ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

sobota, 26 marca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴊᴇᴅᴇɴᴀsᴛʏ – ᴘᴏᴢᴡᴏ́ʟ, ᴢ̇ᴇ ᴄᴏś ᴄɪ ᴡʏᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴇ̨

 

[30 grudnia 2016 — piątek]
Pakowałam się pomalutku zastanawiając się, co jeszcze będzie mi potrzebne w stolicy. Do Warszawy mieliśmy zamiar jechać dziś wieczorem we trójkę, a bracia mieli dołączyć do nas dopiero jutro. Starałam się porozmawiać z mamą Neli na temat zaistniałego problemu, ale niestety, pani Grażyna była nieugięta. Szesnastolatka musiała więc spędzić Sylwestra z rodziną we Wrocławiu.

Moralnie dobiło mnie to, że podczas tej krótkiej rozmowy pani Araszewska pochwaliła mnie za porządnego kuzyna, jakim domniemanie dla mnie był Ludwig. Grazia przyznała, że tak inteligentnego i dobrze wychowanego chłopaka dawno nie poznała i to naprawdę dobrze świadczy o nim i mojej rodzinie, a ja mogłam być dumna. Wyraziła przy tym nadzieję, że jej córka będzie miała tyle oleju w głowie co on.

Uśmiechałam się serdecznie podczas tych komplementów, ale wewnątrz mnie moje polskie ego pierdnęło i zdechło. Gdyby moja duma narodowa mogła krzyczeć z protestem, to darłaby ryja na całe osiedle.


Tak czy owak, wracając do zabawy sylwestrowej, wychodziło na to, że będę tam sama, czym bardzo się stresowałam. Nie ukrywałam, że bałam się obcych ludzi, a jeszcze dochodził fakt, że to nie będą byle ludzie z Wąchocka i okolic, tylko pieprzona elita w postaci personifikacji Państw. Musiałam się więc jakoś zachowywać, nie robić z siebie debila oraz przede wszystkim nie tykać alkoholu. Nawet się, kurwa, do niego nie zbliżać na metr.

Z drugiej jednak strony byłam też podekscytowana i z jakiegoś powodu nie mogłam się już doczekać. Feliks i Francis co chwilę przytaczali różne zabawne lub mniej zabawne anegdotki z poprzednich lat, a mnie skręcało z ciekawości, jak wyglądają i jacy byli nasi sąsiedzi. Miałam tylko nadzieję, że nie będą tacy jak Prusy, bo moja utracona wiara się już nie odbuduje.

Ciotka po Aresa przyjechała godzinę temu i pies nawet na mnie nie spojrzał, gdy opuszczał mieszkanie. Ale wiedziałam, że zostawiam go w dobrych rękach.


Tym razem do stolicy prowadził Feliks. I nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale chyba bezpieczniej się czułam, gdy to Francuz prowadził. Miałam zacny plan zdrzemnąć się podczas wieczornej podróży, ale jak na razie siedziałam z tyłu z Francisem i miałam oczy jak spodki. Nie dość, że Polska jeździł jak wariat, to jeszcze piłował japę na innych kierowców w równym stopniu, co oni na niego.

W końcu, gdy minęliśmy Częstochowę, poczułam jak oczka mi się kleją i nie minęło pięć minut, jak głowa mi oklapła.

Nie wiedziałam, która była godzina, kiedy obudziłam się z głową na kolanach Francisa i jego ciepłą dłonią w moich włosach.

— Wygraliśmy Euro? — zapytałam nieprzytomnie, kiedy się dźwignęłam i rozejrzałam zdezorientowana wokół .

— Jak się spało~? — zamruczał Francuz z typową dla siebie miną sugerującą brudne myśli.

— Spoko — powiedział Feliks, patrząc na mnie w lusterku. — Totalnie pilnowałem, żeby cię nie macał, czy coś.

— Francis~… — Ziewnęłam potężnie. — Masz bardzo wygodne kolana. Kiedy będziemy na miejscu?

— Już jesteśmy — zamruczał rozmarzony Francuz, zaglądając przez okno.

— Już?! — Ożywiłam się i przykleiłam nos do szyby. — Ale super! Chodźmy gdzieś jutro!

— Na przykład na romantyczną kolację we dwojga, a potem do hotelu, by nasze nagie ciała stały się jednością? — Francis ucieszył się jak Rumun z portfela, a ja pobladłam.

— NIE, KURWA! — Zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę, chowając rumieniec. — Muzeum Powstania Warszawskiego! Powązki! Muzeum Historii Żydów w Polsce! Muzeum Katynia! PRL! Armia Krajowa! Żoliborz! Ochota! Wola!

— A później hotel…? — podsunął Francis, a ja złapałam go za kołnierz i potrząsnęłam:

— Wybij to sobie z głowy, zasrańcu!

— Jesteśmy na miejscu! — krzyknął radośnie Feliks, kompletnie nas ignorując.

— To twój dom? — Zdziwiłam się, widząc wielki gmach.

— Nie, to hotel — powiedział spokojnie Francis, wysiadając z samochodu. Widząc, że wciąż siedzę na miejscu, dodał lekko zniecierpliwiony. — No, zbieraj się.

— Ale jak to? — Spanikowałam. — Myślałam, że śpimy u Feliksa.

— Generalnie, to mam tak gdyby pokoje pozajmowane. Ale to jest jeden z najlepszych hoteli w mieście, więc totalnie nawet ci zazdroszczę! Jest tam jacuzzi.

— Ale, ale…

— Nie ma żadnego „ale”. — Francis otworzył drzwi po mojej stronie i wyciągnął mnie z samochodu za łokieć. — Dziękuję, Polsko. Będę się nią opiekować — dodał po francusku, a ja zmarszczyłam czoło.

— Nie wątpię — mruknął Polska. — Natalia, jak gdyby jednak co, to pamiętaj, o czym ci mówiłem!

Pomachał nam i dodał gazu, wymuszając pierwszeństwo już na pierwszym rondzie.

— O czym ci mówił? — Na jego twarzy zagościł wyraz zaciekawienia, lecz ja czułam narastającą panikę na myśl, że spędzę tyle czasu z nim w hotelu.

— Powiedział, że jeden czy dwa wpierdole wojny jeszcze nie czynią — odparłam, odwracając się do niego. — Także się pilnuj.

Blondyn przewrócił oczami i ruszył w stronę wejścia do hotelu.
Hol był ogromny i błyszczący. Podczas gdy Francis załatwiał formalności przy recepcji, ja zaczęłam przechadzać się po pomieszczeniu, nie bardzo wiedząc, gdzie mam zawiesić wzrok. Wszystko było przepiękne, wypucowane i ozdabiane.

Przepych…, pomyślałam nieco skrzywiona.

Ma chérie. — Odwróciłam się, gdy mnie zawołał. — Idziemy.

Potruchtałam za nim posłusznie, czując na sobie wzrok ciekawskiej recepcjonistki. Zarumieniłam się, ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Jadąc windą, nie odzywaliśmy się do siebie. Za bardzo biło mi serce i czułam, że zaraz wykituję.
Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze, wylazłam nieprzytomnie na korytarz i nawet nie wiem kiedy, znalazłam się w pokoju. Ocknęłam się dopiero, gdy zobaczyłam duże podwójne łóżko.

— Em. A gdzie ja mam spać? — zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź mojego towarzysza.

— Z tego co widzę, to raczej głupie pytanie.

— Nie będę z tobą spała w jednym łóżku — powiedziałam stanowczo.

— Dlaczego nie? — Zdziwił się.

— Bo ci nie ufam — odrzekłam, a kilka kropel potu spłynęło mi po skroni.

— No cóż… To będziesz musiała mi zaufać. — Wyszczerzył się, a ja szybko wyjęłam telefon i wybrałam numer do Feliksa.

Abonament czasowo niedostępny, proszę zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału.

— Feliks! — zadyszałam do słuchawki. — Francis załatwił mi wspólne spanie w łóżku małżeńskim, zabierz mnie… EJ!

Ale mój telefon wylądował w ręce Francji, który patrzył na mnie z niezdrowym błyskiem w oczach.

— Nie przesadzaj, ma chérie.

— Mówię serio! — Cofnęłam się zestresowana pod ścianę, gdy ten zaczął się do mnie zbliżać. — Nie ufam ci, durniu! Wciąż pamiętam moją osiemnastkę! Prędzej zaufam ruskiemu paktu o nieagresji, niż tobie!  N-Nie zbliżaj się…!

— Czego ty się tak boisz? — mruknął z niedowierzaniem i przyparł mnie do ściany. — Że zrobię ci krzywdę? Albo, że cię zgwałcę, gdy zaśniesz?

— Puszczaj mnie! — pisnęłam i szarpnęłam się. — Mój stary jest gliną! Matka pielęgniarką! A mój brat w podstawówce!

Poczułam gulę w gardle, gdy moje ręce znalazły się nad moją głową, a kolano Francisa między moimi nogami. Oczy rozszerzyły mi się ze strachu, gdy przywarł do mnie swoim ciałem, a ja poczułam na jednym policzku jego ciepły oddech, a na drugim jego dłoń.

Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko żadnego mężczyzny.

— Pozwól, że coś ci wytłumaczę — zamruczał mi prosto w ucho, a przez moje ciało przeszedł prąd tak mocny, że o mało nie pozbawił mnie zmysłów. — Wasze prawo mnie nie dotyczy. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, to zrobiłbym ci ją już dawno, nie sądzisz? Przecież miałem mnóstwo okazji. Co więcej mógłbym cię nawet posiąść w tej chwili. Już teraz. Wiesz, co jeszcze mógłbym zrobić? — ciągnął spokojnie, a ja ledwo kontaktowałam. — Mógłbym cię stąd wywieźć dla własnego kaprysu. Przepadłabyś wtedy jak kamień w wodę. Ale tego nie zrobię. Wiesz dlaczego?

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciłam słabo głową.

— Ponieważ nie chcę nic takiego robić wbrew twojej woli. — Odsunął się z szerokim uśmiechem i puścił mnie. — Nie skrzywdziłbym cię, nigdy. Poczekam, aż zmądrzejesz i sama do mnie przyjdziesz~. A o twojej osiemnastce to ci jeszcze opowiem, honhonhon!

— Nigdy więcej… Tak nie rób… — wydyszałam. Ten tylko zaśmiał się wrednie i powiedział:

— Naprawdę, nic ci nie zrobię, możesz mi zaufać. — Przyłożył prawą dłoń do serca i skłonił się w starodawny sposób niczym gentelman. — Co prawda czasem przekraczam moralną granicę, jak na przykład przed chwilą, ale chciałem ci tylko zobrazować pewne rzeczy.

— Znęcanie się psychiczne to twoje hobby, co nie? — mruknęłam, starając się uspokoić każdą najmniejszą komórkę w moim ciele. Niestety wszystkie teraz skandowały imię Francji i biły mu brawo, zapraszając go z powrotem.

What the, kurwa, fuck…?

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko z szerokim uśmiechem pokręcił głową i zniknął w łazience. Ja natomiast usiadłam ciężko pod ścianą. Spojrzałam na swoje dłonie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że całe się trzęsły. Najgorsza była jednak świadomość, że mojemu ciału bardzo się to podobało. I to tak bardzo, że gdyby doszło do tego, o czym mówił, to pewnie rozłożyłabym się przed nim jak partia pasjansa na Windowsie.

Do moich uszu dobiegał dźwięk prysznica oraz śpiew blondyna, wstałam więc na trzęsących się jak galareta nogach i usiadłam na łóżku.

Cholera jasna. Jest gorzej niż myślałam.

Nie wyglądało to na nic innego, jak romantyzowanie szkodliwych wzorców. A tak w normalnym świecie być nie powinno.

Dlaczego więc czułam się w taki sposób…?

Przegrywałam tę walkę. Chociaż, tak szczerze, dawno ją przegrałam. A dowodem tego było to, że znajdowałam się w Warszawie w pokoju hotelowym z tym człowiekiem. Mnie nawet porywać nie trzeba było, wystarczyła torba cukierków i garść życzliwości, żeby się sprzedać.

Nie żyłam w bajce, żeby cudownie wyjść z problemów ot tak. Ja je tylko pogłębiałam. I to z naiwnym uśmiechem na ustach.

 

***

 

[31 grudzień 2016 — sobota]

Noc minęła nawet spokojnie. No prawie.

Poddałam się i zasnęłam na drugim końcu łóżka, budząc się na początku praktycznie co jakiś czas. Wbrew moim założeniom Francja nie zrobił wobec mnie żadnego podejrzanego ruchu, a w głowie non stop odtwarzały się jak taśma filmowa na nowo to, co powiedział mi na temat swoich możliwości.

Chociaż w sumie jego słowa schodziły na dalszy plan, bo mój policzek i nadgarstki mrowiły w miejscach, które miały kontakt z jego dotykiem. Na samą myśl czułam dziwne uczucie w podbrzuszu i jajnikach, a mnie nawiedzały takie rozkminy, których nie emitowano nawet na Discovery Channel.

Skurcze w jajnikach brały się z podniecenia. Podniecenie to chuć, a chuć to…

Czej… Czy ja odkrywałam w sobie początkowe fazy fetyszu BDSM, czy jaki chuj?

Jęknęłam w poduszkę.

Chociaż w sumie nie. Podniecenie to stan emocjonalny, będący reakcją wzrostu ciśnienia krwi na skutek produkcji adrenaliny. Czyli wszystko jasne, Francis pobudził mi adrenalinę, ponieważ poczułam zagrożenie. A uczucie w jajnikach to rosnący nowotwór.

Ginekolog.

Musiałam iść do ginekologa, bo mamusia mówiła, że linia kobiet w naszej rodzinie miała wysoką zachorowalność na raka macicy. To była w sumie prawda, moja mama miała dwa lata temu operację wycięcia macicy z powodu stanu przedinwazyjnego nowotworu, a moja prababcia gra w warcaby z załogą Titanica od czterdziestego szóstego roku swojego życia.

Kurwa, nie myśl o takich rzeczach przed spaniem!

Racja, przekieruję myśli na kołysankę albo coś w ten deseń, żeby uspokoić swoje myśli.

Za górami, za lasami, żył Bin Laden z Talibami. Zamiast ESC wcisnął ENTER i rozjebał World Trade Center.

Wytrzeszczyłam oczy w ciemności przerażona własnym skrzywieniem psychicznym. Byłam już pewna, że nie wypłacę się terapeucie. Zamiast pigułek Xanaxu powinni mi przepisać pawulon refundowany przez NFZ i sponsorowany przez ZUS, żeby czasem nie udało mi się dożyć emerytury w tym kraju.

A może pozbędę się nachalnego adoratora, jak przytyję z pięćdziesiąt kilo? Myślę, że to by załatwiło sprawę. Zacznę żywić się w McDonaldzie i brać narkotyki, dzięki czemu w najlepszym wypadku uleję się jak ruska łódź podwodna, a w najgorszym dragi zaczną mi ryć mózg do takiego stopnia, że depresja będzie moim najmniejszym problemem.

Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, to rano, gdy jeszcze było ciemno na zewnątrz, obudziłam się z przyklejonym do mnie Francisem na łyżeczkę.

W pierwszym odruchu chciałam już odepchnąć śpiącego chłopaka, ale było mi tak ciepło, wygodnie i… dobrze. Podobała mi się ta bliskość. Ryzykując, wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i tym razem zasnęłam spokojnie.

No prawie.

 

***

 

Obudziłam się wyspana i wypoczęta. Przeciągnęłam się mocno i spojrzałam na Francję. Spał mocno, a jego zadbane blond kłaki opadły mu na twarz. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zbliżyłam dłoń do twarzy mężczyzny i odgarnęłam jego niesforne kosmyki z policzka. A niech ma trochę dobroci przed śmiercią, bo coś czuję, że kiedyś w końcu rzucę mu się do gardła.

Wstałam cichutko, zebrałam ubrania i popędziłam do łazienki, żeby wziąć kąpiel. Pomieszczenie sanitarne była ogromna, a już szczególnie wanna z funkcją jacuzzi. Dodałam do gorącej wody soli morskiej oraz płyn i zanurzyłam się z lubością w wodzie.

Kurde, to jest dopiero relaks.

Przymknęłam oczy i nawet nie wiem, kiedy minęło mi pół godziny. Ocknęłam się, gdy usłyszałam pukanie do łazienki.

Ma chérie~, czy ty bierzesz kąpiel beze mnie~?

Przekręciłam oczami.

— A jak myślisz? — żachnęłam się i wyszłam z wanny. — Chyba nie myślałeś, że będziemy się jeszcze razem kąpać?! Wystarczy, że śpimy razem!

— Honhonhon~.

Olałam go, zawinęłam się ciasno ręcznikiem i podeszłam do ogromnego lustra. Wyszorowałam zęby, pomalowałam oczy i ogarnęłam włosy.

No, teraz wyglądam jak człowiek. Człowiek z problemami, ale wciąż jednak człowiek.

Sięgnęłam akurat po swoje ubrania, kiedy drzwi z łazienki się otworzyły i stanął w nich Francis.

— Zajęte! — Złapałam dla pewności ręcznik. — Ślepy jesteś czy co?!

— Myślałem, że jesteś naga… — Zawieziony zmierzył mnie od dołu do góry, a ja spaliłam buraka.

Co za…!

— Tym bardziej nie powinieneś tu wchodzić, skoro tak myślałeś! A teraz wypad! Bo chcę się przebrać w spokoju!

— A co ja mam robić? — Wskazał na siebie palcem, a ja oklapłam.

Naprawdę ON był Republiką Francuską? Już JA bym była bardziej rozgarnięta jako personifikacja!

— Żartujesz sobie? — mruknęłam i przyłożyłam dłoń do czoła. — Szukaj jakiś fajnych miejsc do zwiedzania… — przerwałam, bo po łazience rozległ się odgłos burczenia mojego brzucha.

— Ale najpierw coś zjemy — mruknął zadowolony Francis.

— Bardzo chętnie. A teraz wyjdź! — Tupnęłam nogą z niecierpliwości.

— Jak chcesz…

Gdy usłyszałam zamykane drzwi, odetchnęłam z ulgą. Hotel może i był ekskluzywny jak chorizo na promocji w biedronce, ale kurwa, żeby mieć zepsuty zamek w drzwiach łazienki to było dla mnie niezrozumiałe. Przebrałam się pośpieszne i wykopytkowałam z łazienki.

Jak mogłam się tego spodziewać, Francji przyszykowanie się zajęło dłużej niż mnie, ale pomińmy ten temat. Kiedy w końcu oboje zeszliśmy na śniadanie, było już grubo po dziesiątej. Zaczęło irytować mnie to, że gdziekolwiek nie szliśmy, to wszyscy, a zwłaszcza kobiety, oglądały się za nami. A raczej za Francją.

— Skąd ta kwaśna mina? — zapytał, gdy zajęliśmy jakiś odosobniony stolik w jadalni.

— Wiesz, drażni mnie trochę to, że laski rozbierają cię wzrokiem, a mnie mają za twojego pokemona, który nie wiedzieć czemu wyskoczył ze swojego pokeballa.

— Ooo, jesteś zazdrosna? — Uśmiechnął się szeroko, a ja odwróciłam wzrok, wbijając go w bar sałatkowy.

— Idę po coś do jedzenia. — Ignorując jego pytanie, wstałam i poszłam sobie nałożyć byle czego.

Wybór był ogromny, a ja mimo pozorów nie byłam typową polską cebulą, która ładuje sobie na talerz wszystko na wielki stos. Kulturalnie nałożyłam sobie dziwnego zielonego czegoś z orzechami włoskimi, dobrałam do tego grzankę z masłem czosnkowym oraz świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy i wróciłam do stolika. Pierwszy kęs sałatki uświadomił mnie, że dokonałam trafnego wyboru.

— A ty nie jesz? — zapytałam Francję, który wciąż się we mnie wpatrywał.

— Zastanawiam się właśnie — mruknął. — Smaczne to chociaż?

— Mnie smakuje. — Rozpłynęłam się. — To co dziś robimy?

— Nie mamy wiele czasu. Co byś chciała zobaczyć?

— Muzeum Powstania Warszawskiego! — Podjarałam się niezdrowo.

— Twoje zafascynowanie tym tematem mnie przeraża… — Mężczyzna westchnął i podparł dłonią brodę w zamyśleniu.

— To już obsesja, a nie zainteresowanie — odrzekłam. — A teraz mów, co byś zjadł, a ja będę taka dobra, że nawet ci po to pójdę.

— Naprawdę? — Zdziwił się. — W takim razie coś mi wybierz.

— Ale pójdziemy do tego muzeum? — Spojrzałam na niego błagalnie.

Oui

Wyszczerzyłam się, zgarnęłam talerzyk i poleciałam do baru. Zastanowiłam się chwilkę, po czym ładnie ułożyłam śniadanie dla Francji. Gdy wróciłam do stołu, wciąż byłam zbyt podekscytowana, żeby zająć się jedzeniem.

***

 

 

Wizyta w muzeum przebiegła dość sprawnie, a mnie micha cieszyła się cały czas. Praktycznie większość informacji nie była dla mnie żadną nowością, ale i tak dowiedziałam się paru nowych ciekawostek i oczywiście narobiłam mnóstwo zdjęć. Kiedy jednak wysłałam Neli SMS ‘a z pytaniem jak tam u niej, uzyskałam jedynie odpowiedź „Spierdalaj”.

Cóż…

Mimo to humor poprawił mi się bardzo szybko, gdy jeszcze wylądowaliśmy w restauracji na lekkim obiedzie. Gdy wróciliśmy do hotelu, to powoli zbliżała się godzina siedemnasta, a mnie podchodziła gula do gardła na myśl, że na dziewiętnastą mieliśmy być już na miejscu.

— Jezus, Maria. — Złapałam się za włosy w nagłym przypływie przerażenia.

— Hmmm?

— Może lepiej idź sam — Spanikowałam. — Boję się iść!

— Nie wymigasz się. — Zachichotał. — Lepiej się szykuj.

Zadrżałam na widok wizji, jaka zapanowała w mojej głowie. Ja idąca w szpilkach przez salę, nagle tracąca równowagę i lecąca na ziemię. I po zębach, i po godności, i po życiu.

— Pójdę w trampkach — zarządziłam. — Czarne idealnie pasują do sukienki i nawet są modne takie połączenia.

— Ty chyba żartujesz — powiedział Francis z pewnym niedowierzaniem w głosie.

— Ty wybrałeś mi sukienkę, więc ja wybieram buty! — odrzekłam stanowczo. — Kompromis to kompromis, co nie?

— Nie. — Złożył ręce na piersi.

— Okay, rozumiem. To może kamień-papier-nożyce?

— Jeśli wygram, to nie tylko pójdziesz w tak jak JA chcę, ale również będziesz spać nago. — Rozmarzył się.

— CO?! — Spaliłam buraka. — N-Nie!

— Dobrze. To w bieliźnie. Tak na początek.

— Jezu!

— Innej opcji nie widzę. — Wzruszył ramionami.

— D-Dobra! Ale jak ja wygram, to idę w trampkach oraz… Wiem! — Pstryknęłam palcami. — Będziesz dla mnie jutro bardzo miły!

— Zawsze jestem. — Zdziwił się, a ja pokręciłam głową.

— Nie, nie, nie — powiedziałam, uśmiechając się niczym Grinch. — Będziesz miły w taki sposób, że jak mi się zachce, byś mnie wniósł na rękach do domu, to będziesz na tyle miły, że to zrobisz. Panimajesz, monsieur?

— Dobrze. Zgadzam się. — Uśmiechnął się złośliwie. — Gotowa?

Wystawił pięść, a ja doskoczyłam do niego.

— Raz. Dwa. TRZY! Ha! Wygrałam! — wydarłam się uszczęśliwiona. — Widzisz ten kamień?! — Pokazałam mu pięść. — Zgniótł twoje nożyczki jak chipsa!

— Nożyczki? — Zdziwił się jeszcze bardziej i spojrzał na swoje dwa palce. — W sumie… Jak chcesz, to mogę ci pokazać, co jeszcze potrafią te dwa palce~. — Zamachał prowokująco brwiami, a ja paląc buraka, przypieprzyłam mu z pięści w ramię.

— Jeszcze trochę, a pokażę ci, co potrafi moja pięść, zboczeńcu!

Francis westchnął, a ja zachichotałam nerwowo. Czas szykować się na Sylwestra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...