ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

środa, 6 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴘɪᴇʀᴡsᴢʏ – ᴋᴏᴍɪsᴊᴀ ᴡʏᴄʜᴏᴡᴀᴡᴄᴢᴀ

 

[21 stycznia 2017 — sobota]

Obudziłam się w podłym humorze. Wczorajszy dzień w szkole nie był moim dobrym dniem. W sumie… Tak jakbym kiedykolwiek miała dobry dzień w szkole…

Wieść o cierpieniach młodego Piwowarczyka rozeszła się po szkole ekspresem, zadbali o to jego kumple, robiąc ze mnie wariatkę. A ludzie uwierzyli. Szeptano na mój widok, natomiast Romano zyskał jeszcze większą popularność wśród uczennic. To było, kurwa, niesprawiedliwe. Idąc tą logiką powinnam nie móc odpędzić się od chłopaków, a oni zamiast tego, uciekali ode mnie z krzykiem przy salwach śmiechu na korytarzu.

Jeszcze tylko trzy miesiące…

Zerknęłam na śpiącego obok Francję. Szlag mnie trafiał, gdy widziałam jak spokojnie spał, podczas gdy ja skręcałam się w środku ze stresu. Wygramoliłam się ze swojej kołdry i na palcach ruszyłam do kuchni, by napić się szklanki wody.

— Spać nie możesz? — Podskoczyłam, gdy w kuchni znalazł się zaspany Romano. — W sumie, dziwię się, że i tak z nim śpisz.

— Nie jest źle — mruknęłam patrząc w kubek. Patrzenie na rozczochranego Włocha w bokserkach nie napawało mnie dobrym humorem z rana. — Nie robi podejrzanych ruchów i nie zachowuje się nachalnie.

— Tak.— Włoch pokiwał ironicznie głową. — Bo teraz przybrał inną strategię. Nie zauważyłaś, że twoja przestrzeń osobista drastycznie się ostatnio zmniejszyła?

— Póki chodzę do kibla sama, jest dobrze. — Spróbowałam zażartować, ale Romano prychnął. — Poza tym… Hiszpania potwierdził, że i tak nic z tym nie zrobię. Jestem jak typowa ofiara psychopaty, trochę mnie to przeraża taks szczerze. — Uśmiechnęłam się krzywo, patrząc w okno. — Syndrom sztokholmski jak się patrzy. Jestem tego świadoma.

— Masz rodzinę w Warszawie, czemu nie uciekniesz?

— Bo nie potrafię. I nawet nie chcę.

— Rzeczywiście zrobił ci ładną sieczkę z mózgu.

Zapadła chwila ciszy. Staliśmy oboje i bezmyślnie gapiliśmy się w okno.

— Romano? — zaczęłam po chwili. — Antonio też się tak wobec ciebie zachowuje?

— Obydwoje są po jednych pieniądzach — mruknął Włoch. — Ale to Hiszpania powiedział o Francji, że jest tym podłym.

— Co zrobił? — Zaciekawiłam się.

— Próbował mnie zabrać w wojnach włoskich, ale to w Bitwie nad Garigliano Hiszpania najbardziej się wkurzył. Skopał mu dupsko i żabol zamknął mordę na długo.

— Opowiesz mi? — Spojrzałam na niego błagalnie.

— Kiedyś — mruknął wymijająco.

— Trzymam za słowo. Cóż… Wracam do łóżka jeszcze się zdrzemnąć. — Zerknęłam na zegar. — Dziś czeka mnie ciężki dzień.

— Ta, jak każdy.

Sieczka z mózgu. Ładnie ujęte.

 

***

 

Po obiedzie zebraliśmy się wszyscy w salonie, by jakoś przemyśleć kwestię szkoły. Nie miałam dobrych myśli, bo do rodziców jeszcze nie dzwoniłam, ale wiedziałam, że co się odwlecze to nie uciecze. Usiadłam między Feliciano i Romano, a Hiszpania i Francja zasiedli naprzeciwko nas.

— Dobra — zaczął zrezygnowany Francis. — Mam plan.

— Pewnie i tak jest do kitu — skomentował chamsko Romano, a ja parsknęłam mimowolnie śmiechem.

— Na komisję Włocha pójdzie Antonio, a do Natalii ja.

— Brawo! — Feliciano wydawał się popierać ten poroniony plan. — A kto pójdzie do mnie?

— Felek, ty nie masz komisji. — Zachichotałam, a Włochy się zasmucił.

— Lama — skomentował brata południowiec.

— Masz na myśli to, że mam udawać ojca Romano? — Hiszpania podniósł zdziwiony brew.

— Przede wszystkim, mon ami, ty jesteś chociaż odrobinę podobny do Romano~.

— Ale wciąż jest za młody… — Westchnęłam i zauważyłam, że ciśnienie u Romano sięga bardzo niebezpiecznego poziomu.

— Mogę być starszym bratem — zaproponował z uśmiechem Hiszpan. — Ty, Francjo, możesz być matką.

Zachichotałam pod nosem.

— Ubolewam, że odmawiam, ale ja już jestem jej narzeczonym. — Francuz wskazał na mnie dłonią.

— Chuja tam! — Pogroziłam mu pięścią.

— Muszę jakoś załagodzić sprawę z pobiciem, a to wymaga większego zaangażowania. Poza tym… Skoro ty jesteś za młody na ojca, to JA tym bardziej jestem za młody na matkę.

— Nie rozśmieszaj mnie — powiedziałam. — Jaki tam młody? Jesteś tak stary, że wisisz piątaka Mojżeszowi.

— Nie jestem stary! — Francis zmarszczył czoło, będąc niechybnie urażonym moim stwierdzeniem.

— Ostatnio Antonio musiał ci nastawić kręgosłup. — Przypomniałam mu. — Coś ci strzyknęło w plecach, pamiętasz staruchu? Spójrz w pesel, bo nie kłamie.

— Natalia. — Francis skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Mam ci udowodnić, że nie jestem stary?

— Zapomnij, zboczeńcu — mruknęłam.

— Możemy wrócić do tematu? — warknął Romano.

— To proste! — Uśmiechnął się blondyn zniewalająco. — Antonio będzie twoim starszym bratem, ponieważ wasi rodzice mieszkają w Neapolu. I to on pójdzie na komisję wychowawczą.

— Zajebiście… Gdybym miał starych, to na pewno nie mieszkali by w Neapolu.

— Czekaj! — zawołałam. — Skoro Włochy to moi kuzyni, a Tonio to ich starszy brat, to znaczy, że jest moim piątym kuzynem? Ale super, rodzina mi się powiększa z każdym tygodniem!  — Uśmiechnęłam się szeroko do Hiszpana, który pokiwał radośnie głową.

— Myślisz, że to wypali? — Feliciano zwrócił się do Francji nieco zaniepokojony.

— W tej szkole pracują sami kretyni — warknął Romano do brata. Założę się, że gdybym nie siedziała pomiędzy nimi, to Wenecki oberwałby w głowę jak zawsze.

— Dobra, teraz moja sprawa. — Zgłosiłam się nieśmiało. — Mam taki plan, żeby zadzwonić do mamy i błagać pokornie o wybaczenie. A na komisję pójdzie moja babcia Żylińska, która tak ich pozamiata, że wywieszą białą flagę, a ja będę miała przesrane u nauczycieli do końca roku.

Feliciano spojrzał na mnie zachwycony.

— To dobry plan! — Pokiwał uchachany głową. — Bardzo dobry!

— Nie żartujcie — warknął na nas Francis, bo oboje podjaraliśmy się tą opcją. — Pójdę ja.

— Mają przyjść OPIEKUNOWIE PRAWNI, czyli RODZICE. — Zirytowałam się. — Po co ty mi tam jesteś potrzebny? Żeby pobajerować nauczycielkę? Wielkie dzięki, ale to nie zadziała.

— Nie? — zapytał zdziwiony, a we mnie się zagotowało. — Myślałem, że jak się odpowiednio nią zajmę, to…

— JESZCZE JEDNO SŁOWO, A…  — Wstałam wściekła celując w niego palcem, ale przerwałam, kiedy zobaczyłam jego złośliwy uśmiech na twarzy.

Nie mówcie, że dałam się podpuścić temu… temu… Szlag.

— Usiądź, ma chérie, tylko żartowałem. — Francuz z uśmiechem wymienił porozumiewawcze spojrzenie z  Hiszpanią.

— Świnia! — wycedziłam przez zęby, siadając i krzyżując ręce.

Ma chérie, spokój. Nie zadzwonisz do rodziców, bo nie ma takiej potrzeby.

Bella, zaufaj braciszkowi — zawołał zarumieniony Feliciano. — Braciszek Francja na pewno coś wymyśli!

— No to już po mnie… — Schowałam twarz w dłonie.

— Wszystko będzie dobrze. — Uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.

— Jeżeli tak twierdzisz, Bonnefoy, to pewnie tak będzie. — Wstałam z kanapy i zmęczona tym wszystkim skierowałam się w stronę swojego pokoju. Zanim jednak przekroczyłam próg przedpokoju, usłyszałam za sobą melodyjny głos Francji:

— Lubię, jak wymawiasz moje nazwisko. Robisz to bardzo zmysłowo~.

Westchnęłam, ale nie odpowiedziałam.

Gdy znalazłam się w pokoju, zalało mnie pewne wspomnienie z pierwszego tygodnia znajomości z Francją.

 

 

— Jak się wymawia twoje nazwisko? Bonefoj?

Non, non. Bonne-fwah~

— Bonne-włah.

— Blisko. — Zaśmiał się. — Patrz mi na usta. Bonne-fwah.

Zmrużyłam oczy i wysiliłam chomika w mózgu.

— Bonne-fwah.

Très bien~!

— Bonne-fwah. Bonne-fwah. Bonne-fwah… — powtarzałam raz za razem, starając się zapamiętać. — Bonnefoy! Hahaha! Bonnefoy!

Francis obserwował mnie z dziwnym błyskiem w oku.

— Cudownie — zamruczał. — Teraz twoja kolej.

— Żylińska — powiedziałam pewnie, starając się brzmieć wyraźnie. Dla obcokrajowca polskie nazwisko mogło być trudne do wymówienia.

— Żylińska – powtórzył bez żadnego problemu.

Zapadła cisza.

— To jest nie fair! — skrzywiłam się po chwili, krzyżując ręce na piersiach, a Francis parsknął śmiechem.

 

— Zmysłowo — powtórzyłam głucho, czerwieniąc się i zaciskając pięści. — Zmysłowo, to ja zatańczę w końcu na twojej twarzy, cholerny durniu!


***

[23 stycznia 2017 — poniedziałek]
W szkole siedziałam jak na szpilkach. Na przerwach spędzałam czas w bibliotece z Nelą, Moniką i innymi znajomymi. Ci na szczęście uwierzyli w moją wersję wydarzeń, tak jak wszyscy, którzy Dawida znali i mieli z nim do czynienia. Pomimo dobrego i wspierającego mnie towarzystwa, było mi niedobrze ze stresu.
O godzinie piętnastej zeszłam na hol sama, by poczekać na Francisa. Nie miałam pojęcia co planował, ani jak zamierzał załagodzić konflikt. Bałam się tego, że odpowiem za pobicie oraz za to, że to nie ktoś z rodziny zjawi się na pogadance, tylko podejrzany typ z zachodniej Europy.

Poczułam ulgę, gdy do szkoły wszedł Francis. Ten rozejrzał się po szkolnym holu z zaciekawieniem i odezwał się, gdy podeszłam do niego:

— Salut, ma chérie~. Ładnie tutaj.

— Ta, to jedyna zaleta tego miejsca — mruknęłam. — Jesteś gotowy?

— Zawsze. Pytanie tylko, czy TY jesteś.

— Nigdy. — Pokręciłam głową.

— Prowadź.

Odwróciłam się w stronę mini korytarzyka prowadzącego na drugi hol z kanapami, ale Francis złapał mnie za rękę. Zarumieniłam się i spojrzałam na niego z pytajnikami w oczach, gdy tylko poczułam, jak jego palce wplotły się w moje.

— Co się tak dziwisz? — zapytał. — Jesteśmy w narzeczeństwie, więc się tak zachowujmy.

— Ughhh…

Odwróciłam wzrok, ale ręki nie cofnęłam. Uparł się na te zasrane narzeczeństwo jak Hitler na Polskę. 

A pierścionek to gdzie?!

Wolałam się jednak na ten temat nie odzywać, bo mogłabym wywołać wilka z lasu.

Minęliśmy dwie dziewczyny z młodszej klasy, które wytrzeszczyły wzrok na mnie i na Francję.

Ooooo taaaaak… Patrzcie i podziwiajcie. Tylko przypatrzcie się dobrze, żeby plotki poszły w świat z każdym pikantnym szczegółem. Wiecie, ten moment jak duży palec zachodzi na mały i tym podobne...

— Nie ściskaj mnie tak, mon amour, bo połamiesz mi palce — powiedział spokojnie Francja, a ja ocknęłam się z letargu.

— Jezu, sorki! To tutaj.

Zatrzymaliśmy się przed moją klasą multimedialną. Czując, że gula podchodzi mi do gardła, podeszłam do ławki na drżących nogach i usiadłam ciężko. Siedziałam w milczeniu jakiś czas, aż w końcu nie wytrzymałam presji.

— Mamy jeszcze dziesięć minut. — Zerknęłam na telefon. — Może oprowadzić cię po szkole, czy coś?

— Nie trzeba — powiedział, przyglądając  się szkolnemu plakatowi przeciw używkom.

— Nie wytrzymam. — Wstałam i zaczęłam się kręcić po korytarzu ze zdenerwowania. — A jeśli mnie wyrzucą?

— Mam nadzieję. — Usłyszałam za sobą.

Obejrzałam się szybko w stronę holu i zobaczyłam Dawida, który stał z rękoma w kieszeni i patrzył na mnie z jawną kpiną w oczach. Pod okiem miał fioletowego sińca mojego autorstwa, a mnie zalał pot. Zrobiłam krok w tył i trafiłam plecami na Francisa, który stanął za mną jak zawodowy ochroniarz. Bez zastanowienia przytuliłam się do boku Francji.

— Głupia suka — wycedził. — Zapłacisz mi za to co zrobiłaś. Nawet jeśli cię nie wyjebią, to moja matka wezwie policję. Albo sam cię dojadę, a chowanie się nic ci nie da.

Poczułam, że się duszę. Kolana stały mi się miękkie jak gąbka, a pot prawdopodobnie oblał każdy milimetr mojego ciała. Atmosfera stała się tak przytłaczająca, że ledwo dałam radę spojrzeć na chłopaka.

Dawid milczał, ale wpatrywał się w nas z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Oczy rozszerzały mu się coraz bardziej, a ja zrozumiałam o co chodzi.

Ten pieprzony gnojek wkurwił Francję. Nawet nie zdenerwował, ale po prostu najzwyczajniej w świecie wkurwił. A nie robiło się tego, nawet JA to wiedziałam.

— Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny — powiedział spokojnie Francis, kładąc mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą na moim policzku.

— Grozisz mi? — warknął gnojek, ale cofnął się trochę.

— Tak, dokładnie. — Francis szczerze ucieszył się z tego, że typ zrozumiał. — I grożę, i obiecuję. Żaden mężczyzna, który nie szanuje kobiet, nie ma prawa nazywać siebie mężczyzną. Kobiety należy kochać. A jeżeli nie jesteś w stanie tego zrozumieć, to mogę, tu cytując waszą uroczą sąsiadkę ze wschodu, wyryć te zasady na twoim ciele, żebyś chociaż o tym pamiętał.

Sąsiadka ze wschodu? Czekej, Rosja wspominał, że ma dwie siostry, więc pewnie to albo Ukraina albo Białoruś. … Matko Boska, co ona miała na myśli mówiąc o wyryciu zasad w ciele?!

Babcia miała rację, że ze wschodu nic nigdy dobrego nie przychodzi.

— Tutaj jesteś! — Z zamyślenia wyrwał mnie głos niskiej kobiety, która pojawiła się na holu i podbiegła do Dawida. — Mówiłam, żebyś się nie oddalał!

Chłopak przekręcił oczami, a ja przyjrzałam się jego matce. Była to kobieta w średnim wieku, jak nie starsza, z niedbałym blond kokiem na czubku głowy. Wyglądała na całkiem miłą… I zniszczoną zarazem.

Kobieta obróciła się w naszą stronę i zmierzyła mnie wzrokiem.

— A więc to TY doprowadziłaś moje dziecko do takiego stanu?!

— Spokojnie — zamruczał Francis. — Za chwilę zacznie się spotkanie z gronem pedagogicznym i wszystko sobie wyjaśnimy~. Nie ma sensu teraz po sobie krzyczeć, prawda~?

— Och… — Zamrugała pani Piwowarczyk i oblała się szkarłatnym rumieńcem. — Oczywiście, ma pan rację.

Serce zabiło mi mocniej. Może jednak była nadzieja na happy end?

— Zapraszam państwa. — Zza rogu wyszła Wiciewicz i mijając nas, ruszyła w stronę sali multimedialnej.

Rozjebało mnie to, że widok Francji nie zrobił na młodej nauczycielce żadnego wrażenia. Tak, jak większość bab, patrząc na personifikację, miała kisiel w gaciach, tak ona przeszła obok niego i nic. Potraktowała go jak powietrze lub jak zamaz brudu na ścianie. Zapunktowała tym u mnie bardzo mocno.

W czwórkę podążyliśmy za nią. Czułam się, jakbym się czegoś naćpała, i pewnie nie dałabym rady iść sama, gdyby mnie Francja nie trzymał za rękę i nie ciągnął za sobą jak jamnika na sznurku.

Gdy weszliśmy do klasy, usiedliśmy w pierwszej ławce przy ścianie, matka z Dawidem zasiadła natomiast przy oknie. Ledwo Wiciewicz zabrała głos, gdy do klasy wszedł pan dyrektor wraz ze szkolną panią pedagog.

— Dobrze — powiedział. — Witam panią, pani Piwowarczyk i pana, Panie yyy…

— Bonnefoy — powiedział spokojnie Francis. — Jak pan dobrze wie, rodzice Natalii nie mogli się zjawić, poproszono mnie więc o pełnomocnictwo w tej sprawie.

— Jest pan rodziną…?

— Będę po zakończeniu szkoły. — Francis uśmiechnął się zniewalająco, a ja powstrzymałam się od przekręcenia oczami.

— Możemy już zacząć? — Wiciewicz zniecierpliwiła się przez ten teatrzyk. — O szesnastej jest kolejne spotkanie, z pani kuzynem. — Kiwnęła głową w moim kierunku, a ja zrobiłam się zielona na twarzy.

— Ta dziewczyna napadła na mojego syna — powiedziała twardo kobieta, nie czekając na rozpoczęcie rozprawy przez nauczycieli. — Dawid wylądował w szpitalu na obserwacji!

— Przepraszam bardzo — odezwał się Francja. — Z moich informacji wynika, że pani syn napadł na Natalię. Moja narzeczona musiała się bronić.

— Bzdury! — wykrzyknęła kobieta. — Dawid to dobry chłopak, nie napada na dziewczyny. Sprawia co prawda lekkie problemy wychowawcze, ale…

— Nie takie lekkie — przerwała jej pedagog. — Pani syn ma naganne zachowanie i po raz kolejny nie skończy trzeciej klasy, jeżeli w końcu się za siebie nie weźmie. W chwili zdarzenia pan Dawid był na wagarach.

— Tak samo jak pani Natalia — wtrąciła ostro Wiciewicz.

— Źle się poczułam, wracałam do domu — powiedziałam spokojnie. — Zaczepił mnie, kiedy przechodziłam przez park.

— A zwolniła się pani u wychowawcy? — zapytała Wiciewicz.

— Nie potrafiłam znaleźć pani Sochy, proszę pani, a wymiotowałam. — Zmyśliłam na poczekaniu.

— Pani wicedyrektor, Natalia jest przykładną uczennicą — wtrącił dyrektor, wpatrując się w dokumenty na biurku.

— Dodatkowo należy nadmienić, że doszło do obrony własnej. Atakujący powinien liczyć się z pobiciem — wtrącił Francis.

— Obrona konieczna oczywiście, ale wyraźnie doszło do przekroczenia jej granic — wybuchła Piwowarczyk. — Mój syn…

— Pani syn chciał mnie okraść i szarpał mną, jak Gepetto Pinokiem — powiedziałam. — Wystraszyłam się, bo jakiś czas temu na hołdach za szkołą doszło do bójki między nim, a jakimś uczniem!

— Trzymaj język za zębami — warknął Dawid.

— Dawid! — wykrzyknęła jego zdumiona matka.

— Jaka bójka? — Zainteresował się dyrektor, a ja pozieleniałam.

— Z tego co widzę, to nie jest tajemnicą, że pan Dawid sprawia problemy wychowawcze — powiedział Francis, zakładając nogę na nogę. — Problemem jest nie tylko jego zachowanie, ale przede wszystkim brak konsekwencji ze strony jego matki oraz grona pedagogicznego. Chłopak czuje się bezkarny, a państwo ewidentnie nie dajecie sobie rady z podrostkiem. Natalia broniła się, ponieważ miała do tego pełne prawo. Może pani wezwać policję, ale monitoring w miejscu zdarzenia oraz świadkowie zachowania pana Dawida na szkolnych zajęciach sprawi, że to pani syn stanie przed sądem, a proszę mi wierzyć, ja osobiście dopilnuję, by tak się stało~.

Uśmiechnął się szeroko, a w klasie zapadła cisza. Spojrzałam z niemym podziwem na Francję. Na miejscu Dawida zesrałabym się teraz w gacie, ale gościa nic kompletnie nie ruszało. Po chwili jego matka wybuchła płaczem.

— Mam już dosyć — załkała w końcu. — Wieczne wagary, wzywanie do szkoły, używki… Nie mam pojęcia co mam zrobić, przecież to moje dziecko…

Zrobiło mi się szkoda pani Piwowarczyk, ale zalała mnie wściekłość, gdy spojrzałam na Dawida. Jego kompletnie nie obchodziło, że jego matka wyła z bezradności. Gdyby moja mama przeze mnie płakała, to bym padła na kolana błagając o wybaczenie, do cholery!

— Przykro mi to stwierdzić, ale pan Dawid wykazuje wyraźne zachowania dysfunkcyjne — powiedział spokojnie Francis nie przejmując się, że chłopak mordował go wzrokiem. — Co droga dyrekcja zamierza z tym zrobić? Jeżeli zignoruje się problem, takich komisji będzie więcej. A nie wszystkie dziewczyny zdołają się obronić. Kradzieże są często początkiem czegoś większego, wszak to właśnie PRZYZWOLENIE i PRZYMYKANIE OCZU jest główną przyczyną przesuwania granic u przestępców.

— Oczywiście, ma pan rację — odezwał się dyrektor. — Zachowanie pana Piwowarczyka nie pozostawia wątpliwości…

— Nic mi nie udowodnicie — prychnął chłopak i wstał. — A najlepiej pocałujcie mnie wszyscy w dupę. Mam już dość tej pieprzonej budy. Nie potrzebuję wykształcenia, wyjadę do Niemiec na roboty.

— Jedź, Ludwig się ucieszy z takiego elementu — burknęłam pod nosem.

— Do widzenia. Albo raczej do nie widzenia. — Chłopak odwrócił się od zgromadzonych i ruszył w stronę drzwi.

— Synku, wracaj…

Ale ten trzasnął drzwiami, a ego matka znów zalała się łzami.

— P-Przepraszam… — Ukryła twarz w dłoniach. — Od odejścia męża nie daję sobie z nim rady… Dodatkowo mój młodszy syn widzi w nim autorytet…

— Pani Piwowarczyk, przykro mi, ale gdyby jeszcze Dawid chciał z nami współpracować… — Pokręcił głową dyrektor. — Niestety musimy zawiesić go w prawach ucznia, ostrzegałem panią ostatnio…

— R-Rozumiem…

— Pani Natalio, jest to pani pierwsze wykroczenie, ale na wzgląd na okoliczności myślę, że skończy się na upomnieniu i obniżonym zachowaniu.

— O-Oczywiście! — zawołałam, a kamień spadł mi z serca.

— Dziękuję za przybycie. Pani Piwowarczyk, bardzo proszę poczekać, będę musiał z panią porozmawiać na osobności — powiedział dyrektor. — Nie można pani zostawić samej.
— Boże… — szepnęłam sama do siebie. — Tak na pewno nie wygląda standardowa komisja wychowawcza…

— Żeby pani wiedziała — fuknęła Wiciewicz, kręcąc głową. — W całej mojej karierze nie miałam takiego przypadku! To jakaś paranoja!

— Tak jak i moje życie. — Westchnęłam.

— Do widzenia, pani Żylińska. — Zirytowała się nauczycielka. — I proszę pamiętać o środowym sprawdzianie!

— Będzie mi się pani śniła do emerytury — jęknęłam, a belferowa uśmiechnęła się przyjaźnie. — Do widzenia i bardzo dziękuję!

Wstałam i skłoniłam się lekko. Złapałam Francisa za rękę i pociągnęłam go w stronę wyjścia. Dopiero gdy znaleźliśmy się na korytarzu, spojrzałam na blondyna i rzuciłam mu się na szyję.

— Dziękuję!

Poczułam, jak Francja przycisnął mnie do siebie. W nozdrza wbił mi się zapach jego perfum i czułam, jak się rozpływałam.

Boże, jak mi dobrze…

— Ekhem, ekhem…

Oderwałam się od mężczyzny i z bijącym sercem spojrzałam w bok. Na korytarzu stał zdegustowany Romano i uśmiechnięty od ucha do ucha Hiszpania. Zarumieniłam się, zwłaszcza, że ucieszony Antonio puścił w moją stronę oczko.

Ma chérie, wracajmy do domu. — Francja ujął mnie za dłoń i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. Miałam wrażenie, że wszyscy słyszeli moje serce, które jak opętane tłukło się w piersi. Czułam się przeszczęśliwa.

— Chętnie — odpowiedziałam z uśmiechem.

— A może pójdziemy na obiad? — zapytał blondyn, nadstawiając ramię, które od razu chwyciłam.

— Jak najbardziej jestem za!

Żarcie!

Très bien~.  Powodzenia, chłopcy. — Francja mrugnął do chłopaków.

Wyszliśmy ze szkoły i skierowaliśmy się do samochodu. Niczym gentleman otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, a ja rozsiadłam się wygodnie niczym królowa. Wizja Paryża jeszcze nigdy nie była tak bliska i tak przyjemna jak w tym momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...