ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

poniedziałek, 4 lipca 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴛʀᴢʏᴅᴢɪᴇsᴛʏ sᴢᴏ́sᴛʏ — ᴠɪᴠᴇ ʟᴀ ғʀᴀɴᴄᴇ!

[14 lipiec 2017 — piątek]

Dziś Francuzi hucznie świętowali. Nawet nie wiedziałam, że te tak zwane „urodziny” Państw to po prostu daty ich największych i najważniejszych świąt państwowych. A więc Francja miał „urodziny” w święto szturmu na Bastylię.

Po powrocie Francisa nic konkretnego się nie działo. Przez długi czas nie miałam cywilnej odwagi zapytać o sprawę z Dawidem, a gdy w końcu się odważyłam, to i tak niczego się nie dowiedziałam.

Po pierwsze, nie zajarzył o kim mowa. A gdy już zajarzył, to zastanawiał się chwilę, po czym wzruszył ramionami. Albo dobrze grał, albo faktycznie to tylko tragiczny zbieg okoliczności. Zwłaszcza, że znalazłam artykuł, w którym wyraźnie było napisane, że Dawid był pod wpływem alkoholu. Nie rozumiałam tego, a ja nie wierzyłam w zbiegi okoliczności. Reakcja Francisa była jednak zbyt prawdziwa…

W między czasie dostałam wiadomość, że pomyślnie przeszłam rekrutację na studia w kierunku Fizjoterapia na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Radość z tego powodu nosiła mnie na skrzydłach kilka dni. Francja jednak nie podzielał mojej radości.

W poniedziałek z samego rana wyjechaliśmy do Marsylii. Miasto urzekło mnie bardziej, niż zatłoczony Paryż, zakochałam się w widokach i klimacie. Było pięknie, a przedwczoraj odwiedziliśmy Monako w jej domu. Dziewczyna oprowadziła mnie po dzielnicy Monte Carlo, opowiadając mi praktycznie o wszystkim. O swojej historii, o jej stolicy, ludziach… Tyle, że nie pamiętała skąd się wzięła. A to przecież ciekawiło mnie najbardziej. Skąd biorą się tacy jak Monako czy Francja? Francja i Włosi pamiętają czasy, jak byli młodzi. Ale nie potrafili odpowiedzieć mi na podstawowe pytanie SKĄD? Skoro Państwa nie mogą mieć dzieci, to SKĄD do cholery się brały?

Gianna też nie wiedziała. „Po prostu byliśmy, jesteśmy i będziemy” – to usłyszałam. Tematu z nią więcej nie podjęłam.

 

 

A teraz stałam przed wielkim lustrem w naszym pokoju w Marsylii i przeglądałam się. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że sama siebie nie poznawałam. Z lustra nie patrzyła na mnie znana mi zielonooka nastolatka z burzą włosów i wymalowanym zmęczeniem na twarzy.

Widziałam młodą kobietę ze starannie upiętymi włosami i lekkim makijażem oczu (wciąż tylko tusz i eyeliner. No co? Byłam za tępa na używanie cieni i podkładu…). Zamiast jeansów, trampek i koszulki miałam na sobie czerwoną sukienkę z Prady i czarne wiązane botki. Nie tylko cycki miałam wielkie, ale nawet biodra miały zupełnie inny kształt niż kiedyś. Moja sylwetka…

Jezu… Ja chyba dorosłam…

— Matko Boska, to przecież nie jestem ja… — szepnęłam do siebie, naciskając tępo palcem w swój policzek.

Czułam się dziwnie w tej kreacji. Ale podobałam się sobie i to bardzo. Wyglądałam tak… kobieco.

W tym momencie drzwi otworzyły się i stanął w nich Francis. W odbiciu zobaczyłam, że mężczyzna na mój widok zamarł w pół kroku.

— Co? — zapytałam lekko rozdrażniona, bo czułam już gorąc rozchodzący się po mojej twarzy w ekspresowym tempie.

— Pięknie wyglądasz, ma chérie — zamruczał w odpowiedzi. — Naprawdę, przepięknie…

— Dziękuję — powiedziałam i odeszłam od lustra do swojej torby. — Zanim zejdziemy, to mam jeszcze jedną sprawę.

Wygrzebałam małe, granatowe pudełeczko i zamknęłam je w dłoni. Odwróciłam się powoli do Francisa i zarejestrowałam tylko tyle, że wyglądał świetnie. Miał na sobie białą koszulę i ciemne spodnie, a włosy miał związane z tyłu błękitną wstążką. Wymoczki z Top Model na TVN mogli się schować pod pierzyną.

Izzi, Natalia, włącz mózg, nie zaśliń się, nie jąkaj.

— Widzisz, dziś są twoje urodziny, a ja mam dla ciebie mały prezent — powiedziałam sztywno, nie bardzo wiedząc jak się zachować. — Proszę.

Wyciągnęłam dłoń w jego stronę z podarkiem i zapadła cisza.

— Noo! — zawołałam ponaglająco. — Bierz!

Francis drgnął i podnosząc brew sięgnął po pudełeczko. Otworzył je i druga jego brew dołączyła do tej pierwszej. Wpatrywał się w milczeniu w sygnet, a moje nadzieje umarły szybciej, niż przewidywałam.

Świetnie…

Nie podobało mu się, wiedziałam, że trzeba było mu kupić bombonierkę i voucher do McDonalda.

— Wszystkiego najlepszego — wypaliłam czerwona. — Szczęścia, zdrowia, cierpliwości, żebyś nie zniknął i żebyś mnie nie wykończył. Życia bez wojen i bez kryzysów. Mniej strajków, normalnego szefa, rozrastającej się turystyki i siły, by stać się supermocarstwem w Europie, o ile oczywiście Ameryka ci na to pozwoli — dodałam cicho. — Dobrej imprezy, szczerych przyjaciół, mniej obrzydliwego żarcia.

— Wow — powiedział w końcu i wyjął delikatnie sygnet dwoma palcami. — Zaskoczyłaś mnie... To twoje inicjały?

— Tak. Żebyś pamiętał, kiedy nasze drogi się rozejdą, bo…

Nie dokończyłam bo podszedł do mnie i bardzo mocno mnie do siebie przytulił. Oczy lekko mi się rozszerzyły, gdy pacnęłam brodą o jego ramię. Z wahaniem objęłam Francję i zatopiłam się w znanym mi zapachu. W końcu po kilkunastu sekundach przed oczami miałam już tylko jego niebieskie tęczówki i wiedziałam, że zaraz romantycznie zatopię się w pocałunku. Chciałam tego całą sobą i pieprząc moralność i konsekwencje, zbliżyłam się sama w stronę jego ust.

Jednak Wszechświat nie byłby sobą, gdyby nawet tego nie zepsuł. W momencie, kiedy dzieliło nas co najmniej kilka milimetrów, drzwi z pokoju otworzyły się z kopa tak mocno, że oboje podskoczyliśmy.

Najlepszego, stary! Kesesese! — Zamarłam, gdy najpierw usłyszałam niemiecki skrzek, a potem zobaczyłam uśmiechniętą gębę Prusaka. Szarak przeniósł wzrok na mnie i zawołał wesoło: — O, sorki, kesesese! Ej, fajna laska! To nowa? Czyli przeleciałeś już tamtą sukę i wykopałeś z powrotem na to zadupie, tak?

— Gilbert — powiedziałam, wyplątując się z ramion Francisa. — Czy ty, złotko, kurwa, nie potrafisz pukać?

— Natalia?! — wykrzyknął zaskoczony, wskazując na mnie palcem. — O cholera, czyli jednak można na ciebie patrzeć, nie mrużąc przy tym oczu!

Zaśmiał się wrednie, a na moich policzkach wykwitł rumieniec.

— Gilbert, oczywiście, że to moja Natalia — powiedział spokojnie Francis, przykładając dłoń do mojego policzka.

— I co, kuzyneczko, przeleciał cię już? Kesesese!

Zacisnęłam zęby z wściekłości. Jeżeli magia istniała, to właśnie w tej chwili spieprzyła bezpowrotnie w kosmos.

— Chciałbyś, gnojku! — syknęłam, po czym odwróciłam się do Francji. — Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.

Cmoknęłam go szybko w policzek i ruszyłam do drzwi.

— Skoro ten szary dureń tu jest, to znaczy że Nela też się tu kręci~. — Uśmiechnęłam się do siebie, a gdy mijałam Prusaka, na bezczelnego pokazałam mu środkowy palec i wyszłam.

Słyszałam za plecami, jak Gil trzasnął drzwiami i zniknął w pokoju, a ja przekręciłam oczami.

Stary dureń.

Zeszłam po schodach w dół do wielkiego salonu i spostrzegłam Nelę i Ludwiga, którzy stali na balkonie i o czymś rozprawiali. Lu ubrany był elegancko, dziewczyna natomiast miała na sobie krótkie jeansowe spodenki i kremową koszulkę na ramiączkach. Przybrałam na twarz szeroki uśmiech i doskoczyłam do nich, uważając, by nie rozwalić ryja przez buty na obcasie.

— Ohayo! — zawołałam rozpromieniona, a para spojrzała na mnie zaskoczona.

— Dibu? — zapytała zdziwiona, a jej wzrok zlustrował mnie z góry na dół.

— No a kto, jak nie ja! — Wyszczerzyłam się. — Cześć, Ludwig!

— Humpf. — Blondyn kiwnął głową, po czym odwrócił wzrok.

— A ty coś taka radosna? — zapytała mrużąc oczy.

— A czemu nie? — Zdziwiłam się. — Czeka nas impreza, stęskniłam się za Włochami! Polska też będzie i za tobą też się stęskniłam, moja mała żabko!

Przytuliłam ją mocno do siebie, ale Nela szybko mnie od siebie odepchnęła.

— Jezu, weź mnie nie dotykaj! — warknęła. — Wiesz, że tego nie lubię!

— Wiem. — Zrobiłam minę IKS DE.

— To ja pójdę do brata — powiedział Ludwig, wskazując palcem za siebie i zostawił nas same. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która patrzyła na mnie dość krytycznie. Oparła dłonie o biodra i warknęła:

— Co ty, kurwa, masz na sobie?

— Huh? Źle wyglądam? — Spojrzałam w dół.

— A jak myślisz? TY w sukience? Czerwony to nie twój kolor. I te buty? Na chuj ci obcas, skoro jesteś wysoka z natury? Wyglądam przy tobie jak karzeł!

— Ale ja…

— I te włosy… — Skrzywiła się. — Wyglądasz jak z cyrku. Rozpuść je lepiej. Nie do twarzy ci z tym czymś.

— Starałam się, bo nie chciałam zrobić wstydu przed szefostwem Francji…

— Co ty pieprzysz? — Zirytowała się. — To impreza zamknięta, będziemy tutaj jedynymi ludźmi, kretynie.

— Ale Monako mówiła… — zaoponowałam, ale Nela mi przerwała:

— Żabojady świętują, a prezydent zboczeńca jest w Paryżu. Pytałam braci, gdy tu zmierzaliśmy.

— Czyli dałam się zmanipulować, żeby mi wcisnąć kieckę…

— Nic nowego — prychnęła. — Ty zawsze łykasz jak pelikan. Idź się lepiej przebierz, bo patrzeć na ciebie nie mogę.

Minęła mnie przewracając oczami i ruszyła w stronę Ludwiga, który schodził po schodach wraz z bratem. Zrobiło mi się przykro. Wiedziałam, że ona nie lubiła i nie tolerowała niczego, co nie posiadało nogawek, ale ja naprawdę się starałam…

Oparłam się o barierki balkonowe i głośno westchnęłam. Wewnętrznie oklapłam i poczułam się zmęczona. Miałam zamiar faktycznie iść się przebrać, ale stwierdziłam, że… że nie. No bo z jakiej, kurwa, racji? Bo NELI znowu coś nie pasowało? A niech spada na bambus, ja się czułam dobrze i to mój komfort był tutaj najważniejszy.

— Nad czym tak myślisz?

Podskoczyłam z sercem na ramieniu, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam skrzywionego Włocha z rękoma w kieszeni.

— Romano! — Ucieszyłam się i rzuciłam mu się na szyję. — Tęskniłam!

— Chwila, moment! — Odsunął mnie od siebie i zmierzył mnie wzrokiem. — Ale się odstrzeliłaś.

Spuściłam wzrok.

— Czyli jednak mam się przebrać — mruknęłam i zamyślona chciałam wyjść z balkonu, ale Włoch złapał mnie za przegub ręki.

— Nie, nie, nie! — zawołał, a gdy podniosłam na niego wzrok zobaczyłam, że był cały czerwony. — Nie to miałem na myśli! Chodziło mi o to, że wyglądasz bardzo ładnie!

— N-Naprawdę? — Uśmiechnęłam się słabo.

— To chyba jasne! — warknął czerwony. — A co, ten kretyn coś ci powiedział?!

— Nela powiedziała, że wyglądam okropnie — mruknęłam. — Kazała mi się przebrać.

— Nie słuchaj jej, jest zazdrosna — prychnął.

— Nela? Zazdrosna? — zapytałam z powątpieniem. — Coś ty, ona nie jest typem zazdrośnicy.

— Tak? — zapytał z ironią i wskazał palcem na stojących przy filarze Niemcy i dziewczynę. — To miej odwagę podejść do tej dwójki teraz i uśmiechnąć się do tego kwadratowego kartofla. Wydrapie ci oczy szybciej, niż zdążysz się odezwać. Baby — prychnął. — Wystarczy, że jedna wygląda lepiej od tej drugiej i od razu robią się problemy.

— Wiesz, jak to mówią. — Wzruszyłam ramionami. — Baby, z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej.

— Ta — mruknął i puścił mnie.

— A gdzie Północny? — Zainteresowałam się.

— Znając życie to pewnie tam, gdzie nie powinien. — Wściekł się. — Mój brat to skończony idiota, więc nie liczę na nic w jego przypadku!

— Nie mów tak — upomniałam go. — Jesteście rodziną, a rodzina jest najważniejsza.

— Jasne — prychnął. — Pogadamy jak będziesz mieć rodzeństwo.

— Mam brata. — Przypomniałam mu. — Patryś ma jedenaście lat.

— Faktycznie, zapomniałem — burknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — I co, nie uważasz że twój brat to idiota?

— Uważam, że mój brat jest rozpieszczonym bananowym dzieckiem, a to różnica — powiedziałam i parsknęłam śmiechem.

Romano pokręcił głową, a ja zamilkłam, gdy koło nas stanęła kopia chłopaka, tyle że jego loczek był nieco inny, niż braci. Był wyższy niż Południowiec i miał nieco jaśniejszą karnację. Gdybym tak dobrze nie znała braci, to bym pomyślała, że to Feliciano. Ubrany był w czarne spodnie i zieloną koszulę na guziki. To co go jednak różniło od starszego rodzeństwa to oczy. Były niezwykle zielone.

Ciao, Bella — powiedział po wosku i chwycił mnie za dłoń. — Pozwól, że się przedstawię. Jestem Seborga i bardzo chciałbym cię bliżej poznać~.

Skłonił lekko głowę i złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni. Poczułam lekkie ciepło na moich policzkach.

— Emmm, cześć — powiedziałam niepewnie. — Jestem Natalia i nie znam włoskiego. Ale znam za to fajne kawały o Żydach i Cyganach.

— N-Natalia? — powtórzył chłopak blednąc i puszczając szybko moją rękę, jakby była co najmniej skażona.

— Więc to ty jesteś Seborga? — Uśmiechnęłam się szeroko. — Najmłodszy z braci, ten który ma największe powodzenie wśród kobiet?

— ŻE CO?! — warknął Romano, a Seborga zrobił krok w tył.

— Tak, to ja. Emmm, chyba mnie wołają, ciao!

Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy nastolatek najzwyczajniej w świecie dał nogę.

— Czy on właśnie ode mnie uciekł? — zapytałam uprzejmie mrugając z niedowierzenia.

Może rzeczywiście powinnam się iść przebrać, skoro nawet Włochy ode mnie spierdzielają.

— Francja chyba z nim rozmawiał na twój temat. — Roześmiał się Romano w głos.

— No nie! — powiedziałam. — Bez jaj, że Francis biedaka nastraszył!

— Wcale bym się nie zdziwił — prychnął.

— Co za kwas — mruknęłam. — Istny żal.pl. Czaisz bazę, ziom?

— Czaję, ale czasami wolałbym nie czaić — odburknął, a ja zachichotałam.

— Ty, czekaj — powiedziałam i rozejrzałam się wokół. — Anglia będzie?

— A co ja, jasnowidz? — prychnął. — A dlaczego pytasz?

— Cóż, za każdym razem jak Anglia jest w pobliżu, dzieją się dziwne rzeczy — mruknęłam. — Więc jestem ciekawa, czy jestem bezpieczna na imprezie, czy czasem znowu coś się nie odjebie.

— Znając życie, to odjebie się tu nie jedno — powiedział, a ja zaśmiałam się w głos.

— Seborga wyglądał na naprawdę przerażonego — mruknęłam, zawieszając wzrok na młodym Włochu.

— Bo był. — Wzruszył ramionami.

— Mam ochotę go pomęczyć — mruknęłam pod nosem, uśmiechając się jak Grinch, a Romano spojrzał na mnie z ukosa.

— Sadystka. Uśmiech ci zrzednie, jak twój Pan i Władca się pojawi.

— Ha ha ha — mruknęłam, uderzając kuzyna z pięści w ramię. — Taki z niego pan i władca, a jedyny tron na jakim może sobie posiedzieć to kibel. A właśnie, to gdzie on, do cholery, jest?

Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po salonie. Goście powoli zaczęli się schodzić, zauważyłam między innymi Hiszpanię, który stał wraz z Gilbertem, Węgry z Austrią siedzących na kanapie, czy Kanadę buszującego przy żarciu.

— Idę go poszukać — mruknęłam. — Z nim jak z dzieckiem, jak jest cicho i spokojnie, to znaczy, że gnojek coś kombinuje.

— A do Neli nie idziesz? — zapytał ironicznie Włoch.

— Emmm… Nie. Niech się bawi z braćmi.

Westchnęłam i miałam już ruszyć przed siebie, gdy Romano powiedział:

— Serio, nie przejmuj się nią. Naprawdę bardzo ładnie wyglądasz.

— Dzięki. — Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam do chłopaka. Coś jednak we mnie drgnęło, gdy zrozumiałam, że mówił poważnie.

— Serio — burknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Aż żal bierze.

— Romano — powiedziałam i podeszłam do niego. — Jesteś dla mnie jak rodzina. Ty i Feliciano. To by było jak kazirodztwo — spróbowałam zażartować, ale ten wciąż dziwnie na mnie patrzył. — Poza tym… Antonio by się wkurzył~.

— C-CO?! — warknął, robiąc się cały czerwony. — Co ten leszcz…?!

Przerwał, bo wybuchłam tak głośnym śmiechem, że zwróciłam na siebie uwagę pozostałych. Zatkałam usta i zatrzęsłam się, nie mogąc się uspokoić.

— Zamknij się! — syknął. — To nie jest śmieszne, kretynko!

— Nie masz się co złościć, ja bardzo lubię yaoi.

— Ty mała… — Zacisnął zęby, a ja z uśmiechem na ustach puściłam mu oczko i zarządziłam taktyczny odwrót. Tak na wszelki wypadek.

Przechodziłam między gośćmi. Ci, co mnie jeszcze słabo znali, gapili się na mnie bez skrępowania, nierzadko pokazując na mnie palcem. Ja jednak starałam się olewać ten wzrost atencji wobec mej skromnej osoby i ruszyłam po schodach na górę. Będąc na najwyższym stopniu zderzyłam się z Francją.

— O! Właśnie cię szukałam. — Odetchnęłam z ulgą. — Myślałam, że się straciłeś albo dostałeś udaru, czy coś.

— Udaru?

— Wiesz, wiek robi swoje.

— Nie jestem aż tak stary — zaoponował Francis, a ja parsknęłam.

— Proszę cię, jesteś tak stary, że pamiętasz kiedy Ocean Spokojny był uspokajany. — Wyszczerzyłam się, a jemu drgnęła powieka. — Chodź, goście już są.

Skierowałam się z powrotem na dół, ale mężczyzna mnie zatrzymał.

— Czekaj — powiedział, a ja dźwignęłam brew. — Poświęć mi chwilkę.

— Yyyy…

Zdziwiona ruszyłam za nim, kiedy pociągnął mnie w stronę pokoju. Przez chwilę serce podeszło mi do gardła, gdy przypomniałam sobie, że Prusak nam przerwał, więc Francja pewnie będzie chciał to i owo dokończyć. Moją pierwszą myślą było brać nogi za pas, ale przecież sama stwierdziłam odpowiedzialnie „pieprzyć konsekwencje”. No to teraz bierz na klatę.

— O co chodzi? — zapytałam rżnąc głupa, bo w sumie to mi najlepiej w życiu wychodziło.

— Wiesz, ja też coś dla ciebie mam — powiedział, biorąc z łóżka zielony, materiałowy woreczek. Od razu w oczy rzucił mi się mój sygnet, który znajdował się na palcu serdecznym jego lewej ręki. Zrobiło mi się cieplutko na serduszku. — Powinienem w sumie dać ci to już dawno, ale nie było okazji. A teraz, kiedy Monako zwróciła mi uwagę, myślę, że to dobra chwila.

Mówiąc to wysypał coś z woreczka na dłoń, a ja swoimi ledwo żywymi szarymi komórkami zajarzyłam, że chyba był to naszyjnik. Nie, czekaj, to na bank był naszyjnik. Z piękną zawieszką w kształcie zielonej łzy.

— To szmaragd — powiedział spokojnie, rozprostowując biżuterię. — Będzie idealnie pasować do twojego pierścionka.

— Jest piękny, ale nie mogę go przyjąć — powiedziałam z lekkim zażenowaniem.

— Dlaczego nie możesz go przyjąć? — zapytał z rozdrażnieniem.

— Bo to drogi prezent! — powiedziałam. — Wystarczy, że tu jestem. Wystarczy, że mam na sobie Pradę, a w walizce czekają kolejne dwie sukienki nazistowskiej Coco Channel. Tyle, ile dla mnie do tej pory zrobiłeś, to nigdy…

— Pierścionek od Alfreda przyjęłaś — przerwał mi.

— O nie, nie, nie! — Pomachałam palcem w jego stronę. — Wymieniłam się z nim na szablę! A to różnica.

— Dobrze. — Westchnął. — To wymień się ze mną za naszyjnik.

— Dobra, ale skąd ja wezmę drugą szablę…? — mruknęłam, a Francis wykonał facepalma.

— Wiesz — zaczął, uśmiechając się wrednie, cofając rękę z twarzy. — Właściwie to…

— Zapomnij, zboczeńcu! — warknęłam, czerwieniąc się.

Spierdalać, trza spierdalać!

— To dlaczego, do cholery, nie możesz przyjąć prezentu jak normalny człowiek? — zagrzmiał w końcu, a ja podskoczyłam. — Czy to naprawdę takie trudne? Mon Dieu, dzisiaj świętuję i moją wolą jest, byś zapięła go na swojej szyi i powiedziała zwykłe „dziękuję”, czy to za wiele dla ciebie?

— O proszę, jaki asertywny się zrobił — mruknęłam.

— Nie wytrzymam z tobą kiedyś. — Westchnął i złapał mnie mocno za przegub.

— Hej! — zawołałam, ale po chwili znalazłam się przed lustrem, a za mną stanął Francja.

— Spokojnie.

Poczułam przyjemny chłód na skórze, kiedy zimny kamień przyległ do mojego mostka. Blondyn sprawnie zapiął zamek, a mnie przeszedł dreszcz od jego dotyku.

— Co się mówi? — Spojrzał mi w oczy przez lustro.

— Dziękuję, niech ci Bozia w dzieciach wynagrodzi — powiedziałam na pełnym automacie.

— O wiele lepiej. — Odetchnął z ulgą.

— Idziemy już na dół? — zapytałam, gdy poczułam spływającą kropelkę potu na mojej skroni.

— Mamy jeszcze czas.

— Tak myślisz? — zapytałam słabo, gdy poczułam, jak mnie obejmuje w pasie. — A właśnie, poznałam Seborgę. Czy ty czasem nie nakładłeś mu jakiś głupot do głowy?

— Skąd ten pomysł? — Uśmiechnął się dość wrednie, przez co miałam odpowiedź jak na dłoni.

— Podły jesteś. — Zaśmiałam się i wyswobodziłam. — Straszenie dzieciaków to ty masz chyba we krwi, co nie? Jesteś gorszy niż Buka z muminków.

Tak jest, Natala. Zmień temat, zamydl mu oczy i skieruj jego myśli na terror i przemoc psychiczną, czyli na to, co lubi najbardziej. Oczywiście zaraz po molestowaniu seksualnym.

— Nie moja wina. — Wzruszył ramionami, ale ja już znalazłam się na korytarzu.

— Nie rozśmieszaj mnie, koleś dał w długą po samym usłyszeniu mojego imienia, nigdy nawet nie śniłam o takim szacunku na dzielni. — Zaśmiałam się ochryple, a Francis dorównał mi kroku na schodach. — Prawo ulicy, ot co!

Francis otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przed nami pojawiła się nagle Węgry z uśmiechem na twarzy tak radosnym, że nawet się przeraziłam. Osobiście uważałam, że nikt na świecie, znając jego prawdziwą naturę, nie powinien być tak radosny, a jeżeli nawet by był to powinien zostać zdiagnozowany przez psychiatrę jako niepoczytalny.

I rozstrzelany dla bezpieczeństwa społeczeństwa.

— Natalia! — zawołała, przytulając mnie tak mocno do siebie, że coś strzeliło mi w kręgosłupie, a dokładniej w ósmym kręgu odcinku piersiowego, tak dla ciekawskich.

— Ela! Dawno cię nie widziałam — stęknęłam.

Dziewczyna odsunęła mnie od siebie i przyłożyła swoją dłoń do mojego policzka.
— Cudownie wyglądasz, kochana! Jesteś taka urocza!

— Urocza jak Gizmo przed polaniem wodą — powiedziałam uśmiechnięta, a Ela odrzuciła swoje długie, brązowe włosy do tyłu. Również miała na sobie czerwoną sukienkę do kolan, tyle, że dość przylegającą i uwydatnionym dekoltem. 

— Musisz kiedyś koniecznie do mnie wpaść! — zagruchała. — Prawda, Francjo? Myślę, że spodoba jej się Budapeszt.

— Tak, Natalia jest zachwycona praktycznie wszystkim, więc myślę, że nie będzie problemu — powiedział rozbawiony blondyn.

— A ty dalej wypominasz mi te śmietniki? — zawołałam z niedowierzaniem. — Gorzej niż baba. Weź zrób coś nie tak, to ci będzie to potem pół życia wypominać!

— Siora! — Usłyszałam i przy okazji ogłuchłam na lewe ucho.

Poleciałam do tyłu i wylądowałam w mocnym uścisku blond chłopaka. Zaraz, ja znam te perfumy i głos…

— F-Feliks! — zawołałam radośnie i przytuliłam się mocno do chłopaka. — Stęskniłam się!

Nie kłamałam. Polska był dla mnie niczym Bóstwo, taki idealny starszy brat, chodząca doskonałość i ucieleśnienie braterskiej miłości.

— Generalnie mi ciebie też brakowało — powiedział, a moje serce podskoczyło gwałtownie. — Licia nie jest zbytnio zabawny.

— Nie? — Zdziwiłam się. — Ivan twierdzi, że Litwa jest dosyć śmieszny.

— Laska, nie podejmujmy tego tematu — powiedział szybko Polska. — Właśnie, te, blondyn — zwrócił się do Francji, któremu na samo usłyszenie imienia Rosji stężała twarz. — Mother Russia tak jakby tu nie zawita, co nie?

— Nie zawita — prychnął w odpowiedzi. — Absolutnie.

— To dobrze. — Odetchnął. — Czyli, siostra, możemy się napić!

— Tak! — zawołałam, a kątem oka zobaczyłam uśmiech Francuza. — Albo nie. Dziś jestem abstynentem.

— Dlaczego? — Wystraszył się Feliks tak bardzo, że aż ode mnie odskoczył.

— Jutro wracamy prosto do Warszawy na obiad do moich rodziców, jak będę na kacu, to źle się to skończy. Francis, ciebie też to dotyczy! — Wskazałam na niego palcem.

Nie pozwolę, aby skacowany bałwan nałożył na mnie przymus wyprowadzki do stolicy.

— Spokojnie, mam mocną głowę. — Wzruszył ramionami uśmiechnięty.

— Nie wątpię — wycedziłam. — Ja dla bezpieczeństwa alkoholu nie tknę.

— Jak chcesz. — Westchnął zrezygnowany Polska. — Ale będziemy musieli to nadrobić!

— Mówisz? — Uśmiechnęłam się.

— No pewnie! — Wyszczerzył się, ale uśmiech mu zrzedł, gdy zmarszczył czoło i pochylił mi się nad piersiami. Przez chwilę zamarłam, ale Feliks szybko zapytał:

— Co to za naszyjnik?

— O, faktycznie. — Przyjrzała się Węgry. — Ładny!

— Dostałam od Francisa — powiedziałam, patrząc na Francuza z wdzięcznością. — W prezencie.

— To szmaragd z brylantami w białym złocie — powiedział dumnie sponsor mojego cierpienia, a mnie opadła szczęka. Moja nerka chyba mniej kosztowała…

— Jaki, kurwa, brylant? To zwykła cyrkonia! — zawołał Feliks, machając dłonią z ignorancją.

— Są prawdziwe! Pasują jej do pierścionka~ — zamruczał niezrażony Francis, a brat szybko chwycił mnie za dłoń.

— To też szmaragd! — zawołał wzburzony. — Też od Francji?

— Nie, to od Ameryki — sprostowałam szybko, a Węgry pogładziła palcem kamień w pierścieniu.

— Pierścień Hürrem — powiedziała. — Oglądałam serial, nie do końca trzyma się faktów, ale jako bajka na dobranoc jest dobra.

— Nie podoba mi się to — powiedział Feliks i nachmurzył się. — Wszyscy wokół ci coś dają, tylko generalnie ja nic ci nie dałem.

— Jak to nie? — Zdziwiłam się. — Dałeś mi tożsamość, polską krew oraz dumę narodową! — Z iskrami w oczach chwyciłam go za rękę i potrząsnęłam jak szalona.

— Laska, nie o to mi chodziło… — mruknął Polak po czym pstryknął palcami. — Wiem, jak wrócisz, to sprawię ci prezent.

— Nie trzeba — zaoponowałam, a Węgry zachichotała.

— Zobaczysz! — Podjarał się Feliks. — I tak jakby spodoba ci się bardziej, niż te cyrkonie od Francji.

— Co?! — Oburzył się Francuz, a braciszek poczochrał mnie po grzywce, po czym ruszył w głąb salonu wraz z Węgierką. Obserwowałam chwilę Elę, aż mój wzrok padł na Gilberta. Prusak, gdy dziewczyna koło niego przechodziła, wbił w nią intensywny wzrok i przez chwilę ją obserwował, po czym wrócił do ożywionej rozmowy z bratem i Nelą, jak gdyby nigdy nic. Nie ukrywam, że bardzo mnie to zaintrygowało.

— Ej, Francis. — Szarpnęłam go za rękaw i szepnęłam: — Myślisz, że nasza Elżbieta podoba się Gilowi?

Francja spojrzał na mnie na wpół zaskoczony, a na wpół obrażony.

— A skąd ten pomysł, ma chérie?

— Tak jakoś z obserwacji — mruknęłam, nie spuszczając kociego wzroku z Teutona. — Dziwnie za nią ślęczał tymi swoimi czerwonymi ślepiami.

— Kiedyś Węgry i Prusy mieli mały epizod, ale nic w sumie to nie znaczyło. — Wzruszył ramionami. — Tak generalnie, to od niej obrywał za nękanie Austrii.

— Myślisz, że miał ból dupy o Austro-Węgry? — Wyszczerzyłam się złośliwe.

— Trochę.

Zaśmiałam się w duchu. Nie wyobrażałam sobie Gilberta żywiącego jakiekolwiek ciepłe uczucia do dziewczyny. Ani trochę nie pasowało mi to do tego szowinisty, choć wiedziałam, że pewnie się myliłam. Może Prusak wcale nie był taki, na jakiego się kreował.

— Wybacz, muszę do toalety — powiedziałam do towarzysza i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam sama w górę po schodach.

Było dość wcześnie, bo zegar na korytarzu wskazywał dopiero dwudziestą, ale wiedziałam, że pewnie to wszystko przeciągnie się do rana. Martwiło mnie to, bo jutro czekał mnie dzień stresujący bardziej niż matura. Obiad z rodzicami. Z mamą, która była nieco bardziej zrównoważoną kopią mnie, apodyktycznym ojcem i rozpuszczonym bratem, który nie ogarniał rzeczywistości, bo wciąż podpięty był do komputera jak do Matrixa.

Tak… To będzie ciężki dzień.

Kiedy ogarnięta wyszłam z toalety z dość ponurymi wizjami na przyszłość, natknęłam się w półmroku na czyjąś sylwetkę. Wystraszyłam się lekko, ale zmrużyłam oczy i zobaczyłam, że to nikt inny tylko Albinos czekający w kolejce do kibla.

— Gilbert! — zawołałam, łapiąc się za serce. — Nie czaj się tak w ciemnościach, bo można dostać zawału na twój widok.

— To było do mnie? — Zdziwił się, a ja przekręciłam oczami mijając go.

— Nie, do Księdza Proboszcza.

— Myślisz, że jak się tak odstawisz i zamachasz tyłkiem przed Francją, to on ci da później spokój? — Zaśmiał się. — Lepiej się szykuj na noc pełną wrażeń, bo jak cię Francis dorwie, to pewnie od środka rozerwie.

— Ale ty jesteś obleśny! — Odwróciłam się do niego i oparłam dłonie o biodra. — Widocznie to ciebie coś ciągle swędzi, skoro zaczynasz taki temat. Co? Z Węgrami się nie udało? Serio trzeba być Tobą, żeby przegrać z tym maminsynkiem w brylach i kijem w dupie.

— Coś ty do mnie powiedziała? — Wściekł się i podszedł do mnie. — Lepiej uważaj, bo to że Rosja nie zdążył cię wykończyć nie znaczy, że ja tego nie zrobię.

Milczałam przez chwilę i patrzyłam hardo w jego czerwone oczy. W końcu powiedziałam, zadzierając przy tym nosa:

— Wal się, nie boję się ciebie, kretynie… Ej!

Uderzyłam mocno plecami o ścianę, kiedy Gil mnie do niej przycisnął.

— Nie będę ukrywał, że cię, Polaczku, nie lubię… — warknął groźnie.

— I vice versa, zasrańcu — wysyczałam jak żmija.

— Osz ty…!

— Co tu się dzieje?

Oboje spojrzeliśmy w bok i zobaczyliśmy Monako. Dziewczyna patrzyła na nas ostrym wzrokiem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Spokojnie, tylko poprawiam jej tę polską, zakazaną gębę, kesesese! — Zaśmiał się, ale odsunął, przez co oderwałam się od ściany. Prychnęłam i na miękkich jak gówno nogach ruszyłam w stronę dziewczyny.

Miałam, kurde, farta…

Gianna obrzuciła karcącym wzrokiem Szarego, złapała mnie za łokieć i pociągnęła w stronę schodów.

— Możesz przestać prowokować persony, które są wrogo do ciebie nastawione? — zagrzmiała cicho.

— Nie mam instynktu samozachowawczego — odszepnęłam.

— Zauważyłam — mruknęła i puściła mnie dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się na dole. Cała nabuzowana ruszyłam w stronę samotnie stojącej Neli i zagrzmiałam na wstępie:

— Weź trzymaj tego szarego kundla na smyczy, bo mi gnojek śmiercią w męczarniach grozi!

— Jezu, przesadzasz, po prostu cię nie lubi. — Przekręciła oczami.

— Ja też go nie lubię! — burknęłam obrażonym tonem. — Jest wkurwiający jak ksiądz na kolędzie!

— Och, daj spokój — mruknęła. — Gil jest zagilbisty, hahaha!

— Zagilbisty? — prychnęłam. — To chyba eufemizm od „gilów z nosa”, bo większego mentalnego smarka w życiu nie spotkałam.

Nela wybuchła śmiechem akurat w momencie, gdy wszyscy zebrali się w koło, by zaśpiewać coś, chyba „sto lat”, tyle że każdy w swoim języku. Chwyciłam za lampkę szampana i szepnęłam coś Neli na ucho. I kiedy skończyli, krzyknęli:

Vive la France!

Wtedy wzniosłam wraz z Nelą szampana i krzyknęłyśmy jednocześnie:

Vive la France! La Baguette!

Ci, co mieli tak spierdolone poczucie humoru jak my, ryknęli śmiechem, natomiast Ludwig, Litwa i Austria wykonali zgrabnego facepalma. Spojrzałam z uśmiechem na Francję i wzniosłam jeszcze raz lampkę do góry, puszczając mu oczko. Blondyn pokręcił głową z politowaniem, a Hiszpania i Prus klepali go po ramionach ze śmiechu.

Super, czyli zrobienie z siebie debila na oczach świata mam za sobą. Zostało tylko do odhaczenia spicie się, bełt, drama i zgon.

„Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...