ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

środa, 6 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ – ᴘᴏᴅᴡᴏ́ᴊɴᴇ ᴋᴌᴏᴘᴏᴛʏ

 

[19 stycznia 2017 — czwartek]

Ten tydzień był bardzo ciężki do przeżycia.

Sprawa spania samemu nie wchodziła w grę przez nawracające koszmary senne, przez które budziłam się zalana potem. Po dwóch nieprzespanych nocach, poddałam się i wpuściłam Francję z powrotem do pokoju. On sam nie robił żadnych podejrzanych ruchów wobec mnie, ponieważ triumf wygranej mu wystarczał. Przynajmniej na jakiś czas.

Natomiast w szkole… Cóż…

Pominę kwestię dyżurów na rzecz szkoły. Klasa była, kulturalnie mówiąc, wkurwiona tym wszystkim, ale pomimo marudzenia i tak wszyscy wykonywaliśmy brudną robotę. Prócz braci, bo byli nowi.

Bracia ubierali się dość… markowo, czym dodatkowo wzbudzali zainteresowanie i skrajne emocje wśród uczniów. Tak, jak Feliciano był sympatyczny i życzliwy do każdego, zwłaszcza do dziewczyn!, tak Romano nie silił się nawet na odrobinę sympatii do kogokolwiek. Prócz ładnych dziewczyn.

Co dziwne, to właśnie on, jako humorzasty i niedostępny Włoch, wzbudzał największe ochy i achy wśród uczennic, które śliniły się na sam jego widok za każdym razem.

Co jeszcze dziwniejsze dla mnie, laski, które najczęściej mi dokuczały na korytarzach czy pokazywały mnie palcami, teraz nagle stały się dla mnie miłe i każda chciała nagle zostać moją przyjaciółką. Pieprzona psychologia, choć przyznać musiałam, że dzięki takiemu zagraniu Francisa zyskałam trochę spokoju i mniej stresów na korytarzu.

W tym dniu, w czwartek, na pierwszej lekcji była historia i nie mogłam się jej doczekać, bo dotrwaliśmy do długo wyczekiwanej przeze mnie drugiej wojny światowej. Zasiadłam ucieszona do ławki z Moniką i z niecierpliwością zagryzłam wargę. Feliciano i Romano zasiedli tuż przed nami, a te kilka dni sprawiło, że przyzwyczaiłam się do ich obecności w szkole.

Do klasy wszedł nauczyciel i zasiadł przy biurku poprawiając okulary. Pan Łukaszewski był dobrym i wyrozumiałym nauczycielem, a historia była moim ukochanym przedmiotem. Potrafił zainteresować przedmiotem tak, że nawet chłopaki siedzieli cicho i uważnie słuchali, co miał do powiedzenia. Dodatkowo na każdej lekcji krzepił w nas patriotyzm, a miłość do Ojczyzny pokazywał na każdym kroku, czy to słowem czy zaangażowaniem. I co najważniejsze, potrafił tym zarażać.

Sprawdził obecność dość sprawnie i szybko, po czym spojrzał na nas z uśmiechem.

— Moi kochani. Dziś zaczynamy bardzo ważny temat, a mianowicie wybuch drugiej wojny światowej. Zanim jednak do niego dojdziemy, kto nam przypomni ówczesną sytuację polityczną na świecie?

Moja ręka wyleciała jak z procy w górę, a gdy wzrok Łukaszewskiego spoczął na mnie, Feliciano wstał z miejsca i zaczął machać ręką jak oszalały.

— Ja! Ja wiem! Ja wiem! To było tak, że pan Adolf…

Klasa parsknęła na słowa „pan Adolf”, a ja zbladłam.

Toż to złodziej chce mi zajebać piątkę z historii!

— Feliciano — szepnęłam, pochylając się do przodu. — Zabiję cię, jak pójdziesz do odpowiedzi!

— Super, eeee… — Nauczyciel zerknął do dziennika. — Panie Vargas! Jak miło, że chce pan odpowiadać i to na taki temat! Zapraszam na środek. Pani Natalio, proszę nie robić takiej miny, będzie miała pani jeszcze mnóstwo okazji by się wykazać.

Oklapłam na krzesło i wbiłam morderczy wzrok we Włocha. Włochy Weneckie natomiast w radosnych podskokach ruszył na środek sali i pomachał mi radośnie.

Zabiję cię, pomyślałam, łamiąc przy tym trzymany w dłoni ołówek.

— Natalia! — Zdumiona Monika wytrzeszczyła na mnie oczy.

— No więc, może zacznijmy o tym… — Łukaszewski zerknął na chłopaka, ale Feliciano wziął głęboki oddech i wypalił:

— Zaczęło się od tego, że Niemcy dostał nowego szefa! Pan Adolf został kanclerzem w tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku i miał takiego śmiesznego, małego wąsa. Był nieprzyjemny i straszny. Szybko się denerwował, jak się coś złego powiedziało, bo to było nie po jego myśli. Nie lubił też pasty i raz wyrzucił ją przez okno. Dużo też wrzeszczał i wydzielał nieprzyjemny zapach.

Klasa zaczęła się śmiać, a mnie opadła szczęka. Czy on właśnie opisuje swoje spotkanie z Hitlerem? NA FORUM KLASY?!

 — Sprzeciw! — krzyknęłam szybko, podnosząc rękę. — Owszem, Hitler miał problemy z gazami, ale to chyba nie jest najważniejsze w tej sprawie, prawda? — Ostatnie słowo wycedziłam do Włocha, a ten chwilę się zamyślił i dodał:

— Tak! Pan Adolf prowadził bardzo agresywną politykę zagraniczną i bardzo nie lubił Żydów. Niemcy miał to na rękę…

— Ha! Wiedziałam! — Klasnęłam w dłonie. — WIE-DZIA-ŁAM!

— Pani Natalio, niech pani pozwoli chłopakowi mówić. — Nauczyciel pogroził mi palcem.

— Ale to też dlatego, że Niemcy miał już dosyć robienia zegarów z kukułką, a u mnie było mało pracy…

— O czym ty teraz tutaj mówisz?! — krzyknęłam z niedowierzaniem. — Zegar? Z KUKUŁKĄ?!

— Pani Natalio, jeszcze raz podniesie pani głos to wyjdzie pani z klasy! — Zdenerwował się Łukaszewski.

— Emmm… Na czym to ja… — Feliciano zastanowił się chwilę, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. — A no tak. I wtedy nasz szef związał sojusz z Niemcami. A może to było w trzydziestym szóstym? Nie pamiętam… Ale! — Podniósł ucieszony palec. — Mogę wam poopowiadać o racjach żywnościowych żołnierzy! Były straszne! Zwłaszcza w Afryce, a pasty nie dało się tam gotować, Niemcy zabraniał! Ale Niemcy dbał, Niemcy dobry był!

— Yyyyy… — Łukaszewski autentycznie stracił wątek. — Może kiedy indziej, opowiedz nam, proszę, o Mussolinim. Jak we Włoszech uczycie się na ten temat?

— Uczymy? — Feliciano się zawiesił, a ja schowałam twarz w dłoniach. — Duce nie był dobrym szefem — wymamrotał po chwili. — Ale za to pociągi jeździły zawsze punktualnie.

— Dziękuję… Siadaj, proszę…

— Co dostałem?!

— Na zachętę cztery, ale…

CO?! Dostał czwórkę za tekst o śmierdzącym Hitlerze i zegarze z kukułką?!

— Dziękuję!

Ucieszony Włoch nawet nie wysłuchał nauczyciela o końca, tylko usiadł na swoim miejscu i wystawił dłoń do brata, by przybić piątkę, ale Romano prychnął. Łukaszewski chyba za bardzo nie wiedział, co tu się przed chwilą odpierdoliło, bo zawisł wzrokiem gdzieś w przestrzeni z oczami jak pięć złotych.

Dostałam tiku nerwowego w prawej powiece z dwóch powodów. Po pierwsze Włochy bez skrępowania opowiadał o przeszłości przy wszystkich. Po drugie, jego opowiadania ni kupy ni dupy się nie trzymały. Więc nawet jakbym go zapytała, to owszem, z radością by mi o wojnie opowiedział. Ale nie to, co by mnie interesowało, tylko same ciulstwa.

— Pani Natalia? — Belfer spojrzał na mnie z nadzieją, a ja się skrzywiłam.

— Mój kuzyn już chyba wyczerpał temat — mruknęłam obrażona.

— W takim razie otwórzcie podręczniki i do zeszytu wpiszcie temat „Kampania wrześniowa”…

Usiadł przy tym przy biurku kręcąc z niedowierzaniem głową.

 

***

 

Historia minęła bardzo szybko, a zaraz po niej biologia i chemia. Gdy nadeszła długa przerwa, Nela zeszła do mojej klasy i usiadła ciężko na ławce koło mnie.

— Jestem zmęczona — powiedziała przyjaciółka. — Zmęczona szkołą i życiem.

— W wieku szesnastu lat? Jakież to smutne. — Przekręciłam oczami.

— Zazdroszczę im — mruknęła Nela.

— Komu i czego, bezbożnico?

— No IM. — Wskazała głową na braci, którzy opierali się o ścianę niedaleko nas i żywo o czymś dyskutowali. — Chciałabym być taka jak oni.

— Ja nie. Brać udział w każdej wojnie i widzieć jak wszyscy przyjaciele wokół mnie umierają? W życiu.

— Będąc jedną z nich mogłabym być z Ludwigiem. — Westchnęła. — To boli…

— Nela… — Spojrzałam na nią współczująco, a ona spojrzała na mnie z ukosa.

— Jak ty to robisz?

— Co? — Zgłupiałam.

— No to wszystko. Z Francją — mruknęła. — Ten pieprzony żabol biega za tobą z wywalonym jęzorem, a ty nawet na niego nie spojrzysz…

Zrobiło mi się niedobrze.

— Biega za mną?

Zasada numer trzy, zrób się głupim, wyjdziesz na wolność.

— Natalia… — szepnęła z niedowierzaniem. — Nie zauważyłaś?

— Emmm… Jesteśmy przyjaciółmi. — Uśmiechnęłam się szeroko, czując się podle. — Nic więcej.

— Może to i lepiej — powiedziała, znów przenosząc wzrok na Włochów. — Zmarnowałabyś się przy nim. Nienawidzę go…

Nie odpowiedziałam, tylko wbiłam wzrok w swoje buty. Chyba pierwszy raz tak perfidnie skłamałam Neli w oczy. Ciekawe, jakby zareagowała, gdybym powiedziała prawdę? Pewnie posłałaby mnie na księżyc.

— Hej! Patrz jak łazisz, makaroniarzu!

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, jak Feliciano odbija się plecami od ściany, a trzech kolesi z klasy piłkarskiej śmiało się w głos.

— H-Hej! — Wstałam, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

— Myślicie, że jak jesteście z Włoch, to się możecie tutaj panoszyć i podrywać nasze dziewczyny?! — wydarł się przypakowany blondyn, a z tego co się orientowałam, była to gwiazdeczka trzeciej B. Pieprzony gnojek, który lubił podstawiać mi nogi na korytarzu czy wytykać mnie placami z kolegami.

Zrobiło mi się gorąco ze stresu. Nie mogłam się ruszyć. Przy naszej klasie ucichło, ale nikt nie kwapił się wtrącić. Prócz oczywiście Neli.

— Radzę wam się odpierdolić! — krzyknęła dziewczyna, a ja poczułam wstyd, że się bałam.

Nela nigdy się nie bała…

— Zamknij się tam! — warknął jeden.

— Ooooooo, nieładnie tak mówić do kobiet, draniu — warknął Romano. — A od mojego brata to się, kurwa, odczep, bo tylko ja mogę mu przyłożyć. Kapujesz?!

— Jaki wyszczekany! — Zaśmiał się. — Wracajcie tam, skąd przyszliście, nie potrzebujemy tutaj neapolitańców.

Splunął pod nogi Włocha, a ja przysięgam, że jego loczek momentalnie się wyprostował. Ale to było wrażenie trwające sekundę, bo chwilę później Romano z całej siły pieprznął agresora z byka w brzuch.

— Alek!

Ale Alek wylądował na plecach na ziemi i złapał się dłońmi za bebechy. Skulił się do pozycji embriona, a na twarzy zrobił się najpierw zielony, a później fioletowy.

— Ej! On zaraz puści pawia!

Ale troska kumpli długo nie trwała, bo Romano zasadził jednemu z nich kopniaka w plecy, przewalając go tym na podłogę, a drugi widząc to wszystko, po prostu dał nogi za pas.

— Nic wam nie jest? — Podbiegłam do Włochów, a Alek odpowiedział:

— Na szczęście nic…

— Nie do was mówiłyśmy — prychnęła Nela, stając przy Włochu Południowym. — I lepiej to zapamiętaj, debilu! Masz szczęście, że Romano cię załatwił, bo inaczej MY byśmy ci skopały dupsko, zasrańcu. Co nie, Dibu?

— Tak — powiedziałam cicho, po czym odchrząknęłam. — Tak. Jeszcze raz ruszysz moich kuzynów, to cię zajebiemy na miejscu!

Brawo! Skończ być wreszcie pipą, Natalia.

I w tym momencie na piętro weszła Wiciewicz w towarzystwie tego trzeciego, co przed chwilą zwiał. Omiotła wzrokiem kaszlącego na ziemi Alka, jego jęczącego kompana oraz naszą czwórkę.

— Widzimy się u dyrektora — syknęła na nas.

Po czym zeszła schodami w dół.

— O kurwa. — Westchnęłam.

Ruszyliśmy za nią, chcąc czy nie.

 

***

 

Zanim Wiciewicz wpadła na to, żeby przejrzeć szkolny monitoring, to darła się na nas przez dobre dziesięć minut. Wyzywała nas od idiotów i kretynów, opluwała nas śliną i groziła wyrzuceniem ze szkoły. Byłam blada i raczej nie miałam odwagi się odezwać, nawet we własnej obronie. Wtedy przyszła inna nauczycielka z nagraniem monitoringu na laptopie, i gdy sprawa się wyjaśniła, mnie, Nelę i Feliciano puściła i przeprosiła, natomiast Romano oraz reszta dostali pisemne wezwanie rodziców na komisję wychowawczą w poniedziałek.

No bo przecież było za łatwo.

 

***

 

Ta cała sprawa tak mnie ruszyła, że postanowiłam nie iść na ostatnie dwie lekcje, tylko spokojnie ruszyłam do domu. I gdy tak szłam zamyślona i zmarznięta przez skróty na park, zaczepił mnie koleś. Na początku nie zwróciłam na niego uwagi, ale w końcu dotarło do mnie, że on ewidentnie czegoś ode mnie chciał. A puszki na drobniaki na rzecz Fundacji nie posiadał.

— Słucham? — mruknęłam i spojrzałam na niego.

Poznałam go. Chodził do klasy razem z Alkiem i resztą gwiazdeczek sportu.

— Masz ogień?

— A wyglądam jakbym paliła? — burknęłam i odwróciłam się do niego. — No właśnie.

Nawet nie siliłam się na uprzejmość, bo nienawidziłam całej tej pieprzonej trzeciej B za te wyzwiska i wyśmiewanie. A on był gorszy niż Alek…

— To pożycz dychę.

— Spierdalaj — burknęłam nieprzyjemnie i przyspieszyłam.

— Hej! Jak ty się do mnie odzywasz, co?!

Poczułam ból w ramieniu, kiedy koleś złapał mnie za ramię i siłą do siebie odwrócił.

— Weź się odczep!

— I tak dajesz dupy za kasę, co ci szkodzi wyskoczyć z kilku groszy? — Szarpnął mną jeszcze raz, a mnie podeszła gula do gardła.

Jakim, kurwa, pierdolonym cudem chociaż RAZ w ciągu tego jebanego roku szkolnego udało mi się wyjść SAMEJ i JUŻ przyciągnąć kłopoty?!

— Puszczaj mnie!

— Dawaj kasę, powiedziałem!

Popchnął mnie, a ja wylądowałam na chodniku. Najgorsze było to, że nikogo nie było wokół, by mi pomóc.

— Odwal się ode mnie! — krzyknęłam i wstałam.

— Ty chyba dawno wpierdolu nie dostałaś. — Wściekł się i złapał mnie za przód kurtki.

— Powiedziałam: NIE DOTYKAJ!

Odepchnęłam go mocno od siebie, a adrenalina w moich żyłach w ciągu kilku sekund uderzyła mi do mózgu. Miałam wrażenie, że zaczęłam widzieć wszystko na czerwono. Nie czekałam już na jego ruch. Złapałam go za kołnierz kurtki i z całej siły przypieprzyłam mu w twarz z kolanka. Z jego nosa trysnęła krew, chłopak jęknął z bólu, a po chwili moja pięść wylądowała na jego lewym policzku.

Ból w mojej ręce był nieważny. Zrobiłam krok w tył i nogą popchnęłam go w tył. Nim się spostrzegłam, ten upadł. Spojrzał na mnie, już nawet nie ze złością, ale ze szczerym zdumieniem, a nawet ze strachem.

Rzuciłam się do ucieczki w momencie, gdy ten dźwignął się chwiejnie na równe nogi. Biegłam jak oszalała w stronę domu, mijając przechodniów, łapiąc przy tym kolkę i zadyszkę. Gdy zobaczyłam w oddali swój blok, pomimo bólu przyspieszyłam. Ręce trzęsły mi się z emocji i nerwów, przez co klucze wypadały mi raz za razem ze zdrętwiałych palców. W końcu po dostaniu się do klatki schodowej, wbiegłam do mieszkania i rozpaczliwie łapiąc oddech, zamknęłam drzwi na zamek oraz oparłam się plecami o drzwi wejściowe.

Dyszałam niczym zboczeniec w słuchawkę, aż w końcu opadłam na podłogę. Światło w przedpokoju zaświeciło się, a ja usłyszałam zaskoczony głos Francji.

Nie zareagowałam, tylko schowałam głowę w trzęsące się kolana i spróbowałam się jakoś uspokoić.

To koniec. Wpadłam w amok...

A teraz, ten pieprzony sukinkot wezwie policję, mnie wyrzucą ze szkoły i dodatkowo będę mieć sprawę w sądzie za pobicie.

Rozpłakałam się głośno, ignorując pytania Francisa. Byłam teraz we własnym świecie, gdzie nie potrafiłam zrozumieć przemocy, jakiej się dopuściłam. Mimo, że była to obrona własna, to chyba poniosło mnie CIUT ZA BARDZO.

— Uspokój się i powiedz, co się stało! Gdzie są bracia? — Potrząsnął mną za ramiona.

Spojrzałam na niego wystraszona i pokręciłam głową. W końcu z moich ust uleciały zduszone słowa:

— Bracia są w szkole.

— A co TY tutaj robisz? Wstań…

Odepchnęłam jego rękę i zamknęłam oczy, opierając głowę o drzwi.

— Daj mi… Daj mi złapać oddech…

Francis nie czekał, tylko dźwignął mnie na ręce i ruszył do salonu.

— H-Hej…!

Gdy posadził mnie na kanapie, sam usiadł koło mnie i próbował rozebrać mnie z kurtki. Pomogłam mu w milczeniu i gdy w końcu pozbyłam się zimowych ubrań i butów, podkuliłam nogi i spojrzałam w okno.

— Mam kłopoty. Ogromne — powiedziałam w końcu pociągając nosem.

— Ivan? — wyszeptał Francis, a ja pokręciłam głową.

— Pobiłam chłopaka w obronie własnej.

Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, spojrzałam na Francisa.

— Słyszałeś? — zapytałam cicho. — Pobiłam chłopaka w obronie własnej.

— Chciał cię posiąść?

— Co? … Boże uchowaj! Zaczepił, szarpnął i chyba chciał mnie okraść. Nie wiem, może to ostatnie sobie sama dopisałam … Francis, mam przesrane, to chłopak z mojej szkoły! Wezwie policję…

— Działałaś w obronie własnej — powiedział spokojnie.

— Kto mi to udowodni? Znając życie pewnie nie ma tam monitoringu. Moje słowo przeciwko jemu.

— Nie przejmuj się. — Westchnął. — Najwyżej wpłacę za ciebie kaucję.

— Ha, ha, ha, no naprawdę bardzo śmieszne!

— Poza tym, wiesz jak nazywa się ta sytuacja?

— Jak? — zapytałam zdziwiona.

— Lekcja ostrożności i wyobraźni. Dla mnie darmowa, dla ciebie niestety płatna.

— Jedno wyjście samej przez pół roku i od razu kłopoty. — Pokręciłam głową z niedowierzaniem. — A propos kłopotów! — Pstryknęłam palcami. — Romano ma komisję wychowawczą.

— A co to takiego? — Zdziwił się blondyn, drapiąc się po głowie.

— Emmm… Pobił chłopaka… W-W obronie własnej…

Zapadła cisza, podczas której przez chwilę lustrowaliśmy się wzrokiem. Uniosłam brwi w oczekiwaniu na odpowiedź Francisa.

— I na czym polega komisja wychowawcza? — zapytał w końcu z kamienną twarzą.

— Na tym, mój drogi, że wzywani są opiekunowie prawni, czyli zazwyczaj rodzice, na rozmowę z nauczycielami. Mnie też to pewnie czeka — powiedziałam i zbladłam. — Jak moi starzy się dowiedzą, to albo mnie zabiorą do siebie, albo wrócą na Śląsk i… i…

Zamilkłam.

— I wtedy się pożegnamy — dokończył za mnie Francja. — To chciałaś powiedzieć, prawda?

Nie odpowiedziałam, tylko westchnęłam.

— Wiesz — zaczęłam po chwili ciszy — za bardzo się do was przyzwyczaiłam. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez was.

— To wyjedź z nami po maturze — powiedział, wzruszając ramionami. — Wiem! Na wakacje pojedźmy razem do mnie, do Paryża. Na tydzień. Albo na dwa. Zobaczysz mój dom. Marsylię. Chcę ci to wszystko pokazać.

„Nawet się nie obejrzysz jak będziesz w Paryżu”

— Jak zdam maturę, to porozmawiamy. — Zmusiłam się do neutralnej odpowiedzi. — Na razie nic nie obiecuję, bo jak obleję, to mam wakacje z głowy.

Miałam wrażenie, że Francis był coraz bliżej mnie, więc wstałam i podreptałam do kuchni. Serce waliło mi jak oszalałe i wewnątrz siebie czułam ogień. Autentycznie czułam jak się palę.

Cała się w środku paliłam.

Ma chérie?

Spanikowałam, gdy usłyszałam jak wszedł do kuchni, więc udałam, że zerkam przez okno.

— Włochy wracają — mruknęłam z ulgą ciesząc się, że wreszcie temat się skończy.

— Wszystko w porządku? — zapytał rozbawiony, ale ja już ruszyłam do przedpokoju i otworzyłam im drzwi.

— Romano! — krzyknęłam zestresowana na widok starszego z braci. — Jak tam w szkole, co?!

— A tobie co znowu? — burknął Południowiec mierząc mnie wzrokiem. — Ten drań znowu ci się narzucał?

Pozieleniałam na twarzy.

— Nie! — Potrząsnęłam gwałtownie głową. — Ale…

Kazałem wam jej pilnować. — Obok mnie stanął Francis i skrzyżował ręce na piersi.

Ku mojemu zdziwieniu bracia krzyknęli i przytulili się do siebie.

Przepraszam! Bardzo przepraszam! — Feliciano rozryczał się, a mnie zrobiło się słabo. — Nie wiedzieliśmy o tym! Jak się zorientowaliśmy, to wróciliśmy!

Uciekła wam, przez co ją napadnięto. — Wściekł się blondyn, a ja zamrugałam.

Ni chuj nie oganiałam tego, o czym oni mówili, ale wiedziałam jedno. Bracia przeraźliwie bali się Francji. I w sumie się nie dziwiłam, bo atmosfera zrobiła się tak ciężka, że poczułam, jak moje plecy stają się całe mokre. Dodatkowo nie potrafiłam oderwać od podłogi pięt, by uciec do swojego pokoju i zabarykadować się jak Krzyżacy w Malborku.

Nic jej nie ma! — odparował Romano, ale zauważyłam, że cały się trząsł. — Znając życie to pewnie twoja wina, draniu! P-Pieprzony żabojad!

— Spokój! — Odważyłam się w końcu odezwać. — Starczy tego! Romano, co z komisją wychowawczą?

Atmosfera powoli się oczyszczała, a Feliciano uciekł do salonu. Południowiec natomiast spojrzał na mnie:

— Masz nienormalną dyrektorkę — żachnął się. — Darła się po mnie i po tych draniach, jakby postradała zmysły.

— No ale co mówiła? — zaczęłam naciskać.

— Kazała mi się zjawić z RODZICAMI w poniedziałek na szesnastą. Heh, życzyłem jej powodzenia.

— Francis? — Spojrzałam spanikowana na Francuza. — Co teraz?

Mężczyzna westchnął i wyciągnął telefon. Chwilę z kimś rozmawiał, po czym zadowolony spojrzał na mnie:

— Antonio wróci jutro. Jakoś to załatwimy~. A teraz do lekcji, dzieci. Papa wam zrobi obiad, a TY… — Złapał mnie pod łokieć. — Nie przejmuj się. Nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać. Rozumiesz?

Pokiwałam posłusznie głową, a ten uśmiechnął się czule.

Très bien~. Do lekcji.

Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Kiwnęłam głową i zniknęłam w swoim pokoju, zamykając się na zamek. Musiałam to wszystko jakoś przemyśleć. Nie tylko sprawę z chłopakiem, ale też sprawę z Francją. Paryż nie brzmiał źle, pod warunkiem, że on puściłby mnie z powrotem do domu.

 

***

 

[20 stycznia 2017 — piątek]

Siedziałam w gabinecie dyrektora i byłam przerażona. Ręce trzęsły mi się na kolanach i z trudem powstrzymywałam drżenie kolan.

— Pani Natalio — odezwał się w końcu pan Adamowicz, patrząc na mnie uważnie. — Powiedz mi, proszę, dlaczego tutaj jesteś?

— Nie wiem tego, panie dyrektorze — wymamrotałam.

— Więc dlaczego jesteś taka roztrzęsiona?

— Bo jestem histeryczką, panie dyrektorze. — Zawiesiłam wzrok na trampkach. — Nie zrobiłam nic złego…

— Pani Natalio — przerwał mi smutno. — Chciałbym w to wierzyć, ale niestety byli dziś u mnie rodzice tego biednego chłopaka. Pan Dawid musiał zostać odwieziony wczoraj do szpitala na obdukcję. Państwo Piwowarczyk zagrozili, że wezwą policję. Poprosiłem, żeby się wstrzymali. Jest pani dobrą uczennicą, dlatego niezbyt wierzę w to, co pan Dawid powiedział.

— A co powiedział? — Z nadzieją spojrzałam w końcu na dyrektora. Starszy mężczyzna westchnął.

— Pan Piwowarczyk twierdzi, że rzuciła się pani na niego z pięściami. Bez powodu.

— To kłamstwo! — rzuciłam gwałtownie. — Zaczepił mnie i zaczął szarpać! Był agresywny, broniłam się!

— Pani Natalio… — Westchnął. — Ja pani wierzę. Problem polega na tym, że nie mogę tej sprawy tak zostawić.

— Jakoś nie było tego problemu, kiedy JA potrzebowałam pomocy… — wyrzuciłam z siebie, czując łzy pod powiekami. — Gdzie pan był, kiedy moja klasa mnie gnębiła? Gdzie było grono pedagogiczne, kiedy chłopacy zamykali mnie w kabinie w kiblu i wylewali na mnie wodę z kibla? Gdzie był ktokolwiek, kiedy…

Zamilkłam.

… kiedy próbowali mnie dotykać? ...

— Zareagowaliście dopiero, kiedy przyszło do was zawiadomienie o próbie samobójczej — dodałam cicho, widząc, że dyrektor nie zamierzał mi odpowiedzieć. — Wiem, że prawo w Polsce jest do zmiany od gruntu, bo chroni oprawcę, a nie ofiarę. Tak samo jest w tym przypadku. Broniłam się, ponieważ zostałam zaatakowana przez wyrostka, z którym nie radzą sobie nauczyciele. Myśli, że jest bezkarny. Ale NIE jest. A ja nie będę ponosić za to odpowiedzialności.

Byłam z siebie dumna. Byłam dumna na tyle, że podniosłam wysoko głowę i wstałam. Nie zamierzam więcej być ofiarą. Od dziś zabiję każdego, kto mnie wnerwi. C’est la vie!

— W poniedziałek — powiedział zrezygnowany mężczyzna. — O godzinie wpół do czwartej będzie obecny Dawid Piwowarczyk z rodzicami. Na komisji. Bardzo proszę, aby pani przyszła ze swoimi opiekunami prawnymi. Z racji pani dobrego zachowania i dobrych wyników w nauce, nie będziemy informować pani rodziców telefonicznie. Niech pani powie głośno to co tutaj, ale w poniedziałek.

— Moi rodzice są w Warszawie. Czy może być ktoś inny?

— Dla pani zrobimy wyjątek, pani Natalio.

Nie odezwałam się tylko wyszłam z gabinetu. Na korytarzu czekała już na mnie zniecierpliwiona Nela.

— I jak? — zapytała.

— A jak myślisz? — mruknęłam. — W poniedziałek mam komisję wychowawczą, a rodzice tego sukinsyna grożą mi policją.

— Jesteś dość spokojna. — Zauważyła, patrząc na mnie kątem oka.

— Swoje już wypłakałam — przyznałam. — Nie wiem, jak z tego wybrnę, będę musiała dziś zadzwonić do mamy…

— Zadzwoń jutro. Dziś wypocznij, wyglądasz jak pół kroku do trumny.

— Pierwszy raz słyszę, że się o mnie martwisz — przyznałam z lekkim uśmiechem.

— Kretynie — powiedziała Nela — jak ja o ciebie nie zadbam, to kto to zrobi?

— Znając życie, to pewnie Francis. — Westchnęłam.

— Pieprzony żabol. — Splunęła, gdy znalazłyśmy się przy mojej klasie. — Niech go chuj strzeli.

Milczałam. Sprawę Paryża postanowiłam zachować na razie w tajemnicy. Dla własnego bezpieczeństwa.

— On ma jakąś obsesje na twoim punkcie, czy jak?! — wybuchła nagle, a Paweł z kumplem spojrzał na nas z zaciekawieniem.

— Oby mu nie odwalało jak Hiszpanii na punkcie Romano — mruknęłam.

— Zauważyłam, że między nimi coś… iskrzy? — Nela rozmarzyła się, a ja zastanawiałam się, jak ona to robiła, że emocje i tonacja głosu zmieniały jej się w ułamek sekundy. — W sumie Antonio też ma obsesję na punkcie Włocha.

— Francis powiedział mi, że Hiszpania posiada dwie twarze, przez co bardzo przypomina Rosję. Dla Romano może i jest czuły od samego początku, ale dla reszty swoich kolonii był bardzo okrutny.

Zabrzmiał dzwonek na lekcję, więc Nela pokręciła głową, zmierzyła Pawła podejrzliwym wzrokiem i ruszyła na drugie piętro na swoje zajęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...