziesz poważna? — zapytał zrezygnowany Ludwig, zanim Gilbert zdążył mi odpowiedzieć.

— Oczywiście. — Pokiwałam głową. — Przyjdzie taki czas. Ale przedtem najdą nas Ruskie. Ruskie najadą nas od wschodu, a Niemcy z zachodu*. — Zaczęłam mamrotać, gniotąc przy tym ziemniaki widelcem. — Ja zostanę prostytutką, a reszta z was pójdzie na wojnę. Prawdopodobnie zginiemy od kul albo zdechniemy z głodu. Ogólnie mówiąc, wszyscy jesteśmy w dupie głębiej, niż myślimy.

Nela i Ludwig wykonali facepalma, ale nikt się nie odezwał już przez kolejne minuty. Przynajmniej dopóki stół nie podskoczył, a oczy Gilberta nie zaszły łzami i w końcu odwrócił swoją uwagę od mojego dziecka.

— Co się dzieje? — Zdezorientowany Ludwig spojrzał na nas szukając winnego.

Prusak ze  łzami w oczach pokręcił głową, a ja zerknęłam na Nelę. Ta zatykała sobie pięścią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.  Wszyscy patrzyliśmy z podniesionymi brwiami to na Gila, to na dziewczynę. Po dosłownie chwili Prus syknął, a stół ponownie podskoczył.

— Skończcie się kopać pod stołem! — zarządził szef szefów. — Jesteście niemożliwi...

— Gil ma za krótką nogę... Trzecią nogę! — Dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem. Feliks widząc ogólną wesołość panującą w stołówce, zaczął wyginać się na kolanach Francisa, więc ten po prostu puścił go na ziemię.

— Nie możecie znaleźć sobie innego zajęcia?

— Na przykład jakiego? — Zaciekawiła się blondwłosa, podczas gdy ja obserwowałam uważnie tuptającego dzieciaka.

— Możemy zagrać w afrykańską wersję monopoly. — Zaproponowałam nie spuszczając wzroku z Feliksa.

— Huh? A jak się w to gra? — zapytała, a oczy wszystkich dookoła były utkwione we mnie.

— Podobnie jak do oryginalnej wersji, ale zazwyczaj kończy się tym, że ma się lepiankę, trzy krowy, kurczaka i AIDS...

Ludzie przy stole wybuchli śmiechem, prócz oczywiście Ludwiga, który zacisnął usta. Kiedy zrobiło się cicho, powiedział tylko:
Nein, nie będziecie w to grać.
— Ale dlaczego? — zapytałam i zacisnęłam zęby, kiedy Feliks podszedł do Prusa.

Gilbert wyszczerzył się i dźwignął wysoko gaworzącego małego Żylińskiego, nie przejmując się ani moim wzrokiem, ani Neli.
— Bo to rasistowskie.

— Wiem. — Przyznałam mu rację, przenosząc wzrok na Francisa. — Dlatego to jest zabawne!

Franek spojrzał na mnie i kiwnął głową, a ja chyba upadłam na głowę, bo postanowiłam odpuścić.

Nein, nie ma nic gorszego niż rasizm… — warknął, ja mu przerwałam:

— Prawda, rasizm nie powinien istnieć. Tak samo jak czarni. — Widząc minę Lu dodałam szybko: — Nie no, żartuję przecież. Nie lubię rasizmu, ale jakby się tak zastanowić, to jednak czarnych bardziej.

— Minęło tyle lat, a ja dalej nie wybiłem jej tego z głowy~. — Westchnął ze smutkiem Francis. — Pamiętaj, moja droga, że rasizm w świetle prawa to przestępstwo.

— Tak, a przestępstwa są dla czarnych — odpowiedziałam, a Nela, Gil i Dei parsknęli śmiechem. Mimo wszystko jakieś ciepełko w moim sercu się pojawiło, gdy Gilbert podał dzieciakowi kawałeczek bułeczki.

Może Gilbert wcale nie był taki zły…?

Czując ulgę i przepełniającą mnie radość, zawtórowałam im szczerze, a kiedy ponownie się uspokoiło, to wręcz nie mogłam się powstrzymać:

— Dlaczego murzyni tak strasznie cuchną? … Żeby niewidomi też mogli ich nienawidzić.

Jadalnia wybuchła śmiechem, ale umilkła, kiedy Lu wydarł na mnie mordę:

— Natalia, jeszcze jedno słowo na temat rasizmu czy murzynach!

— Masz rację, Ludwig. — Westchnęłam. — Rasizm nie powinien istnieć. Nieważne, czy ktoś jest czarny, żółty czy normalny...

— Natalia, ostrzegam, jeszcze jedno słowo! — Szef opluł mnie śliną, a Nela i Gilbert z całych sił próbowali powstrzymać się od śmiechu.

— Ale ja naprawdę nie mam nic do murzynów! … Nawet szacunku, hahahaha!

— SZLABAN!

— Aleeee… !

— Rasistka, un.

— Nie jestem rasistką! — Zaprzeczyłam. — Nienawidzę was wszystkich — wysyczałam szczerze prosto w oczy Ludwiga.

— NATALIA! — Kierownik obozu wstał wściekły i pieprznął dłońmi o stół.

— Czarno to widzę... — Westchnęłam.

— KONIEC KOLACJI!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...