ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

poniedziałek, 4 lipca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴄᴢᴛᴇʀᴅᴢɪᴇsᴛʏ — ᴢᴀ ᴅᴜᴢ̇ᴏ ᴘʏᴛᴀɴ́

 

Poirytowany wrócił do pustego mieszkania. Wyjście z Gilbertem trochę się przedłużyło, a za pół godziny miał się wstawić pod uniwersytetem. Powoli drażnił go taki stan rzeczy, ale wiedział z własnego doświadczenia, że cierpliwość popłacała.

Dziewczyna zaczynała się w końcu otwierać oraz rozkwitać i naprawdę mało już brakowało, by porzuciła swoje dotychczasowe życie na rzecz nowego. Nie mógł doczekać się chwili, kiedy wróci do swojego Domu z nią u boku. I oby ta chwila nadeszła jak najszybciej, bo piaski czasu przesypywały się nieubłaganie, a Natalia już dawno przestała być dzieckiem. 

Z pewnym smutkiem, którego rzecz jasna nie okazywał, obserwował jak z rozkapryszonego nastolatka bardzo szybko zmieniała się w mniej rozkapryszoną młodą kobietę. Nie miał dużo czasu, a chciał nacieszyć się nią tak długo, jak tylko mógł. Tylko, że… No właśnie. Nie było to takie proste.

Chyba pierwszy raz w życiu spotkał się z taką sytuacją, że ludzka dziewczyna odrzucała go praktycznie za KAŻDYM cholernym razem, zaprzeczając przy tym sobie, jemu i własnym uczuciom. Nie widziała, nie słyszała ani nie rozumiała niczego, co wokół się niej działo. Nie zauważała spojrzeń innych mężczyzn na ulicy, które tak go denerwowały. Ale za to doskonale widziała każdy JEGO najmniejszy ruch, nawet całkiem niewinny!, w stronę kogoś innego, niż ona.

— Cholera jasna — warknął, gdy miejsce na jego kluczyki do samochodu było puste.

Uważał, że te całe studia były niepotrzebne. Niepotrzebne marnowanie czasu, niepotrzebne nerwy i niepotrzebny wysiłek, skoro i tak na nic się jej to nie przyda.

Ale spokojnie, jeszcze tylko trochę…

Irytacja powoli zaczęła osiągać coraz wyższe poziomy, gdy nie potrafił znaleźć tych głupich kluczyków. Mógłby dać sobie rękę uciąć, że zostawił je tam gdzie zawsze, ponieważ nie miał w zwyczaju rozrzucania swoich rzeczy byle gdzie jak Natalia.

Wiedząc, że nie ma za bardzo już czasu, a miejsce domniemanego miejsca kluczyków na pewno przypomni mu się w najmniej odpowiednim momencie, ruszył do salonu i otworzył szufladę ze swoimi rzeczami osobistymi. Wygrzebał zapasowy kluczyk i wyszedł szybko z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Jak na złość zamek w drzwiach ciężko chodził, co zabrało mu dodatkowo chwilę czasu, by się z nim uporać.

— Złośliwość rzeczy martwych — mruknął, gdy z trudem wyszarpał klucze.

— Przepraszam bardzo. — Usłyszał za sobą i odwrócił się zdziwiony.

Za nim stał starszy mężczyzna, sąsiad Natalii, który mieszkał vis a vis niej. Staruszek spojrzał na niego przez wielkie i grube okulary po czym powiedział:

— Ja bardzo przepraszam, ale czy mógłby mi pan pomóc?

— O co chodzi? — zapytał uprzejmie, choć w środku wszystko się w nim zaczęło skręcać. Los, jak nigdy, był dziś niezwykle dla niego złośliwy.

— Byłem na zakupach, ale w trakcie wychodzenia z samochodu odezwała się moja przepuklina — wymamrotał niemrawo. — Czy mógłby pan pomóc wnieść mi siatki do domu…?

— Oczywiście, monsieur — odpowiedział z uśmiechem, klnąc w duchu, na czym świat stoi.

Senior uśmiechnął się przepraszająco i skierował się w stronę wyjścia. Pamiętał, że mężczyzna był zawsze miły i spokojny, tak jak większość sąsiadów w tym bloku. Właściwie to nawet dziwił go ten spokój, bo po imprezach jakie się tu odbywały czy awanturach, ani razu nikt nie wzywał policji.

Z uśmiechem odpowiadał na nic nieznaczące pytania sąsiada, który sympatycznie go zagadywał, zaniósł zakupy do jego mieszkania oraz uprzejmie odmówił czekolady w formie podziękowania.

Kiedy w końcu wyszedł z bloku i skierował się na parking za osiedlem ze zdumieniem zobaczył, że miejsce, gdzie jeszcze rano zaparkował samochód, było puste.

A po krwistoczerwonym chevrolecie nie było ani śladu.

 

 

***

 

Nie odzywałam się dłuższą chwilę. Nie dlatego, że nie miałam nic do powiedzenia, co to, to nie. Do powiedzenia miałam naprawdę bardzo dużo, problem polegał na tym, że paniczny strach ścisnął mi gardło tak mocno, że żaden, nawet najmniejszy, dźwięk nie wydobył się z moich ust przez dłuższy czas. Obserwowałam więc chwilę świat za oknem i dopiero gdy wyjechaliśmy z Katowic, odważyłam się w końcu zabrać głos:

— Gdzie mnie wywozisz?

Ciężko było mi opanować drżenie głosu. Było mi niedobrze z nerwów, a moje dłonie były wręcz lodowate.

Najchętniej to bym się rozwyła w głos i błagała o wypuszczenie, obiecując przy tym złote góry. Ale wiedziałam, że to nie zadziała. To NIGDY nie działało. Ten zaszalikowany sukinkot lubował się w bólu, więc tylko sprawiłabym mu satysfakcję.

— Pokażę ci mój Dom — powiedział uśmiechnięty, a ja zacisnęłam nieznacznie zęby. — Myślę, że Moskwa ci się spodoba, da?

— Dlaczego myślisz, że mi się spodoba? — zapytałam.

Zajmij go rozmową. Niech opowiada. Niech mówi. Jak będziemy mieć szczęście, to przez nieuwagę rozjebie nas na drzewie i zginę na miejscu.

Kurwa. Nie wiem, co robić. CO ja mam robić?

— Mówiłaś, że Moskwa i Petersburg to miejsca, które chciałabyś odwiedzić, da?

Chwila, nie mówiłam Rosji nic takiego. Skąd on…?

— Tak, w sumie rzeczywiście — przyznałam, a policzek drgnął mi nerwowo. — Rozumiem, że będziesz robić za mojego przewodnika i opiekuna osoby niepełnosprawnej w jednym.

Da! — Uśmiechnął się do mnie szeroko i tak niewinnie, że gdybym była większą amebą niż jestem, to bym się nawet uspokoiła.

Myśl, Natalia. Myśl.

— A właśnie. Emmm… Wybacz. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Mogłabyś mi oddać swój telefon?

Zamarłam.

KURWA, NATALIA! Zapomniałaś o telefonie, TY TĘPA DZIDO!

Chuj, że pewnie by i tak mnie wyczaił, że coś kombinuję, ale mogłam chociaż o tym POMYŚLEĆ!

Załamałam się. Teraz byłam zgubiona, moje szare komórki obumarły, mózg wysechł na wzór rodzynka sułtańskiego, a Wszechświat jęknął i począł oddalać się jeszcze szybciej, byle jak najdalej ode mnie.

— Telefon. — Spojrzał na mnie w lusterku takim wzrokiem, że błyskawicznie dostałam duszności przez jego aurę. Trzęsącą się ręką sięgnęłam do torby i akurat w momencie, kiedy wyjęłam Samsunga, ten rozdzwonił się wesoło. Wrzasnęłam ze strachu i złapałam za moje słabe, puchate serduszko. Zerknęłam szybko na wyświetlacz i zobaczyłam z ogromnym bólem, że dzwonił Francis.  Grzecznie jednak podałam urządzenie do wystawionej ręki Ivana.

Szczęka mi pieprznęła o kolana, kiedy Rosja w trakcie jazdy drogą ekspresową zniżył szybę w oknie i najzwyczajniej wyrzucił mój dzwoniący telefon z samochodu.

— TY CHOLERNY SUKINSYNIE! — wydarłam się nagle i przypieprzyłam z glana w jego fotel tak mocno, że zaskoczony Ivan przez chwilę stracił panowanie nad kierownicą. — CO TY SOBIE MYŚLISZ, CO?! TO BYŁ MÓJ TELEFON!

O proszę, to właśnie są problemy Pierwszego Świata. Jebać zdrowie i życie, yolo i chuj, ale jak telefonu brak, to szatan w człowieka wstępował.

Starając się ignorować morderczą aurę, zagryzłam zęby i spojrzałam wściekle na Rosjanina. Chłopak zerknął na mnie w lusterku i z czystym zdziwieniem zapytał:

— Jesteś zła o kawałek technologii?

— Ja? Zła? Ależ nieeee, skąd ten pomysł? — Uśmiechnęłam się ironicznie, a kropelki potu zaczęły spływać mi po czole.

Na kilka sekund zapanowała cisza, aż w końcu Ivan powiedział spokojnie, marszcząc czoło:

— Każdy jest zawsze na mnie wściekły.

— Nie rozumiem, dlaczego — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

— Mówią o mnie, myśląc że nie słyszę, że jestem zły, szalony czy okrutny. Kiedyś to ignorowałem, ale teraz zaczynam wierzyć, że to prawda. Ale to nie moja wina, że taki byłem. Wszyscy wokół winią mnie za wszystkie wojny w jakich brałem udział… Za wszystkich ludzi, których zabiłem. Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślał. Za każdym razem zabijałem, bo byłem do tego zmuszany. Chcę tylko, by wszyscy zrozumieli, że chcę mieć przyjaciela.

Normalnie zaproponowałabym obwiązanie się kiełbasą i psa, ale nie miałam takich mentalnych jaj. Ivan mówił spokojnie, ale atmosfera tego nie oddawała. Była napięta, moje serce zapieprzało jak na maratonie, a w mózgu czerwona lampka nadawała na takiej mocy, że moje szare komórki w układzie sterowania właśnie popierdalały w kółko, zatracając się w panice.

— Ty jedna mnie nie odtrąciłaś — ciągnął i znów spojrzał na mnie z lusterka. — Ty jedna dotknęłaś mnie bez strachu, a w twoich oczach nie było do mnie obrzydzenia. Chcę słyszeć twój śmiech codziennie. Nie będę więcej sam, bo ty będziesz ze mną tak długo, póki nie umrzesz.

— Heh, czyli długo się mną nie nacieszysz — mruknęłam, powstrzymując pawia, który kolorowy raczej nie był.

— Po prostu mnie nie rozczaruj.

 

***

 

Abonent czasowo niedostępny.

— Jasna cholera! — warknął, gdy po raz kolejny nie było sygnału.

Czuł w środku ogromny niepokój i wiedział już, że stało się coś złego. Bardzo szybko połączył ze sobą puzzle z zaginionymi kluczykami, ciężko chodzącym zamkiem w drzwiach i brakiem samochodu. Obrazek układanki bezsprzecznie pokazywał mu twarz Rosji. Miał jednak nadzieję, że się mylił, a to wszystko było tylko zwykłym zbiegiem okoliczności.

Wystukał szybko numer do kumpla, który odebrał już po dwóch sygnałach.

Halo?

— Gilbert, on ją dopadł — warknął do telefonu, biegnąc w stronę mieszkania Neli i dziękował Stwórcy, że dziewczyny mieszkały tak blisko siebie.

Hęęęę? — Usłyszał w słuchawce i zirytował się.

— Rosja ją dorwał, czego nie rozumiesz? — wysapał. — Włamał się do mieszkania, zabrał moje kluczyki. Nie ma mojego auta, do Natalii nie mogę się dodzwonić, ciągle jest brak sygnału!

Każdy ma to, na co zasłużył.

— GILBERT!

Znaczy… Och nie, biedna, teraz ją zgwałci i zabije, biedna dziewczyna. — Usłyszał, a brew zaczęła MU drgać nerwowo. — Co teraz?

— Jak to CO?! — warknął w odpowiedzi i zatrzymał się pod blokiem Neli. — Bierz brata i złaź na dół! Potrzebuję waszego mercedesa, do jasnej cholery! Myślisz, że to tak zostawię?!

No dobra, a jak zamierzasz ją znaleźć?  zapytał znudzony Prusak.

— Nie jestem idiotą — prychnął.

Zabawne, bo właśnie za takiego cię miałem przez tą obsesję na jej punkcie, kesesesese!

Prusy zdecydowanie miał niewyparzony język. Zazwyczaj mu to nie przeszkadzało, bywały jednak pewne sytuacje, jak na przykład ta, kiedy było mu to ewidentnie nie na rękę.

— Schodzisz czy nie?!

Daj mi kilka minut…

Rozłączył się i schował telefon komórkowy do kieszeni. Krążył zniecierpliwiony pod klatką schodową, ignorując ciekawskie spojrzenia przechodniów. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, a z każdą mijającą sekundą dopadały go coraz to nowsze i coraz to brutalniejsze wizje tego, co mogło stać się z dziewczyną.

Niedostatecznie ją pilnowałem.

Jakim cudem zacofany idiota ze wschodu zdołał go przechytrzyć? Zadawał to sobie pytanie raz za razem, póki w końcu bracia się nie pojawili. Obrzucił ich zniecierpliwionym spojrzeniem i zacisnął blade usta, aż zamyślony Ludwig bez słowa skierował się szybkim krokiem w stronę auta.

— To jaki mamy plan? — zapytał Gil, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca.

— Naszyjnik Natalii — powiedział, wyciągając swój smartfon i obracając się do tyłu do kumpla. — Zamontowałem tam mini lokalizator GPS.

— Cały ty — skomentował krótko Ludwig.

— Jak psu — mruknął jego brat, drapiąc się w tył głowy. — W sumie zawsze twierdziłem, że jest suką.

Nie odpowiedział, tylko zmiażdżył go spojrzeniem. To nie był czas na kłótnie.

— Gdzie jest teraz Natalia? — zapytał spokojnie Niemcy, więc spojrzał na aplikację:

— Pod Częstochową…

— Daleko — mruknął Gilbert. — A nie myślałeś, żeby założyć sobie konto na Tinderze? Laska jest nie do zdarcia, na pewno zagada Rosję tak, że mu wybuchnie mózg, czy coś w tym stylu. Albo ją zabije po dziesięciu minutach, żeby mieć święty spokój. Swoją drogą… Nie podejrzewałem tego przygłupa o taki akt masochizmu.

— Gilbert. — Zazgrzytał zębami, będąc już niechybnie wkurwiony jego docinkami. — Czy ja nie wyrażam się jasno, czy może twoje IQ obniżyło się po tak długim kontakcie z Kornelią?

— O, jest poważnie. — Kiwnął głową Prusak, a Lu przekręcił oczami. — Braciszek Franciszek zaczyna być wściekły. West, lepiej ruszajmy, zanim faktycznie wykraczę naszej „kuzynce” taki marny los.

Jechali chwilę w milczeniu, aż w końcu schował twarz w dłoniach.

— Wiedziałem, że to zły pomysł — mruknął w końcu. — Wiedziałem od początku, że te całe studia to tylko problemy. Niepotrzebnie pozwalałem jej na każdą zachciankę. Nie daruję, jeżeli coś jej się stanie…

— Wyluzuj. — Gilbert ziewnął i spojrzał za okno. — Robi się powoli ciemno. West, przydepnij gaz.

— Tu jest ograniczenie do czterdziestu — odrzekł spokojnie Ludwig, przymykając oczy. — W niczym nam nie pomoże fakt bycia zatrzymanym przez polską policję.

Zobaczył w lusterku, jak Albinos westchnął zniecierpliwiony i odchylił głowę do tyłu. Widocznie nie tylko jemu powolna jazda zaczynała działać na nerwy.

— W takim tempie jak ich znajdziemy, to Natalia będzie martwa — zaskrzeczał zniecierpliwiony. — West, weź przyciśnij w końcu ten gaz!

— Słuchaj! — Zdenerwował się Niemcy. — Nie będę stwarzał zagrożenia na drodze, bo tobie się coś nie podoba!

— Koniec tego! — podniósł głos Gil. — Zatrzymaj się, ja prowadzę!

Ludwig przekręcił oczami i zaparkował na najbliższym poboczu, a jego starszy brat wysiadł i błyskawicznie zasiadł za kierownicą.

— No — mruknął, zapinając pasy. — To co, Francis? Jedziemy? Kesesesese!

— RUSZAJ! — warknął jednocześnie z Niemcami.

— Boże, uchowaj! — Przewrócił oczami i ruszył z piskiem opon przed siebie.

Jechali przez pewien okres w ciszy przerywanej jedynie wtedy, kiedy instruował Gilberta w którym kierunku miał jechać. W pewnym momencie telefon Prusaka rozbrzmiał w samochodzie, a Gil jedną ręką odebrał i przyłożył słuchawkę do ucha.

— O, siema Nela! Nie, nie, pojechaliśmy z Westem i Francją do… eeeee… Na imprezę pojechaliśmy. Ja poddenerwowany? A skąd! Kesesese, dawno nie miałem tak zagilbistego humoru!

Szary zaśmiał się tak głośno, że aż zmiażdżył go wzrokiem w lusterku..

— Nie wiem, kiedy będziemy — ciągnął, puszczając mu oczko — ale możliwe, że zabalujemy przez dłuuuuuuższy czas, kesesese!

Pożegnał się i rozłączył, będąc uchachanym od ucha do ucha, gdzie tylko uszy sprawiały, że jego szyderczy uśmiech nie obejmował całej głowy. Nonszalancko odrzucił telefon na bok i spojrzał w lusterko, gdzie napotkał jego wzrok.

— No co? — zaskrzeczał.

— Kornelia nic nie wie?

— Nie ma sensu jej denerwować — powiedział Ludwig. — Nela dość specyficznie podchodzi do Natalii, uważa, że tylko ona może ją chronić.

— Chronić przed czym? — Zdziwił się, chociaż podświadomie znał gorzką odpowiedź.

— Przed tobą. — Gilbert głośno wybuchnął śmiechem. — Uważa cię za szkodnika, którego trzeba wytępić, kesesese! Skoro dostaje piany już na twój temat, to sobie wyobraź, jakby Nela zareagowała na wieść, że Rosja ją porwał i właśnie jest z nią w drodze do Moskwy! KESESESE!

CO KURWA?! — wrzasnął głos z telefonu, a Gilbert podskoczył przerażony na siedzeniu i szarpnął kierownicą. — COŚ TY POWIEDZIAŁ?!

— N-Nela?! — zaskrzeczał, a on sięgnął po jego Xiaomi.

— Brawo Gil, nie rozłączyłeś się, tylko wcisnąłeś tryb głośnomówiący — burknął zirytowany.

— TY ZBOCZEŃCU, GDZIE JEST DIBU?!

Przekręcił oczami i najzwyczajniej w świecie się rozłączył.

— Ke, se, se, se…  — Gilbert uśmiechnął się krzywo, posyłając w lusterku poddenerwowane spojrzenie skamieniałemu bratu. — Chyba mamy przesrane…

Ludwig nie odpowiedział, tylko sam sobie przybił facepalma.

 

***

 

 

 

Mała Gracie się bawiła

W dziwnym domu

Który stał w lesie.

Starzec ostre igły wbija

Nim pożywi się na owieczce.

 

Mój chory mózg akurat w tej właśnie sytuacji postanowił odpalić muzycznego robala i zafundował mi polski cover „Secret of Wysteria”. Siedziałam więc w ciszy z kamienną twarzą i nie potrafiłam nawet skupić się na logicznym myśleniu.

 

Dziesięć, dziewięć

Zero palców

Zagraj w grę siwego człowieka

Nie zostało wiele czasu

Skoro wkrótce staniesz w płomieniach.*

 

Potrząsnęłam gwałtownie głową i spojrzałam na Rosję. Przyznaję, koleś nie był zbyt rozmowny. Nawet nie wiem gdzie byliśmy, a na zewnątrz słońce powoli zachodziło. Dziwnie się czułam z tym, że byłam tego wszystkiego świadoma. Tak, jakby pogodziła się z myślą, że nie było już dla mnie jakiegokolwiek ratunku.

Chociaż kim byłby człowiek bez nadziei w sercu? Może się uda, ze przy przekraczaniu granicy, celnicy przymkną Ivana za nielegalny przemyt niewolników.

— Dobra, jaki jest twój plan? — zapytałam, zawieszając pusty wzrok na przemykających za oknem drzewach.

— W Warszawie mamy samolot.

Czyli celnicy też mi nie pomogą, pomyślałam ze smutkiem.

— MYHYM. Prywatny?

— Tak. — Uśmiechnął się nawet dość uroczo. — Dostałem w prezencie od szefa.

— Wow — mruknęłam. — Ma Putin gest.

Nie odpowiedział, a ja westchnęłam głośno.

— Skąd masz auto Francji?

Właśnie uruchomił mi się tryb „Tysiąc pytań do…” i nie za bardzo wiedziałam, gdzie to wyłączyć.

— Pożyczyłem… — Spuścił lekko wzrok i zmarszczył delikatnie czoło, jakby wstydził się tego małego występku. — Nie było to problemem…

— Domyślam się.

Znów zapadła ciężka cisza, a mnie w głowie pojawiło się echo ostrzeżenia Ivana.

„Po prostu mnie nie rozczaruj.”

Jak niby miałam go nie rozczarować? Ja przecież byłam jednym, wielkim chodzącym rozczarowaniem. Oczywiście zaraz po Francji.

— Ivan? — zagaiłam niepewnie. Nie wiedziałam, jak Rosjanin zareaguje na mój napływający słowotok.

Da?

— Ile przede mną dziewczyn tak załatwiłeś?

To pytanie chyba było błędem, bo poczułam gulę w gardle, gdy ten bez słowa zmierzył mnie wzrokiem.

A co mi szkodzi? I tak umrę.

— Żadnej — odpowiedział po dłuższej chwili. — Ludzie mnie unikają… Zazwyczaj szukałem przyjaciół wśród sąsiadów. Ludzie kłamią, rozczarowują, da? Noszą maski. Ty jej nie masz, da? Jesteś prawdziwa pośród chwastów, da?

Zastanowiłam się, bo coś mi świtało i, uwaga!, chyba mój mózg ruszył z myśleniem. Zaczęłam dopasowywać powoli tą całą układankę, ale dalej coś mi umykało. Jaki w ogóle był powód tego, że tu siedzę?

Rosja uważał, że jestem dość zabawna.

Aha. Czyli uwiodłam kolesia swoim niedojebaniem mózgowym. Brawo ja. Ciekawe, czy była za to jakaś nagroda. Darwina, czy coś w tym rodzaju.

Biorąc pod uwagę nic nieznaczący fakt porwania mnie z Katowic, śmiem podejrzewać, że to planował, więc nie był to spontan na lody. I co miał na myśli, że ludzie kłamią i rozczarowują? Znaczy, miał całkowitą rację, ale za tym musiało się kryć się coś jeszcze. Może widząc jego psychopatyczne zachowanie zaczynali płakać i błagać o litość? Ich śmiech zmieniał się w płacz i krzyki, a Rosja widział tego wystarczająco dużo, żeby się jeszcze z nimi użerać.

Z drugiej jednak strony, Ivan musiał być naprawdę zdesperowany i samotny, skoro pokusił się na kogoś takiego jak ja. Ale żeby od razu wywieźć mnie siłą? Mógł mnie na kawę chociaż zaprosić, do kina, kurwa. Na nockę do domu z pizzą i karaoke.

Było mi go nawet w pewien sposób żal. Choć moje dni były już policzone, poczułam ogromną falę współczucia do chłopaka.

Mam. To jest to.

— Ej, Ivan — powiedziałam pewnie, uważając, by głos mi nie drżał. — Co tam u twojej młodszej siostry, co?

Nie miałam wyjścia. Musiałam grać swoją rolę na deskach tego teatru. Nie pokazywać słabości. Całe szczęście, że postanowiłam w ostatniej chwili nie odgrywać beksy, bo mogłoby się to dla mnie skończyć tragicznie.

Bycie mądrym to udawać kogoś głupiego w odpowiednim momencie.

— Odwiedziła mnie — ciągnęłam niezrażona jego brakiem reakcji — chciała mnie zabić, do cholery! Jak do ciebie przyjedziemy, żądam od niej oficjalnych przeprosin! Czaisz?

Kiedy na mnie spojrzał, to chyba dotarło do mnie, że mogłam przegiąć pałkę w tę drugą stronę.

— Dobrze — odpowiedział po chwili, uśmiechając się. — Porozmawiam z nią.

— No, ja myślę! — burknęłam. — Kto jak nie ty? Ej, głodna jestem. Co zjemy razem na kolację?

Wychyliłam się przy tym do przodu i utkwiłam uważny wzrok w chłopaku. Błagałam w myślach, by nie zauważył jak bardzo trzęsły mi się kolana i ramiona.

— N-Nie wiem…

— O, super — mruknęłam. — Nie mam sił na gotowanie, Ivaaaaaaaaan! Byłam cały dzień na uczelni. Wiesz, że studiuję fizjoterapię? A raczej studiowałam do dzisiaj. Ale nie szkodzi! — Machnęłam szybko ręką, nie panując już nad sobą i słowotokiem. — Dzisiaj mieliśmy wykład z anatomii oraz patologii. Bardzo ciekawe zajęcia. Wiedziałeś na przykład, że szczepionki są naprawdę dobrym wynalazkiem ludzkości? Zobacz sam, u ciebie w Rosji prawie wszyscy są zaszczepieni, dzięki czemu nie wybuchają epidemie chorób zaraźliwych i ludzie śmiało mogą się otwierać. Już się otwierają! Na przykład wczoraj Rosjanie otworzyli ogień do Ukraińców, którzy bronili się na Krymie.

Gwałtownie odwrócił się w moją stronę z takim wyrazem twarzy, że niemal go nie poznałam. Przywarłam plecami do oparcia fotela, bo wydawało mi się, że opanowała go jakaś mroczna siła, może nawet sam Szatan w niego wstąpił.

Nigdy wcześniej nie widziałam takiego gniewu w czyichkolwiek oczach.

— T-Tylko żartowałam! — wydukałam. — Śledzę konflikt od początku i wiem, że ekonomiczna sytuacja Ukrainy sama doprowadziła do takiego radykalnego rozwiązania, popieram cię! Gdybyś nie zainterweniował, Państwo by upadło i zadłużyło się jeszcze bardziej!

Jego wzrok złagodniał i odwrócił się, by ponownie skupić się na drodze, ja natomiast zastanawiałam się, dlaczego byłam tak bardzo nastawiona na samobójstwo.

— Też tak uważam… — Westchnął cicho, po czym dodał już dużo raźniej: — Wiedziałem, że jesteś kimś, kto mnie całkowicie rozumie, da?

Da, da… — Pokiwałam głową nie wierząc, że największy kit, jaki kiedykolwiek pocisnęłam, tak łatwo został przez niego przyjęty jako prawda absolutna. — A ty studiowałeś coś kiedyś?

Chciałam zmienić temat na bezpieczne tory.

— Nie…

— Ja zastanawiałam się jeszcze nad psychologią. Weterynaria też była w planach, ale wiesz… Jednak zrezygnowałam. Kocham zwierzęta i to każde, bez wyjątku, ale nie dałabym rady udźwignąć psychicznie ludzi. A ty, Wania? Gdybyś miał możliwość, to na jaki kierunek byś wybrał?

— Ja…

— Nauczysz mnie rosyjskiego? — przerwałam mu szybko. — Albo korzystać z kałacha?

Rosja obrócił się do mnie z kamiennym uśmiechem i mordercza aura od razu uderzyła mnie prosto w twarz.

— Nauczę, ale zadajesz za dużo pytań.

— Czaję. — Kiwnęłam głową i opadłam na siedzenie.

Rosja westchnął, a mój wzrok powędrował w stronę drzwi po lewej stronie. Następnie spojrzałam na swoje glany, a dreszcz emocji przebiegł mi po plecach jak maratończyk na dopingu. Wszystko stało się takie jasne i proste.

Natalia, to szalone.

Może i szaleństwo, lecz była w tym metoda. Ostrożnie podniosłam wzrok na Rosję i widząc, że spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się z czułością. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Idź do diabła!

Widząc jak samochód zwalnia, a następnie zatrzymuje się za jakimś oplem, zerknęłam w boczne lusterko. Nikogo za nami nie było. Ivan chyba stracił na chwilę zainteresowanie moją skromną osobą, więc szybko położyłam się na plecach i z całej siły kopnęłam w drzwi w miejsce, gdzie znajdował się zamek. Adrenalina na tyle uderzyła mi do głowy, że drzwi odskoczyły gwałtownie, a ja sama zdziwiłam się efektem.

Nie czekając jednak na oklaski, poderwałam się i ostatnie co zobaczyłam, zanim dotknęłam stopami asfaltu, była wielka dłoń Rosji tuż przed moją twarzą. Następnie poczułam ból, a zaskoczony Ivan trzymał w garści jedynie kilka moich wyrwanych włosów.

Boli…

Zostawiając torbę oraz płaszcz w środku i nie patrząc na boki, rzuciłam się na drugą stronę jezdni. Po kilku sekundach zrozumiałam, że ta decyzja podjęta w ułamku sekundy mogła skończyć się dla mnie tragicznie, gdy do moich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu, a tam gdzie przed chwilą się znajdowałam, przejechała z pełną prędkością duża ciężarówka. Wiatr i siła odrzutu były na tyle silne, że straciłam równowagę i opadłam na trawę, tuż przy rowie.

Wstałam jednak szybko na równe nogi i odwróciłam się do Rosji, by chociaż ocenić sytuację, w jakiej się znalazłam.

Poczułam narastającą panikę, gdy ujrzałam Ivana wychodzącego z samochodu, trzymającego coś podłużnego w ręku. Łom? Zmrużyłam oczy i chyba z moim wzrokiem było coś nie tak, bo to co trzymał Rosja, wyglądało na metalowy kran z opowieści Prusa.

Chryste! Uciekaj!

Atmosfera była przerażająca, ale póki adrenalina krążyła w moich żyłach zmusiłam siebie, by oderwać stopy od ziemi. Mając przed oczami wściekłość Rosji, z duszą na ramieniu rzuciłam się do ucieczki. A pierwotny, wręcz zwierzęcy strach, skierował mnie wprost do lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...