ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

sobota, 26 marca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴄᴢᴛᴇʀɴᴀsᴛʏ – ᴘʀᴀᴡᴅᴀ ᴄᴢʏ ᴡʏᴢᴡᴀɴɪᴇ

 Do hotelu wróciliśmy grubo po trzeciej nad ranem. Pewnie zostalibyśmy dłużej, gdyby nie to, że podczas fascynującej opowieści Grecji zasnęłam przy stole. Przystojny Grek był takim profesorem Binnsem wśród Państw. Choćby nie wiem jak ciekawy temat przytaczał, mówił to w tak monotonny, spokojny oraz anemiczny sposób, że ciężko było przy tym nie usnąć. Jak przez mgłę pamiętałam taksówkę oraz to, że wgramoliłam się do łóżka i po prostu zasnęłam ze zmęczenia.

 

***

 

[1 stycznia 2017 — niedziela]
Obudziłam się dość gwałtownie.

Śniło mi się, że przedzierałam się przez chaszcze, a to coś, przed czym uciekałam, sukcesywnie mnie doganiało. Wszędzie panowała ciemność a dziwne uczucie szaleństwa powoli oplatało moje serce niczym raniące ciernie.

Ziewnęłam potężnie i obróciłam się na drugi bok. Krzyknęłam, gdy dwa centymetry ode mnie znajdowały się błękitne oczy wpatrujące się we mnie z uwagą.

— Jezu… — Złapałam się za serce i wyprostowałam. — Kompletnie zapomniałam, że tu jesteś.

— A co, wolałabyś Rosję? — wycedził przez zęby i wyprostował się do pozycji siedzącej.

Zaskoczyło mnie, że Francuz był zły i chyba nawet rozżalony.

— Głupi jesteś? — warknęłam i oparłam na łokciu. — Poza tym, miałeś być dziś dla mnie miły!

Oszołomiło mnie, gdy wylądowałam na plecach z rękoma nad moją głową i Francją znajdującym się nade mną. Serce podeszło mi do gardła, ale spróbowałam się uspokoić.

On nic mi nie zrobi. Obiecał to.

— Złaź — wycedziłam zimno przez zęby.

— Prosiłem cię, byś się do niego nie zbliżała — powiedział ostro, nie stosując się do mojego postulatu opuszczenia stanowiska. — A ty znowu zrobiłaś po swojemu. ZNOWU się narażałaś!

— Jakoś nie przypominam sobie, bym musiała się ciebie słuchać.

— A powinnaś.

— Chyba żartujesz! — Szarpnęłam się, ale był ode mnie silniejszy. — Nie jestem twoim psem ani żadną call girl!

— Co ty w nim, do cholery, widzisz, że ryzykujesz własnym życiem?

Zapadła cisza.

— Mnie — wydukałam w końcu, patrząc w bok. — Widzę w nim… Mnie.

Puścił mnie, ale wciąż wisiał nade mną.

— Poproszę jaśniej, bo nie rozumiem.

— On cierpi — powiedziałam cicho. — Jest taki sam jak ja.

— O czym ty mówisz?! — Odsunął się i wstał z łóżka. — Niby w czym jest taki sam?!

— Jest taki samotny…

— Natalia, on nie jest sam bez powodu. Naprawdę do ciebie to nie dociera? — Zdenerwował się. — Jest psychopatą! Zabije cię przy pierwszej lepszej okazji!

— Miał już pierwszą lepszą okazję i nic złego mi nie zrobił!

— Ale zrobi! I przestań patrzeć na niego jak w lustro! To, że sobie coś ubzdurałaś, nie znaczy, że ma to wydźwięk w rzeczywistości!

Wstałam gwałtownie z łóżka i warknęłam:

— A co TY możesz o tym wiedzieć?!

— Nie podnoś na mnie głosu, dziecko.

— Znasz mnie raptem kilka miesięcy i myślisz, że znasz mnie na wylot?! NIC o mnie nie wiesz! Jesteś ostatnią osobą, która powinna mówić, że mnie zna!

— Uspokój się w końcu. Bo Papa się zdenerwuje.

— Odwal się! — Dostałam furii przez znienawidzone słowo „papa”. — Co ty sobie myślisz, że moim mężem jesteś?!

Odwróciłam się na pięcie i trzasnęłam drzwiami z łazienki. Pochodziłam chwilę w kółko, po czym napuściłam gorącej wody do wanny.

Wiedząc, że tym razem Francja może mi wbić do łazienki w każdej chwili, weszłam do wody w bieliźnie. Wlałam płyn i spróbowałam jakoś pozbierać myśli. Przeczuwałam… Nie. Ja WIEDZIAŁAM, że ta blond cholera miała rację.

Wtedy w parku, gdy Rosja złapał mnie za ryło, przez chwilę w jego oczach dostrzegłam cień czystego szaleństwa. Jednak mimo to było w nim coś, co mnie do niego ciągnęło. Nie kłamałam mówiąc, że przypominał mi mnie samą. Ale miałam wrażenie, że on się w swoim szaleństwie już zatracił, podczas gdy ja jako tako zachowałam jeszcze zdrowe zmysły.

Tak czy owak, patrząc na niego, widziałam samą siebie i nie potrafiłam temu zaprzeczyć. Prawdopodobnie to był powód, że mnie do niego ciągnęło jak ćmę do światła. I w jednym i w drugim przypadku było to niebezpieczne. Do tamtego zdarzenia byłam święcie przekonana, że zostaniemy przyjaciółmi, ale kiedy wypowiedział tym swoim tonem „mój Słoneczniku”, to przyznaję, ciarki objęły niemal całe moje ciało. Tak, jak zimny pot.

Poczułam się przez chwilę jak państwo ościenne mające zaszczyt dostąpienia chciwości Rosji. Nie podobało mi się to, jak na mnie spojrzał, ani to, że dodał do Słonecznika zaimek „mój”, bo nie byłam rzeczą i do nikogo nie należałam. Owszem, Francis często mówił o mnie, że jestem jego, ale nie traktowałam tego poważnie, bo jego NIKT nie traktuje poważnie!

W oczach Ivana nie widziałam ciepła jak u Francisa. Widziałam zimną stal zaborczości, chciwości i zachłanności. Miałam głupie wrażenie, że on zainteresował się moją sobą nieco bardziej niż powinien.

Leżąc tak w bulgoczącej wodzie, zaczęłam rozważać wszystkie możliwe za i przeciw. Wciąż przed oczami miałam fioletowe tęczówki Ivana, które z fascynacją patrzyły prosto w moje wystraszone i pełne bólu oczy. Krzywiąc się pod nosem, musiałam przyznać rację Francji. Trzymanie się z daleka i nie prowokowanie losu będzie najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji.

Zamarłam, gdy przypomniałam sobie przerwane zdjęcie, które znalazłam tamtego dnia w pokoju.

Cholera jasna, to ten psychopata grzebał mi wtedy w pokoju!

— Kurwa mać — zaklęłam cicho pod nosem. — To niemożliwe…

Wtem rozległo się pukanie do drzwi.

— Wejdź.

Zawiesiłam wzrok w małym oknie i zanurzyłam się do szyi, żaby piana mogła przykryć jak najwięcej. Tak na wszelki wypadek.

Ma chérie, porozmawiajmy. — Mężczyzna usiadł na kafelkach i spojrzał na mnie poważnie.

— Dobrze.

— Chcę tylko twojego dobra.

— Próbując mnie od siebie uzależnić? — spytałam cicho. — Dlaczego tak bardzo chcesz mnie kontrolować? Jestem tylko głupim człowiekiem, z każdym dniem coraz bliżej mi do trumny.

— Sam nie wiem. Może właśnie dlatego chcę wyciągnąć jak najwięcej.

— Życie nie jest takie proste — mruknęłam, wciąż na niego nie patrząc. — Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wiem, że masz rację. Ale z drugiej... Myślałam o tym teraz. I postanowiłam chociaż raz w życiu posłuchać mądrzejszego od siebie.

— Co się stało wczoraj w parku?
— Nic. — Wzruszyłam ramionami. — Chciał znać moją historię. A gdy się otworzyłam i opowiedziałam wszystko, zajrzał mi prosto w oczy. Tak, jakby chciał wyłapać każdą cząsteczkę bólu i strachu. Widziałam to szaleństwo, Francis. Do tamtej pory po prostu mu współczułam.

— Masz gołębie serce, ma chérie. — Westchnął.

— Bynajmniej. Na pewno nie poświęcę samej siebie, żeby Rosji zrobiło się ciepło na serduszku na dziesięć minut. Życie mam tylko jedno, a do mnie dotarło wczoraj, że on tę „przyjaźń” wykorzysta całkowicie dla siebie. On… On zrobi sobie ze mnie maskotkę do umilania czasu. A ja ci nie chciałam wierzyć — dodałam cicho. —  Przepraszam.

Spojrzałam na niego z uwagą, a on otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

— Nie spodziewałem się tego po tobie…

— Czasami używam mózgu. A czasami nie. — Znów spojrzałam przed siebie.

Przeważnie nie, dodałam w myślach.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą raz to raz zagłuszały bąbelki w jacuzzi. W końcu usłyszałam, jak Francis się przeciąga.

— Dobra, zrób mi miejsce~.

— CO?!

— Chyba nie myślisz, że będziesz się wylegiwać, a ja będę na to patrzeć?

Mówiąc to, zsunął z siebie bokserki, a ja krzyknęłam i odwróciłam się czerwona w drugą stronę, zasłaniając sobie rękoma twarz.

— UBIERZ SIĘ! WSTYDU NIE MASZ CZY JAK?!

Gdy usłyszałam jego śmiech oraz plusk wody, dotarło do mnie, że czas się ewakuować. Podparłam się dłońmi posadzki i dźwignęłam się mocno, wychodząc z wanny. Szczęście jednak mnie opuściło, bo gdy zrobiłam pierwszy krok, poślizgnęłam się na mokrych kafelkach i wyrżnęłam orła.

Poczułam ból w żebrach, gdy trzasnęłam o podłogę, jednak to i tak nic w porównaniu z tym, że ten złapał mnie za biodra i wciągnął z powrotem do wody. Plasnęłam plecami o jego tors, a mnie samej zrobiło się gorąco jak w piekle.
Jeszcze raz spróbowałam się wyrwać.

— Nie wierzgaj się tak! Spokojnie, przecież nic ci… Auć!

Z całej siły, ale jednak niechcący, przypieprzyłam mu w brodę tyłem swojej głowy. Francja chyba się zirytował, bo posadził mnie siłą między swoimi nogami, a rękoma objął mnie pod biustem, unieruchamiając przy tym moje ręce w łokciach.
Uspokoiłam się, bo wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. Dzięki Zeusowi, że postanowiłam zostać w bieliźnie.

— Wygodnie? — zamruczał mi do ucha, a mnie przebiegły ciarki po całym ciele.

— Byłoby bardziej, jakbyś mnie nie więził — burknęłam cała czerwona, podczas gdy ciało odmawiało mi posłuszeństwa. — Wiesz, że to ma taką ładną nazwę? A mianowicie „molestowanie seksualne”.

— Nie widzę w tym nic złego~.

— Czyli jak zwykle. — Przekręciłam oczami.

— Lubię to, w jaki sposób na mnie reagujesz. — Zarechotał złośliwie. — Jesteś JESZCZE taka niewinna~.

— W sądzie powiedzą co innego. — Zgrzytnęłam zębami.

Ma chérie, miłość to najpiękniejsza rzecz na świecie~. Nie broń się tak przed nią~.

— Nie bronię się przed miłością, tylko przed tobą, baranie.

— Ale ja jestem Krajem Miłości~.

— Jak dla mnie możesz być nawet krajem Hammurabiego, to wciąż nie zmienia mojego stanowiska w tej sprawie. Długo mnie będziesz jeszcze ściskał? Nie czuję się komfortowo w takiej pozycji z tobą.

— Dlaczego jesteś taka zimna? — Westchnął i przy okazji przycisnął mnie do siebie mocniej.

— Bo łatwiej mi zachować zdrowe zmysły — burknęłam. — Przestałam oczekiwać czegokolwiek, przez co łatwiej mi znieść rozczarowanie.


— Skąd pewność, że się rozczarujesz?

— Stąd, że ten gorzki smak poznałam nie tak dawno temu, dzięki twojej gościnności wobec rudej małpy.

Nie odpowiedział, tylko rozluźnił uchwyt. Gdy poczułam luz w stawach łokciowych, wydostałam się i wyszłam z jacuzzi. Omijając jego wzrok, zakryłam się ciasno ręcznikiem i wyszłam do pokoju w milczeniu.


***

Resztę poranka spędziliśmy razem, siedząc w hotelu i oglądając TV. Na zewnątrz panowała śnieżyca, więc niestety nie wychyliliśmy nosa z budynku nawet na chwilę.

 Żadne z nas nie wróciło do drażliwego tematu, a ja zaczęłam się czuć, jakbym znajdowała się w jakimś chorym związku, o którym nie miałam do tej pory pojęcia. Miałam wrażenie, że blond zaborca obserwował każdy mój krok i każdy ruch ręki, jednak miałam nadzieję, że to tylko moja paranoja. Jednak ja, jak to ja, coraz bardziej się nakręcałam, przez co jeszcze bardziej zwracałam na siebie uwagę Francji.

Mimowolnie przed oczami stanęła mi wizja szamoczącej się muchy w pajęczynie. Tak właśnie się czułam. Jak mucha w sidłach pająka. Ja szarpałam się jak pojeb, a wielki pajunk z fryzurą rodem z reklamy L’oreal spokojnie patrzył, jak się wiję.

Pieprzeni masoni, żydzi i krasnale w tęczowych sukienkach. Jakim cudem ktoś taki jak on był zainteresowany kimś takim jak ja? Pojebany jak nic.

Nie jest zainteresowany tobą, odezwał się cichy głosik z tyłu mojej głowy, przeleci cię i zostawi. Daj mu, a sama się przekonasz. Dostanie to, czego chce i wróci do siebie, nawet się nie oglądając. Ludzka zabawka. Tym właśnie jesteś.

Miałam ochotę wtedy się rozwyć, albo zacząć uderzać łbem o ścianę. Nie chciałam w to wierzyć, ale nie chciałam też dopuścić do siebie myśli, że mogłoby być inaczej.
A emocjonalna pajęczyna coraz bardziej oblepiała moje sześć nóżek i skrzydełka.

— Wszystko w porządku?

Ocknęłam się i ze zdziwieniem spojrzałam na Francję, który patrzył na mnie uważnie.

— Tak, a dlaczego pytasz? — Zamrugałam, a w pokoju przez chwilę słychać było głos spikera z telewizji.

— Wyglądasz, jakbyś się czymś martwiła. — Zmrużył oczy. — Chodź, Papa cię wysłucha i doradzi lekarstwo. Albo terapię~. — Zamachał brwiami.

— Seks nie jest lekarstwem na wszystko — burknęłam, czerwieniąc się.

— Skąd możesz wiedzieć, skoro nie próbowałaś?

Nie odpowiedziałam, tylko przekręciłam teatralnie oczami i wlepiłam koci wzrok w telewizor. Nie dam się sprowokować.

— Jeżeli chcesz, mogę cię wiele nauczyć. Pokazać ci, gdzie są strefy erogenne, gdzie…

— Jezu! — wybuchłam. — Bawi cię to, jak wprawiasz mnie w coraz większe zakłopotanie? Lubisz patrzeć na moją palącą się ze wstydu gębę?

Oui! — Wyszczerzył się.

— Jesteś niehumanitarny — mruknęłam. — Zrób kiedyś dzień dobroci dla zwierząt i nie dręcz mnie. Czemu nie dręczysz Neli?

— Bo Kornelia to nie ty. — Westchnął marzycielsko. — Poza tym, ona już jest zaklepana~.

Poruszyłam się niespokojnie, przy czym przybrałam na twarz krzywy, acz pełen cynizmu uśmiech.

— Dwie sprawy. Po pierwsze boisz się jej, że znów ci przypieprzy swoją maczugą w twarz. Po drugie. Nie jest zaklepana. Ty i reszta durni możecie sobie zaklepywać, co wam się żywnie podoba, ale prędzej nabijemy was na pal, niż się z wami zgodzimy.

— Ty też jesteś zaklepana — mruknął prowokacyjnie, chcąc jeszcze bardziej wyprowadzić mnie z równowagi.

— Zaklepane to ty masz miejsce w Tworkach*, a nie mnie.

— Co nie zmienia faktu, że bym poklepał tu i tam~.

— Próbuj dalej, ale i tak nie mnie nie zdenerwujesz. Jestem oazą spokoju.

— Zakład, że wystarczy dwadzieścia sekund, abym wytrącił cię z tej twojej oazy?

— A próbuj — prychnęłam.

Francja uśmiechnął się złośliwie i po chwili do moich uszu dobiegła szczegółowa historia, CO w tej chwili by się ze mną działo, które miejsca odwiedziłby jego Pierre, oraz jak długo, jak mocno i to wszystko bez cenzury, a ja wymiękłam już po dziesięciu sekundach.

— Idiota! — Zasłoniłam szybko uszy rękoma. — Zboczeniec! Nie chcę tego słyszeć!

Nie odpowiedział, tylko wybuchnął głośnym śmiechem.

— Jesteś nienormalny! — Potrząsnęłam głową cała czerwona. — Byłeś już na przymusowym leczeniu, czy poddali się przy twoim przypadku, seksoholiku?!

— Zobaczysz, ma chérie, kiedy tylko zasmakujesz zakazanego owocu, wtedy…

— A możesz się zawrzeć do czasu, póki nie skosztuję tego owocu, wężu biblijny?! Musisz mi wszystko spojlerować?

Zamilkłam, bo czubek zaczął się kołysać ze śmiechu, a mój telefon natomiast zawibrował od wiadomości. Przewracając oczami na Francisa, sięgnęłam po telefon.

— Feliks będzie za trzy godziny.

— To mamy jeszcze dużo czasu…

— Ano. Wiem! — Pstryknęłam palcami. — Zagrajmy w karty!

Muszę go czymś zająć na te trzy godziny, z nim to prawie jak z dzieckiem. Jak się mu nie znajdzie zajęcia, to zaraz coś spierdoli.

— Co proponujesz? — Podniósł brew, gdy wstałam z łóżka i skierowałam się do swojej torby po moją nierozłączną kupkę dwóch talii kart.


— W prawda-wyzwanie. — Uśmiechnęłam się szeroko. W końcu będę mogła go wypytać o pewne rzeczy z życia Państw, a na które zawsze unikali odpowiedzi.

— Super.

— Tę grę za pomocą kart wypatrzyłam w jednej ze swoich mang — ciągnęłam i usiadłam naprzeciwko niego. — Losujemy kartę. Ten, kto ma większy nominał wymaga od drugiego szczerej odpowiedzi lub wykonania wyznania. Przegrywa ten, kto nie odpowie, lub odpowie nieszczerze, lub nie wykona wyzwania. Trafienie Jokera kończy grę, bo wygrywasz. Czaisz?

Oui.

— A i jeszcze jedno, durniu. — Wbiłam w niego wzrok terminatora. — Wyzwanie ma być wykonalne.

— To przecież logiczne — prychnął. — Przecież nie kazałbym ci latać!

— Jasne. 

— Co robi przegrany?

— To zależy od wygranego — mruknęłam niechętnie.

Potasowałam karty, po czym rozłożyłam je grzbietami do góry na łóżku. Oboje sięgnęliśmy po swoją kartę i pokazaliśmy sobie nawzajem. Z lekkim przerażeniem zobaczyłam, że moja piątka pik jest niżej niż jego dziewiątka trefl.

— Pytanie czy wyzwanie? — zamruczał.

— Pytanie!

— Fantazjujesz o mnie?

Przez głowę przeleciały mi wszystkie fantazje z Francją w roli głównej, czyli od podduszenia go, wieszania, topienia, bicia, łamania, kopania aż do morderstwa z premedytacją.

— Tak, wiele razy — przyznałam szczerze, a Francja uśmiechnął się uszczęśliwiony.

— Jak~?

— E, e, e! Jedna kolejka, jedno pytanie! — Sięgnęłam po następną kartę i znów miałam pecha. — Ech, pytanie.

— Jaką fantazję masz najczęściej~? — Zamachał brwiami, a ja się zastanowiłam.

— Zazwyczaj duszę cię poduszką, jak śpisz.

— … Co? — Zamrugał zdziwiony.

— Bardzo często też łamię palce, albo…

— Nie o takie fantazje mi chodziło!

— Nie sprecyzowałeś. — Wzruszyłam ramionami. — O! Teraz moja kolej! — Pokazałam mu mojego króla i uśmiechnęłam się szeroko.

— Prawda. — Westchnął. — Po twoich „fantazjach” obawiam się przyjąć wyzwanie.

— Czy brałeś udział w obławie Vel d’Hiv?

Zapadła cisza. Francja wpatrywał się we mnie z szeroko rozszerzonymi oczami, a ja spokojnie wytrzymałam jego spojrzenie.

— Co… Co to za pytanie?

— Odpowiadaj.

— Tak, brałem — powiedział zimno, a ja dźwignęłam brwi. — Musiałem wziąć. Teraz ja.

Rzucił mi swoją damę pod nogi.

— Pytanie.

— Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć takie rzeczy?

— Interesuję się tym od podstawówki — powiedziałam po chwili. — W sumie, to już nawet nie jest zainteresowanie, tylko obsesja albo chora fascynacja. WY jesteście żywą historią, co jeszcze bardziej mnie nakręca. Ale nikt nie chce o tym mówić, więc zostaje mi gra. — Na potwierdzenie swych słów uniosłam nową kartę. Francis westchnął i wylosował piątkę pik. — Wygrałam.

— Wyzwanie — powiedział ostrożnie.

— Opowiedz mi o tym.

Szlag!

— Proszę. Tylko to, więcej nie zadam pytań o drugą wojnę światową w tej rozgrywce. Obiecuję.

— Sama tego chciałaś. — Westchnął.

Zapadła na moment cisza, po czym Francja ze zmarszczonym czołem wbił we mnie wzrok, który sprawił, że przeszły mnie niezbyt przyjemne dreszcze po ciele.


★★★


*Tworki – Dzielnica w mieście Pruszków, gdzie znajduje się szpital psychiatryczny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...