ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

niedziela, 10 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ sᴢᴏ́sᴛʏ – ɴᴀɢʀᴏᴅᴀ ɪ ᴋᴀʀᴀ

 

Stałam w kuchni i pierwszy raz od dawna miałam ochotę zakurzyć.

Paliłam papierosy w pierwszej i drugiej klasie liceum, ale rzuciłam nałóg na rzecz mang, bo nie stać mnie było z kieszonkowego na obie przyjemności. Jak to mówili, albo rybki albo akwarium. Dodatkowo dochodził stres, że rodzice, a zwłaszcza mamuśka, mnie w końcu wyczują, a tłumaczenie, że miałam palące towarzystwo było szyte grubymi nićmi. Nie czułam dotąd pociągu do nikotyny, co nawet bardzo mnie dziwiło, ponieważ często słyszałam od innych, jak ciężko im było to gówno rzucić.

A teraz opierałam się o blat i najzwyczajniej w świecie chciałam zakurzyć cygaretę. Przez chwilę nawet mnie pokusiło przeszukać rzeczy Francji w poszukiwaniu fajek, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie byłam typem człowieka grzebiącego w czyiś rzeczach.

Muzyka w salonie skutecznie zagłuszała to, co w tej chwili działo się w moim pokoju. A o tym, CO się tam działo, to nawet nie chciałam myśleć.

Rzuciłam ukradkiem spojrzeniem na Nelę, która pojawiła się koło mnie.

— Niezła jesteś — mruknęła. — Polecieć w ślinę z kimś, kogo zna się jedynie kilka godzin. Szacun.

— Dobrze wiesz, że zrobił to specjalnie. Nie wiem po co.

— Pomyśl — powiedziała spokojnie — jakby cię przeleciał, to pokazałby Francji, że…

— Nie chcę tego słuchać — powiedziałam, gdy spuchły mi uszy od słowa „przelecieć”.

— Nie obchodzi mnie to — powiedziała ostro. — Zacznij w końcu myśleć, bo to się źle skończy. Stałaś się pionkiem, rozumiesz? Skończ w końcu ufać każdemu, kto ładnie się do ciebie uśmiechnie!

— Jasne… — mruknęłam, patrząc na stopy.

— Żadne „jasne” — prychnęła dziewczyna. — Znam cię. Jesteś niedopieszczona i dostajesz małpiego rozumu, kiedy tylko ktoś jest dla ciebie miły. Wiem, że masz traumę po gimnazjum, ale zacznij w końcu nad sobą pracować. Nie każdy ma dobre intencje, więc nie traktuj każdego, jak potencjalnego przyjaciela, rozumiesz? Robili ci kiedyś badania na głowę?

— Nie przesadzaj — warknęłam, ale zobaczyłam, że Nela wcale się nie uśmiechała.

— Ty naprawdę wielu rzeczy nie przyswajasz! Zauważyłaś, że koleś z twojej klasy ślini się na twój widok?

— Nie…

— No właśnie. Zauważyłaś, że Francja…

— Tego akurat nie da się nie zauważyć — przerwałam.

— Przynajmniej tyle. Kolejne pytanie. Anglia przez całą imprezę starał się ciebie podbijać, by dopieprzyć Francji. Zauważyłaś?

— Yyyyy… Serio? — mruknęłam cicho.

Faktycznie zagadywał mnie i dziwnie się na mnie patrzył, ale uznałam, że po prostu był lekko niedojebany jak reszta.

Next. Kamil z mojej klasy…

— Kto?

— Ten z dłuższymi włosami. Zapraszał cię kiedyś do kina.

— A, ten… — Pokiwałam głową przypominając sobie dzieciaka.

— Zauważyłaś, że nie zapraszał cię na przyjacielskie spotkanko przy filmie, tylko na randkę?

— Nie…? — mruknęłam zdziwiona.

— Jest tak jak mówiłam — powiedziała spokojnie Nela. — Jesteś upośledzona na tle emocjonalnym.

— Bez przesady!

— Jesteś, Natalia! Nigdy nie byłaś w związku i jesteś niedojrzała. Nie wierzysz w siebie, więc nawet nie widzisz, że możesz się komuś podobać. Nawet chyba nie bierzesz tego pod uwagę, prawda?

Milczałam.

— Gilbert i Niemcy są tam w środku, na wszelki wypadek — ciągnęła Nela. — Żabol się schlał, więc raczej nie będzie rozróby. Ledwo kretyn stał na nogach.

— Nie pociesza mnie to.

— Tak sobie myślę — powiedziała po chwili namysłu przyjaciółka. — Czemu nie przypieprzyłaś Anglii?

— Bo jestem miękką pipą. — Uśmiechnęłam się krzywo. — Nie widać?

— Z twojego ryja widać tak wiele rzeczy, że akurat to musiało mi umknąć. — Zachichotała, a ja wbiłam jej łokieć w żebra.

W tym momencie zauważyłyśmy, że drzwi z mojego pokoju otworzyły się i do przedpokoju wypadł wściekły Anglia. Kiedy zobaczyłam, że z jego opuchniętej wargi kapała krew, zaniepokojona ruszyłam w jego stronę z pierwszą pomocą w oczach. Blondyn zamarł i spojrzał na mnie w momencie, gdy Nela złapała mnie za zdrową rękę i wydarła się:

— GDZIE TY TERAZ IDZIESZ?! MAŁO CI, KRETYNIE?! JUŻ SIĘ ZRESETOWAŁAŚ?!

— Ale… — zająknęłam się, ale przyjaciółka przewróciła oczami i pociągnęła w stronę salonu.

— MASZ USIĄŚĆ NA DUPIE, ROZUMIESZ?! EJ, TY! — warknęła do przestraszonego Kanady. — PILNUJ JEJ!

Pchnęła mnie na kanapę obok biednego Matta i sama wyszła do przedpokoju.

Ja pierdolę… Jak taki gnom może rozstawiać po kątach wszystkich wokół włącznie z Państwami Świata? Illuminaci przy niej to radosne dzieci kwiatów…

Westchnęłam przeciągle i rozejrzałam się. Włochy Północne i Japonia, jak gdyby nigdy nic, ze sobą dyskutowali, z czego Włoszek bardzo przy tym gestykulował. Romano spał, a Kanada patrzył na mnie zaniepokojony.

— Wszystko w porządku?

— Znowu mam kłopoty — powiedziałam, uśmiechając się. — Jestem taka głupia…

— Nie mów tak o sobie — powiedział cicho.

Wzruszyłam ramionami. Chyba pobiłam swój osobisty rekord. Ostatnie resztki krwi odpłynęły mi z twarzy, gdy do salonu wszedł Francis. Włochy i Japonia spojrzeli na niego ze zdziwieniem, podczas gdy ja przybliżyłam się nieznacznie do Matta.

— Porozmawiajmy — powiedział do mnie poważnie, wyciągając do mnie rękę, a ja potrząsnęłam gwałtownie głową.

— Jutro, jak wytrzeźwiejesz.

Ten przekręcił oczami, złapał mnie dość mocnym chwytem pod łokieć i dźwignął. Zrobiło mi się niedobrze ze stresu, zwłaszcza, że w przedpokoju minęliśmy szwabów i Nelę.

— A ty gdzie ją ciągniesz, zboczeńcu?! — warknęła Nela, stając nam na drodze. — Tobie też mam obić gębę?!

— Co to znaczy „też”? — Zaniepokoiłam się, ale wszyscy mnie olali.

Ludwig, Gilbert, zabierzcie ją — powiedział spokojnie Francja, patrząc na nią tak zimnym wzrokiem, że po karku przeszły mnie ciarki. Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek tak na mnie spojrzał.

— Nela. — Lu odciągnął ją od nas, a my zniknęliśmy w pokoju.

Gdy tylko poczułam luz, to odskoczyłam jak oparzona od Francji i spojrzałam na niego wystraszona.

— Natalia… — zaczął, ale ja mu przerwałam:

— Przepraszam, nie przewidziałam, że dojdzie do takiej pojebanej sytuacji!

— Wiem, ty mało co przewidujesz — powiedział spokojnie. — Próbuję się do tego przyzwyczaić, ale opornie mi to idzie. Ale nie o to mi chodziło. Posłuchaj, właśnie dlatego nie zaprosiłem Anglii. Bo wiedziałem, że może spróbować uderzyć we mnie przez ciebie. I nie myliłem się.

— I co teraz? — zapytałam. — Czekaj, wiem. Mam zakaz jakiegokolwiek kontaktu z Anglią. Zgadłam?

— Nie rozumiem. Dlaczego myślisz, że MIAŁABYŚ z nim jakikolwiek kontakt?

Zastanowiłam się chwilkę. W sumie miał rację. To że JA gnojka polubiłam nie znaczy, że ten polubił mnie. Dzizas, co ja znowu sobie ubzdurałam? Że zaprzyjaźnię się z Wyspami Brytyjskimi? … Matko Święta, ja jestem DEBILEM.

— Tak tylko strzelałam — odpowiedziałam i oklapłam, kiedy brutalna prawda spłynęła na mnie z łaską bożą. — I tak pewnie mnie za to ukarzesz czy coś.

— Dobry Boże, nie! — powiedział zaskoczony. — Chciałem jedynie porozmawiać, bo widzisz… Nie ufam Anglii w pewnych kwestiach. Po tym, jak kazał stracić Joannę, to podejrzewałem, że ciebie też spróbuje w jakiś sposób skrzywdzić.

— Poza tym, że uaktywnił ślimaka, to nic nie zrobił. W sumie nawet go polubiłam. — Wzruszyłam ramionami.

Francja westchnął.

— Jest jedna dobra strona tego wszystkiego — zamruczał Francis z uśmiechem, a ja dźwignęłam zdziwiony wzrok na niego.

— Co?

— Kornelia złamała tej mendzie nos.

— COOOOOOOOOO? — Zbladłam.

Ona zaczyna mnie przerażać, przestaje nad sobą panować…

— Wiesz co — mruknęłam słabo — jestem zmęczona. Dołącz do reszty, ja się zdrzemnę.

— Uważaj na siebie — powiedział krótko i bez wahania pogłaskał mnie po policzku. Ale ja już byłam w swoim świecie autystyka. Patrzyłam chwilę na drzwi, za którymi zniknął Francja i ogarnąwszy się na szybko, położyłam się do łóżka.

 

***

 

[11 lutego 2017 — sobota]

Obudziłam się obolała. Ręka zdrowo mnie napieprzała, ale mimo to sięgnęłam ręką po telefon. Było po dwunastej i miałam kilka nieodebranych od mamy.

Szlag…

Oddzwoniłam szybko i już po chwili odebrała zdenerwowana rodzicielka.

— Mamuś, przepraszam — powiedziałam zaspana. — Spałam.

Nic nowego, dziecko…

— Coś się stało?

— Ty mi to powiedz. Jak ręka?

— Już lepiej. — Popatrzyłam tępo na gips. — Boli, ale ucinać nie będą.

Leki bierzesz?

— Tak, mamo. Bez nich bym zdychała z bólu.

Masz kepele*, masz. Tęsknię za tobą, córeczko.

Poczułam łzy pod powiekami, ale wydukałam:

— Ja za tobą też, mamo…

Rozmawiałam z mamą dobre pół godziny, zanim zorientowałam się, że byłam sama w pokoju. Cóż, do spostrzegawczych nigdy nie należałam, ale żeby nie zauważyć braku Francji to już było przegięcie. Kiedy więc tylko skończyłam konwersację, wstałam ostrożnie i ruszyłam w stronę salonu.

To co mnie zdziwiło to to, że w salonie było czysto. Kompletnie nie było śladów wczorajszej imprezy ani gości. Przez głowę przeszła mi nawet myśl, że biby wczoraj nie było, bo naćpałam się cukrem i wszystko mi się przyśniło.

Zaniepokojona otworzyłam delikatnie drzwi do pokoju brata, gdzie sypiali Włosi i z ulgą zobaczyłam, jak śpią. No ale gdzie wywiało Francję?

Zamknęłam drzwi z pokoju, żeby nie obudzić braci i szybko wybrałam numer do Francuza.

Nie odbierał.

Coś niepokojącego zadrgało w moim serduszku i momentalnie mój chory mózg zaczął snuć jakieś niestworzone scenariusze tej sytuacji. Wtedy też przypomniałam sobie wczorajszy eksces z Anglikiem i zamarłam. A co, jeśli Francis pojechał do tego dziada skopać mu dupsko, albo coś w tym stylu tylko mniej cenzuralnie? Spuścić powietrze w oponach samochodu, napluć mu do porannej kawy, czy może

Kurwa.

Usiadłam na kanapie i załączyłam telewizor. Skakałam po kanałach nawet nie rejestrując tematyki, bo w głowie wciąż miałam echo pytające, gdzie podział się Francja. Niczym w Fineaszu i Ferbie, „Gdzie jest Pepe”?

O Francis, tyś moim ciemiężycielem jest

I bardzo dobrze o tym wiesz

Kleisz się do mnie jak świeży miód

O Francis, od dram rodzinnych bardziej kocham cię…*

Potrząsnęłam głową przerażona wizją, jaka mnie nawiedziła. Ewidentnie nadawałam się na terapię psychiatryczną. Jeszcze kilka miesięcy i będę stać na rynku w Chorzowie, żeby rozdawać ludziom swoje recepty jak ulotki.

Podskoczyłam, gdy usłyszałam zgrzyt zamka i wychyliłam się, żeby zobaczyć czy to Francja. To był on. I nie wiedzieć czemu niósł wielkie akwarium wypełnione reklamówkami i kartonikami.

— Gdzie ty byłeś? — zapytałam zdziwiona, gdy wyszłam do przedpokoju.

— Po prezent dla ciebie.

Ach… Nagroda za dobre sprawowanie na szczycie idiotyzmu w Katowicach.

Odsunęłam się bez słowa, kiedy Francis wniósł to wszystko do salonu i położył na stole.

— Rybki? — Zdziwiłam się jeszcze bardziej, podążając za nim.

Non. Usiądź.

Usiadłam, a Francja delikatnie wyjął pudełeczko ze szczytu paczek i podał mi z uśmiechem. Zrobiło mi się gorąco, kiedy zobaczyłam dziurki w tekturze. Ujęłam delikatnie dłońmi za pudełeczko i postawiłam na kolanach. Coś w środku szurało, drapało i dreptało.

— Nie wierzę — powiedziałam cicho i otworzyłam je.

Zamarłam, gdy zobaczyłam małe, czarne oczka wpatrzone prosto we mnie. Po ułamku sekundy stworzonko schowało się w głąb pudełka.

— No halo, nie bój się — zaświergotałam miękkim głosem i zrobiłam miejsce mężczyźnie, który usiadł koło mnie.

— To chomik roborowskiego — powiedział, a ja przeniosłam na niego wzrok. — Myślałem nad kotem, ale ostatnio przewija się tu nas zbyt wiele, by myśleć o tego typu zwierzętach~. Postanowiłem więc podarować ci coś małego, ale z wielkim duchem. I wtedy przypomniałem sobie, że Czechy ma hodowlę chomików.

— Czechy? To kobieta czy facet? — zapytałam z ciekawością, znów skupiając się na chomiku.

— Kobieta~. — Rozmarzył się.

— I co, była zaskoczona powodem wizyty?

— Bardzo~. — Zaśmiał się w swoim stylu. — Z początku myślała, że się z niej naśmiewam.

— Zaraz, zaraz… — Zmarszczyłam czoło. — Jechałeś do Czech po alkoholu?!

Ma chérie, nie rób przedstawienia. To co? Urządzamy mu chomikarium?

Zabłysnęły mi oczy. Ostrożnie zamknęłam tekturkę i odłożyłam je na stół. Zaczęłam, niczym dziecko, wyciągać wszystko z akwarium i układać obok. Rzucił mi się w oczy duży drewniany kołowrotek, jakaś drewniana piaskownica, piasek, domek i mnóstwo, mnóstwo różnych rzeczy. Ciężko szło mi jedną ręką, ale Francja tylko siedział rozłożony na kanapie i jedynie mnie obserwował. Spojrzałam zdziwiona na paczki ze ściółką lnianą i konopną.

— Czemu tak dużo?

— Czechy powiedziała, że grubość ściółki to minimum dziesięć centymetrów. — Wzruszył ramionami.

— A…

Pół godziny zajęło mi urządzenie domu dla chomika. Po lewej znajdowało się poidełko na drewnianej podstawce, kuweta z piaskiem i mini ogródek z kłosami zbóż, potem stał kołowrotek, miski, a po prawej piętrowy domek z werandą, jakiś podest z dzwonkami, kolejny ogródek oraz łupina kokosa jako kolejne schronienie. Nasypałam żarcia do miseczki i sięgnęłam po pudełeczko, by wypuścić stworka do akwarium.

Chomik był prześliczny. Był malutki, z białym pyszczkiem, łapkami i piaskowym grzbietem.

— Boziu, jaki słodziutki~! — powiedziałam zachwycona, a Francis wstał. — Dziękuję!

Rzuciłam się na zaskoczonego chłopaka i przytuliłam go mocno. Byłam w tym momencie tak szczęśliwa, że sięgnęłam do jego policzka, żeby go cmoknąć. W ostatniej jednak chwili głowa Francji odwróciła się i zamiast pocałować go w policzek, trafiłam prosto w jego usta. Zamarłam na dobre kilka sekund, aż w końcu odsunęłam się szybko, cała czerwona i w sumie zabrakło mi nawet języka w gębie.

Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe, a ja bałam się, że zaraz usłyszą je na drugiej stronie ulicy.

— No — powiedział blondyn, uśmiechając się wrednie i dotykając palcem swoich warg. — To rozumiem~.

Zrobiło mi się gorąco, a nogi zmiękły mi tak bardzo, że pomyślałam, iż autentycznie pierdolnę o podłogę jak długa z rozległym zawałem macicy i jajników. Francis chyba to wyczuł, bo zbliżył się do mnie i odgarnął mi kosmyk z twarzy, po czym ujął palcami pod brodę.

Rusz się, zrób coś…

— Braciszku Francjo, dzwonił… Ach.

Magiczna chwila minęła bezpowrotnie, gdy do salonu wbił Włochy, który aż zamilkł na nasz widok. Otrząsnęłam się szybko, minęłam chłopaków i ruszyłam do swojego pokoju z duszą na ramieniu. Zamykając się w pokoju wpadłam w panikę. Kopnęłam poduszkę pod ścianę i usiadłam na skraju łóżka, chowając twarz w dłoni.

Było blisko. Za blisko.

Usta mrowiły mnie jak cholera, a ja znów spadłam na dno studni pełnej sprzecznych uczuć i schizofrenii. Chciałabym się wydostać jak Samara na zewnątrz, ale na razie nic tego nie zapowiadało. A jak już myślę, że zbliżam się do końca, to wtedy znów spadałam.

Francja to przyjaciel. Przyjaciel. Przyjaciół się nie całuje. Z przyjaciółmi nie idzie się do łóżka. Przyjaciół się nie wykorzystuje.

Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam być szczera nawet ze sobą. Byłam pieprzonym tchórzem, Francja starał się, dwoił i troił, a ja nawet nie potrafiłam się odwdzięczyć.

Odwdzięczyć? prychnęłam w myślach. Jak miałabym się odwdzięczyć? Znaczy, ja wiedziałam, czego on chciał. Ale nie dostanie tego. Jaką miałam pewność, że mnie potem nie zostawi? Prus tyle razy przytaczał jego podboje na przestrzeni lat, że… Że najzwyczajniej się bałam. Nie chciałam być kolejną zabawką, nie chciałam się angażować tylko po to, żeby potem cierpieć.

Im bardziej odpychałam Francję, tym bardziej on się napalał i coraz bardziej próbował mnie od siebie uzależnić. On był typem mężczyzny zdobywcy. A mnie niestety obrał jako ofiarę.

Teraz olśniło mnie, że ja go wcale nie raniłam. Ja mu swoim oporem dawałam dobrą zabawę i wyzwanie. To ja miękłam i cierpiałam z każdym dniem, nie tylko przez wyrzuty sumienia.

— Kurwa mać — zaklęłam. — I tak źle i tak niedobrze.

Natalia, a może on po prostu się w tobie zakochał.

— HAHAHAHAHA! — Wybuchłam śmiechem.

Ta, jasne. Ktoś taki jak ON w kimś takim jak JA?! To nierealne, dziunia. Nierealne. Musiałby być nienormalny…

Usłyszałam pukanie do drzwi i gdy dźwignęłam głowę, zobaczyłam uśmiechniętą japę Francji.

— Wszystko w porządku? — zapytał ucieszony. Nie podobało mi się to, że był taki rozbudzony.

— Tak. Słabo mi się zrobiło — powiedziałam i wstałam. — Ale już jest dobrze.

— Aż tak na ciebie działam? — Wyszczerzył się, a ja przekręciłam oczami.

— Mówiłam ci wiele razy, że nikt inny jak TY, działasz mi na system — mruknęłam. — Zastanawiam się, gdzie umieścić Tadzika.

— Tadzika?

— Chomika. — Zabłysnęły mi oczy. — Tę malusią, puchatą kruszynkę. Wiem! W salonie jest komoda. Zdejmę pierdoły i położymy tam akwarium!

— Rób co uważasz za słuszne, ale…

— Nie ma ale! — Uśmiechnęłam się szeroko. — Za mną, marsz!

Minęłam go na przyspieszonych obrotach i przemknęłam przez przedpokój jak strzała. Gdy stanęłam przy akwarium i próbowałam znaleźć Tadzika wzrokiem, koło mnie pojawił się Francja.

— A właśnie, miałem zapytać — powiedział. — Kiedy zamierzasz jechać na zakupy?

— Byłam przedwczoraj — mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. — No, gdzie jesteś maluchu?

Non, non. Kiedy zamierzać jechać po sukienkę na studniówkę?

Spojrzałam na niego z miną rodem z memów.

— Jaka studniówka?

— Dziś rano przypomniałem sobie, że maturzyści…

— Francis — przerwałam mu szybko — studniówka była na początku stycznia.

Zapadła cisza.

— Nie rozumiem. — Zmarszczył czoło Francis.

— Ja w tej chwili też nie. O co ci chodzi? — Wyprostowałam się zdziwiona. — Nie szłam na studniówkę, nawet się na nią nie zapisywałam.

— Ale dlaczego? — Zdziwił się. — To piękne wspomnienia. Taniec, zabawa! Tradycja!

— Wybacz, że ci przerwę — powiedziałam stanowczo. — Ale ta szkoła już zafundowała mi „piękne” wspomnienia. Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale ja w szkole jestem dziwadłem. Kozłem ofiarnym. P-Pośmiewiskiem — zająknęłam się. — Nie akceptują mnie i nie tolerują. Rozumiesz? Starałam się asymilować, ale jako, że nie mam zainteresowań typu imprezki, alkohol czy dawanie dupy byle komu to sorry. Nie jestem materiałem na towarzystwo na imprezach. Gdyby nie Monika, nie miałabym do kogo w klasie gęby otworzyć, a gdyby nie Nela, to dalej by mi podkładali nogi na korytarzach.

— Przesadzasz, ma chérie~.

— Tak? — Wściekłam się przez jego lekceważący ton. — To zapytaj się Włochów! Oni widzą to codziennie. Wróciłam do tej pieprzonej szkoły ze względu na Nelę. I z perspektywy czasu widzę, że to nie był za mądry pomysł.

— To dlaczego tam poszłaś, skoro tak bardzo jest ci tam źle? — zapytał Francis. — To jest nielogiczne.

— Lojalność przede wszystkim — powiedziałam, a Francja prychnął:

— Nie rozśmieszaj mnie. I żebyś wiedziała, zapytam Włochów. Znając ciebie to na pewno wszystko wyolbrzymiasz.

— Świetnie — burknęłam i już chciałam stąd wyjść, ale bracia pojawili się w salonie.

— Możecie przestać się drzeć? — warknął Romano. — Nie jesteście tutaj sami!

— Feliciano, Lovino, nakreślcie mi jej sytuację w szkole.

— A o co dokładnie chodzi? — zapytał niepewnie Feliciano.

— O wszystko.

Bella oceny ma dobre, nauczyciele ją lubią. Boi się matematyki, czego wcale się nie dziwię, bo kobieta jest bardziej przerażająca niż Ludwig, kiedy pożycza się jego bieliznę bez pytania. Zachowanie jest na poziomie umiarkowanym, czasami zdarzają się dziwne teksty, przez co niektórzy z nauczycieli się denerwują. Bilans ocen z historii…

— Co się dzieje podczas przerw? — przerwał mu brutalnie blondyn, a Włochy zamilkł i spojrzał na mnie dziwnie. Zamrugał szybko, ale nie odpowiedział.

— Romano? — Francja zwrócił się do starszego z braci, a ja spostrzegłam, że Włoch nieznacznie podskoczył i się zatrząsnął. Spojrzał przy tym w bok, ale również milczał jak zaklęty. — No? Co z wami?

— Kiedyś powiedziałam to Ivanowi — powiedziałam cicho, patrząc pod nogi. — To, że wy mnie lubicie nie znaczy, że przekłada się to w szkole. Dla nich jestem paszczurem. Smokiem. I dziwką. To ostatnie określenie doszło przez to, że zobaczyli jak po mnie przyjeżdżasz. Śmieją się, że się puszczam.

— Dlaczego nic nie mówiłaś…?

— Próbowałam, ale dla ciebie ważniejsze było trzymanie mnie na krótkiej lince — powiedziałam, odważając się spojrzeć mu prosto w oczy. — Ale spoko, zostały dwa miesiące i moja noga już tam nie postanie. Nigdy. A teraz przepraszam — dodałam, gdy zapiekły mnie oczy — ale pójdę do siebie do pokoju, żeby przemyśleć sobie pewne rzeczy. Może nawet sobie poczytam.

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w stronę przedpokoju, ale zatrzymałam się gwałtownie, kiedy w przedpokoju spotkałam nieproszonego gościa.

2 komentarze:

  1. Hej :) Trafiłam na Twojego bloga ledwie 2 dni temu i siedziałam do późnej nocy, aby przeczytać tę historię. 2x, a to o czymś świadczy! Dałaś mi kupę radości, której nie miałam od dawna. Nie kończ proszę! Nie w takim momencie! Na kogo trafiła Natalia? Co się stało z Tadzikiem? Dlaczego portfel był był kocem? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Bardzo się cieszę, że historia się spodobała <3 Dziś wieczorem dodam nowe rozdziały, przepraszam za zwłokę, ale zaczęła się sesja :D

      Usuń

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...