ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

poniedziałek, 4 lipca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴄᴢᴛᴇʀᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴘɪᴇʀᴡsᴢʏ — sᴢᴀʟᴇɴ́sᴛᴡᴏ

 

Wpatrywał się z uwagą na poruszający się szybko punkt na mapie, aż w końcu ze zdziwieniem

zobaczył, że kropka na dłuższą chwilę stanęła w miejscu. Może stanęli na światłach?

— Coś się chyba dzieje — powiedział w końcu.

— No przecież pędzę — mruknął zirytowany Gilbert, jeszcze bardziej przyciskając gazu. — Ile nam

brakuje?

— Nadgoniliśmy ich, ale… Oho.

— Co się stało? — zapytał Ludwig.

— Natalia chyba uciekła — powiedział cały blady.

Niemożliwe…! Ale jednak!

Wpatrywał się w oddalający od trasy punkcik niemalże z czcią. Jak mógł w nią zwątpić? Iskra nadziei rozpaliła płomień w jego sercu.

— Cooo? — zawołał Gilbert z nutą zawodu w głosie. — Skąd niby takie przypuszczenie?

— Zobaczcie! — powiedział podniesiony na duchu. — Kursor przemieszcza się wolniej, ale oddala równolegle od drogi!

— Jeżeli to prawda — powiedział Ludwig — to Natalia prawdopodobnie uciekła do lasu. Kupi jej to

trochę czasu.

— Pokaż mi to! — burknął Gil, wyrywając kumplowi telefon. — Cholera, musimy skręcić.

— Co? Niby dlaczego?! — zawołał, a ten przekręcił oczami.

— Jeżeli ta idiotka będzie biec jak biegnie, to wybiegnie prosto na nas. Rozumiesz? Przechwycimy ją!

— Ma przebiec las? — Zbladł. — Przecież jest już ciemno! A jak zabłądzi?

— Albo to zrobi, albo zginie — mruknął Gilbert, uśmiechając się przy tym złośliwie.

Przy następnym rozwidleniu skręcili tak gwałtownie, że samochodem zarzuciło.

 

***

 

Biegnij.

Nie oglądałam się, tylko szaleńczo przedzierałam się przez krzaki i zarośla. Las był gęsty, a

odstające gałązki czy pędy co chwilę haratały mi twarz, ramiona oraz ręce. Nawet nie czułam chłodu i

bólu, bo jedyne co odbierałam wszystkimi możliwymi zmysłami, to przerażający strach.

Nie oglądaj się.

Nie wiedziałam jak długo biegłam, ani nawet dokąd.

Było ciemno, a ja nie dostrzegałam w oddali nawet najsłabszego zalążka światła. Ale zdyszana i

podrapana pędziłam przed siebie, bo w powietrzu wciąż wisiała nade mną taka aura, że miałam

wrażenie, że Rosja zaraz mnie dogoni.

Nie zwalniaj.

Kuło mnie w boku i dostałam zadyszki, ale nie pozwoliłam sobie, by odpocząć chociaż na kilka

sekund. Ja już nawet nie dyszałam, ja wręcz rzęziłam i jęczałam z bólu i zmęczenia. Widok zamazywał

mi się co jakiś czas, bo moje oczy wciąż nabiegały łzami, które spływały gęsto po policzkach.

Tak szczerze, to przez panującą wokół ciemność nie wiedziałam, czy moja twarz jest mokra od łez, czy

od krwi.

Uważaj!

Zamarłam, gdy moja lewa noga na czymś ujechała i straciłam równowagę. Jak w zwolnionym tempie

poleciałam do przodu, chyba nawet z mojego gardła wydobył się krzyk. Po chwili poczułam ból w

policzku i zaległam nieruchomo na ziemi. Mało brakowało, a uderzyłabym głową w drzewo, a tak tylko prawdopodobnie rozcięłam sobie twarz o wystającą gałąź.

Boli.

Leżałam chwilę otumaniona na ściółce, czując szyszki, kamienie, igły, patyki i wszystko inne, co

boleśnie wbijało mi się w ciało. Prawe kolano napieprzało mnie niemiłosiernie, gdy zdarłam je sobie do krwi.

Wstań.

Nie mogłam, nie miałam siły. Każdy głębszy oddech sprawiał, że niewidzialne igły wbijały mi się w

płuca i gardło. Spróbowałam oprzeć się na rękach, ale wierzch moich dłoni palił żywym ogniem. Nie było sensu wołać pomocy i tak nikt mnie nie usłyszy.

Wstawaj, do cholery!

Zmusiłam się do wstania na giętkich nogach i ruszyłam dalej, ale już niestety wolniej. Przecież ten

przeklęty las musiał się w końcu, kurwa, skończyć!

 

***

 

 

Gilbert zaparkował przy lesie i załączył światła awaryjne. Wpatrywał się  z Ludwigiem w ciszy i z

uwagą na przemieszczający się punkcik na mapie.

— Ma jeszcze dwie trzecie dystansu — powiedział cicho. — Nie da rady…

— Jaka szkoda. — Ziewnął kumpel. — Ej, myślicie, że ten przygłup za nią ruszył? Pewnie tak — mruknął sam sobie udzielając odpowiedzi. — Nie byłby sobą, żeby nie ruszyć osobiście za swoją ofiarą, żeby jej nie otoczyć i własnoręcznie nie ukarać. Pewnie wyłamie jej stawy w kolanach za pomocą kranu, jak to miał w zwyczaju, kiedy jego podwładny uciekał…

— Idę tam — zawyrokował po jego słowach.

— I co zrobisz? — zapytał Ludwig, chwytając go za ramię. — Wejdziesz do lasu i stracisz zasięg. Zgubimy i ciebie, i ją. Siedź i czekaj.

— To co możemy zrobić?

— Zaufać jej — odpowiedział beznamiętnie Niemcy, a Gil wybuchł głośnym śmiechem.

— W takim razie możemy wracać do domu — rechotał szarak, nie reagując na morderczy wzrok brata i jego. — Nela chwilę sobie popłacze i pogodzi się z takim stanem rzeczy.

— Możesz się uspokoić? — Kącik jego ust drgnął nerwowo, a on sam znów utkwił wzrok w punkciku na aplikacji. — Zatrzymała się…

— Pewnie łapie oddech, ile można biec przez las po ciemku? — powiedział uspokajająco Ludwig.

— Albo Ivan już ją dorwał. — Gil wzruszył ramionami.

— Gilbert!

— No co? Każdy ma prawo do swojej opinii, tak czy nie? A moja opinia jest taka, że skoro nie trzymała

języka za zębami, to teraz ponosi tego konsekwencje. To jej wina.

— Ona niczemu nie jest winna — powiedział Ludwig, czym zaskoczył i jego i starszego brata. — Pojawiła się w złym miejscu o złym czasie i to wystarczyło, by znalazła się w niebezpieczeństwie. I tak długo zdołałeś trzymać jej od wszystkiego z dala. Skupmy się raczej na tym, jak ją przechwycić. Później możemy jedynie negocjować.

Siedzieli w ciszy rozmyślając nad słowami Niemca, aż w końcu po dziesięciu minutach powiedział poddenerwowany:

— Jest w połowie. Ona… Ona wciąż biegnie…

Biegnij, mała…

— Instynkt przetrwania. — Prusak machnął ręką. — Szczury też opuszczają tonący okręt.

— Gil, ja cię naprawdę proszę… — warknął.

— Skoro jest w połowie, to włączcie światła — powiedział Ludwig szybko, próbując zapobiec kłótni. — Może jak je zobaczy, to skieruje się prosto na nas. Nie jest to zbyt bezpieczne, ale w tej sytuacji…

— Dobry pomysł — mruknął, po czym spojrzał na szarego. — No, na co czekasz? Zapalaj!

— Niechaj stanie się światło! — zawołał radośnie Krzyżak i odpalił wszystkie możliwe światła w

samochodzie.

 

***

 

Nie dawałam już rady biec.

Zatrzymałam się w końcu, by złapać oddech. Oparłam się o najbliższe drzewo i dyszałam tak mocno,

że miałam wrażenie, że zdarłam sobie prawie całe gardło. Ból w klatce piersiowej i w boku był coraz

mocniejszy.

— Boże…! — wycharczałam z rozpaczą.

Nie, Bóg mi nie pomoże. Tyle razy mu już nabluźniłam.

Trzask.

Odwróciłam się gwałtownie i nadstawiłam ucha.

Cisza.

Zrobiłam dwa kroki w tył i złapałam się pod ramiona. Przecież wyraźnie coś słyszałam… A jeżeli nie

słyszałam? Jeżeli sobie tylko to wyobraziłam, a co jeśli to wyobraźnia płata mi figle?

Trzask.

— Nie…! — Złapałam się za głowę.

Czułam to. Czułam całą sobą coś dziwnego. Coś co oplatało mnie z każdej możliwej strony. I to nie była panika. Miałam już tyle razy atak paniki w życiu, że bez problemu potrafiłam rozpoznać ten stan. Ale to było coś zupełnie innego i dodatkowo mieszało się z tą dziwną aurą wokół.

Czyste szaleństwo.

Nie wiedziałam, czy wariowałam ze strachu, czy przez to, że było tu tak cicho i ciemno, czy może… Czy

może ON tu był, gdzieś blisko mnie. Obserwował mnie z ukrycia.

Odchyliłam głowę i przytuliłam się plecami do drzewa. Starałam się wytężyć wzrok w tej ogłupiającej zewsząd ciemności, ale nic mi to nie dało. Czułam się niczym w grze o Slenderze, w którą tyle razy grałam razem z Nelą, różnica polegała jednak na tym, że nie miałam latarki. Nic nie miałam.

Dobra, Dibu. Uspokój się. Pomyśl, czego nauczyłaś się dzięki naszej wspaniałej polskiej edukacji.

Mech na drzewach rośnie zawsze od strony północy.

Dzięki, ale to niewiele mi pomoże… Cytując klasyk z Trzynastego Posterunku: Skoro Kopernik niewiele odkrył, to ja niewiele wiem.

A że w szkole niewiele mnie nauczyli, to też niewiele wiedziałam. A co w ogóle wiedziałam? Niewiele.

Niewiele.

— Hahaha! — Zaśmiałam się w głos, a mój śmiech poniósł się echem wśród drzew.

Cicho, ty wariatko!

Miałam wrażenie, że świat wokół wirował, a ja byłam w centrum tej pieprzonej karuzeli.

Pieprzonej.

Wybuchłam śmiechem jeszcze raz, tyle, że głośniej. Wbiłam przy tym z całej siły paznokcie w policzki i chichotałam głośno, zatapiając się w tym wszystkim z najczystszą lubością. Nie potrafiłam się opanować, to wszystko było takie niesamowite! Więcej, więcej, więcej!

Koniec już z tym!

Z całej siły uderzyłam prawą dłonią o drzewo i mocno przejechałam nią po odstającej korze, raniąc ją do krwi. Dopiero to spowodowało, że cały szum i karuzela wokół ustały, a mnie wróciła jasność umysłu. Wokół panowała niepokojąca cisza, co ani trochę mnie nie uspokoiło. Zagryzłam więc wargi i już miałam ruszyć, gdy zobaczyłam bledziutkie światełko w oddali. Było tak malutkie i słabe, że w sumie dziwiłam się sama sobie, że je zauważyłam.

Jako, że powietrze wciąż było ciężkie, duszne i lepiące postanowiłam zaryzykować. Postawiłam wszystko na jedną kartę i tyle ile miałam sił, tyle włożyłam w swój ostatni wysiłek na tej prostej. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

 

***

 

Ludwig wpatrywał się uważnie w aplikację, po czym podniósł wzrok na niego.

— Chyba zauważyła światło, bo biegnie prosto do nas.

— Ta — mruknął Gilbert. — I wszystko dobrze się skończy. BLEAH.

— A co byś zrobił — zapytał spokojnie — gdyby to spotkało Kornelię?

— Nelę? — Brechnął śmiechem w odpowiedzi. — Nela odgryzła by mu rękę, po czym przyniosłaby mi ją w prezencie oprawioną i przybitą do deski, kesesesese!

— Nie wątpię — wycedził.

Zaczynał mieć już powyżej uszu durnych uwag Gilberta. Ale najważniejsze było jednak to, że Natalia była coraz bliżej. Starał się też ignorować telefony Prusaka i Ludwiga, które non stop dzwoniły jeden po drugim. To Nela na upartego próbowała się z nimi skontaktować.

— Zaczyna mnie denerwować — burknął, gdy po raz kolejny telefon Gilberta zaczął brzęczeć.

— Martwi się. — Ludwig westchnął.

— Masz, West. — Prusak złapał za smartfon i rzucił bratu do tyłu. — Uspokój ją.

— A dlaczego akurat ja?

— No wiesz. — Machnął lekceważąco ręką Prusy. — Lepiej jak ty to zrobisz, znasz się na sztucznym uspokajaniu ludzi, a zresztą… No wiesz o co mi chodzi.

Niemcy westchnął głęboko raz jeszcze i przyłożył telefon do ucha.

— Halo?

Ludwig, do cholery, co się dzieje?!

Doskonale słyszał zdenerwowany głos Kornelii, co tylko wzmogło jego niechęć do dziewczyny.

— Nie denerwuj się, wszystko jest pod kontrolą.

Gdzie jest Dibu?!

— Właśnie do nas zmierza…

— CO TO ZNACZY, ŻE DO WAS ZMIERZA?!

— Nela, spokojnie — powiedział twardo, a dziewczyna po drugiej stronie słuchawki momentalnie się uspokoiła. — Był mały incydent, Ivan próbował wywieźć Natalię z Polski, ale jest już wszystko w porządku.

Obrócił się błyskawicznie z Gilbertem do Ludwiga i na niego naskoczyli.

— Zwariowałeś, West?! — Wystraszył się Prusy. — Przecież ona teraz zejdzie na zawał! ZABIJE NAS!

— A co wam da kłamstwo? — warknął Lu. — Natalia i tak wszystko jej opowie!

Ludwig, daj mnie na głośnomówiący, proszę — powiedziała spokojnie Nela, a Niemcy spełnił jej prośbę. — Słychać mnie?

— No czeeeeeść, kesesese! — Zarechotał Gil. — Jak tam wieczorek, co?

Francis — powiedziała spokojnie, olewając Prusaka — dostaniesz ode mnie po mordzie za to, że jej nie dopilnowałeś!

Zagryzł wargę, ale się nie odezwał.

Wiem, że mnie słyszysz, zboczeńcu. Jesteś, kurwa, daremny! Jesteś tak daremny, że nawet ustawa tego nie przewiduje. Daremny tak, że nawet Dibu się przy tobie chowa. DAREMNY tak, że brak mi na to słów!

— Kornelia… — warknął, ale dziewczyna ciągnęła:

Nie przerywaj mi. Takie cyrki, jakie wyprawiałeś z nią przez ostatni rok, potrafiłeś robić bez żadnego problemu z uśmiechem na ryju. Ale, do jebanej kurwy nędzy, jak dochodzi co do czego, to nie robisz nic!

— Nie zamierzam wchodzić z tobą w polemikę, dziecko — prychnął. — Dla twojego dobra jednak radzę, byś nie wypowiadała się w temacie, na który nie masz najmniejszego pojęcia! Wracaj do kredek.

— TYLKO CIĘ SPOTKAM, TO…!

— Uspokój się, bo nerwy nic ci nie pomogą. Sytuacja jest opanowana… — przerwał, gdy zerknął na swój telefon. — Zbliża się. Rozłącz ją, Ludwig, niech nie przeszkadza.

Niemcy bez słowa rozłączył protestującą Nelę i odłożył telefon na siedzenie obok.

— Czekamy.

 

 

***

 

To nie była leśna fatamorgana, tam naprawdę coś się świeciło!

Nie zważając na swój fatalny stan, parłam naprzód prowadzona czystym instynktem przetrwania. Im bliżej był ten tajemniczy blask, tym więcej było krzewów i konarów, więc tym trudniej było mi przez nie przebrnąć. Nie miałam już siły, miałam wrażenie, że ruszałam się jak w zwolnionym tempie. Byle paprotka stanowiła dla mnie przeszkodę wymagającą nakładu olbrzymiej ilości siły. A przeczucie ogromnego niebezpieczeństwa ciągnęło się za mną nieubłaganie.

Jak przeżyję, to będę zdychać chyba przez miesiąc.

Światło było coraz bliżej, a moje oczy, przyzwyczajone już do ciemności, mrużyły się tak mocno, że nawet nie wiedziałam, kiedy nastąpił koniec.

Nagle poczułam twardy grunt pod nogami, a światło oślepiło mnie na kilka dobrych sekund. Zatrzymałam się.

Nawet przez powieki czułam ten przenikający zimny blask. Rozdrażniona zacisnęłam je jeszcze mocniej i dodatkowo zasłoniłam twarz ręką. Dopiero kiedy po dłuższej chwili przyzwyczaiłam się jako tako do widoczności, opuściłam ręce i spojrzałam przed siebie. Stałam przed jakimś samochodem, gdzie włączone światła drogowe świeciły wprost na mnie.

Pomóżcie mi… chciałam powiedzieć, wyciągając z trudem w stronę światła dłoń, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.

Ten nagły zastój w miejscu spowodował, że każdy, nawet najmniejszy, mięsień w moich nogach czy rękach zaczął mocno drżeć. W klatce piersiowej eksplodował ból, a ja chyba się nawet oplułam przy braniu większego oddechu.

Byłam wykończona i ekstremalnie przerażona.

Widok zaczął mi się zamazywać, a ostatnie, co zarejestrowałam, to była jakaś czarna postać przenikająca przez światło. Poczułam się strasznie lekko, a następnie film mi się urwał.

 

 

***

 

Wpatrywali się w nią w takim szoku, że żaden z nich nie poruszył się nawet na milimetr. Stała tuż przed maską samochodu i osłaniała twarz przed światłem. Nie miała na sobie płaszcza, a jej czarna koszulka przestała koszulkę przypominać. Była podarta, a na prawym boku była wręcz rozcięta przez coś ostrego, łącznie ze skórą dziewczyny, z której rany sączyła się delikatnie krew.

Na jej ramionach i rękach nie było miejsca, w którym nie znajdowały się zadrapania czy rozcięcia. Skóra błyszczała od potu, krwi i błota, a jej dłoń była jedną wielką raną.

Poczuł delikatne ściśnięcie w gardle, gdy Natalia odsunęła rękę i zobaczył jej bladą twarz. Gilbert miał rację, wyglądała jak przestraszone, zaszczute zwierzę uciekające przed drapieżnikiem. Z pociętej twarzy spoglądały na nich przerażone i szeroko otwarte oczy, z policzka natomiast uśmiechało się do nich długie rozcięcie. I ten wyraz twarzy, jakby nie wiadomo ile była w stanie jeszcze znieść, żeby tylko przetrwać.

— Cholera. — Ocknął się, gdy wyciągnęła do nich rękę w błagalnym geście, a jej usta poruszyły się bezgłośnie.

Pomóżcie mi… Wyczytał z jej sinych od zimna warg i w ekspresowym tempie wyskoczył z samochodu, ściągając przy tym swój płaszcz. Zanim jednak zrobił w jej stronę chociażby jeden krok, Natalia ciężko opadła na ziemię.

— Gilbert! — krzyknął i doskoczył do niej. Oddychała, ale była nieprzytomna.

Okrył ją szybko płaszczem i dźwignął na ręce.

— I co? — Prusy podszedł do niego i spojrzał na nią uważnym wzrokiem. — Żyje?

— Tak.

— Ale byłby przypał, gdyby teraz kipła, co nie? Kesesese!

Zanim zdążył się odgryźć, poczuł jak po plecach przebiegają mu dreszcze. Odwrócił się w stronę miejsca, z którego wyszła Natalia i z przerażeniem zobaczył, jak z między drzew wyłania się Rosja.

Ścisnął z nerwów dziewczynę mocniej, a na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości, kiedy uśmiechnięty niczym dziecko Ivan stanął przed nim, z torbą Natalii w jednej ręce, a jej płaszczem w drugiej.

— Francja. — Uprzejmie zdziwił się Rosja, chociaż aura jaka go otaczała nie była zbyt kolorowa. — Miło cię widzieć.

— Sukinsynie — wycedził Prusy, patrząc na niego spode łba. I chociaż Gilbert nigdy by tego nie przyznał, to wiedział, że przeleciał go strach. Ivan zawsze wywoływał w nim na przemian i strach, i obrzydzenie. Sam przyznał mu się kiedyś, że do dziś nie zapomniał toczonych wojen z nim oraz wkraczających sowietów. I nigdy nie zapomni czasów niewoli.

— Witaj, Gilbert. — Ucieszył się na jego widok. — Dawno cię nie widziałem.

— W dupę sobie wsadź te zbędne uprzejmości — warknął szary. — Po coś tu przylazł?!

— Szukam przyjaciółki. — Niezrażony Rosja utkwił wzrok w dziewczynie. — Zostawiła swoje rzeczy, pomyślałem, że może być jej zimno. Och… Bezbronna jak niemowlę…

— Możesz się, za przeproszeniem, od niej odkolegować? — warknął, a przy jego lewym boku stanął Ludwig, który od razu skrzyżował ręce na piersiach.

— Hmmm. — Ivan zastanowił się z uśmiechem. — Nie sądzę. Polubiłem ją.

— Ile jest warta dla ciebie ta przyjaźń? — zapytał spokojnie Ludwig.

— Czytałem, że przyjaźń jest bezcenna.

— Nikogo do przyjaźni nie zmusisz — warknął.

— Do miłości też nie — odparował spokojnie Rosja, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.

— To nie jest takie proste — powiedział Ludwig. — Mamy tutaj pewien… konflikt interesów.

— Zrobię wszystko — rzekł pewnie. — Ale jej ci nie oddam. Możesz zapomnieć.

— Co niby chcesz zrobić? — Usłyszał z boku zdenerwowany głos przyjaciela. —  Zamierzasz ją zabrać na swoje zadupie, napoić wódką i słuchać wspólnie Kalinki, debilu?

Dźwignął brew. Gilbert ewidentnie za długo przebywał z Kornelią.

— Rosyjska kultura to coś więcej niż Kalinka i wódka — zawarczał Rosjanin, a atmosfera zrobiła się gęsta i gorąca jak w piekle.

— Tak, zapomniałem jeszcze o kupie gówna jako ogóle — zarechotał Gilbert, a on i Lu wymienili ze sobą szybkie spojrzenia. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, by Prusy tu był. Przez obecność swojego wroga, stawał się agresywny, a to mogło zdecydowanie im zaszkodzić.

— Gil — mruknął, wciskając mu dziewczynę na ręce. — Zanieś ją lepiej do samochodu. Opatrz, jak potrafisz. Ja i Ivan musimy poważnie porozmawiać.

— Cooo? — zawołał szarak, odsuwając ją od siebie. — Ej ty, niedorozwoju! Jak chcesz, to mogę się wymienić z tobą na puszkę piwa! Kesesesese!

— GILBERT! — warknął jednocześnie z Niemcem, a Prusy, wciąż się śmiejąc, ruszył w stronę auta. Przekręcił oczami i odwrócił się z powrotem do intruza. Rosja nie miał za wesołej miny.

Wyglądał raczej jak dzieciak, któremu odebrano ulubioną zabawkę i sam nie wiedział, czy się złościć najpierw czy smucić.

— Posłuchaj — zaczął dyplomatycznie — po co się kłócić? Dogadajmy się.

— Nie wiem, czy cokolwiek zrekompensuje mi tę pustkę. — Rosja westchnął, ale on nie dał się nabrać. Z nim trzeba było jak z dzieckiem. Trochę zacofanym i psychopatycznym dzieckiem.

— Po prostu wysłuchaj mojej propozycji.

— Wysłuchać zawsze mogę. — Uśmiechnął się przerażająco ściskając swój kran, a on  westchnął. Czuł, że Ivan tracił cierpliwość, więc nie miał za wiele czasu. Wziął dwa głębsze oddechy i ruszył w stronę Rosji z podniesioną głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...