[30 grudnia 2016 — piątek]
Pakowałam się pomalutku zastanawiając się, co jeszcze będzie mi potrzebne w
stolicy. Do Warszawy mieliśmy zamiar jechać dziś wieczorem we trójkę, a bracia mieli
dołączyć do nas dopiero jutro. Starałam się porozmawiać z mamą Neli na temat
zaistniałego problemu, ale niestety, pani Grażyna była nieugięta. Szesnastolatka
musiała więc spędzić Sylwestra z rodziną we Wrocławiu.
Moralnie dobiło mnie to, że podczas tej krótkiej rozmowy pani
Araszewska pochwaliła mnie za porządnego kuzyna, jakim domniemanie dla mnie był
Ludwig. Grazia przyznała, że tak inteligentnego i dobrze wychowanego chłopaka
dawno nie poznała i to naprawdę dobrze świadczy o nim i mojej rodzinie, a ja mogłam
być dumna. Wyraziła przy tym nadzieję, że jej córka będzie miała tyle oleju w
głowie co on.
Uśmiechałam się serdecznie podczas tych komplementów, ale wewnątrz mnie moje polskie ego pierdnęło i zdechło. Gdyby moja duma narodowa mogła krzyczeć z protestem, to darłaby ryja na całe osiedle.
Tak czy owak, wracając do zabawy sylwestrowej, wychodziło na to, że będę tam sama,
czym bardzo się stresowałam. Nie ukrywałam, że bałam się obcych ludzi, a
jeszcze dochodził fakt, że to nie będą byle ludzie z Wąchocka i okolic, tylko
pieprzona elita w postaci personifikacji Państw. Musiałam się więc jakoś
zachowywać, nie robić z siebie debila oraz przede wszystkim nie tykać alkoholu.
Nawet się, kurwa, do niego nie zbliżać na metr.
Z drugiej jednak strony byłam też podekscytowana i z jakiegoś powodu nie mogłam
się już doczekać. Feliks i Francis co chwilę przytaczali różne zabawne lub
mniej zabawne anegdotki z poprzednich lat, a mnie skręcało z ciekawości, jak
wyglądają i jacy byli nasi sąsiedzi. Miałam tylko nadzieję, że nie będą tacy
jak Prusy, bo moja utracona wiara się już nie odbuduje.
Ciotka po Aresa przyjechała godzinę temu i pies nawet na mnie nie spojrzał, gdy
opuszczał mieszkanie. Ale wiedziałam, że zostawiam go w dobrych rękach.
Tym razem do stolicy prowadził Feliks. I nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale
chyba bezpieczniej się czułam, gdy to Francuz prowadził. Miałam zacny plan
zdrzemnąć się podczas wieczornej podróży, ale jak na razie siedziałam z tyłu z
Francisem i miałam oczy jak spodki. Nie dość, że Polska jeździł jak wariat, to
jeszcze piłował japę na innych kierowców w równym stopniu, co oni na niego.
W końcu, gdy minęliśmy Częstochowę, poczułam jak oczka mi się kleją i nie
minęło pięć minut, jak głowa mi oklapła.
Nie wiedziałam, która była godzina, kiedy obudziłam się z głową na kolanach
Francisa i jego ciepłą dłonią w moich włosach.
— Wygraliśmy Euro? — zapytałam nieprzytomnie, kiedy się
dźwignęłam i rozejrzałam zdezorientowana wokół .
— Jak się spało~? — zamruczał Francuz z typową dla siebie miną sugerującą
brudne myśli.
— Spoko — powiedział Feliks, patrząc na mnie w lusterku. — Totalnie pilnowałem,
żeby cię nie macał, czy coś.
— Francis~… — Ziewnęłam potężnie. — Masz bardzo wygodne kolana. Kiedy będziemy
na miejscu?
— Już jesteśmy — zamruczał rozmarzony Francuz, zaglądając przez okno.
— Już?! — Ożywiłam się i przykleiłam nos do szyby. — Ale super! Chodźmy gdzieś
jutro!
— Na przykład na romantyczną kolację we dwojga, a potem do hotelu, by nasze
nagie ciała stały się jednością? — Francis ucieszył się jak Rumun z portfela, a
ja pobladłam.
— NIE, KURWA! — Zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę, chowając rumieniec. —
Muzeum Powstania Warszawskiego! Powązki! Muzeum Historii Żydów w Polsce! Muzeum
Katynia! PRL! Armia Krajowa! Żoliborz! Ochota! Wola!
— A później hotel…? — podsunął Francis, a ja złapałam go za kołnierz i
potrząsnęłam:
— Wybij to sobie z głowy, zasrańcu!
— Jesteśmy na miejscu! — krzyknął radośnie Feliks,
kompletnie nas ignorując.
— To twój dom? — Zdziwiłam się, widząc wielki gmach.
— Nie, to hotel — powiedział spokojnie Francis, wysiadając z samochodu. Widząc,
że wciąż siedzę na miejscu, dodał lekko zniecierpliwiony. — No, zbieraj się.
— Ale jak to? — Spanikowałam. — Myślałam, że śpimy u Feliksa.
— Generalnie, to mam tak gdyby pokoje pozajmowane. Ale to jest jeden z
najlepszych hoteli w mieście, więc totalnie nawet ci zazdroszczę! Jest tam
jacuzzi.
— Ale, ale…
— Nie ma żadnego „ale”. — Francis otworzył drzwi po mojej stronie i wyciągnął
mnie z samochodu za łokieć. — Dziękuję,
Polsko. Będę się nią opiekować — dodał
po francusku, a ja zmarszczyłam czoło.
— Nie wątpię — mruknął Polska. — Natalia, jak gdyby jednak co, to pamiętaj, o
czym ci mówiłem!
Pomachał nam i dodał gazu, wymuszając pierwszeństwo już na pierwszym rondzie.
— O czym ci mówił? — Na jego twarzy zagościł wyraz zaciekawienia, lecz ja
czułam narastającą panikę na myśl, że spędzę tyle czasu z nim w hotelu.
— Powiedział, że jeden czy dwa wpierdole wojny jeszcze nie czynią — odparłam,
odwracając się do niego. — Także się pilnuj.
Blondyn przewrócił oczami i ruszył w stronę wejścia do hotelu.
Hol był ogromny i błyszczący. Podczas gdy Francis załatwiał formalności przy recepcji,
ja zaczęłam przechadzać się po pomieszczeniu, nie bardzo wiedząc, gdzie mam
zawiesić wzrok. Wszystko było przepiękne, wypucowane i ozdabiane.
Przepych…, pomyślałam nieco skrzywiona.
— Ma chérie. — Odwróciłam się, gdy mnie zawołał. — Idziemy.
Potruchtałam za nim posłusznie, czując na sobie wzrok ciekawskiej
recepcjonistki. Zarumieniłam się, ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi.
Jadąc windą, nie odzywaliśmy się do siebie. Za bardzo biło mi serce i czułam,
że zaraz wykituję.
Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze, wylazłam nieprzytomnie na korytarz
i nawet nie wiem kiedy, znalazłam się w pokoju. Ocknęłam się dopiero, gdy
zobaczyłam duże podwójne łóżko.
— Em. A gdzie ja mam spać? — zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź mojego
towarzysza.
— Z tego co widzę, to raczej głupie pytanie.
— Nie będę z tobą spała w jednym łóżku — powiedziałam stanowczo.
— Dlaczego nie? — Zdziwił się.
— Bo ci nie ufam — odrzekłam, a kilka kropel potu spłynęło mi po skroni.
— No cóż… To będziesz musiała mi zaufać. — Wyszczerzył się, a ja szybko wyjęłam
telefon i wybrałam numer do Feliksa.
— Abonament czasowo niedostępny, proszę
zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału.
— Feliks! — zadyszałam do słuchawki. — Francis załatwił mi wspólne spanie w
łóżku małżeńskim, zabierz mnie… EJ!
Ale mój telefon wylądował w ręce Francji, który patrzył na mnie z niezdrowym
błyskiem w oczach.
— Nie przesadzaj, ma chérie.
— Mówię serio! — Cofnęłam się zestresowana pod ścianę, gdy ten zaczął się do
mnie zbliżać. — Nie ufam ci, durniu! Wciąż pamiętam moją osiemnastkę! Prędzej
zaufam ruskiemu paktu o nieagresji, niż tobie!
N-Nie zbliżaj się…!
— Czego ty się tak boisz? — mruknął z niedowierzaniem i przyparł mnie do ściany. — Że zrobię ci krzywdę? Albo, że cię zgwałcę, gdy zaśniesz?
— Puszczaj mnie! — pisnęłam i szarpnęłam się. — Mój stary jest gliną! Matka
pielęgniarką! A mój brat w podstawówce!
Poczułam gulę w gardle, gdy moje ręce znalazły się nad
moją głową, a kolano Francisa między moimi nogami. Oczy rozszerzyły mi się ze
strachu, gdy przywarł do mnie swoim ciałem, a ja poczułam na jednym policzku
jego ciepły oddech, a na drugim jego dłoń.
Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko żadnego mężczyzny.
— Pozwól, że coś ci wytłumaczę — zamruczał mi prosto w ucho, a przez moje ciało
przeszedł prąd tak mocny, że o mało nie pozbawił mnie zmysłów. — Wasze prawo
mnie nie dotyczy. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, to zrobiłbym ci ją już
dawno, nie sądzisz? Przecież miałem mnóstwo okazji. Co więcej mógłbym cię nawet
posiąść w tej chwili. Już teraz. Wiesz, co jeszcze mógłbym zrobić? — ciągnął
spokojnie, a ja ledwo kontaktowałam. — Mógłbym cię stąd wywieźć dla własnego
kaprysu. Przepadłabyś wtedy jak kamień w wodę. Ale tego nie zrobię. Wiesz
dlaczego?
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciłam słabo głową.
— Ponieważ nie chcę nic takiego robić wbrew twojej woli. — Odsunął się z
szerokim uśmiechem i puścił mnie. — Nie skrzywdziłbym cię, nigdy. Poczekam, aż
zmądrzejesz i sama do mnie przyjdziesz~. A o twojej osiemnastce to ci jeszcze
opowiem, honhonhon!
— Nigdy więcej… Tak nie rób… — wydyszałam. Ten tylko zaśmiał się wrednie i
powiedział:
— Naprawdę, nic ci nie zrobię, możesz mi zaufać. — Przyłożył prawą dłoń do serca i skłonił się w starodawny sposób niczym gentelman. — Co prawda
czasem przekraczam moralną granicę, jak na przykład przed chwilą, ale chciałem
ci tylko zobrazować pewne rzeczy.
— Znęcanie się psychiczne to twoje hobby, co nie? —
mruknęłam, starając się uspokoić każdą najmniejszą komórkę w moim ciele. Niestety
wszystkie teraz skandowały imię Francji i biły mu brawo, zapraszając go z
powrotem.
What the, kurwa, fuck…?
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko z szerokim uśmiechem
pokręcił głową i zniknął w łazience. Ja natomiast usiadłam ciężko pod ścianą. Spojrzałam
na swoje dłonie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że całe się trzęsły. Najgorsza
była jednak świadomość, że mojemu ciału bardzo się to podobało. I to tak
bardzo, że gdyby doszło do tego, o czym mówił, to pewnie rozłożyłabym się przed
nim jak partia pasjansa na Windowsie.
Do moich uszu dobiegał dźwięk prysznica oraz śpiew blondyna, wstałam więc na
trzęsących się jak galareta nogach i usiadłam na łóżku.
Cholera jasna. Jest gorzej niż myślałam.
Nie wyglądało to na nic innego, jak romantyzowanie
szkodliwych wzorców. A tak w normalnym świecie być nie powinno.
Dlaczego więc czułam się w taki sposób…?
Przegrywałam tę walkę. Chociaż, tak szczerze, dawno ją
przegrałam. A dowodem tego było to, że znajdowałam się w Warszawie w pokoju
hotelowym z tym człowiekiem. Mnie nawet porywać nie trzeba było, wystarczyła
torba cukierków i garść życzliwości, żeby się sprzedać.
Nie żyłam w bajce, żeby cudownie wyjść z problemów ot
tak. Ja je tylko pogłębiałam. I to z naiwnym uśmiechem na ustach.
***
[31 grudzień 2016 — sobota]
Noc minęła nawet spokojnie. No prawie.
Poddałam się i zasnęłam na drugim końcu łóżka, budząc się
na początku praktycznie co jakiś czas. Wbrew moim założeniom Francja nie zrobił
wobec mnie żadnego podejrzanego ruchu, a w głowie non stop odtwarzały się jak
taśma filmowa na nowo to, co powiedział mi na temat swoich możliwości.
Chociaż w sumie jego słowa schodziły na dalszy plan, bo
mój policzek i nadgarstki mrowiły w miejscach, które miały kontakt z jego
dotykiem. Na samą myśl czułam dziwne uczucie w podbrzuszu i jajnikach, a mnie
nawiedzały takie rozkminy, których nie emitowano nawet na Discovery Channel.
Skurcze w jajnikach brały się z podniecenia. Podniecenie
to chuć, a chuć to…
Czej… Czy ja odkrywałam w sobie początkowe fazy
fetyszu BDSM, czy jaki chuj?
Jęknęłam w poduszkę.
Chociaż w sumie nie. Podniecenie to stan emocjonalny, będący
reakcją wzrostu ciśnienia krwi na skutek produkcji adrenaliny. Czyli wszystko
jasne, Francis pobudził mi adrenalinę, ponieważ poczułam zagrożenie. A uczucie
w jajnikach to rosnący nowotwór.
Ginekolog.
Musiałam iść do ginekologa, bo mamusia mówiła, że linia
kobiet w naszej rodzinie miała wysoką zachorowalność na raka macicy. To była w
sumie prawda, moja mama miała dwa lata temu operację wycięcia macicy z powodu
stanu przedinwazyjnego nowotworu, a moja prababcia gra w warcaby z załogą
Titanica od czterdziestego szóstego roku swojego życia.
Kurwa, nie myśl o takich rzeczach przed spaniem!
Racja, przekieruję myśli na kołysankę albo coś w ten
deseń, żeby uspokoić swoje myśli.
Za górami, za lasami, żył Bin Laden z Talibami.
Zamiast ESC wcisnął ENTER i rozjebał World Trade Center.
Wytrzeszczyłam oczy w ciemności przerażona własnym skrzywieniem
psychicznym. Byłam już pewna, że nie wypłacę się terapeucie. Zamiast pigułek
Xanaxu powinni mi przepisać pawulon refundowany przez NFZ i sponsorowany przez
ZUS, żeby czasem nie udało mi się dożyć emerytury w tym kraju.
A może pozbędę się nachalnego adoratora, jak przytyję z
pięćdziesiąt kilo? Myślę, że to by załatwiło sprawę. Zacznę żywić się w
McDonaldzie i brać narkotyki, dzięki czemu w najlepszym wypadku uleję się jak
ruska łódź podwodna, a w najgorszym dragi zaczną mi ryć mózg do takiego
stopnia, że depresja będzie moim najmniejszym problemem.
Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, to rano, gdy jeszcze
było ciemno na zewnątrz, obudziłam się z przyklejonym do mnie Francisem na
łyżeczkę.
W pierwszym odruchu chciałam już odepchnąć śpiącego
chłopaka, ale było mi tak ciepło, wygodnie i… dobrze. Podobała mi się ta
bliskość. Ryzykując, wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i tym razem zasnęłam
spokojnie.
No prawie.
***
Obudziłam się wyspana i wypoczęta. Przeciągnęłam się
mocno i spojrzałam na Francję. Spał mocno, a jego zadbane blond kłaki opadły mu
na twarz. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zbliżyłam dłoń do twarzy mężczyzny i
odgarnęłam jego niesforne kosmyki z policzka. A niech ma trochę dobroci przed
śmiercią, bo coś czuję, że kiedyś w końcu rzucę mu się do gardła.
Wstałam cichutko, zebrałam ubrania i popędziłam do łazienki, żeby wziąć kąpiel.
Pomieszczenie sanitarne była ogromna, a już szczególnie wanna z funkcją
jacuzzi. Dodałam do gorącej wody soli morskiej oraz płyn i zanurzyłam się z
lubością w wodzie.
Kurde, to jest dopiero relaks.
Przymknęłam oczy i nawet nie wiem, kiedy minęło mi pół godziny. Ocknęłam
się, gdy usłyszałam pukanie do łazienki.
— Ma chérie~, czy ty bierzesz kąpiel beze mnie~?
Przekręciłam oczami.
— A jak myślisz? — żachnęłam się i wyszłam z wanny. — Chyba nie myślałeś, że
będziemy się jeszcze razem kąpać?! Wystarczy, że śpimy razem!
— Honhonhon~.
Olałam go, zawinęłam się ciasno ręcznikiem i podeszłam do ogromnego lustra. Wyszorowałam
zęby, pomalowałam oczy i ogarnęłam włosy.
No, teraz wyglądam jak człowiek. Człowiek
z problemami, ale wciąż jednak człowiek.
Sięgnęłam akurat po swoje ubrania, kiedy drzwi z łazienki się otworzyły i
stanął w nich Francis.
— Zajęte! — Złapałam dla pewności ręcznik. — Ślepy jesteś czy co?!
— Myślałem, że jesteś naga… — Zawieziony zmierzył mnie od dołu do góry, a ja
spaliłam buraka.
Co za…!
— Tym bardziej nie powinieneś tu wchodzić, skoro tak myślałeś! A teraz wypad!
Bo chcę się przebrać w spokoju!
— A co ja mam robić? — Wskazał na siebie palcem, a ja oklapłam.
Naprawdę ON był Republiką Francuską? Już JA bym była
bardziej rozgarnięta jako personifikacja!
— Żartujesz sobie? — mruknęłam i przyłożyłam dłoń do czoła. — Szukaj jakiś
fajnych miejsc do zwiedzania… — przerwałam, bo po łazience rozległ się odgłos
burczenia mojego brzucha.
— Ale najpierw coś zjemy — mruknął zadowolony Francis.
— Bardzo chętnie. A teraz wyjdź! — Tupnęłam nogą z niecierpliwości.
— Jak chcesz…
Gdy usłyszałam zamykane drzwi, odetchnęłam z ulgą. Hotel może i był ekskluzywny
jak chorizo na promocji w biedronce, ale kurwa, żeby mieć zepsuty zamek w
drzwiach łazienki to było dla mnie niezrozumiałe. Przebrałam się pośpieszne i
wykopytkowałam z łazienki.
Jak mogłam się tego spodziewać, Francji przyszykowanie się zajęło dłużej niż
mnie, ale pomińmy ten temat. Kiedy w końcu oboje zeszliśmy na śniadanie, było
już grubo po dziesiątej. Zaczęło irytować mnie to, że gdziekolwiek nie szliśmy,
to wszyscy, a zwłaszcza kobiety, oglądały się za nami. A raczej za Francją.
— Skąd ta kwaśna mina? — zapytał, gdy zajęliśmy jakiś odosobniony stolik w
jadalni.
— Wiesz, drażni mnie trochę to, że laski rozbierają cię wzrokiem, a mnie mają
za twojego pokemona, który nie wiedzieć czemu wyskoczył ze swojego pokeballa.
— Ooo, jesteś zazdrosna? — Uśmiechnął się szeroko, a ja odwróciłam wzrok,
wbijając go w bar sałatkowy.
— Idę po coś do jedzenia. — Ignorując jego pytanie, wstałam i poszłam sobie
nałożyć byle czego.
Wybór był ogromny, a ja mimo pozorów nie byłam typową polską cebulą, która
ładuje sobie na talerz wszystko na wielki stos. Kulturalnie nałożyłam sobie
dziwnego zielonego czegoś z orzechami włoskimi, dobrałam do tego grzankę z
masłem czosnkowym oraz świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy i wróciłam do
stolika. Pierwszy kęs sałatki uświadomił mnie, że dokonałam trafnego wyboru.
— A ty nie jesz? — zapytałam Francję, który wciąż się we mnie wpatrywał.
— Zastanawiam się właśnie — mruknął. — Smaczne to chociaż?
— Mnie smakuje. — Rozpłynęłam się. — To co dziś robimy?
— Nie mamy wiele czasu. Co byś chciała zobaczyć?
— Muzeum Powstania Warszawskiego! — Podjarałam się niezdrowo.
— Twoje zafascynowanie tym tematem mnie przeraża… — Mężczyzna westchnął i
podparł dłonią brodę w zamyśleniu.
— To już obsesja, a nie zainteresowanie — odrzekłam. — A teraz mów, co byś
zjadł, a ja będę taka dobra, że nawet ci po to pójdę.
— Naprawdę? — Zdziwił się. — W takim razie coś mi wybierz.
— Ale pójdziemy do tego muzeum? — Spojrzałam na niego błagalnie.
— Oui…
Wyszczerzyłam się, zgarnęłam talerzyk i poleciałam do baru. Zastanowiłam się
chwilkę, po czym ładnie ułożyłam śniadanie dla Francji. Gdy wróciłam do stołu,
wciąż byłam zbyt podekscytowana, żeby zająć się jedzeniem.
***
Wizyta w muzeum przebiegła dość sprawnie, a mnie micha
cieszyła się cały czas. Praktycznie większość informacji nie była dla mnie
żadną nowością, ale i tak dowiedziałam się paru nowych ciekawostek i oczywiście
narobiłam mnóstwo zdjęć. Kiedy jednak wysłałam Neli SMS ‘a z pytaniem jak tam u
niej, uzyskałam jedynie odpowiedź „Spierdalaj”.
Cóż…
Mimo to humor poprawił mi się bardzo szybko, gdy jeszcze wylądowaliśmy w
restauracji na lekkim obiedzie. Gdy wróciliśmy do hotelu, to powoli zbliżała
się godzina siedemnasta, a mnie podchodziła gula do gardła na myśl, że na dziewiętnastą
mieliśmy być już na miejscu.
— Jezus, Maria. — Złapałam się za włosy w nagłym przypływie przerażenia.
— Hmmm?
— Może lepiej idź sam — Spanikowałam. — Boję się iść!
— Nie wymigasz się. — Zachichotał. — Lepiej się szykuj.
Zadrżałam na widok wizji, jaka zapanowała w mojej głowie. Ja idąca w szpilkach
przez salę, nagle tracąca równowagę i lecąca na ziemię. I po zębach, i po
godności, i po życiu.
— Pójdę w trampkach — zarządziłam. — Czarne idealnie pasują do sukienki i nawet
są modne takie połączenia.
— Ty chyba żartujesz — powiedział Francis z pewnym niedowierzaniem w głosie.
— Ty wybrałeś mi sukienkę, więc ja wybieram buty! — odrzekłam stanowczo. —
Kompromis to kompromis, co nie?
— Nie. — Złożył ręce na piersi.
— Okay, rozumiem. To może kamień-papier-nożyce?
— Jeśli wygram, to nie tylko pójdziesz w tak jak JA chcę, ale również będziesz
spać nago. — Rozmarzył się.
— CO?! — Spaliłam buraka. — N-Nie!
— Dobrze. To w bieliźnie. Tak na początek.
— Jezu!
— Innej opcji nie widzę. — Wzruszył ramionami.
— D-Dobra! Ale jak ja wygram, to idę w trampkach oraz… Wiem! — Pstryknęłam
palcami. — Będziesz dla mnie jutro bardzo miły!
— Zawsze jestem. — Zdziwił się, a ja pokręciłam głową.
— Nie, nie, nie — powiedziałam, uśmiechając się niczym Grinch. — Będziesz miły
w taki sposób, że jak mi się zachce, byś mnie wniósł na rękach do domu, to
będziesz na tyle miły, że to zrobisz. Panimajesz, monsieur?
— Dobrze. Zgadzam się. — Uśmiechnął się złośliwie. — Gotowa?
Wystawił pięść, a ja doskoczyłam do niego.
— Raz. Dwa. TRZY! Ha! Wygrałam! — wydarłam się uszczęśliwiona. — Widzisz ten
kamień?! — Pokazałam mu pięść. — Zgniótł twoje nożyczki jak chipsa!
— Nożyczki? — Zdziwił się jeszcze bardziej i spojrzał na swoje dwa palce. — W
sumie… Jak chcesz, to mogę ci pokazać, co jeszcze potrafią te dwa palce~. — Zamachał
prowokująco brwiami, a ja paląc buraka, przypieprzyłam mu z pięści w ramię.
— Jeszcze trochę, a pokażę ci, co potrafi moja pięść, zboczeńcu!
Francis westchnął, a ja zachichotałam nerwowo. Czas szykować się na Sylwestra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz