ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

sobota, 9 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴅʀᴜɢɪ – ᴢᴌᴀ ᴡɪᴀᴅᴏᴍᴏśᴄ́

Zatracałam się coraz bardziej. Czułam, że powoli moje serce zaczynało bić tylko wtedy, gdy obok był Francja. Nie podobało mi się to. Cały czas z tyłu głowy miałam złe myśli i złe przeczucia i choćbym chciała, nie potrafiłam w pełni cieszyć się codziennością.

Bardzo brakowało mi Aresa. Francis zaproponował kupno nowego szczeniaka specjalnie dla mnie, ale ja się nie zgodziłam. Ilość biednych psów w schronisku był moim pierwszym argumentem, a niegotowość na kolejnego psa drugim i ostatnim.

Jedyne co mnie zmartwiło to to, że od dnia komisji Piwowarczyk nie pojawił się już w szkole. Ani w domu. Tak jak wyszedł z placówki, tak ślad po nim zaginął. Jego matka zgłosiła zaginięcie na komisariacie policji, ci jednak rozłożyli ręce. Nie chodziło o to, że tęskniłam za tym tępakiem. Ale miałam nieodparte wrażenie, że chłopaka pozbyli się moi lokatorzy, ale gdy zaczęłam temat, Francja wzruszył ramionami.

Słyszałaś, że groził matce, że ucieknie za granicę. Nie jesteśmy mordercami, jeżeli to mi sugerujesz.

Nie uspokoiło mnie to. Co więcej, nie uwierzyłam mu, ale nie miałam odwagi drążyć tematu. Tak czy owak, na ślady Dawida nie natrafiono.

W szkole było całkiem zabawnie. Romano i Hiszpan tak dobrze poradzili sobie na komisji, że Alek został zawieszony w prawach ucznia. Bracia otoczyli mnie w szkole taką opieką, że kiedy jeden burak wyrzucił mi szyderczo w twarz na korytarzu co o mnie myślał (a myślał bardzo niepochlebnie), to Południowiec szybko postawił gościa do pionu.

Zauważyłam, że Paweł próbował kilka razy do mnie podejść, ale za każdym razem któryś z Włochów NAGLE miał do niego jakąś sprawę. Dotarło do mnie wtedy, że blond sukinsyn dał im cholernie jasne instrukcje co do ich pobytu w szkole. Bo poza robieniem za moich goryli, nic innego właściwie nie robili. Uczyć im się za bardzo nie chciało, co więcej nie potrafili wykorzystać swojej wiedzy na lekcjach. Hitlera jednak na razie nic nie pobiło. Jeszcze. Patrząc na braci wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.

Romano i Feliciano nie potrafili odpędzić się od dziewczyn. Szlag mnie trafiał, kiedy rozwydrzone panienki z tipsami na pół metra obskakiwały moich kuzynów jak małpy bananowce. W jednym i w drugim przypadku chodziło wyłącznie o banany.

 

 

***

 

[3 lutego 2017 — piątek]

Tego dnia wróciłam do domu zmęczona, ale przeszczęśliwa widmem nadchodzącego weekendu i zaplanowanego spanka do późna. Trzasnęłam drzwiami wejściowymi o ścianę i od progu zawołałam:

— Piątek, piątek, weekendu początek!

Z salonu wyszedł przeciągający się Francis. Ziewnął potężnie i spojrzał na mnie bystro:

— Cieszysz się, że spędzimy wspólnie weekend~?

— Vector jest dobry, ale nie ten kierunek — powiedziałam zadowolona. — Co na obiad?

Zrzuciłam buty i kurtkę i potruchtałam do kuchni, zaglądając po kolei do wszystkich garnków.

— Gdzie Włochy?

Przystopowałam, bo wyczułam w jego głosie jakieś napięcie.

— Nie wiem. — Odłożyłam ostrożnie przykrywkę z powrotem na garnek. — Odstawili mnie grzecznie pod drzwi i ruszyli w stronę samochodu. A co?

— Nic. Umyj ręce przed obiadem.

Oho. Ktoś ma podły humor.

— Francis, coś się stało? — zapytałam nieśmiało.

— Nie, wszystko jest w porządku. — Westchnął.

— No przecież widzę! — żachnęłam się i zbliżyłam się do niego. — Jesteś jakiś nerwowy.

— Możliwe. Szef do mnie dzwonił i tyle. Idź umyć ręce, nałożę nam.

Kiwnęłam głową i spełniłam polecenie bez słowa sprzeciwu. Higiena była ważna, to nie ulegało żadnej wątpliwości.

Gdy zasiadłam przy stole, w moje nozdrza uderzył smakowity zapach ratatouille. Cholernie smakowało mi to danie, więc czym prędzej chwyciłam w dłoń widelec.

— Smacznego! — rzuciłam uchachana do mojego osobistego kucharza. Zanim jednak wzięłam pierwszy kęs, do moich uszu dobiegł głos:

Ma chérie, łokcie ze stołu.

— „Łokcie ze stołu” — powtórzyłam przewracając oczami, ale wykonałam polecenie.

— I wyprostuj się.

— Jezu! Zawsze byłeś upierdliwy w kwestii savoir vivre przy stole, ale dzisiaj normalnie przesadzasz.

Zamilkłam widząc jego karcące spojrzenie.

Ewidentnie miał zły humor.

Jedliśmy chwilę w ciszy, a ja zatopiłam się w swoim świecie autystyka, zastanawiając się nad tym, co takiego Francja usłyszał od szefa, że zniszczyło mu to humor. W pewnym momencie serce podeszło mi do gardła, gdy pomyślałam, że może prezydent kazał mu wracać do siebie. 

Co wtedy? Pojedzie? A może będzie chciał mnie ze sobą zabrać? Nie mogłam rzucić szkoły, może uda się zrobić tak, że dołączę po maturze? O ile będzie mnie chciał…

Zaraz, chwila. O CZYM ja myślałam…?

Moje przemyślenia zostały jednak gwałtownie przerwane, gdy dobiegł mnie poirytowany głos Francisa:

— Nie baw się sztućcami.

Powoli uniosłam wzrok i wbiłam w niego mordercze spojrzenie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić widelcem i odejść obrażona od stołu, ale to byłoby za proste. No i przecież byłam u siebie.

Ej… No właśnie.

— Mój dom, moje zasady.

Mówiąc to odsunęłam się mocno na krześle tak, że aż zaskrzypiało o podłogę i położyłam nogi na stole. Francja wytrzeszczył na mnie oczy i powoli opuścił sztućce.

— Czyż nie? — zapytałam słodko, po czym beknęłam. — Oj, przepraszam~. A tak poza tym — dodałam słodko, by jeszcze bardziej mu dopierdolić — sztućce  w Polsce są znane od szesnastego wieku, a do ciebie dotarły sto lat później. Mając na uwadze ten czynnik w rozwoju kulturalnym, to za sto lat może dojdziesz do mojego poziomu.

— Jak ty się zachowujesz?! — syknął wściekły i wstał, a mnie nastroszyły się kudły na głowie.

— Ja? Na siebie popatrz! Jesteś zdenerwowany, a ja się martwię!

— Martwisz się — powtórzył, a we mnie zaczęło się gotować.

— A nie? — warknęłam. — Jesteś ślepy, idioto, czy jak? Oczywiście, że się martwię, bo…

Przerwałam i zbladłam. O mało nie powiedziałam czegoś, czego mogłabym później żałować.

— Bo? — zaczął naciskać, marszcząc czoło. 

— Się domyśl — burknęłam i wstałam od stołu.

Świetnie, Natalia. Nie potrafisz się dosłownie wyrazić, to zachowujesz się jak typiara z gimnazjum. Brawo.

Wyszłam do przedpokoju, ale po chwili się wróciłam i wytknęłam Francję palcem.

— Bo mi na tobie zależy, zadowolony?!

Spaliłam buraka i nie czekając na jego reakcję, wyparowałam z salonu do swojego pokoju. Zamknęłam się na zamek, przebrałam szybko w czyste ciuchy i ekspresowym tempem wyskoczyłam do korytarzyka by się ubrać i wyparowałam z domu, zanim ten zdążył mnie zatrzymać.

Gdy znalazłam się na zewnątrz, to tak szczerze, nie wiedziałam gdzie mam się podziać. Zdziwiło mnie i przy okazji zabolało to, że Francja do mnie nie zadzwonił. Zawsze wydzwaniał jak nawiedzony, a teraz telefon milczał.

Nie wytrzymując napięcia wyjęłam smartfon i wybrałam numer do mężczyzny. Odebrał już po drugim sygnale.

Właśnie miałem do ciebie…

— Słuchaj — zaczęłam, przerywając mu — zaczynam się naprawdę niepokoić.

Nie ma czym, ma chérie.

— Nie wciskaj mi kitu! — Zdenerwowałam się. — Nie jestem taką idiotką na jaką wyglądam i się kreuję, rozumiesz? Ubieraj się.

Słucham?

— Ubieraj się, zabieram cię do kina, restauracji, a potem do herbaciarni.

Ma chérie, nie wierzę, zapraszasz mnie na randkę~?

Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam podniecenie i radość w jego głosie.

— Nie mogę patrzeć na ciebie w tym stanie. Czekam pod blokiem.

Rozłączyłam się i westchnęłam.

Chyba mnie całkiem już pojebało.

 

***

 

Zabrałam Francisa na film Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Nie potrafiłam się skupić na filmie, ponieważ od środka wyżerała mnie i ciekawość, i stres. Jakoś tak wiedziałam, że za bardzo się tym wszystkim przejmowałam, ale nie potrafiłam opanować tej wewnętrznej spirali paranoi.

Kiedy po seansie ruszyliśmy do pobliskiej pizzerii, blondyn wciąż błądził myślami gdzieś daleko i rzadko się odzywał.

Wybraliśmy sobie miejsce na uboczu lokalu i wtedy, kiedy kelnerka przyjęła zamówienie, ja spojrzałam uważnie na Francisa.

— Jak tam bracia w szkole? — zapytał w końcu widząc mój wzrok.

— Idealnie spisują się w roli szpiclów i goryli. — Pokiwałam z uznaniem głową. — Ale… Ughhh…

— Ale co?

— Laski zabijają się o Włochów. — Spojrzałam w bok, skupiając wzrok na barwnej tapecie. — Strasznie to przykre.

— Dlaczego? — Francis zdziwił się moją odpowiedzią.

— To tak, jakbyś rzucił grosz między Żydów i patrzył, jak się o niego zabijają. Tu wystarczyło wrzucić Włocha.

— Twoje porównania są bardzo nieodpowiednie.

Zachichotałam i powiedziałam spokojnie:

— Nie rozumiem ich zachowania, ale widać, że braciom w to im graj. Całe szczęście, że nie ma ich więcej.

— Wiesz… Tak właściwie to jest ich trzech. — Francja zachichotał, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.

— Co ty gadasz?! Czekaj… Niech zgadnę. Włochy Środkowe!

Non, non, ma chérie. Seborga. Ich młodszy braciszek. I to właśnie on ma największe powodzenie wśród dziewczyn.

— Co ty pierdzielisz? — Zdziwiłam się i wyjęłam telefon z torebki. Jak zwykle wujcio Google mnie nie zawiódł. — Seborga, miasteczko w północno-zachodnich Włoszech, bla, bla, bla. Mikronacja. Mikronacja?

— Takie tam malutkie, bardzo malutkie terytorium, które deklaruje niepodległość, a my się z nich śmiejemy i ich nie uznajemy.

— A tak, pamiętam, Sealandia jest mikronacją.

— Tak i Szwecja kupił go na e-bayu.

Parsknęłam śmiechem.

— Masakra. Ale bycie mikronacją musi być ciężkie. — Posmutniałam.

— Może. — Wzruszył ramionami. — Ignorujemy ich, ale dajemy im zaistnieć jako część naszego folkloru, trzymając ich przy tym dość krótko.

— Jesteście podli — prychnęłam.

C’est la vie. Żaden zdrowy na umyśle Kraj nie pozwoli na utratę kontroli nad buńczucznym regionem, który marzy o niepodległości. Hmmm… Pamiętam, jak Seborga zaprosił moją siostrę na randkę~. (Takie jest życie.)

— I co? — Zaciekawiłam się.

— Powiedziała mu, że jak ją ogra w pokera to się zgodzi. Przegrał z kretesem. Ale i tak poszli.

— I co? — Podjarałam się.

— Cóż… Już dwadzieścia lat nie widzę go na swoich ziemiach, a Monako na samą wzmiankę przekręca tylko oczami.

Zaśmiałam się.

— Pamiętam Monako. W przeciwieństwie do ciebie jest normalna.

— Ale za bardzo się wszystkim martwi. — Podrapał się po brodzie. — Taka już jest i się nie zmieni. Ale w grze w pokera nie ma sobie równych, to fakt.

— Tak jak ty w pajacowaniu. — Przeciągnęłam się.

— Bardzo zabawne. — Przekręcił oczami i zamilkł.

 Podniosłam teatralnie jedną brew, położyłam łokcie na stole i powiedziałam:

— Dobrze, a teraz powiesz mi o co chodzi?

— Natalia, dobrze wiesz o co chodzi — powiedział.

— Francis, nie jestem jasnowidzem, wróżką, ani Wróżbitą Maciejem.

Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie.

— Gdybym wiedziała, to bym nie pytała — ciągnęłam. — Martwię się, bo…

— Rosja najechał na Ukrainę — powiedział spokojnie. — Naprawdę nic o tym nie słyszałaś?

Spojrzałam na niego głupio. Chyba doznałam poważnego erroru mózgu, bo Francja uśmiechnął się niedowierzająco.

— Naprawdę spodziewałem się, że słyszałaś. — Pokręcił z uśmiechem głową. — Wszystkie media o tym mówią od kilku godzin.

— Co ty gadasz? — spytałam cicho, czując, jak serce podchodzi mi do gardła. — Co TY do mnie MÓWISZ? Rosja… Na Ukrainę? Przecież to jego siostra! To chore! Jezus, Maria! — Złapałam się za głowę. — Wojna!

— Uspokój się, ma chérie, to tylko zwykła inwazja wojsk rosyjskich na wschodzie Ukrainy.

— Tylko?! To niby dlaczego jesteś taki zmierzły, co?!

— Cóż, szef poinformował mnie o spotkaniu szczytu ONZ…

Prychnęłam.

— ONZ to ściema. — Skrzyżowałam ręce na piersi. — Co zrobili, kiedy w Rwandzie mordowano ludzi w dziewięćdziesiątym czwartym, hę? Sto dni, skarbie, i milion wymordowanych Tutsi. Wiesz, jak nazywają to ludobójstwo? „Największą porażką ONZ”. No ale kontynuuj.

— Masz rację. Zanim ONZ się zbierze trochę minie, ale zebranie G7 będzie miało miejsce w przyszłym tygodniu.

— Co to jest G7? — Zdziwiłam się.

— Ugrupowanie siedmiu państw. Właściwie ośmiu, ale spodziewam się, że Rosja będzie zawieszony w członkostwie. Musimy zadecydować co zrobić w tej sytuacji.

— Zadecydować? Trzeba powstrzymać Ivana!

— I zapoczątkować nowy konflikt w Europie? — Dźwignął brew. — To nie jest takie proste… Och, merci, mademoiselle~.

Uśmiechnął się zniewalająco do kelnerki, która przyniosła nam pizzę, przez co młoda dziewczyna zaczerwieniła się po cebulki włosów i szybko uciekła od naszego stolika speszona. Obserwowałam ją chwilę i podniosłam brew, kiedy biedaczka potknęła się o krzesło. Cóż… Biedna, poniekąd ją rozumiałam.

— Smacznego! — Sięgnęłam po pierwszy kawałek i o mało nie zaśliniłam stołu.

— Nie rozmawiajmy już o tym — powiedział Francis. — Jesteśmy na randce, więc rozkoszujmy się swoim towarzystwem~.

— Twoim towarzystwem rozkoszuję się od sierpnia — mruknęłam. — A co za dużo to nie zdrowo.

Zachichotałam, gdy ten przekręcił oczami.

— Jakie Państwa wchodzą w skład G7?

— Na ten moment ja, Anglia, Kanada, Japonia, Ameryka, Niemcy i Włochy.

— Oł… — Podrapałam się po głowie.

— Hmmm? — mruknął pytająco.

— Nie spodziewałam się tam Japonii ani Kanady. Co robicie na takim spotkaniu?

— Omawiamy problemy świata i wymyślamy różne rozwiązania tychże problemów.

— I co? Rozwiązaliście już coś? — zapytałam uśmiechając się szyderczo. Zanim Francja zdążył mi odpowiedzieć poczułam, że ląduję pod ścianą. Potrząsnęłam grzywą i ze zdziwieniem zobaczyłam przed oczami uśmiechniętą gębę Gilberta.

— Ooooo pizza! Nie obrazisz się, jak się poczęstuję, co nie? Kuzyneczko? Kesesese~!

Gilbird na głowie szarego zaćwierkał radośnie, czym zwrócił uwagę siedzących dalej nastolatek.

— Gilbert! — syknęłam i poprawiłam się na sofie. — Co TY tu robisz?!

— Przechodziłem obok i zobaczyłem jak się objadacie, kesesese!

Francja pokręcił głową, a mnie piznęło tysiąc dwieście.

— Gilbert, misiu sympatyczny, czy mam ci zrobić kuku? — burknęłam niemiło. — Jesteśmy teraz na randce, więc nam przeszkadzasz!

Szkopa zatkało, a Francis uśmiechnął się szeroko, gdy to usłyszał.

— Co to się stało, że w końcu się z tobą umówiła? — Wskazał na mnie kciukiem, gdy zwrócił się do Francji. — Czekaj, nie mów mi, że to przez sytuację na Ukrainie, bo się poskładam! … Serio? Kesesese, czyli faktycznie miałeś rację, że trzeba byłoby wojny, żeby ta faszystowska Polka w końcu rozłożyła przed tobą nogi!

Zatkało mnie, gdy Gil rozpłakał się ze śmiechu i uderzył pięścią w stół. Przeniosłam wzrok mordercy na Francisa.

— Przepraszam, że w czym miałeś rację? — Poczułam, że lewe oko zaczyna skakać mi przez gwałtowny wzrost ciśnienia.

— Oho, chyba się zezłościła — zamruczał Prusak i bez skrępowania złapał mnie kciukiem i palcem za policzek i potarmosił mocno jak dzieciaka. — Spokojnie, braciszek Francja uspokoi cię w domu, kesesese!

Odtrąciłam jego rękę i poczułam pulsujący ból w miejscu, w którym ten szary kloc mnie pomiętosił.

— A nawet jeżeli się obrazi, to się, stary, nie przejmuj! — Prusy założył ręce za głowę i rozsiadł się wygodnie jak Popiełuszko w bagażniku. — Tamta kelnerka od początku patrzy na ciebie tęsknym wzrokiem…

— Starczy — powiedziałam cicho.

Gilbert i Francja spojrzeli na mnie, a ja zacisnęłam pięści na kolanach.

— Jesteś najgłupszym, najupierdliwszym, najbardziej egoistycznym egocentrykiem w całym pieprzonym Wszechświecie — warknęłam do niego. — Nie dość, że nam przerwałeś i zacząłeś wyżerać pizzę, to jeszcze… jeszcze… Ughhh! Nienawidzę cię, zasrany durniu!

Zabrałam kurtkę i spróbowałam się przecisnąć do wyjścia, ale zahaczyłam o nogę stołu, przez co wylądowałam na ziemi, przewracając krzesła przy sąsiednim stoliku. Zaszumiało mi w uszach, ale po chwili dotarł do mnie śmiech szaraka oraz grupki nastolatek. Zbierając swoją godność z podłogi, skierowałam się w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie.

Ledwo znalazłam się na zewnątrz, gdy ktoś złapał mnie za ramię.

— Zaczekaj, nie słuchaj Gilberta, on…

— Wracam do domu — powiedziałam, odwracając się w stronę Francisa. — Niech go szlag trafi. Ty rób co chcesz, ja mam już po dziurki w nosie jego towarzystwa. Albo wiesz co? Pójdę do Neli. Dziękuję za dziś, było super, ale cytując mojego dziadka: Było skromnie, miło, ale się rozpierdoliło.

Miałam przez chwilę odruch, by pocałować go w policzek, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Francis chyba to zauważył, bo złapał mnie za nadgarstek.

— Odprowadzę cię.

— Spokojnie — mruknęłam. — Ivan najeżdża siostrę czołgami, nie sądzę, by siedział gdzieś w krzakach, więc…

— Ja po prostu CHCĘ cię odprowadzić, ma chérie.

— Ach… — Przemieliłam szybko informację zwrotną. — Oki! A pizza?

— Gilbert zapłaci. — Wzruszył ramionami, a ja parsknęłam śmiechem.

— Niech je na zdrowie. — Wyszczerzyłam się i ruszyliśmy w stronę domu Neli.

 

***

 

Przyjaciółka słysząc o tym, jak brutalnie przerwano moją pierwszą w życiu randkę, popłakała się ze śmiechu. Znając na wylot jej charakter nawet nie łudziłam się, że będzie mi współczuć, czy powie zwykłe „czasami tak bywa, następna się uda. Nie przejmuj się!”. Ta, w snach.

Kiedy przestała wreszcie robić z siebie pajaca, zwróciła się do mnie dość ostro, co mnie nawet zaskoczyło:

— Co to za randka z żabolem?!

— Y.

— Jakie, kurwa, „Y” ja się pytam?! — Złapała mnie za kołnierz, a ja pozieleniałam ze stresu. — Randka?! Z ŻABOLEM?!

— Chciałam wyciągnąć z niego informacje — powiedziałam spokojnie, czując jednocześnie wstyd, że stchórzyłam. — Nazywaj to jak chcesz.

— Jakie informacje, bambusie?!

— No bo on taki dziwny był…

— On ZAWSZE jest dziwny! — prychnęła i puściła mnie. — Zboczeniec…

— Ivan napadł na Ukrainę — powiedziałam, ignorując jej mamrotanie. — Zbliża się szczyt G7.

— Oooo! — Nela momentalnie się ożywiła, a ja zaczęłam podejrzewać u niej bipolar. — Ale super! Może w końcu kogoś poznam! Gilbert mówił…

— Nie wymawiaj jego imienia przy mnie — warknęłam. — Chuj mnie strzela, jak o nim myślę.

— Gilbert jest zagilbisty! Tylko po prostu cię nie lubi. — Wzruszyła ramionami.

— Co ja mu takiego zrobiłam?! — zawołałam zaskoczona.

— Przypominasz mu Polskę, a oni się nienawidzą. — Zaśmiała się, a ja prychnęłam. Z drugiej jednak strony, poczułam w serduszku ciepełko, że sam Prusy Książęce widział we mnie Feliksa. — Wiem, że Prusak cię irytuje, ale…

— Irytuje? — prychnęłam. — Ten gościu sprawia, że teleportuję się w kosmos własną parą z dupy!

— On nie jest zły — fuknęła na mnie przyjaciółka. — Jest po prostu… Skrzywiony.

— Oni wszyscy są skrzywieni! — syknęłam. — Banda debili i degeneratów! Będąc na ich miejscu na pewno bym korzystała z uroków nieśmiertelności i osiągnęłabym coś, cokolwiek! A nie włóczyła się po Europie gnębiąc przy tym nastolatki z zadupia! A oni wszyscy są popieprzeni!

— Czyli to dlatego wszyscy cię polubili na Sylwestrze. — Złośliwie pokiwała głową Nela. — Ciągnie swój do swego.

— Spierdzielaj. Wcale mnie nie polubili, tylko wzięli mnie za pokemona Francji. Czysta ciekawość wobec nowej kapucynki na sznurku nie oznacza, że zapałali do mnie sympatią. Dodatkowo Rosja czyha na moją cnotę. Napalił się, bo jeszcze nigdy nie rżnął osobistego przydupasa Francisa. Pierdolę ten biznes. Zdam maturę i spierdalam na Podlasie, bo wariuję od tego wszystkiego.

— Weź coś na uspokojenie — warknęła Nela. — Bo znowu zaczynasz histeryzować.

— Ja histeryzuję? — Zdziwiłam się. — Spójrz na Francję, ile razy go od siebie odlepiałam? A co zrobił w moje urodziny? Rosja na mnie poluje! Paweł też jest jakiś dziwny. Ja pierdolę! Czy wszystko kręci się wokół seksu?!

— Brawo za spostrzegawczość — mruknęła z uznaniem Nela. — Świat od zawsze kręcił się wokół pieniędzy i seksu. Wiedziałam to już mając sześć lat. Tobie pojęcie tego zajęło aż osiemnaście. Brawo ty, debilu.

— Brawo ja! — powiedziałam z sarkazmem, klaszcząc przy tym w dłonie. — Wracając do szczytu G7, może rzeczywiście kogoś poznasz. Szczyt jest w Katowicach.

— Że cooooooo?! — Zaświeciły się jej oczy. — Skąd wiesz?!

— Francis mi powiedział. — Wzruszyłam ramionami i dźwignęłam świnkę morską od Neli na swoje kolana. — Jakby nie patrzeć, to Włochy, Niemcy i Francja są tutaj, więc dolecą tu Ameryka, Anglia, Japonia i Kanada.

— Jacy oni są? — zapytała cicho, przysuwając się do mnie i miziając Pana Ząbka za uchem. Zastanowiłam się trochę nad odpowiedzią i powiedziałam:

— Skrzywieni.

— A może coś więcej? — Przewróciła oczami.

Spojrzałam na nią dziwnie. Gdy wróciłam z pamiętnego Sylwestra, Nela na wstępie ostrzegła mnie, że nie chciała słyszeć nawet słowa na ten temat. Wciąż miała żal do swojej matki, że ta jej nie puściła, problemem było tylko to, że dziewczyna wyżyła się na mnie. Pani Grażyna była jedyną osobą, którą Nela szanowała i się na swój sposób nawet bała. Mimo to kochała swoją mamę i dodatkowo obie miały ten sam porywczy i wybuchowy charakter. Tylko, że pani Grazia się kontrolowała. Jej córka już niekoniecznie. Współczułam jej starszym braciom, którzy musieli się z nią użerać.

— Kanada jest bardzo… Bardzo grzeczny. Ma okulary i fryzurę jak Francis, tyle że krótszą i ma odstający loczek. Śmiesznie to wygląda. Nazywa się Matthiew i polubiłam go. Wydaje się być nieśmiały i mówi, że przez Amerykę wiele osób go nie zauważa. Nie rozumiałam o co mu chodzi, ja przecież widziałam go normalnie. Zrozumiałam to po czasie. Brat zawsze go przytłacza.

— A Ameryka?

— Jest głośny, ma ADHD i ego większe niż Prusak. Zdecydowanie ma coś z głową. A i nie dość, że gada z pełnymi ustami, to jeszcze żre jak świnia. Och, i uważa się za bohatera, hahahaha! Doprowadza tym innych do szału.

— Beka! — Roześmiała się głośno.

— Japonii nie znam, ale kojarzy mi się z żarciem, więc go lubię.

— A Anglia?

Zamyśliłam się.

— Nie trawi Francji.

— Więc już go lubię! A jak wygląda?

— Anglia? Jest… — Podrapałam się po głowie. — Jest bardzo przystojny. Szczupły, wysoki blondyn o zielonych oczach i rozmierzwionych na cztery strony świata włosach. Krzaczaste brwi i... — Zamyśliłam się. — I jest wybuchowy. I cyniczny, super operuje sarkazmem, mogłabym mu cisnąć cały dzień, żeby słowny ping-pong trwał w najlepsze. O! I lubi Harry’ego Pottera! — Podjarałam się. — I słucha rocka, a nawet pijemy tą samą herbatę! Lubi literaturę, tak jak ja! Tylko zauważyłam, że ma bardzo niską samoocenę i pewność siebie równą zeru. Prawdopodobnie ma schizofrenię paranoidalną, bo gdy rozmawialiśmy, to często odwracał się w bok i gadał do kogoś. Było to dziwne, nawet jak na mnie…

— Natalia, błagam, olej żabola i weź się za Anglię — powiedziała, szczerząc się od ucha do ucha. — Nawet niedojebanie macie na podobnym poziomie!

— Czy ciebie pojednało? — Zamrugałam. — Nela, ja mam osiemnaście lat i jestem człowiekiem! To nie jest, kurwa, Zmierzch ani koncert życzeń. Poza tym — prychnęłam — Francja by go chyba zabił i tak się już nie lubią. Nie będę mieszać dla własnej rozrywki, bo tak się nie robi. Oczywiście pod warunkiem, że Anglia by w ogóle na mnie spojrzał, w co wątpię.

— Przesadzasz. — Machnęła ręką. — Trzeba używać życia!

— Używam życia, nie widać?

— Jedyne czego używasz, to kalkulatora na matematyce, a i tak potrafisz oblać.

— No niby tak, ale, kurwa, nie do końca. — Zachichotałam i spojrzałam na telefon. — O cholera, późno jest. Muszę się już zbierać.

Wstałam z łóżka w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili do pokoju dumnym adidasem wkroczył Niemcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...