[21 stycznia 2017 — sobota]
Obudziłam się w
podłym humorze. Wczorajszy dzień w szkole nie był moim dobrym dniem. W sumie…
Tak jakbym kiedykolwiek miała dobry dzień w szkole…
Wieść o
cierpieniach młodego Piwowarczyka rozeszła się po szkole ekspresem, zadbali o
to jego kumple, robiąc ze mnie wariatkę. A ludzie uwierzyli. Szeptano na mój
widok, natomiast Romano zyskał jeszcze większą popularność wśród uczennic. To
było, kurwa, niesprawiedliwe. Idąc tą logiką powinnam nie móc odpędzić się od chłopaków, a oni zamiast tego, uciekali
ode mnie z krzykiem przy salwach śmiechu na korytarzu.
Jeszcze tylko trzy miesiące…
Zerknęłam na
śpiącego obok Francję. Szlag mnie trafiał, gdy widziałam jak spokojnie spał,
podczas gdy ja skręcałam się w środku ze stresu. Wygramoliłam się ze swojej
kołdry i na palcach ruszyłam do kuchni, by napić się szklanki wody.
— Spać nie możesz?
— Podskoczyłam, gdy w kuchni znalazł się zaspany Romano. — W sumie, dziwię się,
że i tak z nim śpisz.
— Nie jest źle —
mruknęłam patrząc w kubek. Patrzenie na rozczochranego Włocha w bokserkach nie
napawało mnie dobrym humorem z rana. — Nie robi podejrzanych ruchów i nie
zachowuje się nachalnie.
— Tak.— Włoch
pokiwał ironicznie głową. — Bo teraz przybrał inną strategię. Nie zauważyłaś,
że twoja przestrzeń osobista drastycznie się ostatnio zmniejszyła?
— Póki chodzę do
kibla sama, jest dobrze. — Spróbowałam zażartować, ale Romano prychnął. — Poza
tym… Hiszpania potwierdził, że i tak nic z tym nie zrobię. Jestem jak typowa
ofiara psychopaty, trochę mnie to przeraża taks szczerze. — Uśmiechnęłam się
krzywo, patrząc w okno. — Syndrom sztokholmski jak się patrzy. Jestem tego
świadoma.
— Masz rodzinę w
Warszawie, czemu nie uciekniesz?
— Bo nie potrafię.
I nawet nie chcę.
— Rzeczywiście
zrobił ci ładną sieczkę z mózgu.
Zapadła chwila
ciszy. Staliśmy oboje i bezmyślnie gapiliśmy się w okno.
— Romano? —
zaczęłam po chwili. — Antonio też się tak wobec ciebie zachowuje?
— Obydwoje są po
jednych pieniądzach — mruknął Włoch. — Ale to Hiszpania powiedział o Francji,
że jest tym podłym.
— Co zrobił? —
Zaciekawiłam się.
— Próbował mnie
zabrać w wojnach włoskich, ale to w Bitwie nad Garigliano Hiszpania najbardziej
się wkurzył. Skopał mu dupsko i żabol zamknął mordę na długo.
— Opowiesz mi? —
Spojrzałam na niego błagalnie.
— Kiedyś — mruknął
wymijająco.
— Trzymam za słowo.
Cóż… Wracam do łóżka jeszcze się zdrzemnąć. — Zerknęłam na zegar. — Dziś czeka
mnie ciężki dzień.
— Ta, jak każdy.
Sieczka z mózgu. Ładnie ujęte.
***
Po obiedzie
zebraliśmy się wszyscy w salonie, by jakoś przemyśleć kwestię szkoły. Nie
miałam dobrych myśli, bo do rodziców jeszcze nie dzwoniłam, ale wiedziałam, że
co się odwlecze to nie uciecze. Usiadłam między Feliciano i Romano, a Hiszpania
i Francja zasiedli naprzeciwko nas.
— Dobra — zaczął
zrezygnowany Francis. — Mam plan.
— Pewnie i tak jest
do kitu — skomentował chamsko Romano, a ja parsknęłam mimowolnie śmiechem.
— Na komisję Włocha
pójdzie Antonio, a do Natalii ja.
— Brawo! —
Feliciano wydawał się popierać ten poroniony plan. — A kto pójdzie do mnie?
— Felek, ty nie
masz komisji. — Zachichotałam, a Włochy się zasmucił.
— Lama —
skomentował brata południowiec.
— Masz na myśli to,
że mam udawać ojca Romano? — Hiszpania podniósł zdziwiony brew.
— Przede wszystkim,
mon ami, ty jesteś chociaż odrobinę
podobny do Romano~.
— Ale wciąż jest za
młody… — Westchnęłam i zauważyłam, że ciśnienie u Romano sięga bardzo
niebezpiecznego poziomu.
— Mogę być starszym
bratem — zaproponował z uśmiechem Hiszpan. — Ty, Francjo, możesz być matką.
Zachichotałam pod
nosem.
— Ubolewam, że
odmawiam, ale ja już jestem jej narzeczonym. — Francuz wskazał na mnie dłonią.
— Chuja tam! — Pogroziłam
mu pięścią.
— Muszę jakoś
załagodzić sprawę z pobiciem, a to wymaga większego zaangażowania. Poza tym…
Skoro ty jesteś za młody na ojca, to JA tym bardziej jestem za młody na matkę.
— Nie rozśmieszaj
mnie — powiedziałam. — Jaki tam młody? Jesteś tak stary, że wisisz piątaka
Mojżeszowi.
— Nie jestem stary!
— Francis zmarszczył czoło, będąc niechybnie urażonym moim stwierdzeniem.
— Ostatnio Antonio
musiał ci nastawić kręgosłup. — Przypomniałam mu. — Coś ci strzyknęło w
plecach, pamiętasz staruchu? Spójrz w pesel, bo nie kłamie.
— Natalia. —
Francis skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Mam ci udowodnić, że nie jestem
stary?
— Zapomnij,
zboczeńcu — mruknęłam.
— Możemy wrócić do
tematu? — warknął Romano.
— To proste! —
Uśmiechnął się blondyn zniewalająco. — Antonio będzie twoim starszym bratem,
ponieważ wasi rodzice mieszkają w Neapolu. I to on pójdzie na komisję
wychowawczą.
— Zajebiście…
Gdybym miał starych, to na pewno nie mieszkali by w Neapolu.
— Czekaj! —
zawołałam. — Skoro Włochy to moi kuzyni, a Tonio to ich starszy brat, to
znaczy, że jest moim piątym kuzynem? Ale super, rodzina mi się powiększa z
każdym tygodniem! — Uśmiechnęłam się
szeroko do Hiszpana, który pokiwał radośnie głową.
— Myślisz, że to
wypali? — Feliciano zwrócił się do Francji nieco zaniepokojony.
— W tej szkole
pracują sami kretyni — warknął Romano do brata. Założę się, że gdybym nie
siedziała pomiędzy nimi, to Wenecki oberwałby w głowę jak zawsze.
— Dobra, teraz moja
sprawa. — Zgłosiłam się nieśmiało. — Mam taki plan, żeby zadzwonić do mamy i
błagać pokornie o wybaczenie. A na komisję pójdzie moja babcia Żylińska, która
tak ich pozamiata, że wywieszą białą flagę, a ja będę miała przesrane u
nauczycieli do końca roku.
Feliciano spojrzał
na mnie zachwycony.
— To dobry plan! —
Pokiwał uchachany głową. — Bardzo dobry!
— Nie żartujcie —
warknął na nas Francis, bo oboje podjaraliśmy się tą opcją. — Pójdę ja.
— Mają przyjść
OPIEKUNOWIE PRAWNI, czyli RODZICE. — Zirytowałam się. — Po co ty mi tam jesteś
potrzebny? Żeby pobajerować nauczycielkę? Wielkie dzięki, ale to nie zadziała.
— Nie? — zapytał
zdziwiony, a we mnie się zagotowało. — Myślałem, że jak się odpowiednio nią
zajmę, to…
— JESZCZE JEDNO
SŁOWO, A… — Wstałam wściekła celując w
niego palcem, ale przerwałam, kiedy zobaczyłam jego złośliwy uśmiech na twarzy.
Nie mówcie, że dałam się podpuścić temu… temu… Szlag.
— Usiądź, ma
chérie, tylko żartowałem. — Francuz z uśmiechem wymienił porozumiewawcze
spojrzenie z Hiszpanią.
— Świnia! —
wycedziłam przez zęby, siadając i krzyżując ręce.
— Ma chérie,
spokój. Nie zadzwonisz do rodziców, bo nie ma takiej potrzeby.
— Bella,
zaufaj braciszkowi — zawołał zarumieniony Feliciano. — Braciszek Francja na
pewno coś wymyśli!
— No to już po
mnie… — Schowałam twarz w dłonie.
— Wszystko będzie
dobrze. — Uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.
— Jeżeli tak
twierdzisz, Bonnefoy, to pewnie tak będzie. — Wstałam z kanapy i zmęczona tym
wszystkim skierowałam się w stronę swojego pokoju. Zanim jednak przekroczyłam
próg przedpokoju, usłyszałam za sobą melodyjny głos Francji:
— Lubię, jak
wymawiasz moje nazwisko. Robisz to bardzo zmysłowo~.
Westchnęłam, ale
nie odpowiedziałam.
Gdy znalazłam się w
pokoju, zalało mnie pewne wspomnienie z pierwszego tygodnia znajomości z
Francją.
— Jak się wymawia twoje
nazwisko? Bonefoj?
— Non, non. Bonne-fwah~
— Bonne-włah.
— Blisko. — Zaśmiał
się. — Patrz mi na usta. Bonne-fwah.
Zmrużyłam oczy i
wysiliłam chomika w mózgu.
— Bonne-fwah.
— Très bien~!
— Bonne-fwah. Bonne-fwah. Bonne-fwah… — powtarzałam raz za razem, starając się
zapamiętać. — Bonnefoy! Hahaha! Bonnefoy!
Francis obserwował
mnie z dziwnym błyskiem w oku.
— Cudownie —
zamruczał. — Teraz twoja kolej.
— Żylińska —
powiedziałam pewnie, starając się brzmieć wyraźnie. Dla obcokrajowca polskie
nazwisko mogło być trudne do wymówienia.
— Żylińska –
powtórzył bez żadnego problemu.
Zapadła cisza.
— To jest nie fair!
— skrzywiłam się po chwili, krzyżując ręce na piersiach, a Francis parsknął
śmiechem.
— Zmysłowo
— powtórzyłam głucho, czerwieniąc się i zaciskając pięści. — Zmysłowo, to ja
zatańczę w końcu na twojej twarzy, cholerny durniu!
***
[23
stycznia 2017 — poniedziałek]
W szkole siedziałam jak na szpilkach. Na przerwach spędzałam czas w bibliotece
z Nelą, Moniką i innymi znajomymi. Ci na szczęście uwierzyli w moją wersję
wydarzeń, tak jak wszyscy, którzy Dawida znali i mieli z nim do czynienia.
Pomimo dobrego i wspierającego mnie towarzystwa, było mi niedobrze ze stresu.
O godzinie piętnastej zeszłam na hol sama, by poczekać na Francisa. Nie miałam
pojęcia co planował, ani jak zamierzał załagodzić konflikt. Bałam się tego, że
odpowiem za pobicie oraz za to, że to nie ktoś z rodziny zjawi się na
pogadance, tylko podejrzany typ z zachodniej Europy.
Poczułam ulgę, gdy do szkoły wszedł Francis. Ten rozejrzał się po szkolnym holu
z zaciekawieniem i odezwał się, gdy podeszłam do niego:
— Salut, ma chérie~. Ładnie tutaj.
— Ta, to
jedyna zaleta tego miejsca — mruknęłam. — Jesteś gotowy?
— Zawsze.
Pytanie tylko, czy TY jesteś.
— Nigdy. —
Pokręciłam głową.
— Prowadź.
Odwróciłam
się w stronę mini korytarzyka prowadzącego na drugi hol z kanapami, ale Francis
złapał mnie za rękę. Zarumieniłam się i spojrzałam na niego z pytajnikami w
oczach, gdy tylko poczułam, jak jego palce wplotły się w moje.
— Co się
tak dziwisz? — zapytał. — Jesteśmy w narzeczeństwie, więc się tak zachowujmy.
— Ughhh…
Odwróciłam wzrok, ale ręki nie cofnęłam. Uparł się na te zasrane narzeczeństwo jak Hitler na Polskę.
A pierścionek to gdzie?!
Wolałam się
jednak na ten temat nie odzywać, bo mogłabym wywołać wilka z lasu.
Minęliśmy
dwie dziewczyny z młodszej klasy, które wytrzeszczyły wzrok na mnie i na
Francję.
Ooooo
taaaaak… Patrzcie i podziwiajcie. Tylko przypatrzcie się dobrze, żeby plotki
poszły w świat z każdym pikantnym szczegółem. Wiecie, ten moment jak duży palec
zachodzi na mały i tym podobne...
— Nie ściskaj mnie tak, mon amour, bo
połamiesz mi palce — powiedział spokojnie Francja, a ja ocknęłam się z letargu.
— Jezu,
sorki! To tutaj.
Zatrzymaliśmy
się przed moją klasą multimedialną. Czując, że gula podchodzi mi do gardła,
podeszłam do ławki na drżących nogach i usiadłam ciężko. Siedziałam w milczeniu
jakiś czas, aż w końcu nie wytrzymałam presji.
— Mamy
jeszcze dziesięć minut. — Zerknęłam na telefon. — Może oprowadzić cię po
szkole, czy coś?
— Nie
trzeba — powiedział, przyglądając się
szkolnemu plakatowi przeciw używkom.
— Nie
wytrzymam. — Wstałam i zaczęłam się kręcić po korytarzu ze zdenerwowania. — A
jeśli mnie wyrzucą?
— Mam nadzieję. — Usłyszałam za sobą.
Obejrzałam
się szybko w stronę holu i zobaczyłam Dawida, który stał z rękoma w kieszeni i
patrzył na mnie z jawną kpiną w oczach. Pod okiem miał fioletowego sińca mojego
autorstwa, a mnie zalał pot. Zrobiłam krok w tył i trafiłam plecami na
Francisa, który stanął za mną jak zawodowy ochroniarz. Bez zastanowienia
przytuliłam się do boku Francji.
— Głupia
suka — wycedził. — Zapłacisz mi za to co zrobiłaś. Nawet jeśli cię nie wyjebią,
to moja matka wezwie policję. Albo sam cię dojadę, a chowanie się nic ci nie
da.
Poczułam,
że się duszę. Kolana stały mi się miękkie jak gąbka, a pot prawdopodobnie oblał
każdy milimetr mojego ciała. Atmosfera stała się tak przytłaczająca, że ledwo
dałam radę spojrzeć na chłopaka.
Dawid
milczał, ale wpatrywał się w nas z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Oczy
rozszerzały mu się coraz bardziej, a ja zrozumiałam o co chodzi.
Ten
pieprzony gnojek wkurwił Francję. Nawet nie zdenerwował, ale po prostu najzwyczajniej
w świecie wkurwił. A nie robiło się tego, nawet JA to wiedziałam.
— Na twoim
miejscu nie byłbym taki pewny — powiedział spokojnie Francis, kładąc mi jedną dłoń
na ramieniu, a drugą na moim policzku.
— Grozisz
mi? — warknął gnojek, ale cofnął się trochę.
— Tak,
dokładnie. — Francis szczerze ucieszył się z tego, że typ zrozumiał. — I grożę,
i obiecuję. Żaden mężczyzna, który nie szanuje kobiet, nie ma prawa nazywać
siebie mężczyzną. Kobiety należy kochać. A jeżeli nie jesteś w stanie tego
zrozumieć, to mogę, tu cytując waszą uroczą sąsiadkę ze wschodu, wyryć te
zasady na twoim ciele, żebyś chociaż o tym pamiętał.
Sąsiadka
ze wschodu? Czekej, Rosja wspominał, że ma dwie siostry, więc pewnie to albo
Ukraina albo Białoruś. … Matko Boska, co ona miała na myśli mówiąc o wyryciu
zasad w ciele?!
Babcia miała rację, że ze wschodu nic nigdy dobrego nie przychodzi.
— Tutaj
jesteś! — Z zamyślenia wyrwał mnie głos niskiej kobiety, która pojawiła się na
holu i podbiegła do Dawida. — Mówiłam, żebyś się nie oddalał!
Chłopak
przekręcił oczami, a ja przyjrzałam się jego matce. Była to kobieta w średnim
wieku, jak nie starsza, z niedbałym blond kokiem na czubku głowy. Wyglądała na
całkiem miłą… I zniszczoną zarazem.
Kobieta
obróciła się w naszą stronę i zmierzyła mnie wzrokiem.
— A więc to
TY doprowadziłaś moje dziecko do takiego stanu?!
— Spokojnie
— zamruczał Francis. — Za chwilę zacznie się spotkanie z gronem pedagogicznym i
wszystko sobie wyjaśnimy~. Nie ma sensu teraz po sobie krzyczeć, prawda~?
— Och… —
Zamrugała pani Piwowarczyk i oblała się szkarłatnym rumieńcem. — Oczywiście, ma
pan rację.
Serce
zabiło mi mocniej. Może jednak była nadzieja na happy end?
— Zapraszam
państwa. — Zza rogu wyszła Wiciewicz i mijając nas, ruszyła w stronę sali
multimedialnej.
Rozjebało
mnie to, że widok Francji nie zrobił na młodej nauczycielce żadnego wrażenia.
Tak, jak większość bab, patrząc na personifikację, miała kisiel w gaciach, tak
ona przeszła obok niego i nic. Potraktowała go jak powietrze lub jak zamaz
brudu na ścianie. Zapunktowała tym u mnie bardzo mocno.
W czwórkę
podążyliśmy za nią. Czułam się, jakbym się czegoś naćpała, i pewnie nie dałabym
rady iść sama, gdyby mnie Francja nie trzymał za rękę i nie ciągnął za sobą jak
jamnika na sznurku.
Gdy
weszliśmy do klasy, usiedliśmy w pierwszej ławce przy ścianie, matka z Dawidem
zasiadła natomiast przy oknie. Ledwo Wiciewicz zabrała głos, gdy do klasy
wszedł pan dyrektor wraz ze szkolną panią pedagog.
— Dobrze —
powiedział. — Witam panią, pani Piwowarczyk i pana, Panie yyy…
— Bonnefoy
— powiedział spokojnie Francis. — Jak pan dobrze wie, rodzice Natalii nie mogli
się zjawić, poproszono mnie więc o pełnomocnictwo w tej sprawie.
— Jest pan
rodziną…?
— Będę po
zakończeniu szkoły. — Francis uśmiechnął się zniewalająco, a ja powstrzymałam
się od przekręcenia oczami.
— Możemy
już zacząć? — Wiciewicz zniecierpliwiła się przez ten teatrzyk. — O szesnastej
jest kolejne spotkanie, z pani kuzynem. — Kiwnęła głową w moim kierunku, a ja
zrobiłam się zielona na twarzy.
— Ta dziewczyna
napadła na mojego syna — powiedziała twardo kobieta, nie czekając na
rozpoczęcie rozprawy przez nauczycieli. — Dawid wylądował w szpitalu na
obserwacji!
—
Przepraszam bardzo — odezwał się Francja. — Z moich informacji wynika, że pani
syn napadł na Natalię. Moja narzeczona musiała się bronić.
— Bzdury! —
wykrzyknęła kobieta. — Dawid to dobry chłopak, nie napada na dziewczyny.
Sprawia co prawda lekkie problemy wychowawcze, ale…
— Nie takie
lekkie — przerwała jej pedagog. — Pani syn ma naganne zachowanie i po raz
kolejny nie skończy trzeciej klasy, jeżeli w końcu się za siebie nie weźmie. W
chwili zdarzenia pan Dawid był na wagarach.
— Tak samo
jak pani Natalia — wtrąciła ostro Wiciewicz.
— Źle się
poczułam, wracałam do domu — powiedziałam spokojnie. — Zaczepił mnie, kiedy
przechodziłam przez park.
— A
zwolniła się pani u wychowawcy? — zapytała Wiciewicz.
— Nie
potrafiłam znaleźć pani Sochy, proszę pani, a wymiotowałam. — Zmyśliłam na
poczekaniu.
— Pani
wicedyrektor, Natalia jest przykładną uczennicą — wtrącił dyrektor, wpatrując
się w dokumenty na biurku.
— Dodatkowo
należy nadmienić, że doszło do obrony własnej. Atakujący powinien liczyć się z
pobiciem — wtrącił Francis.
— Obrona
konieczna oczywiście, ale wyraźnie doszło do przekroczenia jej granic — wybuchła
Piwowarczyk. — Mój syn…
— Pani syn
chciał mnie okraść i szarpał mną, jak Gepetto Pinokiem — powiedziałam. —
Wystraszyłam się, bo jakiś czas temu na hołdach za szkołą doszło do bójki
między nim, a jakimś uczniem!
— Trzymaj
język za zębami — warknął Dawid.
— Dawid! —
wykrzyknęła jego zdumiona matka.
— Jaka
bójka? — Zainteresował się dyrektor, a ja pozieleniałam.
— Z tego co
widzę, to nie jest tajemnicą, że pan Dawid sprawia problemy wychowawcze —
powiedział Francis, zakładając nogę na nogę. — Problemem jest nie tylko jego
zachowanie, ale przede wszystkim brak konsekwencji ze strony jego matki oraz
grona pedagogicznego. Chłopak czuje się bezkarny, a państwo ewidentnie nie
dajecie sobie rady z podrostkiem. Natalia broniła się, ponieważ miała do tego
pełne prawo. Może pani wezwać policję, ale monitoring w miejscu zdarzenia oraz
świadkowie zachowania pana Dawida na szkolnych zajęciach sprawi, że to pani syn
stanie przed sądem, a proszę mi wierzyć, ja osobiście dopilnuję, by tak się
stało~.
Uśmiechnął
się szeroko, a w klasie zapadła cisza. Spojrzałam z niemym podziwem na Francję.
Na miejscu Dawida zesrałabym się teraz w gacie, ale gościa nic kompletnie nie
ruszało. Po chwili jego matka wybuchła płaczem.
— Mam już
dosyć — załkała w końcu. — Wieczne wagary, wzywanie do szkoły, używki… Nie mam
pojęcia co mam zrobić, przecież to moje dziecko…
Zrobiło mi
się szkoda pani Piwowarczyk, ale zalała mnie wściekłość, gdy spojrzałam na
Dawida. Jego kompletnie nie obchodziło, że jego matka wyła z bezradności. Gdyby
moja mama przeze mnie płakała, to bym padła na kolana błagając o wybaczenie, do
cholery!
— Przykro
mi to stwierdzić, ale pan Dawid wykazuje wyraźne zachowania dysfunkcyjne —
powiedział spokojnie Francis nie przejmując się, że chłopak mordował go
wzrokiem. — Co droga dyrekcja zamierza z tym zrobić? Jeżeli zignoruje się
problem, takich komisji będzie więcej. A nie wszystkie dziewczyny zdołają się
obronić. Kradzieże są często początkiem czegoś większego, wszak to właśnie
PRZYZWOLENIE i PRZYMYKANIE OCZU jest główną przyczyną przesuwania granic u
przestępców.
—
Oczywiście, ma pan rację — odezwał się dyrektor. — Zachowanie pana Piwowarczyka
nie pozostawia wątpliwości…
— Nic mi
nie udowodnicie — prychnął chłopak i wstał. — A najlepiej pocałujcie mnie
wszyscy w dupę. Mam już dość tej pieprzonej budy. Nie potrzebuję wykształcenia,
wyjadę do Niemiec na roboty.
— Jedź,
Ludwig się ucieszy z takiego elementu — burknęłam pod nosem.
— Do
widzenia. Albo raczej do nie widzenia. — Chłopak odwrócił się od zgromadzonych
i ruszył w stronę drzwi.
— Synku,
wracaj…
Ale ten
trzasnął drzwiami, a ego matka znów zalała się łzami.
—
P-Przepraszam… — Ukryła twarz w dłoniach. — Od odejścia męża nie daję sobie z
nim rady… Dodatkowo mój młodszy syn widzi w nim autorytet…
— Pani
Piwowarczyk, przykro mi, ale gdyby jeszcze Dawid chciał z nami współpracować… —
Pokręcił głową dyrektor. — Niestety musimy zawiesić go w prawach ucznia,
ostrzegałem panią ostatnio…
— R-Rozumiem…
— Pani
Natalio, jest to pani pierwsze wykroczenie, ale na wzgląd na okoliczności
myślę, że skończy się na upomnieniu i obniżonym zachowaniu.
—
O-Oczywiście! — zawołałam, a kamień spadł mi z serca.
— Dziękuję
za przybycie. Pani Piwowarczyk, bardzo proszę poczekać, będę musiał z panią
porozmawiać na osobności — powiedział dyrektor. — Nie można pani zostawić
samej.
— Boże… — szepnęłam sama do siebie. — Tak na pewno nie wygląda standardowa
komisja wychowawcza…
— Żeby pani
wiedziała — fuknęła Wiciewicz, kręcąc głową. — W całej mojej karierze nie
miałam takiego przypadku! To jakaś paranoja!
— Tak jak i
moje życie. — Westchnęłam.
— Do
widzenia, pani Żylińska. — Zirytowała się nauczycielka. — I proszę pamiętać o
środowym sprawdzianie!
— Będzie mi
się pani śniła do emerytury — jęknęłam, a belferowa uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Do widzenia i bardzo dziękuję!
Wstałam i
skłoniłam się lekko. Złapałam Francisa za rękę i pociągnęłam go w stronę
wyjścia. Dopiero gdy znaleźliśmy się na korytarzu, spojrzałam na blondyna i
rzuciłam mu się na szyję.
— Dziękuję!
Poczułam,
jak Francja przycisnął mnie do siebie. W nozdrza wbił mi się zapach jego perfum
i czułam, jak się rozpływałam.
Boże,
jak mi dobrze…
— Ekhem,
ekhem…
Oderwałam
się od mężczyzny i z bijącym sercem spojrzałam w bok. Na korytarzu stał
zdegustowany Romano i uśmiechnięty od ucha do ucha Hiszpania. Zarumieniłam się,
zwłaszcza, że ucieszony Antonio puścił w moją stronę oczko.
— Ma
chérie, wracajmy do domu. — Francja ujął mnie za dłoń i złożył na jej
wierzchu delikatny pocałunek. Miałam wrażenie, że wszyscy słyszeli moje serce,
które jak opętane tłukło się w piersi. Czułam się przeszczęśliwa.
— Chętnie —
odpowiedziałam z uśmiechem.
— A może
pójdziemy na obiad? — zapytał blondyn, nadstawiając ramię, które od razu
chwyciłam.
— Jak
najbardziej jestem za!
Żarcie!
— Très
bien~. Powodzenia, chłopcy. —
Francja mrugnął do chłopaków.
Wyszliśmy
ze szkoły i skierowaliśmy się do samochodu. Niczym gentleman otworzył przede
mną drzwi od strony pasażera, a ja rozsiadłam się wygodnie niczym królowa.
Wizja Paryża jeszcze nigdy nie była tak bliska i tak przyjemna jak w tym
momencie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz