Poirytowany wrócił do pustego mieszkania. Wyjście z
Gilbertem trochę się przedłużyło, a za pół godziny miał się wstawić pod
uniwersytetem. Powoli drażnił go taki stan rzeczy, ale wiedział z własnego
doświadczenia, że cierpliwość popłacała.
Dziewczyna zaczynała się w końcu otwierać oraz rozkwitać
i naprawdę mało już brakowało, by porzuciła swoje dotychczasowe życie na rzecz
nowego. Nie mógł doczekać się chwili, kiedy wróci do swojego Domu z nią u boku.
I oby ta chwila nadeszła jak najszybciej, bo piaski czasu przesypywały się
nieubłaganie, a Natalia już dawno przestała być dzieckiem.
Z pewnym smutkiem, którego rzecz jasna nie okazywał,
obserwował jak z rozkapryszonego nastolatka bardzo szybko zmieniała się w mniej
rozkapryszoną młodą kobietę. Nie miał dużo czasu, a chciał nacieszyć się nią
tak długo, jak tylko mógł. Tylko, że… No właśnie. Nie było to takie proste.
Chyba pierwszy raz w życiu spotkał się z taką sytuacją,
że ludzka dziewczyna odrzucała go praktycznie za KAŻDYM cholernym razem,
zaprzeczając przy tym sobie, jemu i własnym uczuciom. Nie widziała, nie
słyszała ani nie rozumiała niczego, co wokół się niej działo. Nie zauważała
spojrzeń innych mężczyzn na ulicy, które tak go denerwowały. Ale za to
doskonale widziała każdy JEGO najmniejszy ruch, nawet całkiem niewinny!, w
stronę kogoś innego, niż ona.
— Cholera jasna —
warknął, gdy miejsce na jego kluczyki do samochodu było puste.
Uważał, że te całe studia były niepotrzebne. Niepotrzebne
marnowanie czasu, niepotrzebne nerwy i niepotrzebny wysiłek, skoro i tak na nic
się jej to nie przyda.
Ale spokojnie,
jeszcze tylko trochę…
Irytacja powoli zaczęła osiągać coraz wyższe poziomy, gdy
nie potrafił znaleźć tych głupich kluczyków. Mógłby dać sobie rękę uciąć, że
zostawił je tam gdzie zawsze, ponieważ nie miał w zwyczaju rozrzucania swoich
rzeczy byle gdzie jak Natalia.
Wiedząc, że nie ma za bardzo już czasu, a miejsce
domniemanego miejsca kluczyków na pewno przypomni mu się w najmniej odpowiednim
momencie, ruszył do salonu i otworzył szufladę ze swoimi rzeczami osobistymi.
Wygrzebał zapasowy kluczyk i wyszedł szybko z mieszkania, zamykając drzwi na
klucz. Jak na złość zamek w drzwiach ciężko chodził, co zabrało mu dodatkowo
chwilę czasu, by się z nim uporać.
— Złośliwość rzeczy martwych — mruknął, gdy z trudem
wyszarpał klucze.
— Przepraszam bardzo. — Usłyszał za sobą i odwrócił się
zdziwiony.
Za nim stał starszy mężczyzna, sąsiad Natalii, który
mieszkał vis a vis niej. Staruszek spojrzał na niego przez wielkie i
grube okulary po czym powiedział:
— Ja bardzo przepraszam, ale czy mógłby mi pan pomóc?
— O co chodzi? — zapytał uprzejmie, choć w środku
wszystko się w nim zaczęło skręcać. Los, jak nigdy, był dziś niezwykle dla
niego złośliwy.
— Byłem na zakupach, ale w trakcie wychodzenia z
samochodu odezwała się moja przepuklina — wymamrotał niemrawo. — Czy mógłby pan
pomóc wnieść mi siatki do domu…?
— Oczywiście, monsieur — odpowiedział z uśmiechem,
klnąc w duchu, na czym świat stoi.
Senior uśmiechnął się przepraszająco i skierował się w
stronę wyjścia. Pamiętał, że mężczyzna był zawsze miły i spokojny, tak jak
większość sąsiadów w tym bloku. Właściwie to nawet dziwił go ten spokój, bo po
imprezach jakie się tu odbywały czy awanturach, ani razu nikt nie wzywał
policji.
Z uśmiechem odpowiadał na nic nieznaczące pytania
sąsiada, który sympatycznie go zagadywał, zaniósł zakupy do jego mieszkania oraz
uprzejmie odmówił czekolady w formie podziękowania.
Kiedy w końcu wyszedł z bloku i skierował się na parking
za osiedlem ze zdumieniem zobaczył, że miejsce, gdzie jeszcze rano zaparkował
samochód, było puste.
A po krwistoczerwonym chevrolecie nie było ani śladu.
***
Nie odzywałam się dłuższą chwilę. Nie dlatego, że nie
miałam nic do powiedzenia, co to, to nie. Do powiedzenia miałam naprawdę bardzo
dużo, problem polegał na tym, że paniczny strach ścisnął mi gardło tak mocno,
że żaden, nawet najmniejszy, dźwięk nie wydobył się z moich ust przez dłuższy
czas. Obserwowałam więc chwilę świat za oknem i dopiero gdy wyjechaliśmy z
Katowic, odważyłam się w końcu zabrać głos:
— Gdzie mnie wywozisz?
Ciężko było mi opanować drżenie głosu. Było mi niedobrze
z nerwów, a moje dłonie były wręcz lodowate.
Najchętniej to bym się rozwyła w głos i błagała o
wypuszczenie, obiecując przy tym złote góry. Ale wiedziałam, że to nie
zadziała. To NIGDY nie działało. Ten zaszalikowany sukinkot lubował się w bólu,
więc tylko sprawiłabym mu satysfakcję.
— Pokażę ci mój Dom — powiedział uśmiechnięty, a ja
zacisnęłam nieznacznie zęby. — Myślę, że Moskwa ci się spodoba, da?
— Dlaczego myślisz, że mi się spodoba? — zapytałam.
Zajmij go rozmową. Niech opowiada. Niech mówi. Jak będziemy
mieć szczęście, to przez nieuwagę rozjebie nas na drzewie i zginę na miejscu.
Kurwa. Nie wiem, co
robić. CO ja mam robić?
— Mówiłaś, że Moskwa i Petersburg to miejsca, które
chciałabyś odwiedzić, da?
Chwila, nie mówiłam
Rosji nic takiego. Skąd on…?
— Tak, w sumie rzeczywiście — przyznałam, a policzek
drgnął mi nerwowo. — Rozumiem, że będziesz robić za mojego przewodnika i
opiekuna osoby niepełnosprawnej w jednym.
— Da! — Uśmiechnął się do mnie szeroko i tak
niewinnie, że gdybym była większą amebą niż jestem, to bym się nawet uspokoiła.
Myśl, Natalia.
Myśl.
— A właśnie. Emmm… Wybacz. — Uśmiechnął się
przepraszająco. — Mogłabyś mi oddać swój telefon?
Zamarłam.
KURWA, NATALIA!
Zapomniałaś o telefonie, TY TĘPA DZIDO!
Chuj, że pewnie by i tak mnie wyczaił, że coś kombinuję,
ale mogłam chociaż o tym POMYŚLEĆ!
Załamałam się. Teraz byłam zgubiona, moje szare komórki
obumarły, mózg wysechł na wzór rodzynka sułtańskiego, a Wszechświat jęknął i
począł oddalać się jeszcze szybciej, byle jak najdalej ode mnie.
— Telefon. — Spojrzał na mnie w lusterku takim wzrokiem,
że błyskawicznie dostałam duszności przez jego aurę. Trzęsącą się ręką
sięgnęłam do torby i akurat w momencie, kiedy wyjęłam Samsunga, ten rozdzwonił
się wesoło. Wrzasnęłam ze strachu i złapałam za moje słabe, puchate serduszko.
Zerknęłam szybko na wyświetlacz i zobaczyłam z ogromnym bólem, że dzwonił
Francis. Grzecznie jednak podałam
urządzenie do wystawionej ręki Ivana.
Szczęka mi pieprznęła o kolana, kiedy Rosja w trakcie
jazdy drogą ekspresową zniżył szybę w oknie i najzwyczajniej wyrzucił mój
dzwoniący telefon z samochodu.
— TY CHOLERNY SUKINSYNIE! — wydarłam się nagle i
przypieprzyłam z glana w jego fotel tak mocno, że zaskoczony Ivan przez chwilę
stracił panowanie nad kierownicą. — CO TY SOBIE MYŚLISZ, CO?! TO BYŁ MÓJ
TELEFON!
O proszę, to właśnie są problemy Pierwszego Świata. Jebać
zdrowie i życie, yolo i chuj, ale jak telefonu brak, to szatan w człowieka
wstępował.
Starając się ignorować morderczą aurę, zagryzłam zęby i
spojrzałam wściekle na Rosjanina. Chłopak zerknął na mnie w lusterku i z
czystym zdziwieniem zapytał:
— Jesteś zła o kawałek technologii?
— Ja? Zła? Ależ nieeee, skąd ten pomysł? — Uśmiechnęłam
się ironicznie, a kropelki potu zaczęły spływać mi po czole.
Na kilka sekund zapanowała cisza, aż w końcu Ivan
powiedział spokojnie, marszcząc czoło:
— Każdy jest zawsze na mnie wściekły.
— Nie rozumiem, dlaczego — wycedziłam przez zaciśnięte
zęby.
— Mówią o mnie, myśląc że nie słyszę, że jestem zły,
szalony czy okrutny. Kiedyś to ignorowałem, ale teraz zaczynam wierzyć, że to
prawda. Ale to nie moja wina, że taki byłem. Wszyscy wokół winią mnie za
wszystkie wojny w jakich brałem udział… Za wszystkich ludzi, których zabiłem.
Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślał. Za każdym razem zabijałem, bo
byłem do tego zmuszany. Chcę tylko, by wszyscy zrozumieli, że chcę mieć
przyjaciela.
Normalnie zaproponowałabym obwiązanie się kiełbasą i psa,
ale nie miałam takich mentalnych jaj. Ivan mówił spokojnie, ale atmosfera tego
nie oddawała. Była napięta, moje serce zapieprzało jak na maratonie, a w mózgu
czerwona lampka nadawała na takiej mocy, że moje szare komórki w układzie
sterowania właśnie popierdalały w kółko, zatracając się w panice.
— Ty jedna mnie nie odtrąciłaś — ciągnął i znów spojrzał
na mnie z lusterka. — Ty jedna dotknęłaś mnie bez strachu, a w twoich oczach
nie było do mnie obrzydzenia. Chcę słyszeć twój śmiech codziennie. Nie będę
więcej sam, bo ty będziesz ze mną tak długo, póki nie umrzesz.
— Heh, czyli długo się mną nie nacieszysz — mruknęłam,
powstrzymując pawia, który kolorowy raczej nie był.
— Po prostu mnie nie rozczaruj.
***
Abonent czasowo
niedostępny.
— Jasna cholera! — warknął, gdy po raz kolejny nie było
sygnału.
Czuł w środku ogromny niepokój i wiedział już, że stało
się coś złego. Bardzo szybko połączył ze sobą puzzle z zaginionymi kluczykami,
ciężko chodzącym zamkiem w drzwiach i brakiem samochodu. Obrazek układanki
bezsprzecznie pokazywał mu twarz Rosji. Miał jednak nadzieję, że się mylił, a
to wszystko było tylko zwykłym zbiegiem okoliczności.
Wystukał szybko numer do kumpla, który odebrał już po
dwóch sygnałach.
— Halo?
— Gilbert, on ją dopadł — warknął do telefonu, biegnąc w
stronę mieszkania Neli i dziękował Stwórcy, że dziewczyny mieszkały tak blisko siebie.
— Hęęęę? —
Usłyszał w słuchawce i zirytował się.
— Rosja ją dorwał, czego nie rozumiesz? — wysapał. —
Włamał się do mieszkania, zabrał moje kluczyki. Nie ma mojego auta, do Natalii
nie mogę się dodzwonić, ciągle jest brak sygnału!
— Każdy ma to, na
co zasłużył.
— GILBERT!
— Znaczy… Och nie,
biedna, teraz ją zgwałci i zabije, biedna dziewczyna. — Usłyszał, a brew
zaczęła MU drgać nerwowo. — Co teraz?
— Jak to CO?! — warknął w odpowiedzi i zatrzymał się pod
blokiem Neli. — Bierz brata i złaź na dół! Potrzebuję waszego mercedesa, do
jasnej cholery! Myślisz, że to tak zostawię?!
— No dobra, a jak
zamierzasz ją znaleźć? — zapytał
znudzony Prusak.
— Nie jestem idiotą — prychnął.
— Zabawne, bo
właśnie za takiego cię miałem przez tą obsesję na jej punkcie, kesesesese!
Prusy zdecydowanie miał niewyparzony język. Zazwyczaj mu
to nie przeszkadzało, bywały jednak pewne sytuacje, jak na przykład ta, kiedy
było mu to ewidentnie nie na rękę.
— Schodzisz czy nie?!
— Daj mi kilka
minut…
Rozłączył się i schował telefon komórkowy do kieszeni.
Krążył zniecierpliwiony pod klatką schodową, ignorując ciekawskie spojrzenia
przechodniów. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, a z każdą mijającą sekundą
dopadały go coraz to nowsze i coraz to brutalniejsze wizje tego, co mogło stać
się z dziewczyną.
Niedostatecznie ją
pilnowałem.
Jakim cudem zacofany idiota ze wschodu zdołał go
przechytrzyć? Zadawał to sobie pytanie raz za razem, póki w końcu bracia się
nie pojawili. Obrzucił ich zniecierpliwionym spojrzeniem i zacisnął blade usta,
aż zamyślony Ludwig bez słowa skierował się szybkim krokiem w stronę auta.
— To jaki mamy plan? — zapytał Gil, gdy wszyscy zajęli
swoje miejsca.
— Naszyjnik Natalii — powiedział, wyciągając swój
smartfon i obracając się do tyłu do kumpla. — Zamontowałem tam mini lokalizator
GPS.
— Cały ty — skomentował krótko Ludwig.
— Jak psu — mruknął jego brat, drapiąc się w tył głowy. —
W sumie zawsze twierdziłem, że jest suką.
Nie odpowiedział, tylko zmiażdżył go spojrzeniem. To nie
był czas na kłótnie.
— Gdzie jest teraz Natalia? — zapytał spokojnie Niemcy,
więc spojrzał na aplikację:
— Pod Częstochową…
— Daleko — mruknął Gilbert. — A nie myślałeś, żeby
założyć sobie konto na Tinderze? Laska jest nie do zdarcia, na pewno zagada
Rosję tak, że mu wybuchnie mózg, czy coś w tym stylu. Albo ją zabije po
dziesięciu minutach, żeby mieć święty spokój. Swoją drogą… Nie podejrzewałem
tego przygłupa o taki akt masochizmu.
— Gilbert. — Zazgrzytał zębami, będąc już niechybnie
wkurwiony jego docinkami. — Czy ja nie wyrażam się jasno, czy może twoje IQ
obniżyło się po tak długim kontakcie z Kornelią?
— O, jest poważnie. — Kiwnął głową Prusak, a Lu
przekręcił oczami. — Braciszek Franciszek zaczyna być wściekły. West, lepiej
ruszajmy, zanim faktycznie wykraczę naszej „kuzynce” taki marny los.
Jechali chwilę w milczeniu, aż w końcu schował twarz w
dłoniach.
— Wiedziałem, że to zły pomysł — mruknął w końcu. —
Wiedziałem od początku, że te całe studia to tylko problemy. Niepotrzebnie
pozwalałem jej na każdą zachciankę. Nie daruję, jeżeli coś jej się stanie…
— Wyluzuj. — Gilbert ziewnął i spojrzał za okno. — Robi
się powoli ciemno. West, przydepnij gaz.
— Tu jest ograniczenie do czterdziestu — odrzekł
spokojnie Ludwig, przymykając oczy. — W niczym nam nie pomoże fakt bycia
zatrzymanym przez polską policję.
Zobaczył w lusterku, jak Albinos westchnął
zniecierpliwiony i odchylił głowę do tyłu. Widocznie nie tylko jemu powolna
jazda zaczynała działać na nerwy.
— W takim tempie jak ich znajdziemy, to Natalia będzie
martwa — zaskrzeczał zniecierpliwiony. — West, weź przyciśnij w końcu ten gaz!
— Słuchaj! — Zdenerwował się Niemcy. — Nie będę stwarzał
zagrożenia na drodze, bo tobie się coś nie podoba!
— Koniec tego! — podniósł głos Gil. — Zatrzymaj się, ja
prowadzę!
Ludwig przekręcił oczami i zaparkował na najbliższym
poboczu, a jego starszy brat wysiadł i błyskawicznie zasiadł za kierownicą.
— No — mruknął, zapinając pasy. — To co, Francis?
Jedziemy? Kesesesese!
— RUSZAJ! — warknął jednocześnie z Niemcami.
— Boże, uchowaj! — Przewrócił oczami i ruszył z piskiem
opon przed siebie.
Jechali przez pewien okres w ciszy przerywanej jedynie
wtedy, kiedy instruował Gilberta w którym kierunku miał jechać. W pewnym
momencie telefon Prusaka rozbrzmiał w samochodzie, a Gil jedną ręką odebrał i
przyłożył słuchawkę do ucha.
— O, siema Nela! Nie, nie, pojechaliśmy z Westem i
Francją do… eeeee… Na imprezę pojechaliśmy. Ja poddenerwowany? A skąd!
Kesesese, dawno nie miałem tak zagilbistego humoru!
Szary zaśmiał się tak głośno, że aż zmiażdżył go wzrokiem
w lusterku..
— Nie wiem, kiedy będziemy — ciągnął, puszczając mu oczko
— ale możliwe, że zabalujemy przez dłuuuuuuższy czas, kesesese!
Pożegnał się i rozłączył, będąc uchachanym od ucha do
ucha, gdzie tylko uszy sprawiały, że jego szyderczy uśmiech nie obejmował całej
głowy. Nonszalancko odrzucił telefon na bok i spojrzał w lusterko, gdzie
napotkał jego wzrok.
— No co? — zaskrzeczał.
— Kornelia nic nie wie?
— Nie ma sensu jej denerwować — powiedział Ludwig. — Nela
dość specyficznie podchodzi do Natalii, uważa, że tylko ona może ją chronić.
— Chronić przed czym? — Zdziwił się, chociaż podświadomie
znał gorzką odpowiedź.
— Przed tobą. — Gilbert głośno wybuchnął śmiechem. —
Uważa cię za szkodnika, którego trzeba wytępić, kesesese! Skoro dostaje piany
już na twój temat, to sobie wyobraź, jakby Nela zareagowała na wieść, że Rosja
ją porwał i właśnie jest z nią w drodze do Moskwy! KESESESE!
— CO KURWA?! — wrzasnął głos z telefonu, a Gilbert
podskoczył przerażony na siedzeniu i szarpnął kierownicą. — COŚ TY
POWIEDZIAŁ?!
— N-Nela?! — zaskrzeczał, a on sięgnął po jego Xiaomi.
— Brawo Gil, nie rozłączyłeś się, tylko wcisnąłeś tryb
głośnomówiący — burknął zirytowany.
— TY ZBOCZEŃCU, GDZIE JEST DIBU?!
Przekręcił oczami i najzwyczajniej w świecie się rozłączył.
— Ke, se, se, se…
— Gilbert uśmiechnął się krzywo, posyłając w lusterku poddenerwowane
spojrzenie skamieniałemu bratu. — Chyba mamy przesrane…
Ludwig nie odpowiedział, tylko sam sobie przybił
facepalma.
***
Mała Gracie się bawiła
W dziwnym domu
Który stał w lesie.
Starzec ostre igły wbija
Nim pożywi się na owieczce.
Mój chory mózg akurat w tej właśnie sytuacji postanowił
odpalić muzycznego robala i zafundował mi polski cover „Secret of Wysteria”.
Siedziałam więc w ciszy z kamienną twarzą i nie potrafiłam nawet skupić się na
logicznym myśleniu.
Dziesięć, dziewięć
Zero palców
Zagraj w grę siwego człowieka
Nie zostało wiele czasu
Skoro wkrótce staniesz w płomieniach.*
Potrząsnęłam gwałtownie głową i spojrzałam na Rosję.
Przyznaję, koleś nie był zbyt rozmowny. Nawet nie wiem gdzie byliśmy, a na
zewnątrz słońce powoli zachodziło. Dziwnie się czułam z tym, że byłam tego
wszystkiego świadoma. Tak, jakby pogodziła się z myślą, że nie było już dla
mnie jakiegokolwiek ratunku.
Chociaż kim byłby człowiek bez nadziei w sercu? Może się
uda, ze przy przekraczaniu granicy, celnicy przymkną Ivana za nielegalny
przemyt niewolników.
— Dobra, jaki jest twój plan? — zapytałam, zawieszając
pusty wzrok na przemykających za oknem drzewach.
— W Warszawie mamy samolot.
Czyli celnicy też
mi nie pomogą, pomyślałam ze smutkiem.
— MYHYM. Prywatny?
— Tak. — Uśmiechnął się nawet dość uroczo. — Dostałem w
prezencie od szefa.
— Wow — mruknęłam. — Ma Putin gest.
Nie odpowiedział, a ja westchnęłam głośno.
— Skąd masz auto Francji?
Właśnie uruchomił mi się tryb „Tysiąc pytań do…” i nie za
bardzo wiedziałam, gdzie to wyłączyć.
— Pożyczyłem… — Spuścił lekko wzrok i zmarszczył
delikatnie czoło, jakby wstydził się tego małego występku. — Nie było to
problemem…
— Domyślam się.
Znów zapadła ciężka cisza, a mnie w głowie pojawiło się
echo ostrzeżenia Ivana.
„Po prostu mnie nie rozczaruj.”
Jak niby miałam go nie rozczarować? Ja przecież byłam
jednym, wielkim chodzącym rozczarowaniem. Oczywiście zaraz po Francji.
— Ivan? — zagaiłam niepewnie. Nie wiedziałam, jak
Rosjanin zareaguje na mój napływający słowotok.
— Da?
— Ile przede mną dziewczyn tak załatwiłeś?
To pytanie chyba było błędem, bo poczułam gulę w gardle,
gdy ten bez słowa zmierzył mnie wzrokiem.
A co mi szkodzi? I
tak umrę.
— Żadnej — odpowiedział po dłuższej chwili. — Ludzie mnie
unikają… Zazwyczaj szukałem przyjaciół wśród sąsiadów. Ludzie kłamią,
rozczarowują, da? Noszą maski. Ty jej nie masz, da? Jesteś
prawdziwa pośród chwastów, da?
Zastanowiłam się, bo coś mi świtało i, uwaga!, chyba mój
mózg ruszył z myśleniem. Zaczęłam dopasowywać powoli tą całą układankę, ale
dalej coś mi umykało. Jaki w ogóle był powód tego, że tu siedzę?
Rosja uważał, że jestem dość zabawna.
Aha. Czyli uwiodłam kolesia swoim niedojebaniem mózgowym.
Brawo ja. Ciekawe, czy była za to jakaś nagroda. Darwina, czy coś w tym
rodzaju.
Biorąc pod uwagę nic nieznaczący fakt porwania mnie z
Katowic, śmiem podejrzewać, że to planował, więc nie był to spontan na lody. I
co miał na myśli, że ludzie kłamią i rozczarowują? Znaczy, miał całkowitą
rację, ale za tym musiało się kryć się coś jeszcze. Może widząc jego
psychopatyczne zachowanie zaczynali płakać i błagać o litość? Ich śmiech
zmieniał się w płacz i krzyki, a Rosja widział tego wystarczająco dużo, żeby
się jeszcze z nimi użerać.
Z drugiej jednak strony, Ivan musiał być naprawdę
zdesperowany i samotny, skoro pokusił się na kogoś takiego jak ja. Ale żeby od
razu wywieźć mnie siłą? Mógł mnie na kawę chociaż zaprosić, do kina, kurwa. Na
nockę do domu z pizzą i karaoke.
Było mi go nawet w pewien sposób żal. Choć moje dni były
już policzone, poczułam ogromną falę współczucia do chłopaka.
Mam. To jest to.
— Ej, Ivan — powiedziałam pewnie, uważając, by głos mi
nie drżał. — Co tam u twojej młodszej siostry, co?
Nie miałam wyjścia. Musiałam grać swoją rolę na deskach
tego teatru. Nie pokazywać słabości. Całe szczęście, że postanowiłam w
ostatniej chwili nie odgrywać beksy, bo mogłoby się to dla mnie skończyć
tragicznie.
Bycie mądrym to udawać kogoś głupiego w odpowiednim
momencie.
— Odwiedziła mnie — ciągnęłam niezrażona jego brakiem
reakcji — chciała mnie zabić, do cholery! Jak do ciebie przyjedziemy, żądam od
niej oficjalnych przeprosin! Czaisz?
Kiedy na mnie spojrzał, to chyba dotarło do mnie, że
mogłam przegiąć pałkę w tę drugą stronę.
— Dobrze — odpowiedział po chwili, uśmiechając się. —
Porozmawiam z nią.
— No, ja myślę! — burknęłam. — Kto jak nie ty? Ej, głodna
jestem. Co zjemy razem na kolację?
Wychyliłam się przy tym do przodu i utkwiłam uważny wzrok
w chłopaku. Błagałam w myślach, by nie zauważył jak bardzo trzęsły mi się
kolana i ramiona.
— N-Nie wiem…
— O, super — mruknęłam. — Nie mam sił na gotowanie,
Ivaaaaaaaaan! Byłam cały dzień na uczelni. Wiesz, że studiuję fizjoterapię? A
raczej studiowałam do dzisiaj. Ale nie szkodzi! — Machnęłam szybko ręką, nie
panując już nad sobą i słowotokiem. — Dzisiaj mieliśmy wykład z anatomii oraz
patologii. Bardzo ciekawe zajęcia. Wiedziałeś na przykład, że szczepionki są
naprawdę dobrym wynalazkiem ludzkości? Zobacz sam, u ciebie w Rosji prawie
wszyscy są zaszczepieni, dzięki czemu nie wybuchają epidemie chorób zaraźliwych
i ludzie śmiało mogą się otwierać. Już się otwierają! Na przykład wczoraj
Rosjanie otworzyli ogień do Ukraińców, którzy bronili się na Krymie.
Gwałtownie odwrócił się w moją stronę z takim wyrazem
twarzy, że niemal go nie poznałam. Przywarłam plecami do oparcia fotela, bo
wydawało mi się, że opanowała go jakaś mroczna siła, może nawet sam Szatan w
niego wstąpił.
Nigdy wcześniej nie widziałam takiego gniewu w
czyichkolwiek oczach.
— T-Tylko żartowałam! — wydukałam. — Śledzę konflikt od
początku i wiem, że ekonomiczna sytuacja Ukrainy sama doprowadziła do takiego
radykalnego rozwiązania, popieram cię! Gdybyś nie zainterweniował, Państwo by
upadło i zadłużyło się jeszcze bardziej!
Jego wzrok złagodniał i odwrócił się, by ponownie skupić
się na drodze, ja natomiast zastanawiałam się, dlaczego byłam tak bardzo
nastawiona na samobójstwo.
— Też tak uważam… — Westchnął cicho, po czym dodał już
dużo raźniej: — Wiedziałem, że jesteś kimś, kto mnie całkowicie rozumie, da?
— Da, da… —
Pokiwałam głową nie wierząc, że największy kit, jaki kiedykolwiek pocisnęłam,
tak łatwo został przez niego przyjęty jako prawda absolutna. — A ty studiowałeś
coś kiedyś?
Chciałam zmienić temat na bezpieczne tory.
— Nie…
— Ja zastanawiałam się jeszcze nad psychologią.
Weterynaria też była w planach, ale wiesz… Jednak zrezygnowałam. Kocham
zwierzęta i to każde, bez wyjątku, ale nie dałabym rady udźwignąć psychicznie
ludzi. A ty, Wania? Gdybyś miał możliwość, to na jaki kierunek byś wybrał?
— Ja…
— Nauczysz mnie rosyjskiego? — przerwałam mu szybko. —
Albo korzystać z kałacha?
Rosja obrócił się do mnie z kamiennym uśmiechem i
mordercza aura od razu uderzyła mnie prosto w twarz.
— Nauczę, ale zadajesz za dużo pytań.
— Czaję. — Kiwnęłam głową i opadłam na siedzenie.
Rosja westchnął, a mój wzrok powędrował w stronę drzwi po
lewej stronie. Następnie spojrzałam na swoje glany, a dreszcz emocji przebiegł mi
po plecach jak maratończyk na dopingu. Wszystko stało się takie jasne i proste.
Natalia, to szalone.
Może i szaleństwo, lecz była w tym metoda. Ostrożnie
podniosłam wzrok na Rosję i widząc, że spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się z
czułością. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Idź do diabła!
Widząc jak samochód zwalnia, a następnie zatrzymuje się
za jakimś oplem, zerknęłam w boczne lusterko. Nikogo za nami nie było. Ivan
chyba stracił na chwilę zainteresowanie moją skromną osobą, więc szybko
położyłam się na plecach i z całej siły kopnęłam w drzwi w miejsce, gdzie
znajdował się zamek. Adrenalina na tyle uderzyła mi do głowy, że drzwi
odskoczyły gwałtownie, a ja sama zdziwiłam się efektem.
Nie czekając jednak na oklaski, poderwałam się i ostatnie
co zobaczyłam, zanim dotknęłam stopami asfaltu, była wielka dłoń Rosji tuż
przed moją twarzą. Następnie poczułam ból, a zaskoczony Ivan trzymał w garści
jedynie kilka moich wyrwanych włosów.
Boli…
Zostawiając torbę oraz płaszcz w środku i nie patrząc na
boki, rzuciłam się na drugą stronę jezdni. Po kilku sekundach zrozumiałam, że
ta decyzja podjęta w ułamku sekundy mogła skończyć się dla mnie tragicznie, gdy
do moich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu, a tam gdzie przed chwilą się
znajdowałam, przejechała z pełną prędkością duża ciężarówka. Wiatr i siła
odrzutu były na tyle silne, że straciłam równowagę i opadłam na trawę, tuż przy
rowie.
Wstałam jednak szybko na równe nogi i odwróciłam się do
Rosji, by chociaż ocenić sytuację, w jakiej się znalazłam.
Poczułam narastającą panikę, gdy ujrzałam Ivana
wychodzącego z samochodu, trzymającego coś podłużnego w ręku. Łom? Zmrużyłam
oczy i chyba z moim wzrokiem było coś nie tak, bo to co trzymał Rosja,
wyglądało na metalowy kran z opowieści Prusa.
Chryste! Uciekaj!
Atmosfera była przerażająca, ale póki adrenalina krążyła
w moich żyłach zmusiłam siebie, by oderwać stopy od ziemi. Mając przed oczami
wściekłość Rosji, z duszą na ramieniu rzuciłam się do ucieczki. A pierwotny,
wręcz zwierzęcy strach, skierował mnie wprost do lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz