[10 lutego 2017 — piątek]
Tydzień był dla mnie dość ciężki do przewegetowania w
spokoju.
W szkole Włochy chuchali na mnie i dmuchali, posuwając
się nawet do tego, że Romano zniósł mnie raz ze schodów na rękach. Awantura na
pół korytarza wystarczająca go uświadomiła, że mam złamaną rękę, a nie nogę, i
jeśli jeszcze raz takie coś odwali na oczach szkoły, to sam wyląduje na SORze z
połamanym kręgosłupem.
Oficjalnie było powiedziane, że spadłam ze schodów.
Rodzice zmartwili się, ale zapewniłam ich, że nic się nie dzieje. A to
graniczyło z cudem, ponieważ matka była gotowa wyruszyć w drogę następnego
dnia, żeby tylko się mną zająć. I przy okazji spuścić wpierdol za brak
ostrożności jej pierworodnej, jak to żartował mój ojciec. Wiedziałam, że to
żarty. Mamusia nigdy by się nie splamiła przemocą. Chyba.
Nela natomiast stała się markotna i niezwykle marudna
przez to, co się stało. Spędzała ze mną prawie każdą przerwę i pilnowała mnie
na każdym kroku, kiedy tylko się widziałyśmy. Tym razem wzięła na poważnie fakt
grożącego mi niebezpieczeństwa. Tyle, że zaczynała popadać w paranoję jak
Francis.
A ja? Cóż… Moje pragnące atencji serduszko wariowało ze
szczęścia, a ja zastanawiałam się, czy mi nie odpierdoli od takiej ilości
uwagi.
— Gilbert nakreślił mi do czego zdolny jest Rosja —
powiedziała raz, cała blada. — Dnia byś u niego nie przeżyła ze swoją niewyparzoną
gębą… Zajebałby cię od razu, kurwa, mówię ci… Podobno ma pod płaszczem metalowy
kran! Czaisz to? KRAN! — podkreśliła te słowo, jakbym była niedorozwinięta
umysłowo. — Żeby wszystkim przypominać, że to on ma władzę nad gazem w Europie!
— Dzięki Nela, teraz na pewno mnie uspokoiłaś —
mruknęłam. — Jego siostra również jest nienormalna, może to rodzinne.
— A Ukraina? — spytała niepewnie.
— Nie wiem, ale jak pomyślę o Wołyniu…
Zauważyłam, że Paweł usilnie próbował ze mną porozmawiać,
ale Włosi już nawet nie starali się zachowywać pozorów, tylko Romano jasno
powiedział chłopakowi, że ma się odchrzanić, bo inaczej dostanie wpierdol.
Jako, że wciąż przeżywałam atak na swoją skromną osobę, to nawet się tym nie
przejęłam.
***
Tego dnia siedziałam na lekcjach jak na szpilkach. To
właśnie dzisiaj w Katowicach miał odbyć się szczyt G8, choć na ten moment G7,
na który nawet JA jechałam! Ale to tylko dlatego, że moja sprawa miała być
poruszona na zebraniu, więc robiłam za ofiarę i świadka koronnego jednocześnie.
Co więcej, po spotkaniu wszyscy mieli przyjść do mnie na imprezę. Przekazałam
więc Neli klucze do domu, by na czas naszej nieobecności mogła z Prusakiem
przygotować miejscówkę. Ufałam jej, ale i tak zastrzegłam, że jak typ coś
odwali, to oboje stracą głowy.
Miałam zwolnić się wraz z Włochami o godzinie pierwszej i
pędzić do domu szybko się przebrać i ogarnąć, co by Francisowi hańby nie
narobić przy innych Krajach. Zagryzałam więc wargi ze zniecierpliwienia i co
chwilę zerkałam na zegar na ścianie. Czas wlókł się niemiłosiernie, a gdy w
końcu wybiła godzina W, to wstałam na baczność, zarzuciłam torbę na ramię i
żegnając się z nauczycielką biologii, wykopytkowałam w stronę szatni jak jeleń
na rykowisko.
Chłopaki mieli w tym czasie informatykę, ale gdy tylko
skręciłam na hol to zauważyłam, że bracia już na mnie czekali. Feliciano
pomachał mi radośnie, Romano natomiast przewrócił oczami i mruknął:
— Co tak wolno?
— Biegłam tak szybko jak mogłam! — powiedziałam zdyszana.
— Dobra, dobra.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie za sobą.
Włoch przez całą drogę marudził odnośnie szczytu G7,
dokładnie opowiadając co gdzie ma i co go obchodziła ta banda kretynów.
W mieszkaniu szybko wzięłam prysznic i przebrałam się,
starając się nawet o drobny makijaż oczu. W sensie tusz i eye liner. Nic więcej
w sumie nie potrafiłam i nigdy nie wiedziałam, co gdzie wsadzić. Także mój ryj
zawsze wyglądał jak wyglądał. Niby naturalnie, ale jednak, kurwa, nie do końca.
Skończ, Natalia.
Jesteś ładna. Przestań wierzyć tym debilom z gimnazjum.
Westchnęłam nieprzekonana i wyszłam z łazienki.
***
Rozdziobałam usta na widok gmachu Courtarde by Marriott. Nawet nie wiedziałam, że w tym miejscu był
taki hotel. No, ale w sumie jakby się tak zastanowić, to Katowice były ogromne,
a ja znałam tylko drogę do komiksiarni, żeby kupić mangi, oraz drogę do spodka
z tą nadzieją, że w końcu wypierdolę na Marsa w poszukiwaniu Świętego Spokoju.
— Ma chérie, zamknij usta.
Ocknęłam się szybko i weszliśmy do budynku. Przy recepcji
Francis zamiast po polsku, jak zawsze, zaczął rozmawiać w języku francuskim,
przez co biedny chłopak musiał wzywać kogoś, kto ten język znał.
Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby nas nie słyszała,
zapytałam:
— Dlaczego nie mówiłeś po polsku? Oszczędziłbyś mu
nerwów.
— Tylko z tobą rozmawiam po polsku — powiedział,
rozglądając się po korytarzach. — Chyba mówił o ósmym piętrze.
— Ale dlaczego? — dopytywałam, próbując dotrzymać mu
kroku.
— My, Francuzi, kochamy swój język, więc nie czujemy
potrzeby, by używać innych.
— To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Weszliśmy we dwójkę do windy. Wszędzie było sterylnie
czysto, a czerwony dywanik znajdował się nawet w windzie.
— Rozmawiam w twoim języku, ponieważ nie znasz
francuskiego. Przecież to logiczne.
— Ale…
Drzwi z windy otworzyły się, a na korytarzu unosił się
chemiczny cytrynowy zapach.
— Jesteśmy trochę za wcześnie — powiedział, zerkając na
zegarek. — Nawet Włochów jeszcze nie ma.
— Romano ci mówił, że jest za wcześnie, ale ty wiedziałeś, jak zwykle, najlepiej.
— Dżentelmen zawsze jest na czas — zamruczał, puszczając
mi oczko.
— Albo godzinę przed — dodałam zgryźliwie.
— Dobra, słuchaj mnie — powiedział poważnie, łapiąc mnie
za ramiona. — Normalnie nie mogłabyś towarzyszyć mi na tym spotkaniu. To
zrozumiałe, ale po ostatnich wydarzeniach zrobimy mały wyjątek. Będziesz
siedzieć po mojej prawej…
— O, niczym królowa! — podjarałam się dość niezdrowo.
Tymczasem moja wyobraźnia ukazała mnie w koronie oraz z berłem. Wizja
wspaniała.
— Tak, Królowa Kłopotów. — Uśmiechnął się złośliwie. —
Nie odzywaj się niepytana. I, mon Dieu,
wiem, że to będzie dla ciebie bardzo trudne, ale proszę cię, nie komentuj, nie
wtrącaj swoich trzech groszy oraz błagam cię, dziewczyno, nie próbuj
rozładowywać atmosfery! Zrobisz to dla mnie?
— Czyli inaczej mówiąc, mam po prostu siedzieć cichutko?
— Oui, oui!
— Dobrze, postaram się. — Uśmiechnęłam się niewinnie.
— Très bien. — Odetchnął z ulgą.
— O, żabol.
Obejrzeliśmy się szybko i ujrzeliśmy Anglika, który
skrzywił się na nasz widok.
— Widzisz, Anglia też jest wcześnie — powiedział do mnie
Francja, a ja wyszczerzyłam się od ucha do ucha.
— Cześć, Arthur!
Jedyny normalny.
— Co ty sobie myślisz, przyprowadzając ją tutaj?! To nie
jest podwieczorek!
— Ej zaraz, chwilunia — powiedziałam, patrząc
oskarżycielsko na Francisa. — Mówiłeś, że wszyscy wyrazili zgodę na moją
obecność!
— No tak jakby — powiedział wymijająco, uśmiechając się
przepraszająco. — Zresztą, zdania Brytola i tak nikt nigdy nie bierze pod
uwagę~.
— ŻE CO?! — warknął wspomniany i podszedł do blondyna wściekły. — A wysłać cię
do twojego domu w pudełku po butach?!
— Nikt ci nie kazał tu przyjeżdżać! — warknął mój babysitter.
— Na szczycie są poruszane sprawy, o których nie powinna
ona słyszeć!
— Spokojnie, Arthur — powiedziałam i wzruszyłam
ramionami. — Ja i tak nie znam języków.
— Nawet angielskiego? — Zdziwił się. — Z tego co wiem,
kończysz liceum! Jak można nie potrafić się komunikować nawet na poziomie
podstawowym, nieuku?!
— Oj, wypraszam sobie! — burknęłam obrażona. — Każda nowa
nauczycielka zaczyna od odmiany To be! Tak, Arthurze, jestem w trzeciej
klasie liceum i potrafię odmieniać przez osoby. Mogę się komunikować na
poziomie mojego nauczania, czyli pokazywania palcem na przedmioty i mówienia
„Y! Y! Yyyyyyyy!”.
Odwaliłam scenkę, a Arthur zachichotał.
— Skończyliście? — burknął Francis, krzyżując ręce na
klatce piersiowej. — Jeżeli chodzi o kwestię języka angielskiego, to nie jest
jej do niczego potrzebny.
— Angielski jest językiem przewodnim w tych czasach —
prychnął Arthur. — Twój język przeminął wraz z wiatrem, durniu, bo widzę, że do
tego zmierzasz.
— Spokojnie, moda zatacza kręgi. — Wzruszył ramionami mój
towarzysz. — Nim się obejrzysz, to język miłości znów zagości na salonach~.
— Już gości — wtrąciłam. — Wystarczy przełączyć w
telewizorze na kanał informacyjny po francusku, żeby zobaczyć jak pierdolą o
strajkach.
— Ma chérie! — zawołał oburzony, a
nasz towarzysz zaśmiał się wrednie. — Kiedy tylko zdasz maturę, na której tak
ci zależy, zacznę uczyć cię francuskiego jak obiecałem.
— Ta? A chcesz się założyć? — Najeżyłam się. — A ile TY
znasz języków, mądralo?!
— Większość. — Wzruszył ramionami.
— No widzisz. Więc jak chcesz mnie czegoś nauczyć, to
naucz mnie języka, który mi się przyda, a nie takiego, którym ci zrobię dobrze
mentalnie.
— Jak możesz! — zawył, łapiąc mnie za nadgarstek zdrowej
ręki. — Język francuski jest najpiękniejszy na świecie!
— C-Co ci odbiło?! — Szarpnęłam się. — Aż takiego zajoba
masz na własnym punkcie, czy jak?
— W punkt — mruknął Anglia, przymykając oczy. — Dziwne,
że dopiero teraz zauważyłaś jego narcyzm.
— Coś w nim zauważyłam, ale czy to akurat był narcyzm…? —
Zastanowiłam się chwilkę.
— Ooooo~! — Francis uśmiechnął się i puścił mnie.
Odrzucił włosy w tył i momentalnie zmienił nastawienie. — Mówisz, że coś we
mnie widzisz~?
— Tak. — Pokiwałam głową z kamienną twarzą. — Poważne
zaburzenia psychiczne.
— Mogłem się tego spodziewać. — Oklapł i przewrócił
oczami, a Arthur parsknął śmiechem.
— Dobra jest. Nawet ona nie dała się zwieść twojemu
fałszywemu…
— Fałszywemu?!
— Ano tak. Ale tak poza tym… — Anglik spojrzał na mnie uważnie. —
Tobie co się stało w rękę?
— Emmm… — Zerknęłam szybko na Francję. — Miałam mały
wypadek.
— Myhym.
— Dobra, dosyć chłopaki — powiedziałam, patrząc za
plecami Anglii. — Ktoś idzie. Czyżby to Dżapan?
Wbiłam wzrok w Azjatę o delikatnych rysach. Emanował z
niego taki spokój, że aż poczułam się dziwnie ze swoim wewnętrznym chaosem.
— Emm. Dzień dobry. — Młody chłopak skłonił się lekko na powitanie
Anglii i Francji, po czym przeniósł wzrok na mnie. Po jego zdziwieniu już
wiedziałam, że Francis nikogo o zgodę nie pytał co do mojej obecności tutaj…
— Dzień dobry — powiedziałam
zrezygnowana łamanym japońskim. — Jestem Natalia. Jestem Polką. Przepraszam
za Francję, bo nic o mnie nie powiedział.
Wskazałam dłonią na Francisa,
któremu jak i Anglii opadła szczęka. Ha, oglądało się anime, to się, kurwa,
umie.
Blondyn otrząsnął się i ponownie
złapał mnie za rękę:
— Potrafisz japoński?! — zawył
urażony. — TY potrafisz JAPOŃSKI?!
— Ś-Średnio! — zająknęłam się. —
Tylko w stopniu komunikatywnym! Idioto!
— Boże, chroń Królową! — warknął
Anglia i złapał Francisa za szmaty. — Nic się nie zmieniłeś, durniu, ale damy
trzeba traktować z szacunkiem!
— Nie jestem damą! — burknęłam i
wyrwałam się temu przyczepowi. Kątem oka spojrzałam na Japonię. Albo był przyzwyczajony do takich akcji, albo
miał najlepiej wyćwiczonego pokerface’a na świecie. Tak szczerze to opadły mi
cycki, kiedy Anglia i Francja zaczęli się kłócić na środku korytarza i wyzywać
o najgorszych w swoich językach, totalnie zapominając o obecności mojej jak i
Japonii.
— Przepraszam… — powiedziałam
cicho.
— Nic… Nic nie szkodzi…
— Co tu się wyprawia?!
Obróciłam się, bo poznałam ten
dojczlandzki głos. W naszą stronę kopytkował Ludwig, a ja poczułam w swoim
czarnym serduszku wybuch sympatii do szkopa. Dzięki niemu żyłam i to dzięki
niemu zaraz ta żenada się skończy.
— Niemcy! — Podniosłam rękę,
machając z radością jak uczestnicy Familiady
do kamery. — Jak miło...!
— Co ty tu robisz? — Ludwig
przerwał mi ostro, marszcząc czoło.
— Jego pytaj, ja nic nie wiem! —
Zestresowana wskazałam palcem na Francję, który z uporem maniaka poprawiał
swoją lawendową koszulę na guziki.
— Zabrałem ją, ponieważ nie
zostawiłbym jej w domu po tym wszystkim — powiedział spokojnie.
— Francjo, to nie jest miejsce dla
niej — powiedział surowo Niemcy. — Mogła zostać z moim bratem.
— Tak, i wylądować na OIOMie —
burknęłam w odpowiedzi. — Wybacz, Niemcy, ale nie ufam twojemu bratu, bo to
kretyn.
— Prusy kretynem? Cóż, czyli
przyjaźń z tobą robi swoje — mruknął złośliwie Arthur do Francisa.
— Skoro kilka lat przyjaźni tak na
niego wpłynęło, to nie chcę wiedzieć w jakim stanie jest Chiny — warknęłam w
końcu, zmęczona już tym wszystkim. — Cztery tysiące lat użerania się z idiotami
też pewnie swoje, kurwa, zrobiło!
— Natalia! Trochę szacunku! —
fuknął na mnie Niemcy. — I nawet nie myśl, że wejdziesz do środka!
— Nie myślę. — Wzruszyłam
ramionami i skrzywiłam się z bólu. — Właściwie zdziwiłabym się, jakby pomysł
Francji wypalił.
Japonia pokręcił głową, a za nami
rozbrzmiał dźwięk windy. Gdy drzwi się otworzyły, ujrzeliśmy braci Włochy.
Felek od razu podbiegł do nas radosny jak skowronek. Jak sobie przypomnę, że na
początku ich nie rozróżniałam to aż nie mogłam w to uwierzyć. Bracia byli jak
ogień i woda.
— Ciao, ciao! Bella!
Feliciano przytulił mnie mocno na
powitanie i spojrzał na Niemcy wesoło.
— Ale super, że Bella
będzie dzisiaj z nami, prawda?! Prawda?!
Czyli jednak Francis pytał.
Włochów.
— Włochy-san, nie wydaje mi
się, żeby ten człowiek mógł z nami tam wejść…
— Niemcy! Niemcy! — zawołał
Włochy, a mnie pękły bębenki słuchowe i wypłynęły na zewnątrz z uszu. — Może,
prawda?!
— Włochy, chyba żartujesz!
— Natalia i tak nie zna języków
— powiedział spokojnie Francis. — Co wam szkodzi, by posiedziała chwilę w
kącie i zajęła się kolorwankami?
— Francis — powiedział
Niemcy. — Nie oszukujmy się, ale Natalia jest zbyt… niereformowalna.
— Będę nad nią panować.
— Pffff, tak, jasne! —
prychnął Anglia, wtrącając swoje trzy grosze. — Patrzę na nią i już wiem, że
nad tym ziółkiem NIKT nie panuje.
— To co? — zapytałam z nadzieją. —
To mogę sobie już iść? Na drugim piętrze jest kawiarenka, chętnie bym napiła
się kawy i zjadła jakieś ciastko. A nawet dwa.
— Nigdzie nie pójdziesz! — fuknął
Francis, a ja oklapłam.
— Dziewczyno, ty się nie daj mu
tak traktować, nie jesteś jego własnością! — powiedział do mnie Arthur, a żyłka
na jego czole zapulsowała niebezpiecznie.
— Przykro mi, Arthur. —
Westchnęłam. — Ale po ostatnich wydarzeniach wolę jednak go posłuchać.
— Idiotka.
— O, proszę — mruknęłam, mrużąc na
niego oczy. — A kto przed chwilą powiedział, że damy trzeba szanować?
— A kto przed chwilą powiedział,
że nie jest damą? — Brytyjczyk podparł dłonie o biodra, nachylił się do mnie i
przedrzeźnił mnie.
— Spokój! — warknął Niemcy, a ja
zamknęłam buzię na kłódkę. Nie jest jeszcze ze mną tak źle, żeby wkurwiać
wkurwionego Niemca. Chociaż w moim przypadku to i tak pewnie tylko kwestia
czasu.
Ludwig chyba jeszcze chciał coś
dodać w moim kierunku, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy charakterystyczny
śmiech na korytarzu.
O ja pierdolę…
— HA, HA, HA! Spokojnie!
Przybyłem!
Ameryka stanął obok nas i zaśmiał
się w sufit, prawdopodobnie oczekując oklasków oraz zachwytu. Zebrani oklapli
ze zrezygnowaniem, a Ludwig dodatkowo uderzył się dłonią w czoło. Przewróciłam
oczami i zauważyłam Matta za plecami brata.
— O! Cześć Matt! — Uśmiechnęłam
się szeroko, ignorując Amerykę.
— O… Cześć. — Uśmiechnął się
zaskoczony i machnął mi ręką, przez co Anglia i Włosi podskoczyli.
— Kanada! Nie zauważyłem cię!
— pisnął Feliciano.
— Skończ się skradać, durniu!
— warknął Romano.
— To co, zaczynamy?! —
wydarł się Amerykaniec i nie czekając na nikogo, ruszył w stronę błyszczących,
lakierowanych na czarno drewnianych drzwi.
— Emmm… — mruknęłam speszona,
widząc, jak reszta rusza niechętnie za nim. — Francis, ja tu poczekam, dobrze?
— O non, non, non! — Blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
— Francjo — warknął Ludwig, tracąc
cierpliwość. — Jej naprawdę nic nie będzie, jak poczeka pod drzwiami!
— Jak nic zgadzam się z Lu —
powiedziałam szybko, ale zamilkłam, widząc wzrok Francji.
— Co tu się dzieje? —
Ameryka pojawił się nagle obok nas z bananem na parchatym ryju.
— Nie masz nic przeciwko, żeby
Natalia mi towarzyszyła~? — Uśmiechnął się Francja do Ameryki.
Roztrzepany blondyn spojrzał na
mnie z chochlikami w oczach i z całej siły pierdutnął mnie w ramię.
— No pewnie!
— CO?! — wrzasnął Niemcy, a
mnie wbiło w podłogę. — TY CHYBA ŻARTUJESZ! TO CZŁOWIEK!
— No i co? — Zaśmiał się
głośno w odpowiedzi. — Co nam szkodzi mieć maskotkę? Chodź, posłuchasz
bohatera w akcji!
Nie wiem co powiedział, ale mój
mózg wrzasnął przeraźliwie, kiedy złapał mnie za łokieć prawej ręki i pociągnął
w stronę sali konferencyjnej. Zaczerwieniłam się ja burak i spuściłam głowę,
kiedy poczułam na sobie wzrok Państw, którzy ucichli na mój widok. Natomiast
zadowolony Francja posadził mnie przy stole i usiadł obok mnie.
— Bądź grzeczna — szepnął mi
Francis na ucho, a mnie przeszły dreszcze. — A nagroda cię nie minie.
— Już się boję… — mruknęłam i
spojrzałam na niego. Zbladłam, gdy jego usta znajdowały się kilka centymetrów
od moich. Odwróciłam szybko głowę i podpierając brodę o dłoń, spojrzałam w
okno.
***
Po dwóch godzinach zaczęłam się
wiercić. Nic kompletnie nie rozumiałam, na szczęście Francis co jakiś czas
tłumaczył mi po cichu, jaki temat widnieje teraz na tablicy, oraz o co kłócą
się inni.
Jedyne co, to przez ten czas
został poruszony temat sytuacji na Ukrainie oraz o jakiś mało ważnych, acz
podejrzanych badaniach w Centrum Badawczym Chorób Zakaźnych w Chinach.
Tak szczerze… Nie tego się
spodziewałam. Siedemdziesiąt procent spotkania to darcie mordy przez wszystkich
na wszystkich.
Anglia wyglądał, jakby miał zaraz
dostać wylewu, a Niemcy prawdopodobnie miał pękniętą czaszkę od przybijanych
sobie raz za razem facepalmów. Francja prowokował praktycznie cały czas
Anglika, także aż dwa razy Niemcy i Feliciano musieli Brytola przytrzymywać,
inaczej by Francja oberwał po ryju. Ameryka darł się i śmiał, nie przyjmował
opinii odmiennych od jego oraz ogólnie wyglądał tak, jakby zapomniał dziś zażyć
swoich leków psychotropowych. Romano zasnął zaraz po rozpoczęciu spotkania,
Japonia rzadko się odzywał, a Kanady nikt nie dopuszczał nawet do głosu. Matt
siedział więc z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Było mi go naprawdę szkoda.
— Pssst, Francis — szepnęłam w
jego stronę, obserwując przy okazji, jak Anglia kolejny raz drze ryja po Ameryce. — Kiedy przerwa na siku?
— Nie ma przerwy — odpowiedział
rozmarzonym głosem. — Jeśli potrzebujesz, to idź. Łazienka jest tuż obok.
Chyba, że mam ci towarzyszyć?
— Nie trzeba — powiedziałam,
wstając z miejsca. — Owszem, cofam się przy tobie w rozwoju, ale potrafię
jeszcze korzystać z kibla.
— Lepszy byłby pokój z wielkim
łożem, niż łazienka wątpliwej czystości. — Westchnął, a ja nawet nie starałam
się połączyć puzzli, na jakiej podstawie wysnuł takie wnioski.
— Zboczeniec — wysyczałam jedynie
i przemknęłam do drzwi.
Gdy znalazłam się na korytarzu
odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że byłam przyzwyczajona do darcia się Neli, ale
oni przebijali ją kilkukrotnie. Na bank niektórzy nawąchali się butaprenu przed
spotkaniem. Teraz wiedziałam już na pewno, że szczyt G7 przebijał ONZ. A nawet
polski NFZ. A zresztą… Nie mój cyrk, nie moje małpy.
Skierowałam się powolnym krokiem
do kibla obok. To była najczystsza łazienka w życiu. Nawet moja pedantyczna
babcia pozazdrościłaby takiego sracza, byłam tego absolutnie pewna.
Po szybkiej jedynce umyłam ręce i
wyszłam z powrotem na korytarz. Zamarłam, gdy zobaczyłam Anglię przy otwartym
oknie i palącego papierosa.
— Widzę, że nie wytrzymałeś —
powiedziałam i z bananem na ryjoku stanęłam naprzeciwko niego, opierając się o
parapet. Ten zmierzył mnie wzrokiem jak karalucha i mruknął złośliwie:
— Lepiej wracaj na salę, bo ten
przygłup będzie cię szukać.
— Przyzwyczaiłam się, że gościu
przysłania mi widok na świat. — Zachichotałam. Ten nie odpowiedział, tylko
patrzył przez okno. — No weź… Szczyt G7 niedługo się skończy, więc wyluzujesz
się u mnie.
— Że co?! — Spojrzał na mnie
zdziwiony, speszony i w ogóle jakoś tak nieadekwatnie zareagował.
— Arthur, robimy potem imprezę —
wyjaśniłam szybko, oblewając się rumieńcem. — Przecież wiesz. Wiesz… Prawda?
Po jego minie zrozumiałam, że ten
blond cham prawdopodobnie Anglii nie zaprosił. Westchnęłam głośno.
— Co za bezczelny cham i prostak.
Jesteś zaproszony. Masz… — Pogrzebałam w torebce i wyjęłam swój zielony notes w
żaby i długopis z dzyndzlem. Zapisałam szybko swój adres na kartce i wcisnęłam
zdziwionemu typowi do ręki. — Masz być! Jak wszyscy to wszyscy! Będzie super,
zobaczysz! Upijemy Francisa a potem powiesimy go na płocie, śmiejąc się przy
tym do rana do rozpuku.
— Dziwna jesteś — mruknął, patrząc
na karteczkę. — Widzisz mnie drugi raz w życiu, a traktujesz mnie jak
przyjaciela.
— A co, nie mogę? — prychnęłam. —
W przeciwieństwie do was, ja żyć wiecznie nie będę. Szkoda mi czasu na zbędne
uprzejmości i fałszywą skromność. Lubię cię, tak jak lubię Francję i resztę. A
to, że jesteś Anglią? To super, może kiedyś mi opowiesz o swojej historii,
chętnie się dowiem czegoś ciekawego.
Puściłam mu ucieszona oczko, a
Arthur wpatrywał się we mnie z rozszerzonymi szeroko oczami. W końcu zgasił
papierosa i zaśmiał się, kręcąc głową.
— Boże, chroń Królową —
powiedział tylko i oboje skierowaliśmy się do sali konferencji.
Uchachana usiadłam koło Francji,
który zmrużył podejrzliwie na mnie oczy.
— Co? — zapytałam.
— Długo cię nie było. O czym rozmawiałaś
z Anglią?
— Wspólnie zastanawialiśmy się,
kiedy miałeś lobotomię i dlaczego ci nie pomogła.
— Zabawne — wycedził cicho.
— Przestań być zazdrosny —
mruknęłam cicho, przewracając oczami. — Dobrze wiesz, że to ciebie kocham.
— Naprawdę?! — Ucieszył się i
ignorując siedzącego obok Japonię, złapał mnie za rękę z błyszczącymi oczami.
— Nie — mruknęłam. — Powiedziałam
tylko to, co chciałeś usłyszeć.
— Jesteś perfidna — wycedził,
ściskając moje palce, miażdżąc je przy okazji. Skrzywiłam się, ale nie spuściłam
wzroku. — Kiedyś mogę taką odzywkę wziąć na poważnie…
— Zapamiętam, żeby nie żartować
już na ten temat — powiedziałam cicho. — Zaraz złamiesz mi palce.
Francja puścił mnie i obrażony
obrócił się przodem do mówiącego Ameryki. Ja natomiast rozmasowałam delikatnie
pod stołem skrzywdzoną dłoń i postanowiłam więcej nie rzucać takimi tekstami.
Nie było to ani śmieszne, ani w porządku. Ojciec zawsze mówił, że przejawiałam
cechy Aspergera. W sensie pierdolnęłam coś nie pomyślawszy, że jednak tak nie
wypada. Ale to nie jest usprawiedliwienie.
Gdy dźwignęłam wzrok, to
zobaczyłam, że Anglia przyglądał mi się z podniesioną brwią. Uśmiechnęłam się,
ale ten odwrócił wzrok. Oklapłam.
— Okay! Ktoś ma coś do
powiedzenia?! — zaskrzeczał Ameryka.
— Ja mam~. — Podniósł rękę
Francja, a ja spojrzałam na niego dziwnie, czując serce podchodzące do gardła.
— Ostatnio wynikł pewien… problem.
Jako, że ostatnie zdanie dodał po
polsku, już wiedziałam, że ruszył mój temat.
Zajebiście…
— Problem polega na Rosji.
— O błagam — powiedział marudnie
Anglia. — Temat ten został przewałkowany czterdzieści minut temu! Trzeba było
słuchać, zamiast ślinić się do dziewczyny.
— Nie o to chodzi — powiedział
Francja. — Rosja uwziął się na Natalię.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na
mnie, a ja poczułam chęć zapadnięcia się pod ziemię.
— Francis — powiedziałam słabo —
może jednak mów w swoim języku. Jak nie rozumiem co mówisz, to przynajmniej nie
jest mi wstyd.
— Szpieguje ją, nachodzi, aż jego
siostra w zeszłym tygodniu próbowała ją zabić! — powiedział poważnie, ignorując
mnie. — Żądam ukarania Białoruś embargiem.
— Nie uważasz, że to zbyt surowe?
— zapytał Niemcy.
Jak miło, że wszyscy mówią tak,
żebym zrozumiała…
— Absolutnie — prychnął Francis. —
Proponuję embargo na jabłka.
Spojrzałam na niego z czystym
mindfuck’iem.
— Zdajesz sobie sprawę, że to ją
rozwścieczy? — Ludwig zmarszczył czoło. — Zachwieje to jej gospodarką rolną.
Będzie stratna.
Wy tak serio o tych jabłkach?
— Akcja reakcja — odrzekł Francis.
— Białoruś nie może sobie podróżować ot tak po Europie i mordować ludzi, bo coś
jej nie pasuje.
— Ludzie mordują się na co dzień —
powiedział Anglia, upijając łyk herbaty. — Nie masz na to wpływu. Gdyby
Białoruś wykończyła kogoś innego, to nawet byś się nie zainteresował. Jesteś
wściekły, bo targnęła na twoją maskotkę.
Czułam, jak ciepło rozchodziło mi
się po twarzy.
— Nie zgadzam się na żadne embargo
— powiedział Ludwig. — Białoruś zrozumiała swój błąd.
— Wątpię — powiedział zmartwiony
Feliciano. — Jeżeli Rosja dalej interesuje się Bellą, to Białoruś tego
nie zostawi. Zlikwiduje każdego, kto stanie jej na drodze do szczęścia z
bratem.
— No właśnie — powiedział Francja.
— Dlatego trzeba ją ukarać!
— Nie uważasz, że może się
potem mścić, Francja-san?
— Natalia jest pod moją opieką, a
ja nie pozwolę, by się jej coś stało.
— Nie jesteś w stanie pilnować jej
dwadzieścia cztery godziny na dobę — powiedział stanowczo Anglia. — To człowiek
z własną nieprzymuszoną wolą, a nie chomik w terrarium. Jeszcze chwila, a
powołasz ONZ lub NATO.
— A co na to NATO? — zapytałam
nagle. — A NATO nic na to!
Zrobiłam minę typu XD, a reszta
ucichła i spojrzała na mnie dziwnie.
— To nie jest dobry pomysł, by
Natalia tu była — powiedział w końcu Ludwig, lustrując mnie wzrokiem. — Zaczął
się jej temat, mówicie po polsku, więc wszystko rozumie. Będzie nas rozpraszać.
— Ma chérie, proszę… —
powiedział Francis.
Zamilkłam.
— Wracając — powiedział Ludwig,
wciąż podejrzliwie na mnie patrząc. — Nałożenie embarga na Białoruś mija się z
celem. To co proponuję, to przede wszystkim skonfrontować z nią problem
osobiście.
— Masz na myśli zaprosić ją na
pogaduchy przy kawie i serniku? — zapytał z kpiną Francuz. — Bez urazy, Niemcy,
ale chyba sam nie wierzysz w powodzenie tego pomysłu.
— To najlogiczniejsze posunięcie w
tej sytuacji — oświadczył Niemcy. — Nakładając na nią embargo, możesz jedynie
pogorszyć sprawę. Białoruś, tak jak Natalia, jest nieobliczalna.
— Słucham? — zapytałam uprzejmie.
— Nie jestem nieobliczalna.
— Jesteś niereformowalna,
niestabilna emocjonalna oraz nieobliczalna w swoich działaniach — powiedział
spokojnie szwab, a ja poczułam rosnące ciśnienie w mózgu.
— Aha, spoko, i wywnioskowałeś to
na podstawie…? — Zachęciłam go ruchem dłoni o kontynuowanie swej zacnej myśli.
Zauważyłam przy okazji, że Ameryka i Anglia spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
— Natalia! — zagrzmiał Ludwig. —
Nie będziemy teraz wertować tutaj twojego profilu psychologicznego!
— A co, boisz się? — prychnęłam. —
Że ja potem przewertuję twój?
— Francis! — warknął Niemcy z
żyłką na czole. — Albo ją uciszysz, albo wyprowadzisz.
— No ale on zaczął! — zawyłam, gdy
Francja zmrużył na mnie oczy. — Dobra, będę cicho.
Wydęłam usta w podkówkę i spiorunowałam szkopa
wzrokiem.
— Rozmowa z Białorusią nie wchodzi
w grę — powiedział po chwili mój opiekun z MOPSu. — A skoro embargo również
nie, to co zostało innego?
— Ostrzeżenie oraz bojkot na
arenie międzynarodowej? — zapytał ucieszony Ameryka.
— Wiemy, Ameryko, że do bojkotu
jesteś pierwszy — powiedział Francis. — Zostawię więc to tobie.
— JUPI!
— Co?! — Anglia opluł się herbatą
na znak oburzenia się.
— Spokój! — Zdenerwował się
Niemcy. — Bojkot to też nie jest rozwiązanie!
— Słuchaj, Niemcy. — Kulturalnie
zwrócił się do szwaba wkurwiony już Francis. — Skoro uważasz, że „rozmowa”
rozwiąże problem, to zrób to!
— To nie jest mój problem! —
fuknął Ludwig.
— Teraz tak jakby i twój —
powiedziałam cicho. — Ratując życie, w pewien sposób stałeś się za nie
odpowiedzialny.
— O to, to, to! — Przyklasnął
Francis.
— Że co?! — Nastroszył się Ludwig.
— Kto niby tak powiedział?!
— Nie pamiętam, gdzieś
przeczytałam. — Zastanowiłam się. — Chyba w Chatce
Puchatka.
— Wszystko ci się miesza,
dziewczyno — burknął Lu przymykając oczy. — Cytat pochodzi z Małego Księcia i brzmi „Stajesz się
odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.”!
— O, w punkt! — Ucieszyłam się.
— Nie, nie w punkt! — Zdenerwowany
Niemiec aż wstał ze swojego miejsca, żeby się na mnie lepiej drzeć. — Ratowanie
życia a oswajanie kogoś to dwie różne rzeczy! W czym niby cię oswoiłem, co?!
— Oswoiłeś mnie z myślą, że dalej
muszę się męczyć na tym jebanym padole cierpienia i łez — odrzekłam i
wzruszyłam ramionami, oczekując blasku i oklasków. Przeliczyłam się. Tylko
jeszcze bardziej wnerwiłam szkopa.
— Natalia, nawet o tym nie myśl! —
warknął Ludwig.
— Naprawdę nie mamy lepszych
tematów do omówienia? — Anglia stracił cierpliwość, bo również wstał ze swojego
miejsca. — Ocieplenie klimatu to jest problem! Głód, klęski żywiołowe,
powodzie, które teraz wyniszczają Chorwację. Wojna na Ukrainie, TO są problemy!
A nie sprawa gówniary z zadupia! Skoro Francja nie potrafi rozwiązać takiej
błahostki, to co on w ogóle robi w zgrupowaniu G8?
Uśmiechnęłam się szeroko do
Anglii. Już puściłam mimo uszu tę „gówniarę”, ale gościu ewidentnie nie bał się
pojechać po wielkim ego Francji. I chyba właśnie za to go polubiłam. Bardzo.
Niczym w zwolnionym tempie widziałam, jak twarz Francisa robi się czerwona,
potem fioletowa, a na końcu purpurowa.
Trzy… Dwa… Jeden…
I bum.
Gównoburza od nowa. Westchnęłam
głośno i podparłam się łokciem o stół i dłonią o czoło. Rzuciłam oko na
szarpiących się i wrzeszczących chłopaków, pokręciłam głową i spojrzałam
tęsknie za okno, gdzie miasto otuliła już ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz