ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

poniedziałek, 4 lipca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴛʀᴢʏᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴄᴢᴡᴀʀᴛʏ — ᴘʀᴢᴇᴘʏᴄʜᴀɴᴋɪ ᴡ ᴘɪᴀsᴋᴏᴡɴɪᴄʏ

 

Wpatrywał się chwilę w milczeniu na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Natalia.

— No ładnie — zagwizdał, przerywając głuchą ciszę jaka między nimi zapadła.

— Pomyliłem coś chyba! — Zdezorientowany blondyn spojrzał na różdżkę.

— Pomyłka całkiem pozytywna — zamruczał w odpowiedzi. — Cóż… Przynajmniej pierwszy raz to nie ja jestem sprawcą jej traumy.

— Wal się!

— Chciałbym. — Westchnął, po czym złapał zestresowanego Anglię za rękaw. — Idziemy do niej, trzeba ją uspokoić, bo zdemoluje mi pół mieszkania…

— Nigdzie nie idę! — Wyszarpał się. — To nie mój problem!

Zmierzył go lekko kpiącym wzrokiem. Kirkland, odkąd pamiętał, był impulsywnym dzieciakiem.

— Owszem, twój. Idziesz ją przeprosić.

— Zapomnij! To twój niewdzięczny bachor! — warknął Brytol, wciąż się opierając temu, co nie uchronne. — Sam się martw!

— Najpierw ją przeprosisz, a potem sprzedasz mi patent na to zaklęcie.

— C-Co?!

— To co słyszałeś.

Mówiąc to złapał go mocno za kołnierz i pociągnął za sobą.

 

 

***

 

Dopiero, kiedy zatrzasnęłam się w sypialni na górze, opadłam na kolana.

Co to, kurwa, było…?

Brawo, Natalka, a jeszcze nie tak dawno mówiłaś, że nic, absolutnie NIC, cię już nie zdziwi... A teraz odwaliłaś wieśniacką wersję Marilyn Monroe, gdy tylko Anglia machnął swoim kijem.

Kurwa mać, ja to mam szczęście.

— SZLAG! — wrzasnęłam z wściekłości i zażenowania. — Pieprzony Bóg i jego zabawki!

Czułam się upokorzona i jedyne, co w tej chwili chciałam, to coś zniszczyć. Problem polegał tylko na tym, że nie byłam u siebie. Gdybym była w swoim pokoju to pewnie kopnęłabym biedne, zmaltretowane krzesło lub rzuciła nim o ścianę tak, jak zawsze. Albo we Francję.

— Ja chcę coś zniszczyć — wysyczałam do siebie w rytm znanej mi melodii. — Ja chcę coś zmiażdżyć!

Może jak zaśpiewam to się uspokoję? Tylko jak to było…

— „Czuję gniew, przepotworny szał, na twoim miejscu bym się bał! Zmielę cię na drobny pył, będę cię bez pamięci bił!”* UGHHH! To nie działaaaa! — zawyłam, łapiąc się za głowę.

Miałam w sobie tyle negatywnej energii, że czułam, że jak szybko się jej nie pozbędę to rozniesie mnie na pół domu.

Wyprostowałam się gwałtownie gdy usłyszałam ciche, lecz zdecydowane pukanie do drzwi.

Ma chérie~. — Usłyszałam spokojny głos Francji. — Czy możemy porozmawiać~?

— Nie teraz!

Oczywiście, że nie teraz. Nie chciałam stracić nad sobą panowania i mu przywalić, przecież niczemu nie był winny. Ale na sto procent walnie jakimś obleśnym tekstem o moich majtkach czy coś, a wtedy zrobi się nieciekawie…

— Rozumiem~. Ale Anglia chciałby ci coś powiedzieć~.

— Huh?

Drzwi otworzyły się, a Francuz wepchnął Arthura do środka i zamknął za nim wrota z powrotem. Zmarszczyłam czoło. Coś mi tu śmierdziało, bo niby dlaczego moja opiekunka pozwoliłaby mu być ze mną sam na sam?

Francja liczył, że spuszczę legitny, polski wpierdol Anglii.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Chyba go nie zawiodę.

— Ty zasrany zboczeńcu! — wydarłam się na niego, a ten podskoczył. — Ja ci, kurwa, kark skręcę! Własnymi ręcami, czaisz to?! TYMI RĘCAMI MOIMI!

Machnęłam dziko dłońmi, a w jego oczach dostrzegłam cień… rozbawienia?!

ZABIJĘ Z PREMEDYTACJĄ!

— Co cię tak bawi?! — krzyknęłam i tupnęłam nogą. — Jeszcze chwila i będziesz mieć przesrane jak Pinokio w krainie termitów!

— Przepraszam, pomyliłem zaklęcia — powiedział, wyraźnie powstrzymując parsknięcie śmiechem.

— Gówno mnie to obchodzi! — Dostałam szału i zaczęłam się do niego zbliżać. — Powiedz mi, jak to możliwe, że kiedy się widzimy to JA ląduję ze ślimakiem albo w bieliźnie?! Francja ci do pięt nie dorasta, zboczeńcu! Degeneracie pieprzony!

— Wypraszam sobie, ja wcale…!

— Zamknij się! — Tupnęłam nogą po raz kolejny. — Myślisz, że obchodzi mnie twoje tłumaczenie?! Jak już używasz sztuczek, to używaj czegoś normalnego! Jak w telewizji! Jak ty w ogóle spowodowałeś ten wiatr, hę?! Ta różdżka jest na baterie?! Jak to w ogóle działa?!

— To magia.

— Chuj, nie magia! Jakby magia istniała, to nie siedziałabym na Śląsku tylko w Hogwarcie!

— Co się tak wściekasz, myślisz, że my nigdy damskiej bielizny nie widzieliśmy? — prychnął poirytowany. — To dla ciebie powinien być dzień na co dzień, w końcu jesteś z Francją. Więc nie zachowuj się jak pruderyjna dziewica.

— C-CO?! — Cofnęłam się o krok i zalałam ogromnym rumieńcem. Anglia spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie.

— Zaraz, ty wciąż jesteś dziewicą? — Zdziwił się szczerze, a ja zaczęłam widzieć wszystko na czerwono. Doskoczyłam do niego, złapałam zaskoczonego chłopaka za kołnierz i zaczęłam nim potrząsać, wypluwając przy tym z siebie masę przekleństw. Po chwili jednak mężczyzna się zreflektował, złapał mnie za ręce i przytrzymał.

— Boże, chroń Królową! Jesteś niebezpieczna!

Szarpałam się chwilę, ale widząc że jestem na przegranej pozycji uspokoiłam się i spojrzałam na niego spode łba. Arthur patrzył na mnie badawczym wzrokiem, a mnie wciąż kotłowały się w mózgu jego słowa.

— Z-Zboczeniec! — warknęłam cała czerwona i z całej siły sprzedałam gościowi kopniaka w goleń. Jego oczy wyszły z orbit, stęknął, a po chwili padł jak klocek tetrisa na ziemię.

— Dobrze ci tak! — prychnęłam i wyszłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam Francję, który czatował pod naszymi drzwiami cały w skowronkach.

— Nie zawiodłaś mnie — zamruczał ucieszony, zaglądając do środka.

— A on mnie wręcz przeciwnie — burknęłam. — Idę wziąć prysznic. Wybacz, ale później do was nie dołączę!

Odwróciłam się na pięcie i zła ruszyłam przed siebie.

Oh God, why?

 

***

 

Po prysznicu wróciłam z powrotem do sypialni. Przebrałam się już w normalne ciuchy, czyli w jeansy i zwykłą koszulkę z nadrukiem Kompletnie nie wiem, co robię ze swoim życiem. Nie miałam najmniejszej ochoty na towarzystwo, wciąż czułam ogromne zażenowanie i nie ogarniałam całej tej chorej sytuacji. Na pewno można to było logicznie wytłumaczyć, tylko że nie wiedziałam jeszcze jak.

Przez ten cały czas siedziałam w samotności i pisałam z Nelą, która właśnie w tej chwili była w drodze z braćmi do Bawarii.

Dziewczyna była podjarana jak wiedźma na stosie, a ja cieszyłam się razem z nią. Moja mama też była ciekawa co tam u mnie, a skoro mama to i do babci też sobie zadzwoniłam. Popisałam trochę z Matikiem i z Kasią, jego dziewczyną i moją przyjaciółką. A przynajmniej byłyśmy blisko przed spotkaniem Francisa i reszty debili...

Więc w sumie cały ten czas przesiedziałam na telefonie. Więc nawet nie wiem kiedy wybiła godzina dziewiętnasta, a do pokoju wlazł Francja.

Ma chérie, nie jesteś głodna?

— Jestem. — Spojrzałam na niego dziwnie, zupełnie nie panując nad rozlewającym się rumieńcem na twarzy. — A Anglia gdzie?

— Gdy ograłem go na konsoli, to się wkurzył i wyszedł. — Wzruszył ramionami. — Co powiesz na partyjkę~?

— W sensie mam zagrać z tobą na konsoli?

Oui, oui~.

— Nie, dzięki — odpowiedziałam szybko i wstałam. — Gry i telewizja pożera czas w zastraszającym tempie.

Ma chérie, to tylko piętnaście minut.

— Odejdź, szatanie nieczysty! Przestań mnie kusić! Ja cię znam! Tylko piętnaście minut. I z piętnastu minut robi się piętnaście lat! Nie nabierzesz mnie, a kysz! A kysz!

Francja parsknął śmiechem i pokręcił głową, a ja po chwili mu zawtórowałam.

— Dobra, zjem coś i zagramy, dobra? — Minęłam go w drzwiach.

— Dobrze. Tak z ciekawości, nadal masz na sobie…?

Nie dokończył, bo odwróciłam się gwałtownie i wbiłam mu pięść w brzuch. Chłopak skulił się, ale raczej zadziałał efekt zaskoczenia niż ból, bo nie włożyłam w to wiele siły.

— Nigdy nie waż się zaczynać tego tematu — powiedziałam grobowym głosem. — Bo cię zabiję.

— R-Rozumiem…

— No. — Uśmiechnęłam się promiennie, czując ciepło na policzkach. — Do kuchni marsz!

— Właśnie — stęknął i ruszył za mną. — Jutro muszę spotkać się z szefem i zająć robotą papierkową. Nie będzie mnie cały dzień, Monako się tobą zajmie.

— O… Super — wydukałam, schodząc po schodach, nie oglądając się przy tym na niego. — Myślisz, że Monako nie będzie zła, że musi zajmować się dzieckiem?

— Lubi cię.

Jasne.

Ale w sumie to nawet dobrze się składa, nie mając za plecami Francji, a jedynie jego siostrę, będę mogła w końcu kupić mu coś na urodziny. Tylko jeszcze nie wiedziałam co…

 

***

 

 

Po szybko zjedzonej kolacji zasiadłam na podłodze w ogromnym, przestronnym salonie i chwyciłam do ręki pada. Nie lubiłam gier na PlayStation czy Xboxie. W sumie nawet nie wiedziałam, czym to się od siebie różniło. Rzadko które gry potrafiły mnie zainteresować na dłużej niż dziesięć minut. Jedynym wyjątkiem były The Sims 3, gdzie w pewnym momencie zarywałam nawet noce.

Ilość posiadanych gier przez Francję przerosła moje najświętsze oczekiwania. Bardzo długo nie mogłam się zdecydować, w końcu zniecierpliwiony Francis westchnął głośno.

— Natalia, proszę cię, jestem cierpliwy, ale to już jest przesada…

— Dobra, dobra — mruknęłam. — O, Tekken!

Wyciągnęłam pudełko i wyszczerzyłam się do chłopaka. Francja westchnął po raz kolejny, tym razem ze zrezygnowaniem, i zasiadł obok mnie.

Rozgrywka trwała około dwóch godzin. Nie wygrałam ani razu. Francja nie był dla mnie ani trochę łaskawy, rozwalał mnie za każdym razem. Co więcej, złośliwiec robił nawet tak, że pozwalał mi zbijać połowę swojego życia, po czym zgniatał mnie jakimś super hiper skomplikowaną komplikacją przycisków.

— Dobra, starczy tego dobrego! — Zirytowana odłożyłam pada po kolejnej porażce i oklapłam plecami na podłodze. — Mam dość.

Ma chérie, czyżbyś nie potrafiła przegrywać z klasą~? — Zachichotał złośliwie, a ja spojrzałam na niego z ukosa.

— Na klasę trzeba mieć wygląd i pieniądze — burknęłam w końcu, zamykając oczy, zdając sobie sprawę z tego, że poniekąd potwierdzam jego słowa. No i trudno, nie jest tajemnicą, że nie lubię przegrywać. Nikt przecież nie lubi przegrywać.

— Masz jedno i drugie. — Usłyszałam tuż nad sobą, więc dźwignęłam powieki.

Twarz Francji niebezpiecznie wisiała tuż nad moją, a ja czułam, jak mózg powoli mi się wyłącza, a styki przestają się ze sobą łączyć. Serce natomiast przyśpieszyło obroty i zaczęłam się nawet martwić, że gościu autentycznie usłyszy ten mój wewnętrzny werbel wojenny. Bo miłość to wojna. Według Neli oczywiście.

Nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy poczułam na swoich wargach jego. I wtedy moja elektrownia jądrowa w mózgu wyłączyła zasilanie i nastała w nim całkowita ciemność umysłu.

Podświadomie wiedząc, że i tak pewnie skończy się to płaczem, oddałam pocałunek. Bardzo mi się to podobało, nie mogłam temu zaprzeczyć. Ani przestać.

I kiedy się wczułam, kiedy moja dłoń kurczowo trzymała się jego głowy coś… coś się wydarzyło.

Drzwi otworzyły się, a ja będąc w pewnym stopniu zamroczoną, zobaczyłam w nich Anglię. Zamarłam, gdy trzeźwość umysłu zaczęła mi wracać w zastraszającym tempie. Szybko oderwałam się od Francji i zamrugałam z niedowierzaniem.

Okay, Natalia, ogarnijmy syczułejszyn.

 Leżałam na podłodze z Republiką Francuską na sobie, a Anglia bezczelnie stał w progu i gapił się na nas bez cienia krępacji.

Nie wierzę. Kurwa, hit…

— Z-Zboczeniec… — wyszeptałam głośno na jego widok.

Dźwignęłam się do pozycji siedzącej, a Francis spojrzał z wyrzutem na gościa:

— Zawsze masz wyczucie czasu…

— Co ty w ogóle tu robisz?! — warknęłam, wstając na równe nogi. — Przyszedłeś nas podglądać?!

— Zapomniałem portfela — rzekł obrażonym tonem. — Nic mnie nie obchodzi co robicie i kiedy. Niedobrze mi się robi na wasz widok.

— Tyyyy…! — Wystartowałam do niego z pazurami, ale Francja mnie przytrzymał za ramię. — Ojjjj, Arcio, zaczynasz rywalizować z Prusem o pierwsze miejsce w rankingu najbardziej wkurwiających mnie osób na świecie!

— Jest prawie dwudziesta druga — powiedział zdziwiony Francuz. — Wróciłeś tu taki kawał po to, by go zabrać?

— Nie ufam ci, żabojadzie! — warknął Anglia, gdy nas minął i przy okazji rozglądał się po salonie.

— W sumie słusznie. — Uśmiechnął się złośliwie w odpowiedzi, nie spuszczając zmrużonych oczu z miotającego się po pomieszczeniu Brytola.

— O tu jest. — Anglia olał go, ruszył w stronę szklanego stolika kawowego i zabrał czarny skórzany portfel, chowając go od razu do tylnej kieszeni.

— A co? Boisz się? — prychnęłam, uwalniając się z uścisku Francisa. — Że weźmiemy kredyt na twój dowód osobisty?

— A ty dalej obrażona? — prychnął blondyn, patrząc na mnie z ukosa. — Żabojadowi spaczył się gust, skoro bierze się za niedojrzałego emocjonalnie dzieciaka z problemami psychicznymi i behawioralnymi. Jesteś żywym dowodem na to, że psychiatra dziecięca na twoim zadupiu leży i kwiczy.

— CO?! — krzyknęłam rozjuszona. — Ja cię uduszę! Zabiję! No chodź tu do mnie, ty tchórzu!

Nie zrobiłam jednak na nim najmniejszego wrażenia, bo patrzył na mnie spokojnie z góry.

— Nie bawią mnie przepychanki w piaskownicy — odparował spokojnie po chwili, krzyżując ręce na piersiach.

— Widzę, że raduje cię prowokowanie jej — zamruczał Francis, znów łapiąc mnie za rękę, żebym czasem nie zbliżyła się do blondyna. — Ona ci się podoba.

— Zapomnij! — prychnął ponownie, a ja odwróciłam się do Francji zaskoczona:

— Żartujesz? JA?! Przecież mój gej radar wariuje na widok Arthura!

Machnęłam dziko ręką, żeby pokazać JAK bardzo mój gej-radar wariował na widok wyspiarza.

— SŁUCHAM?! — wrzasnął oburzony Anglik, a ja uśmiechnęłam się teatralnie niczym Grinch.

— Och, to miała być tajemnica? Przepraszam. — Teatralnie zasłoniłam usta dłonią.

— Nie jestem homoseksualistą! — Arthur zazgrzytał zębami, wytykając mnie w powietrzu palcem.

— Tak, tak. — Uśmiechnęłam się słodko.

— Boże, chroń królową!

— Spokojnie. — Francis rozłożył ręce. — W moim domu panuje miłość, a nie kłótnie.

Spojrzeliśmy na niego z czystym lagiem mózgu, potocznie wśród młodzieży zwanym mindfuckiem. Na wszelki wypadek odsunęłam się od niego o dwa kroki.

— Kto się czubi, ten się lubi — mruknęłam pierwsze, co mi przyszło na myśl.

— Chciałabyś — burknął Anglia, przymykając oczy i modląc się o cierpliwość.

— Wkurzasz mnie, ale cię lubię — powiedziałam szczerze. — I Francja ma rację, faktycznie jest już późno. Zostajesz na noc? A rano zrobię jajecznicę.

— Ty masz rozdwojenie jaźni? — Wściekł się na mnie. — Przed chwilą o mało nie wydrapałaś mi oczu, wariatko!

— Żadnego nocowania. — Francja zmrużył oczy. — Taksówki wciąż działają, lotniska też. Wynocha.

— Ale…

— Żadnego „ale”, moja panno. — Pokiwał ostrzegawczo palcem w moją stronę. — Ty też idziesz już spać, a Anglia wraca do domu w podskokach.

— Zachowujesz się teraz jak ojciec. — Przekręciłam oczami. — Zastanów się w końcu, czy chcesz mnie wychowywać, czy tworzyć ze mną dziwny związek.

Zbiłam Francję z pantałyku na kilka sekund, ale mężczyzna po chwili uśmiechnął się, choć brew drgnęła mu dość nerwowo.

Ma chérie, w związku partnerzy wychowują się nawzajem. Nie wiedziałaś o tym?

— Jedyny związek w jakim byłam, to Związek Radziecki w grze Stalin vs Martians — odparłam spokojnie, na co Anglia prychnął śmiechem.

— To naprawdę wiele tłumaczy — mruknął blondyn, chwytając mnie pod łokieć. — Na górę, zaraz dołączę.

Przekręciłam oczami, ale nie odpowiedziałam. Westchnąwszy bardzo dramatycznie, ruszyłam w stronę wyjścia. Mijając Arthura, uśmiechnęłam się szeroko i rzekłam tylko:

— Do następnego, zboku.

Kierując się w stronę schodów, zdążyłam usłyszeć tylko słowa Anglii:

— Ona jest niereformowalna…

Ale nie kusiło mnie, by podsłuchiwać dalej. Im mniej wiem, tym lepiej śpię. 

Gdy znalazłam się w sypialni, przebrałam się szybko w piżamę, ogarnęłam w łazience i wkulałam do łóżka.

W sumie bycie nienormalnym jest o wiele ciekawsze, niż bycie normalnym, pomyślałam tuż przed tym jak zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...