Gdy w progu ujrzałam mojego wzrostu ładną blond kobietę o
zielonych oczach i uśmiechu chochlika, czyli moją mamę, to krzyknęłam radośnie
na pół bloku:
— Mamuś! — Rzuciłam się jej na szyję i przytuliłam mocno
do siebie.
Moja mama…
Najcudowniejsza, najbardziej empatyczna, najbardziej
bezinteresowna osoba w naszej pokrzywionej od korzeni familii.
— Córuś! — Zachichotała i zmierzyła mnie wzrokiem. —
Wyrosłaś.
— A ty się w ogóle nie starzejesz — powiedziałam z
uśmiechem, a blondynka lat trzydzieści osiem wyszczerzyła się w uśmiechu
podobnym do mojego. — A, właśnie. To Franek. Mój…
Nie przeszło mi przez gardło słowo „chłopak”. Powiedzenie
tak o żywej Republice Francuskiej było tak absurdalne, że aż żenujące. Ale
absolutnie nieabsurdalne dla mnie było całowanie się z nim kilka minut
wcześniej. Fucking logic.
— Cześć, Gosia jestem. — Wystawiła do chłopaka rękę z
uśmiechem. Francja jednak zachował się niczym prawdziwy dżentelmen, bo chwycił
moją rodzicielkę delikatnie za rękę i pocałował ją w grzbiet dłoni.
— Miło mi panią poznać, Natalia sporo mi o pani
opowiadała~.
— Oj…
No i pięknie. Gośka Żylińska zarumieniła się i przez
moment zawiesiła na nim wzrok. Szybko się jednak otrząsnęła i zaprosiła nas do
środka. Weszliśmy do ciasnego przedpokoju i zrzuciliśmy buty. I wtedy do
przedpokoju wszedł On.
Adam Żyliński.
Ostrzyżony na krótko przystojny mężczyzna z bródką po
czterdziestce, mający posturę i wzrost Ludwiga. Jego piwne oczy rozszerzyły się
lekko na widok Francji, ale pierwsze co zrobił, to przywitał się ze mną.
— Cześć, córka — powiedział swoim normalnym głosem bez
przesadnych emocji, kiedy przytuliłam się krótko i pocałowałam go w policzek na
przywitanie.
— Francis Bonnefoy, dzień dobry. — Francis uśmiechnął się
szeroko do mojego starego, wyciągając do niego dłoń, a mnie wszystko opadło,
łącznie z cyckami, kiedy koleś przedstawił się prawdziwym imieniem i
nazwiskiem.
— Dobry, Adam. — Uśmiechnął się mój ojciec, ale jego
zmarszczone czoło podpowiedziało mi, że już mu coś nie pasowało.
— No, do salonu! — Zagoniła nas mama w stronę pokoju na
lewo. — Rozgość się, miło nam w końcu cię poznać! Pewnie jesteście głodni.
Zaraz podam rosół, Natala, chodź, pomożesz mi.
Zrobiło mi się słabo na myśl, że Francja zostanie z moim
ojcem sam na sam.
Zaraz, Dibu. Waitz.
Czy mnie całkiem już popierdoliło do reszty? Ten koleś
przeżył wszystko, od epidemii dżumy przez rewolucję francuską do wojny, a ja
BAŁAM się zostawić go z facetem po czterdziestce? I to jeszcze z nieuzbrojonym?
Nie rozśmieszaj mnie, Natalia. Skoro Francja uważał tę
wizytę za rozrywkę równą w Disneylandzie, to skończ się stresować.
Najwyżej starzy zabronią mi się z nim widywać, albo
zamkną w piwnicy.
— Gdzie młody? — zapytałam mamy, gdy znalazłam się w
kuchni. Rodzicielka, krzątając się przy kuchence gazowej, opowiedziała szybko:
— Na placu, zaraz wróci. Powiedz mi, córuś… Czy on nie
jest dla ciebie za stary?
— Kto? — zapytałam inteligentnie, a matka spojrzała na
mnie z politowaniem.
— Ile Franek ma lat?
Error.
Ile on miał…?
— A, on… Dwadzieścia sześć — odpowiedziałam,
przypominając sobie jego oficjalny wiek.
— Jest od ciebie o osiem lat starszy? — Pokręciła głową z
dezaprobatą, a ja dodałam:
— Lepiej o osiem lat, niż o tysiąc lat, co nie? —
Uśmiechnęłam się nerwowo, ale Gośka przekręciła oczami.
— Ojcu też się chyba rzuciła w oczy wasza różnica wieku…
— Wiek to tylko liczba. — Wzruszyłam ramionami, rozglądając
się po mikroskopijnej szaro-czerwonej kuchni.
— W sumie… Szybciej będziesz miała spadek, jak się
hajtniecie. — Mrugnęła do mnie, a ja zbladłam.
— Nie planujemy ślubu — rzuciłam z kamienną twarzą,
wyciągając talerze i nakładając do nich makaronu.
— Ja z twoim ojcem też nie planowałam. — Zachichotała
mama. — A potem nagle się okazało, że jestem w ciąży. Ale ja miałam dwadzieścia
lat, a ty masz jeszcze osiemnaście. Zabezpieczacie się?
— Mamo… — burknęłam czerwona, bo nic mądrzejszego nie
przychodziło mi na myśl.
— Pytam poważnie. Masz przed sobą studia, nie psuj tego
dzieckiem. Najpierw się ustawcie — ciągnęła rozmarzona. — Skąd on właściwie
jest? Ma dziwny akcent.
— Jest Francuzem…
— Cudownie! Zamieszkacie pewnie razem we Francji, niech
on cię stąd zabierze, w Polsce nie ma przyszłości…
— Mamo — powiedziałam ostro. — Nie zamierzam wyjeżdżać, a
planowanie wspólnego życia z Frankiem jest tak daleko, jak dupa od oka.
Wzięłam porcelanę i zaniosłam ostrożnie do salonu na
końcu przedpokoju.
Ogólnie mieszkanie było ładne, podobnego metrażu co nasze
na Śląsku. Ściany były koloru szarego z turkusowymi dodatkami, bo moja mama
uwielbiała taką kolorystykę.
W salonie, gdy do niego doszłam, zauważyłam coś bardzo
ciekawego. A mianowicie Francja siedział uśmiechnięty i zrelaksowany, mój
ojciec natomiast był cały spięty.
Co do chuja?
— Rosół — powiedziałam, rzucając pytające spojrzenie
Francji, ale ten tylko się uśmiechnął. —Smacznego!
Usiadłam obok blondyna i szturchnęłam go dyskretnie ręką,
gdy rodzice byli zajęci chwilową wymianą zdań. Spojrzeliśmy na siebie, on na
mnie z prawdziwym rozbawieniem, ja na niego z ostrzeżeniem.
— Rosół z gęsi — powiedziała mama z dumą. — Specjalnie ją
wynalazłam na dzisiaj. Ciężko jest dzisiaj dostać gęsinę w sklepie.
— Super! — Ucieszyłam się. — A młodego dalej nie ma.
Moja mamuśka westchnęła, ale nie odpowiedziała. Jedliśmy
chwilę w ciszy, którą przerwał żabojad:
— Madame, wspaniale pani gotuje~. — Francja ukazał
garnitur śnieżnobiałych zębów do mojej matki, a ta zarumieniła się po raz n-ty.
— Moja mama jest świetna w te klocki — powiedziałam,
skrupulatnie wybierając makaron domowej roboty z zupy. — Jest mistrzynią w tej
dziedzinie w naszej rodzinie. O, czuję jak rymuję!
— To mówiłeś, że skąd jesteś? — Mój tata spojrzał na Francję,
niby to ciekawsko, niby to esesmańsko, tak czy owak brakowało jeszcze lampki
PIXARA świecącej wprost na twarz Francisa.
— Z Francji.
— MYHYM. — Kiwnął głową tata, a ja znałam ten gest i ten
ton. Francis został skreślony przez mojego ojca szybciej, niż przewidywałam. —
A jak się poznaliście?
— My? — Zestresowałam się. — Tak jakoś…
— Poznaliśmy się w sierpniu przy hotelu Arsenal Place,
gdy przyjechałem tutaj w sprawach służbowych.
Zamarłam.
— Służbowych? — Podchwyciła temat moja mama. — To co
robisz?
— Głównie podróżuję. — Uśmiechnął się szeroko. — Ale
teraz się odrobinę ustabilizowałem.
— A gdzie pracujesz? — zapytał ojciec, a mnie krople potu
zaczęły spływać po skroni.
— A czy to ważne? — wtrąciłam szybko, zanim blondyn
otworzył usta.
— Oczywiście, że nie — powiedziała mama — ale pytamy z
ciekawości. Dwadzieścia sześć lat to dość młody wiek, jak na samotne podróże po
Europie. Co twoi rodzice na to?
— Nie mam rodziców — odrzekł spokojnie Francis. — Mam
tylko młodszą siostrę, która prowadzi największe kasyno w Monte Carlo w Monako.
Zakrztusiłam się, gdy to usłyszałam.
— Skoro jesteś Francuzem, to gdzie nauczyłeś się języka
polskiego? — Tata nieustraszenie szedł w zaparte.
— Monsieur, znajomość języków w tych czasach jest
bardzo mile widziana, dzięki temu mogę jeździć i pracować w każdym miejscu na
Ziemi~. Co prawda polski zajął mi trochę więcej czasu, ale myślę, że nie mam z
nim większych problemów.
— MYHYM.
Uśmiechnęłam się szeroko, a pod stołem złapałam Francję
za rękę i zmiażdżyłam mu palce. Ten zasrany gnojek nawet nie stwarzał żadnych,
nawet najmniejszych pozorów.
— Jakieś plany na przyszłość? — zapytał krótko ojciec.
Niczym w zwolnionym tempie widziałam poszerzający się
uśmiech Francisa i zapalające się złośliwe kurwiki w jego oczach w moją stronę.
— Ślub, gromadka pięknych dzieci i przestronne mieszkanie
w Paryżu z widokiem na wieżę Eiffla.
— Co? — Ojciec chyba nie spodziewał się takiej
odpowiedzi, bo dźwignął głowę z nad talerza, a łyżka chlupnęła do resztki
rosołu.
— On żartuje — powiedziałam szybko. — Francja… Francis ma
czysto francuskie poczucie humoru.
— Czyli jakie? — zapytała ciekawsko Gośka.
— Czyli nie śmieszące nikogo innego — burknęłam.
— Błąd — powiedział w moją stronę blondyn. — My,
Francuzi, uwielbiamy subtelne i inteligentne żarty.
— To spotkanie tutaj jest jednym wielkim żartem —
burknęłam, wstając i zbierając puste talerze na kupkę.
— A ty znowu w złym humorze? — zapytała mama, również
wstając i wychodząc do kuchni. — Cały tatuś z ciebie.
— Jaki „tatuś”? — zapytał mój ojciec, opierając się o
oparcie kanapy. — Ja nie jestem jej ojcem. Natalia, tyle razy ci mówiłem, że
wzięliśmy cię z okienka życia.
— Jasne, jasne. — Przekręciłam oczami. — Co jak co, tata,
ale mnie to ty się nie wyprzesz! Mój tata lubi sobie żartować — wyjaśniłam
Francisowi. — Ma czysto niemieckie poczucie humoru. Dogadałby się z Ludwigiem.
— Kto to jest Ludwig? — Rodziciel podniósł brew w geście
zaciekawienia.
— Kolega Franka z Niemiec — powiedziałam szybko. — Im
dłużej go obserwuję, tym częściej zaczynam myśleć, że masz coś z Niemca, tata.
Zero poczucia humoru, a jak już, to jest jakie jest.
— Jestem Ślązakiem, to oczywiste, że są pewne
naleciałości.
— Niestety — mruknęłam.
— A ja wam powiem — Usłyszeliśmy z kuchni głos matki — że
Natalka ma rację. Nie wyprzesz się jej, Adaś. Ty, ona i twoja matka jesteście
identyczni. Cała wasza trójka, niczym trójkąt Bermudzki Żylińskich.
— Proszę nie mieszać do tego babci Reginy — zawołałam. —
Franek nie miał jeszcze zaszczytu spotkania z Królową Matką Żylińską.
— Może to i dobrze — mruknęła, przynosząc do stołu drugie
danie. — Wiesz, jaka jest babcia Regina. Uwierz mi — powiedziała tym razem do
Francisa — wyszedłbyś z traumą.
— Naprawdę? — zapytał. — W takim razie nie mogę się już
doczekać~.
— A jak w pracy, mamuś? — Zmieniłam szybko temat.
— A dobrze. — Westchnęła i położyła nam przed nosem
talerze z ziemniakami, gęsiną w sosie i mizerią. Dostałam takiego ślinotoku, że
ledwo mogłam go powstrzymać. — Jest lipiec, a ludzi jak zawsze całe mnóstwo.
— Madame jest lekarzem? — zainteresował się
Francis, a mama znów spłonęła rumieńcem.
Pięknie…
— Pielęgniarką — sprostowała i zachichotała. — Teraz
pracuję tutaj, w poradni specjalistycznej, ale wcześniej pracowałam w szpitalu
w Katowicach i jeździłam karetką. Lubiłam tę pracę, nigdy nie wiedziałeś, do
kogo jedziesz. Czy do ćpuna, rannego czy wisielca. Pamiętam, jak wezwano nas do
rozkładających się zwłok w lato. Policjanci ciągle wymiotowali, taki był smród.
A my z Lidzią chusteczki do nosa, na ostatnie piętro, drzwi z kopa, zerkamy i
zwiewamy. Zgon? No zgon! Leżał tam przecież z dwa tygodnie, a przecież były te
upały. Toż to napuchnięte było jak wieloryb. Rozkład ciała był wręcz
zaawansowany!
Francis zamarł z widelcem w połowie drogi do ust. Patrzył
na moją mamę z szeroko otwartymi oczami, jakby nie ogarniał tego, co moja matka
mówiła.
— Smacznego — powiedział sarkastycznie ojciec do naszej
dwójki. — Gola, może wrócisz do tego tematu PO obiedzie?
— Ach tak, przepraszam. — Zachichotała.
— Już chyba wiem, po kim Natalia ma zamiłowanie do takich
tematów — zamruczał Francis, trzymając się nader dzielnie.
— O tak, Natala i Patryk się nasłuchali — przyznała mama,
nabijając mięso na widelec. — Są zahartowani!
— Ta. Gorzej z NIM — burknął tata.
— W pewnym stopniu Natalia też mnie zahartowała —
odpowiedział Francis w momencie, jak usłyszeliśmy otwierane drzwi mieszkania.
Mama zerknęła do przedpokoju i zawołała:
— Skarbie, ręce do mycia i tam masz rosół! Zaraz nałożę
ci drugie danie. I chodź się przywitać!
Do salonu wszedł mój brat. Wysoki, jak na swoje
jedenaście lat, patykowaty dzieciak z blond potarganą czupryną i piwnymi oczami
po ojcu. Patryk zmierzył Francję obojętnym spojrzeniem i powiedział krótko:
— To ten?
Parsknęłam cicho śmiechem. Widać było, że mamy wspólną
krew.
— Patryś! — Wyszczerzyłam się szeroko i wstałam, żeby się
przytulić do braciszka.
Młody był moim przeciwieństwem. Tak jak mnie zawsze
rozpierała energia i przez słowotok często brali mnie za niezrównoważoną, tak
mój brat był dość spokojny jak na dzieciaka i zamknięty w sobie. Czasami jego
ruchy były dość anemiczne, tak jak właśnie w tym przypadku, kiedy nie zdążył
przede mną uciec. Capnęłam go mocno z siłą imadła i przytuliłam do siebie.
— Ale ty rośniesz! — zawołałam. — Ale gęba dalej taka
sama, hahaha!
— Natalia, daj mu usiąść do stołu — zagrzmiał karcąco
ojciec. — I jedz, bo zaraz ci wystygnie.
Puściłam braciszka, który szybko zniknął w łazience, ja
natomiast z wielkim bananem wróciłam z powrotem na swoje miejsce.
— To co? — zawołała mama. — Od października fizjoterapia?
— Tak. — Kiwnęłam głową, zachowując dobre maniery przy
stole. — Kolejne pięć lat edukacji, żeby zarabiać najniższą krajową. Potem
tylko problemy z kręgosłupem, psychiką i emerytura nie starczająca mi na nic
innego, jak miska ryżu czy najtańsza czekolada z Lidla dla wnuków. W
międzyczasie przewiduję rozwód i psa. A dokładniej owczarka niemieckiego.
— Tyś jest ciulnięta — skwitowała mama moje szczegółowe
plany na przyszłość.
— A ty masz jakieś studia skończone? — zapytał drwiąco
tata, patrząc na gościa uważnie. Francja chwilę się zastanowił, po czym
odpowiedział rozmarzony:
— Posiadam wyższe wykształcenie w dziedzinie historii
sztuki oraz prawa i nauk politycznych, które zdobyłem w Universite
Pantheon-Sorbonne w Paryżu.
— O. Ładnie — powiedział tata z kamienną twarzą, a ja
uśmiechnęłam się w duchu.
Szach mat, tatuś.
— Studia we Francji, słyszałam, że macie tam bardzo
wysokie standardy — zaszczebiotała mama.
— O tak, Madame, studia w moim kraju to słuszny
szczyt marzeń studentów~ — zamruczał i machnął ręką. — Nie chcę się chwalić,
ale francuska edukacja znajduje się w gronie najlepszych na świecie.
— Tak, tylko trudno przyzwyczaić się do francuskiej
niechęci do języka angielskiego — mruknęłam pod nosem, na co Francja posłał mi
karcące spojrzenie.
— Ma chérie — powiedział. — Jestem pewny, że
przysłowiowe pięć minut języka angielskiego minie wkrótce bezpowrotnie.
— Moja siostra uczyła się francuskiego w szkole —
wtrąciła mama. — Ja miałam rosyjski. Bardzo lubiłam ten język, wydawał mi się
melodyjny.
— Tak, rosyjski ma coś w sobie takiego — przyznałam, po
czym widząc minę Francisa dodałam: — Ale sama Rosja już nie. Absolutnie. Ha tfu
na Federację, ha tfu.
— Jeszcze rok temu mówiłaś, że chciałabyś zwiedzić
Petersburg i Moskwę. — Ojciec zdziwił się, a mnie zrobiło się słabo na myśl o
Ivanie.
— Zmieniłam zdanie.
— Nic nowego — powiedział ojciec. — Ty zawsze masz dziwne
pomysły, dziwne zainteresowania i dziwne plany, z których rezygnujesz równie
szybko, co się zapalasz. Masz słomiany zapał i tyle. Ciekaw jestem ile wytrwasz
na fizjoterapii.
— Powiedział ktoś, kto od tygodnia ogląda filmy o
gemmologii — odparowała mama, stając w mojej obronie. — Ty przecież masz
dokładnie to samo. Jaki ojciec taka córka. A kto się napalił na wędkowanie?
Wydałeś tyle pieniędzy, by złapać jednego okonia i kupić mi karpia w
Carrefourze. Wędki stoją do dziś nieruszone. Albo hodowla krewetek. Twój
kochany tatuś — zwróciła się do mnie — postanowił kupić sobie akwarium i
hodować krewetki. Pominę fakt, że te pierwsze mu zdechły. Ale drugie stadko
trzymało się na tyle dobrze, że w tej chwili, kurwa, stoją trzy akwaria pełne
krewetek w pokoju młodego.
Wybuchłam śmiechem.
— Cały tata. — Szturchnęłam Francisa łokciem, wskazując
kciukiem na skamieniałego ojca. — A pamiętasz, mamo, jak tata postanowił rzucić
palenie papierosów i kupił sobie e-fajkę?
— Co w tym zabawnego? — zapytał Francuz widząc, jak ja i
mama zaśmiewamy się do łez.
— Tata kupił sobie e-fajkę, żeby skończyć z papierosami.
I masz przecież tyle smakowych wkładów, co nie? To nie, tata musiał sobie kupić
wkład o smaku tytoniu i to jeszcze o mocy dwunastki.
— Po czym stwierdził, że e-papierosy są chujowe i wrócił
do klasycznych — dodała mama i znów obie wybuchłyśmy śmiechem, gdzie w tym
czasie do stołu dołączył mój brat.
— Z czego się
śmiejecie? — zapytał i usiadł obok mamy.
— Z taty — pultnęłam wesoło.
— A, czyli jak zawsze — mruknął Patryk i sięgnął po
widelec.
Dzieciak zaczął szybko napychać się jedzeniem, przez co
matka spojrzała na niego z oburzeniem. Sam Francis też pewnie myślał to samo, a
ja byłam pewna, że gdybym zachowała się w taki sposób przy jedzeniu w domu przy
nim, to pewnie zakułby mnie w dyby.
— Nawet mój własny syn… — Głowa rodziny pokręciła głową.
— Dziękuję, było bardzo smaczne — stwierdził po chwili
ciszy Francis. — Mógłbym tu jeść codziennie, Madame~ !
— Na pewno — burknął tata, a ja skrzywiłam się w
uśmiechu.
— Mama się ucieszy — powiedział Patryk, odsuwając talerz
z resztkami. — Często gotuje jak dla wojska, nie ma kto potem tego jeść.
— Bo wy nic nigdy nie jecie! — zawołała mama. — Ty
wiecznie na podwórku, albo przy komputerze, a stary wiecznie na motorze lub na
siłowni. Jedynie Natala zawsze wszystko jadła.
— Bo ona ma cztery żołądki — stwierdził dobitnie Patryś i
wstał. — Miło było, lecę na podwórko. Cześć!
— Ty chyba żartujesz! — żachnęła się Gośka. — Widzisz
siostrę pierwszy raz od miesięcy i idziesz na plac? I na talerzu zostawiłeś
jedzenie! Jesteś chudy jak szkapa!
— A co mam robić? — zapytał młody, ignorując uwagę o
swoim wyglądzie. — Przyprowadziła faceta, mam siedzieć i patrzeć jak znowu się
całują? To obrzydliwe. Idę grać w piłkę z Nikodemem.
— Całują? — Ojciec podniósł brew i spojrzał na nas.
— Ja widziałem was na klatce schodowej — mruknął do mnie
złośliwie braciszek, a ja zbladłam. — Pożeraliście sobie twarze, bleeeh!
Pokazał nam język i wyszedł do przedpokoju.
— Natalia… — zaczął ojciec, ale mama zachichotała,
zabrała talerze i wyciągnęła siłą mojego ojca za łokieć do kuchni. Kiedy oboje
wyszli, wbiłam łokieć w żebra blondyna.
— Przestaniesz w końcu podrywać moją mamę? — syknęłam
cicho.
— P-Przepraszam… — stęknął.
— I przestań na nich eksperymentować! Może od razu
powiedz, kim jesteś!
— Myślisz, że mi uwierzą? — Uśmiechnął się wrednie.
— Absolutnie!
— Więc nie ma sensu. Ma chérie, spokojnie.
— Ughhh… — mruknęłam pod nosem i rozwaliłam się na
oparciu. — Chcę już do domu, mojemu ojcu zaczyna rosnąć ciśnienie.
Nie odpowiedział, tylko wrednie zachichotał. Gapiłam się
w sufit czując, jak powoli przelewa mi się w brzuchu. Naprawdę zdrowo się
najadłam.
— A ty coś się tak rozwaliła, jak ruskie na mapie? —
Matka spojrzała na mnie, kiedy tylko wróciła z ciastem i talerzykami. — Chcesz
kawy czy herbatki?
— Herbaty — powiedziałam, a Gośka pokręciła głową.
— Pytałam Franusia.
Franuś?!
Zajebiście…
— Franusiu, herbatka czy kawusia? — Zazgrzytałam zębami w
jego stronę.
— Ma chérie — zamruczał, ogarniając czule kosmyk
włosów z mojego czoła. — Znasz mnie już na tyle dobrze, że nie musisz pytać.
— Faktycznie. Mama, daj mu wodę z kranu. — Machnęłam
ręką.
— Ale ty jesteś okropna, głupieloku. — Zacmokała
zdegustowana. — Jak on z tobą wytrzymuje?
— No właśnie. — Westchnął. — Jak?
Gdyby mój wzrok potrafił zabijać, Francja padłby martwy w
ciągu ułamku sekundy. Złośliwość tego przyczepa naprawdę nie znała granic
moralnych.
— Wytrzymujesz, bo jestem inteligentna, zabawna i mnie
kochasz — wycedziłam, trzęsąc się z szybko rozrastającego się w moim wnętrzu
wkurwienia.
— Tak, to na pewno dlatego. — Pokiwał niezrażony głową, a
ja autentycznie miałam ochotę go zagryźć. Niestety, moja matka kupiła Francisa
od razu. Jedyna nadzieja była w moim ojcu.
— Ty masz, córa, kepele wodzionka. — Zaśmiała się mama
pukając w czoło. — ADAM! — wrzasnęła nagle. — Dwie herbaty i…
— Kawa. — Francuz uśmiechnął się zniewalająco.
— I KAWA! Córuś, a co tam u Neli? — Rodzicielka nałożyła
sobie kawałek sernika i uśmiechnęła się szeroko. Zawsze lubiła moją
przyjaciółkę, uważała, że jej rozwijająca się w zastraszającym tempie agresja
była całkiem urocza i zabawna.
— Nela? Całkiem spoko. — Machnęłam ręką. — Zdała do
następnej klasy, coraz mniej się kontroluje…
— Ma chłopaka — wtrącił Francis, a ja zamilkłam i
spojrzałam na niego jak na debila.
— Ooo! — zawołała Gośka. — Cudownie!
— Co cudownie? — zapytał lekko rozdrażnionym głosem mój
tata, który wrócił do nas i usiadł naprzeciwko Francji. Czułam od niego dym
papierosowy, więc ewidentnie mój tata był na NIE.
— Nela ma chłopaka. — Opadła mi szczęka, gdy zobaczyłam,
że moja matka serio podjarała się tym fake newsem. — Taka fajna i ładna
dziewczyna, to była kwestia czasu.
Mój ojciec nie skomentował. Nie lubił dziewczyny bo
uważał, że miała na mnie zły wpływ. W sumie mój tata nie lubił nikogo z mojego
towarzystwa, ale na pierwszym miejscu w rankingu na sto procent znajdował się
teraz Francis.
— Wcale nie ma chłopaka — powiedziałam twardo, ignorując
Francję.
— A Gilbert to kto? — prychnął blondyn, odrzucając włosy.
— Przyjaciel?
— Tak, dokładnie — powiedziałam, siląc się na spokój. —
Gilbert to jej niedorozwinięty kumpel. Mówiłam jej, że ma się nie szlajać po
zakładach psychiatrycznych, bo się jakiś rzep do niej przyklei i jak widać, miałam
rację — wycedziłam.
— Ma chérie... — Pokręcił głową ze śmiechem.
— Poza tym — dodałam spokojnie. — Jeżeli już miałoby się
coś zadać w tym kierunku, to Nela byłaby z Ludwigiem.
— Ma chérie, rozwrzeszczana Kornelia nie pasuje do
spokojnego i zrównoważonego Ludwiga, dlatego nie ma to szansy na dłuższą metę.
Na całe szczęście Gilbert przejął pałeczkę.
Zaraz zabiję.
Zmiażdżę. Zagryzę.
— Jedyną pałeczkę, na jaką stać Gilberta, to pałeczka
salmonelli.
— Gilbert? — Tata podniósł brew. — Też FRANCUZ?
— Nie, to Niemiec — odpowiedziałam automatycznie.
— Tragedia. — Westchnął w odpowiedzi. — Mało to fajnych
chłopaków u nas w mieście?
— Niestety, zostali wyparci — mruknęłam, przypominając
sobie sprawę z Pawłem w szkole.
— Mam nadzieję, że nie wywieziesz mi córki na drugi
koniec świata? — Ton, jakim zadał to pytanie pan domu był niby żartem, ale ja
wiedziałam, że to żart nie był. Mój ojciec nie miał w ogóle poczucia humoru.
— Francja jest piękna, myślę, że Natalii się spodoba —
powiedział pewnie siebie blondyn, uśmiechając się szeroko do mojego starego i
zgarniając mnie do siebie ramieniem. I tu przyznam szczerze, że zadziwił mnie
swoją odwagą. Zrobił to w tak bezczelny i podprogowy sposób, że mój tata od
razu zajarzył, że przysłowiową „pałeczkę” przejął definitywnie Francis. I nie
była to wyżej wspomniana salmonella.
— Urodziła się w Polsce, więc w Polsce zostanie —
odpowiedział chłodno. — Tacy jak ona są nam potrzebni do odbudowy kraju.
— Adam! — zawołała moja mama z oburzeniem. — To nie jest
średniowiecze! Granice są otwarte, ma dziewczyna zapierdalać od rana do nocy i
zarabiać grosze? Jestem za tym, by Franuś zabrał ją ze sobą. I trzeba było nie
głosować na swoją „jedyną słuszną partię”, skoro tak bardzo teraz chcesz
odbudowywać kraj!
— No i się zaczęło — mruknęłam, wykonując facepalma.
— Gola, Francja to jest kawał świata. Już pominę fakt, że
Francuzi zostawili nas podczas wojny. Powiedz mi, Franek, jak to mówili twoi
rodacy? „Nie będziemy umierać za Gdańsk”?
Twarz Francji stężała i chyba po raz pierwszy tutaj nie
wiedział, co odpowiedzieć. Atmosfera zaczęła się mocno zagęszczać, a ja
spojrzałam szybko na zegar.
— Francis, jest już po czwartej, a mamy kawał drogi do
domu, powinniśmy się zbierać.
— Widzę, że kochasz swoją Ojczyznę i to się ceni —
ciągnął ojciec, czując się panem dyskusji — ale ja i moja córka kochamy swoją.
Twoi ludzie i Brytole zostawili nas na łasce Niemców i Sowietów. Natalia nie
wyjedzie z Polski, wiem o tym. A ty jej do tego przecież siłą nie zmusisz.
— Od wojny minęło prawie osiemdziesiąt lat — powiedziałam
w końcu twardo do taty. — Nie możemy wiecznie tkwić w przeszłości, czas
spojrzeć w stronę przyszłości. Celebrujmy to, co celebrujemy. Pamiętajmy, co
powinniśmy pamiętać. Ale zacznijmy też w końcu pracować nad sobą. Polacy nie są
pępkiem świata, my też mamy sporo za uszami. To nie wina Francji, że nas olali,
tylko jego szefa. Jego wiń. Co prawda, będzie ciężko ci mu to wypomnieć, bo
pewnie już nie żyje, ale trudno. Na Allegro kupisz planszę Quija do komunikacji
z trupami.
— To ja pójdę wam zapakować ciasto — powiedziała wesoło
mama. — Cieszę się, że macie w trójkę wspólne tematy!
— Nie wiem, co mam na to powiedzieć — odezwał się w końcu
Francis, wbijając uważny wzrok w mężczyznę. — Więc powtórzę tylko to, co
powiedziałem raz Feliksowi: Przepraszam. To było nie w porządku wobec Polski i
Polaków.
— Oczywiście bez obrazy, Franek, ale Francuzi to tchórze
— mruknął z lekką pogardą mój stary, a ja się nastroszyłam, gdy kątem oka
zauważyłam, jak drgnęła Francji powieka. — Nie wygrali żadnej ważnej wojny.
— Francuzi mają największy odsetek wygranych bitew! —
zawołałam, uprzedzając Francisa, który już otwierał usta by zaoponować. —
Niemcy i Brytole mogą się schować.
Francis spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie zwróciłam na
to uwagi. Wpatrywałam się za to wyzywająco w ojca, który dźwignął brew w taki
sam sposób, w jaki ja zawsze dźwigałam w takich sytuacjach. Chyba faktycznie
zbyt dużo miałam po tatusiu.
— Za Napoleona — burknął tylko w odpowiedzi, a ja
potrząsnęłam gwałtownie głową.
— Niet, tata, Francja przeprowadził ogółem sto
sześćdziesiąt osiem walk w Europie, z czego wygrał, powtarzam WYGRAŁ, sto
dziewięć, zremisował dziesięć, a przegrał jedynie czterdzieści dziewięć, co
czyni ten kraj najbardziej zwycięskim krajem pod względem militarnym w historii
Europy, BOOYAH!
Klasnęłam w dłonie, a do pierwszej brwi ojca dołączyła
druga, ja za to spojrzałam na oniemiałego Francję, który wpatrywał się we mnie
z tak wielkim zaskoczeniem, jak nigdy dotąd.
To cię, kurwa,
zaskoczyłam!
— Co tak na mnie patrzysz? — burknęłam na mojego
partnera, czerwieniąc się. — To chyba logiczne, że cię przestalkowałam pod
pewnymi względami.
Francis uśmiechnął się szeroko i pokręcił z
niedowierzaniem głową, a tata widząc to, dodał naburmuszony:
— To liczby bitewek podwórkowych.
— Podwórkowe czy nie, mówi się, że Francuz to odwagi
wzór. A to, że Anglia pierdolnął jakimś oszczerstwem w Europie, które na
nieszczęście Francji się przyjęło, to już nie nasz problem, tata, tylko sprawa
między tymi dwoma tumanami. Francuzi to zajebisty przykład, nie pierwszej już
zresztą, historycznej manipulacji, tata. Kraj mający w swej historii wielu
znakomitych i mężnych żołnierzy, zostaje po jednej porażce zrównany z ziemią do
miana „tchórzy”. Dodatkowo! — Podniosłam palec, by zakończyć tę dyskusję raz na
zawsze. — Ich ruch oporu należał do jednych z najlepszych w historii. Co
prawda, do Polaków im daleko, ale cóż. Nie można mieć wszystko, czyż nie,
Francis? — zapytałam słodko.
Niech miał świadomość, że to, że stanęłam w jego obronie,
nie znaczy, że uważałam go za najlepszego na świecie. I tak moją obroną pewnie
doprowadziłam go do umysłowego orgazmu. A niech ma chociaż taki. Poza tym niech
wie, że i ja czasami się w tańcu nie pierdolę.
Mój ojciec chyba nie miał nic do dodania, więc
postanowiłam klasycznie zmienić temat.
— Tatuś, a jak tam w pracy? — zapytałam z uśmiechem,
dostając przy tym tiku nerwowego w oku.
— Dobrze, że wspominasz! Chodź, pokażę ci coś. — Wstał od
stołu i machnął na mnie ręką. Akurat, gdy przeciskałam się do wyjścia wróciła
moja mama:
— A wy gdzie?
— Chcę pokazać Natalii oświadczenie z roboty — powiedział
ojciec i wyszedł, a ja, jak te ciele, za nim. Gdy znaleźliśmy się w sypialni
rodziców, tata zamknął drzwi i spojrzał na mnie poważnie.
— ON mi się nie podoba.
— Wiem. — Wzruszyłam ramionami.
— Po pierwsze jest grubo starszy. Ty masz osiemnaście
lat, a on dwadzieścia sześć. To duża różnica.
— Wiek to tylko liczba. Mogło być gorzej, na przykład
może być nieśmiertelny i żyć już około tysiąca lat.
— Po drugie to laluś. — Przymknął oczy, modląc się o
cierpliwość do mnie.
— Mamie się spodobał. — Wyszczerzyłam się.
— Ta, zauważyłem — mruknął z irytacją. — Jest bardzo
pewny siebie i nawet się mnie nie boi. On ma w sobie coś dziwnego. Bije od
niego coś takiego…
— Ta, wiem — wtrąciłam znudzona .— Ale nie jest złym
człowiekiem.
Ha, bo on nie jest
człowiekiem. HA, HA.
— Jest zarozumiały — ciągnął tata, patrząc na mnie
uważnie.
— Ej, a my to niby nie? — zauważyłam, przewracając
oczami. — My to już w ogóle, tata. Ty i ja naprawdę jesteśmy dość próżni,
zarozumiali i nawet w pewnych momentach dość fanatyczni.
Zapadła cisza.
— Chcę dla ciebie jak najlepiej. — Westchnął po chwili. —
Będę go bacznie obserwować, jak wrócimy w styczniu.
— I dobrze. — Zaśmiałam się i skierowałam do drzwi. —
Niech wie, że mam potężne plecy.
— Mówię poważnie, Natalia — powtórzył ostro, a ja
zamarłam. — Jeden fałszywy ruch, a łeb mu z karku spadnie.
— Będzie dobrze. — Odważyłam się w końcu odezwać. — Wbrew
pozorom on nie jest idiotą.
Wyszłam z pokoju nie czekając na odpowiedź. Wróciwszy z
powrotem do salonu, z przerażeniem odkryłam, że moja mama siedziała obok
blondyna i pokazywała mu moje zdjęcia z dzieciństwa.
Po minie mężczyzny doskonale widziałam, że był zachwycony
możliwością dokuczania mi na zupełnie nowym poziomie.
— O zobacz — powiedziała mama, podając mu kolejne. — Tu
nasza mała Natalka po pierwszym samodzielnie zjedzonym spaghetti. Czyściłam
ściany dwa dni. — Westchnęła rozmarzona. — Teraz tego nie odczuwacie, ale kiedy
będziecie mieć swoje dzieci, zobaczycie jak czas leci nieubłaganie.
— Mamo! — zawołałam i podbiegłam. — Nie mów, że
pokazujesz mu akurat TO zdjęcie!
Wyrwałam im z rąk fotografię i z nieukrywanym
przerażeniem zobaczyłam grubego, drącego ryja dzieciaka z resztkami sosu i
makaronu na twarzy, rękach i połowie kuchni.
— Tato, no zobacz! — jęknęłam. — Mama straszy mi faceta!
Tata stanął za mną i spojrzał spokojnie na zdjęcie.
— Cholera… Skoro nie uciekł po tym widoku, to tak szybko
go nie wykurzymy — mruknął do siebie, po czym dodał normalnym tonem: — Mówiłem,
że jesteś adoptowana. Zobacz, jaki ja jestem przystojny, a jakim ty byłaś
brzydkim dzieckiem.
— Ma chérie, naprawdę byłaś urocza. — Rozbawiony
do łez Francuz pokazał kolejne zdjęcie, gdzie uśmiechałam się szeroko do
obiektywu z tylko jednym jedynym górnym zębem.
— Nie patrz na to! Bo oślepniesz! Mówiłam, byś wyrzuciła
te zdjęcia — zawyłam jak ranne zwierzę. — JA CIERPIĘ DOLĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!
Moi rodzice i Francis popatrzeli na siebie i wybuchli
głośnym śmiechem.
— Mógłbym zachować jedno ze zdjęć? — zapytała
wniebowzięta personifikacja nasienia Szatana.
— Oczywiście, że tak! Wybierz sobie któreś — zagruchała
mama, a ja wytrzeszczyłam oczy.
Francis nie czekał ani chwili, tylko od razu zaczął
przeszukiwać album w poszukiwaniu tego jednego jedynego zdjęcia, którym
zniszczy moją reputację, godność i psychikę.
— O NIE! Znając ciebie pokażesz je całemu światu! —
warknęłam wskazując na niego palcem. Spróbowałam odebrać mu ciężką książkę, ale
ten odsunął zbiór jak najdalej ode mnie nie pozwalając mi na jego zabranie. A
po jego szerokim uśmiechu wiedziałam, że miałam rację.
— Nie przesadzaj, Natala, to tylko jedno zdjęcie —
parsknęła mama.
— TATA! — Tupnęłam nogą, szukając wsparcia chociażby w
nim.
— Skoro jest masochistą to niech se weźmie, co mnie to
tam obchodzi…
Przywaliłam sobie facepalma.
— BOŻE, chroń królową! — wyrwało mi się, a Francis
zmrużył na mnie oczy. Olałam to, tylko usiadłam obok nich i z rezygnacją
wzięłam pierwsze lepsze zdjęcie do ręki. Była na nim moja mama, prawdopodobnie
w moim wieku wtedy, w długim płaszczu i butach na obcasach. Stała obok jakiegoś
muru, na którym ktoś napisał czarnym sprayem „Gorole Raus”.
Ja pieprzę... Schowałam twarz w dłoniach.
Co w rodzinie to
nie zginie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz