ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

środa, 6 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴢɪᴇᴡɪᴇ̨ᴛɴᴀsᴛʏ – ᴋᴏᴄʜᴀɴᴇ ᴋᴜᴢʏɴᴏsᴛᴡᴏ

 

[16 stycznia 2017 — poniedziałek]

Ziewnęłam głośno przy klasie dwadzieścia siedem i rozejrzałam się nieprzytomnie po rówieśnikach. Tydzień bez Aresa był jednym z najgorszych tygodni od dawna. Niekontrolowane wybuchy płaczu w domu, uczucie pustki oraz ta cholerna cisza. Najgorsza była właśnie ta cisza.

Co noc nawiedzały mnie koszmary, a ja będąc zdesperowaną, poprosiłam Francisa o nocne towarzystwo. Oczywiście spaliśmy pod dwiema osobnymi kołdrami dla mojego komfortu i ku chwale jego niezadowolenia. Wiedziałam, że nie było to rozważne i na pewno nie pomoże mi w przezwyciężeniu syndromu sztokholmskiego, ale na tyle śmierdziało ode mnie desperacją, że się w tym aspekcie poddałam.

Tymczasem nastał kolejny tydzień męki w szkole. Miałam iście paskudny humor i nawet bracia Włochy mi go nie poprawili, mimo, że Francja ściągnął ich specjalnie dla mnie. Było to bardzo miłe, ale i absurdalne, że mężczyzna kazał im się tłuc przez pół Europy, żeby mnie się zrobiło ciepło na serduszku chociaż na parę chwil, ale niestety. 

Nie cieszyło mnie nic.

Sytuacja z Pawłem też mnie w sumie wkurwiała, bo typ totalnie gapił się na mnie bez skrępowania na lekcjach to raz, a dwa, już nie raczył ze mną nawet porozmawiać. Co więcej, następnego dnia po podwózce całkowicie mnie ignorował. Idąc za jego przykładem, również zlałam go ciepłym moczem. Miałam zbyt dużo problemów na głowie, żeby się jeszcze za kimkolwiek uganiać.

A może to ja po prostu za dużo wymagałam? Przecież on miał dopiero osiemnaście lat, nie wymagajmy od niego Bóg wie czego. Francja posiadał pewnie coś koło tysiąca na karku, a też dojrzałością nie grzeszył. Faceci tak już chyba mieli, że ich mózg nie do końca był kompatybilny z resztą oprogramowania.

Podskoczyłam na dźwięk dzwonka, wstałam i pokulałam się do klasy za resztą z miną męczennika. Moniki i Oli dziś niestety nie było, więc zasiadłam sama w swojej ławce. Miała teraz nastąpić wyrywkowa godzina wychowawcza, więc miałam nadzieję, że przynajmniej godzinę dłużej sobie pośpię. Znając życie, wychowawczyni będzie po nas darła ryja, że byliśmy najgorszą klasą w jej życiu, czy coś w tym stylu. Potem temat zejdzie na nasze oceny i znowu będzie darcie ryja, że jest jej wstyd za naszą „bandę orangutanów”.

Nie myliłam się, bo gdy pani Socha weszła jak burza do klasy, zarzuciła rudymi lokami w powietrzu i niczym pani Weasley podpierając dłonie na biodrach, spojrzała na nas z rosnącą dezaprobatą.

— Moi kochani — zaczęła — dziś mamy do omówienia kilka spraw. Skupić się i słuchać. Wawrzyniak! Odłóż ten telefon!

Zestresowany kolega szybko schował urządzenie do kieszeni, a w klasie zaległa cisza.

Ona była gorsza niż Snape…

— Dobrze. Po pierwsze, będziemy mieli dwóch nowych kolegów w klasie.

Super, kolejne mordy do oglądania.

— W tej chwili są u dyrektora i dopełniają ostatnie formalności, także prawdopodobnie dołączą do was na następnej lekcji. Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie nowych kolegów.

— Przepraszam. — Zgłosiłam się. — Czemu w ostatnim semestrze przychodzą do tej szkoły? Wywalili ich z poprzedniej? Jeżeli tak, to dlaczego przyjmuje się młodocianą recydywę do tej elitarnej na zadupiu placówki?

— Nie mam na ten temat żadnych informacji, ale myślę, że jak się tu zjawią, to może ich pani o to zapytać, panno Żylińska.

— Ta, już lecę — mruknęłam i opadłam na oparcie zrezygnowana.

— Kolejna sprawa. Jako, że wasza średnia zostawia wiele do życzenia, oraz zachowanie co niektórych  tutaj jest wręcz SKANDALICZNE, po rozmowie z panem dyrektorem postanowiliśmy, że przyda wam się lekcja życia i pokory. A nic tak tego nie wyrabia jak ciężka praca. Przez cały ten tydzień będziecie więc działać na rzecz szkoły.

Klasa jęknęła, a ja zmrużyłam oczy na nauczycielkę.

— Sprzątanie szkoły, dyżury na stołówce oraz opieka nad roślinnością, to będzie wasze zadanie. I to wszystko w ramach przerw.

— Pani chyba żartuje! — Zdenerwował się rudowłosy Janek, który siedział zawsze z Pawłem.

— Ja żartuję?! — warknęła Socha i pieprznęła dłonią o biurko. — A kto ostatnio bawił się w podpalanie ping pongów i aktywował tym samym alarm przeciwpożarowy?! Ludzie, wy macie, do cholery, osiemnaście lat! Porno powinniście oglądać, a nie palić ping pongi na przerwach!

— Ale dlaczego ma cierpieć cała klasa? — zapytała cicho Kasia, przewodnicząca klasy.

— Bo preferuję odpowiedzialność zbiorową! — powiedziała twardo nauczycielka, a ja niepotrzebnie otworzyłam ryj:

— Niemcy też preferowali podczas okupacji.

— Żylińska! Nikt nie pytał panią o zdanie! Po raz kolejny musiałam się za was wstydzić! Obiecaliście mi w październiku, że się ogarnięcie!

— No i nie pijemy już w miejscach publicznych. — Zachichotał Paweł, a ja kiwając głową, w myślach ochrzciłam go samobójcą.

Socha wzięła głęboki oddech, ale nie dała się sprowokować. Uśmiechnęła się tylko i powiedziała:

— Także kończąc mój wywód, czeka was w tym tygodniu mnóstwo pracy na rzecz szkoły, zaczynając od jutra — powiedziała twardo, ignorując nasze jęki niezadowolenia. — Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania?

Klasa ucichła, a ja podniosłam obie ręce w obronnym geście i wstałam.

— Ja. Spierdalam. — Obróciłam się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia, a rówieśnicy ryknęli śmiechem.

— Panno Żylińska, jak się pani wyraża?! Proszę siadać!

Usiadłam na swoim miejscu i schowałam twarz w dłoniach.

Zajebiście, kurwa, zajebiście.

Tak jak podejrzewałam, resztę lekcji słuchaliśmy, jacy byliśmy okropni, infantylni i niegrzeczni. I kiedy tak zostało niecałe dziesięć minut do końca, drzwi z klasy otworzyły się i do sali wszedł sam pan dyrektor oraz bracia Włochy.

Zaraz… ŻE CO?!

A to, że na ich widok oczy prawie wypadły mi z oczodołów, a sam mózg po samobójczym okrzyku Allah Akbar! rozpierdolił mi się na wszystkie możliwe zakamarki w czaszce. Wycelowałam palcem wskazującym na braci i najzwyczajniej w świecie wrzasnęłam przeraźliwie na całe gardło.

Klasa spojrzała na mnie przerażona, a belferowa podniosła na mnie głos:

— Żylińska! Ty nie jesteś w cyrku!

Bella! — Feliciano ucieszył się na mój widok, kompletnie ignorując wyraz przerażenia znajdujący się na mojej twarzy. — Kuzynko!

— Siema — burknął Romano, miażdżąc wszystkich spojrzeniem na dzień dobry.

— Przywitajcie, proszę, nowych kolegów — powiedział dyrektor, który zdawał się być zrezygnowany już na starcie. — Feli… yyy…

— Jestem Feliciano Vargas! — Uśmiechnął się szeroko wskazany, machając ręką jak pojeb w stronę dziewczyn. — A to mój brat, Romano! Jesteśmy Włochy! Znaczy z Włoch… Auu!

— Brawo, durniu — warknął Romano, który bez skrępowania palnął brata w głowę z otwartej ręki. — Jak nie wiesz, to się nie wypowiadaj, do cholery!

— Ja pierdolę — jęknęłam, zasłaniając dłonią usta.

— Siadajcie, proszę… — Sochę chyba przerosła sytuacja, bo sama oklapła na fotel i spojrzała w dziennik.

Nie zareagowałam, gdy Romano odepchnął dość brutalnie Feliciano i dosiadł się do mnie. Starałam się nawet na nich nie patrzeć. Byłam ekstremalnie zestresowana, przerażona i wiedziałam, że wieść o tych dwóch debilach szybko rozniesie się po szkole i znów będę przechodzić piekło.

A propos debili… Przecież ja zajebię gołymi rękoma tego pieprzonego, francuskiego…

Uspokój się, Natalia. Nic ci to nie da.

Gdy tylko zabrzmiał dzwonek na przerwę, złapałam za torbę i wyparowałam z klasy jak koń ze stajni. Nie interesowali mnie bracia w tym momencie, oj nie.

Wypadłam przed szkołę i trzęsąc się z zimna, wybrałam numer do Francji. Na swoje nieszczęście, odebrał już po dwóch sygnałach.

Halo? Mademoiselle?

— TY SKOŃCZONY IDIOTO! — ryknęłam do słuchawki, przestraszając grupkę uczniów palących po kryjomu papierosy. — ZABIJĘ CIĘ, SŁYSZYSZ?! TYLKO WRÓCĘ DO DOMU, ZOBACZYSZ!

Ma chérie, o co chodzi?

Wzięłam głęboki wdech i wydech i drżącym z emocji głosem wysapałam do słuchawki:

— Powiesz mi, co bracia Włochy robią w mojej klasie, czy mam zgadywać?!

Mon amour — zamruczał. — Ostrzegałem cię, żebyś mnie nie prowokowała. Byłaś taka pewna swojego, że nie jestem w stanie cię kontrolować w szkole, więc znalazłem idealne rozwiązanie. Dodatkowo jest to ochrona dla ciebie. Wystarczyło kilka telefonów i spory zastrzyk finansowy dla szkoły i Włoszki są od dziś twoimi kuzynami. Same plusy, ma chérie. Poza tym… Sama mówiłaś, że nie chcesz, żebym po ciebie jeździł. Jestem genialny, prawda~?

— Ty… Ty… Ty…!

Autentycznie brakowało mi słów. Czułam się wewnętrznie przygnieciona i jeszcze bardziej monitorowana niż wcześniej. Francuz bez krępacji coraz mocniej zaciskał na mnie swoje sidła i ze spokojem patrzył, jak się szamotam.

Oczami wyobraźni widziałam jego uśmiech w momencie, kiedy się poddam.

Ach, właśnie~. Pozwoliłem sobie na drobne zmiany w naszym pokoju~ — powiedział, sprowadzając mnie na ziemię.

— NIE ZMIENIAJ TEMATU! Zaraz… O-O czym ty mówisz?!

Wymieniłem nam łóżko, ponieważ twoje nie było zbyt wygodne. Teraz będzie lepiej nam się razem spało~.

— Nie wierzę… — Byłam blisko płaczu. — PO PROSTU… UGGHHHH! Zabierz ich z mojej szkoły! To nie jest ochrona! TO MONITORING! I SKOŃCZ RZĄDZIĆ SIĘ W MOIM DOMU! … Powiem wszystko Neli! Zobaczysz!

Ma chérie, nie wygrasz.

— Jeszcze zobaczymy!

Ciii~… Pozwól, że cię zacytuję. Jak to było? Ach… Szach mat, ma chérie~.

Nie odpowiedziałam, tylko rozłączyłam się i rozejrzałam rozpaczliwie wokół siebie. On mnie wykończy psychicznie…

 

***

 

Moi „kuzyni” dość szybko zaaklimatyzowali się w klasie. No znaczy, tak jakby. Dziewczyny były zachwycone przystojnymi i szarmanckimi Włochami, chłopacy natomiast niezbyt polubili moich ciotecznych braci. Bardzo szybko więc w prezencie od nich otrzymali łatkę „pizdy” i „pedała”. No cóż… Poziom godny osiemnastolatków.

Tak jak podejrzewałam, wieść o tym, że to moja rodzina rozeszła się ekspresem, a laski z mojej klasy męczyły mnie na przerwach pytaniami typu „czemu nic nie mówiłaś?”, „A mają dziewczyny?”.

Nela zaśmiewała się do łez z mojej sytuacji, przynajmniej dopóki grzecznie jej nie wyjaśniłam drugiego dna obecności Włochów. To, co mnie zdziwiło to to, że wieść o Rosji kompletnie zignorowała. Ważniejsze dla niej było to, że Francja coraz bardziej mnie ubezwłasnowolniał.

— Tylko wiesz — powiedziałam cicho, gdy stałyśmy na korytarzu przed moją ostatnią tego dnia lekcją i obserwowałyśmy wianuszek dziewczyn wokół braci — Francis może i robi ze mnie niewolnicę, ale przynajmniej mnie nie zabije…

— Sama kiedyś mówiłaś, że niewola jest gorsza niż śmierć — warknęła.

— Teraz nie jestem tego już taka pewna…

— Ale ja jestem — syknęła przez zaciśnięte zęby. — Umrzeć bym wolała, niż być na łasce tego zarośniętego zboczeńca.

— To się zamień — burknęłam. — Bo ja chętnie jeszcze pożyję…

Zabrzmiał dzwonek, a Nela przewróciła oczami i wspięła się schodami na górę. Ja natomiast poczłapałam w stronę klasy. Minęłam nakręconego i nawijającego Feliciano do dziewczyn i stanęłam przy ścianie, koło jego brata.

— Romano — powiedziałam cicho do Włocha, gdy stanęłam koło niego. — Powiedz bratu, że ma się tak nie popisywać, bo go zabiję.

— Widzę po twojej minie, że rozmawiałaś z tym draniem.

— Żebyś wiedział. — Westchnęłam. — Dlaczego się mu nie postawiliście? Kto normalny w waszym wieku idzie do szkoły?

— Mam to w dupie — powiedział Romano, lustrując przechodzącą koło nas młodą nauczycielkę angielskiego. — Ale Feliciano się napalił i przyznać muszę, że fajne są tu laski.

— Wiesz dlaczego fajne?

— Myhym?

Obróciłam się do Włocha z uśmiechem i stanęłam z nim twarzą w twarz.

— Bo to Polki. Słowianki są przepiękne. I najlepsze.

— Yhym.

— Niesamowite — powiedziałam — że w ciągu pół roku okazało się, że mam jeszcze czterech kuzynów.

— I pojebanego adoratora — mruknął Romano. — A wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim?

Widząc moją pytającą minę, uśmiechnął się:

— Że ten kretyn dopiero się rozkręca. Zanim się obejrzysz, będziesz w Paryżu.

— Chyba śnisz! — warknęłam, krzyżując ręce na piersiach. — Ta myśl to coś strasznego…

— Madame Bonnefoy — parsknął i ruszył do klasy.

— Zamknij się! — burknęłam czerwona i podążyłam za nim.

— Mogę tak do ciebie mówić, prawda? — Romano złośliwie zmierzył mnie wzrokiem i usiadł ze mną w ławce.

— Zapomnij!

— O czym? — Feliciano zawisł nad naszą ławką z wielkim uśmiechem i wypiekami na twarzy.

— O niczym — powiedziałam szybko, kątem oka widząc, jak uśmiech Romano się rozszerza.

— Nasza kuzynka ma nowe przezwisko.

— Ooooo, jakie?

— Romano, nie! — warknęłam cała czerwona.

— Madame Bonnefoy. Pasuje, czyż nie?

— Ooooo, braciszek Francja się ucieszy! — Podjarał się Feliciano, a mnie szczena pierdolła o ławkę.

— Wy potwory! — Zasłoniłam uszy rękoma.

Bracia roześmiali się serdecznie, a ja poprzysięgłam sobie, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię po powrocie do domu, będzie wybicie zębów panu Bonnefoy.

 

***

 

Wróciłam do domu w paskudnym humorze, zmęczona natłokiem zajęć oraz zniechęcona do dalszej edukacji w tym kraju. To był jedyny dzień od bardzo dawna, kiedy wróciłam pieszo do domu, co prawda w towarzystwie chłopaków, ale przynajmniej mogłam odetchnąć pełną piersią, bez zbędnego ucisku ze strony Francji.

A skoro o nim mowa… Miałam w planach go zabić.

Teraz niestety nie miałam tej szansy, bo wbijając do mieszkania jak smok do potoku okazało się, że był tu obecny tylko Hiszpania.

— Gdzie Francis? — zapytałam, siląc się na uśmiech.

— Pojechał na zakupy. — Antonio zamrugał, po czym przeniósł wzrok na Południowego. — Romano! Jak było w polskiej szkole?

— Spierdalaj, jestem wykończony — Włoch minął go, a ja parsknęłam śmiechem.

— To cudownie! — Wesoły Latynos nie odpuszczał w nawiązaniu kontaktu ze zmierzłym przyjacielem. — To znaczy, że pewnie dałeś z siebie wszystko, prawda?

— Czego nie rozumiesz w słowie „spierdalaj”? — warknął poirytowany chłopak, odwracając się do niego z mordem w oczach. — Na uczniów działa, dlaczego, do cholery, na ciebie NIE DZIAŁA NIC?!

— Spokojnie, chłopaki! — powiedziałam ostrożnie, przeczuwając rozróbę. — Antonio, możesz mi z czymś pomóc?

Nie chcąc doprowadzić do bójki, wyprowadziłam Hiszpana za łokieć do swojego pokoju.

— Co mam zrobić? — Ucieszył się i spojrzał na mnie jakoś tak miękko.

— E. — Zaczęłam szybko myśleć i rozglądać się po pokoju. — Myślałam nad małym przemeblowaniem.

— Mówisz?

— Tak. Zdecydowanie trzeba tu odświeżyć. I dodatkowo… — przerwałam, gdy mój wzrok padł na moje stare łóżko.

A raczej na jego brak.

Zamiast niego było większe, z czego rama była z litego drewna, a nowiusieńkie poduszki i aksamitna czerwona pościel wyżerało mi mózg przez gałki oczne.

— A-Antonio… Co to jest? — zapytałam słabym głosem.

— Emmm… — Hiszpan zrobił dwa kroki do tyłu dla bezpieczeństwa. — Bo widzisz, Francja postanowił…

— Ach, „Francja POSTANOWIŁ” — powtórzyłam cicho, nie wiedząc, czy to co czułam to rozpacz, czy wkurwienie na nowym, wyższym poziomie.

Zagadka się rozwiązała, kiedy do oczu napłynęły mi łzy, a ja usiadłam ciężko na łóżku i oklapłam zrezygnowana.

— Nie daję rady… — szepnęłam i schowałam twarz w dłoniach, by ukryć łzy przed mężczyzną. — On coraz bardziej się tu panoszy… Coraz bardziej mnie ten pająk oplata, ja już nawet skrzydełek nie mam…

Zapadła cisza, ja załkałam cicho z bezsilności, a Hiszpan usiadł po chwili koło mnie i bez wahania objął mnie ramieniem.

— Co ja mam zrobić? — zapytałam w końcu, ocierając oczy i patrząc na Hiszpana. Ten nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok, wzdychając. Widząc to, pokręciłam niedowierzająco głową. — Naprawdę nic…?

Mi Ouirido amigo — powiedział w końcu. — Może lepiej będzie, jak z nim o tym porozmawiasz.

— Tonio… — Westchnęłam. — Rozmawiałam z nim już tyle razy i nie przyniosło to ani efektu, ani odpowiedzi… Jest głuchy na wszystko, a słuchać wybiórczo to nikt nie potrafi tak, jak on…

— Wiesz, nikt nigdy z waszego gatunku go nie odrzucał — powiedział pogodnie. — Nie bardzo wie co ma robić, więc wykorzystuje to, czego się nauczył głównie na wojnie. To dla niego nowa sytuacja.

— Jezus, Maria, jakie szczęście, że koleś nie wpadł na to, by wjechać tu swoim czołgiem. Chociaż słyszałam, że francuskie czołgi mają pięć biegów, cztery do tyłu i jeden do przodu.

Mówiąc to zachichotałam przez łzy, a Hiszpan mi zawtórował.

— Tylko mu tego nie mów.

— Czego ma nie mówić?

Podskoczyłam i spojrzałam w stronę drzwi z pokoju. Stał w nich zdziwiony Francis, którego wzrok wędrował raz na mnie, a raz na Hiszpanię.

— Co cię to obchodzi? — Wytarłam przegubem nos i wstałam. — Gdzie moje stare łóżko?

Antonio wstał i szczerząc się przepraszająco, zwiał z pokoju zostawiając nas samych. Gdy tylko drzwi z pokoju się zamknęły, zmrużone oczy Francuza spoczęły na mnie.

— Gdzie moje stare łóżko? — zapytałam ponownie. — Nie, czekaj. Walić wyro. Next kłestszyn. Czy ciebie całkiem popierdoliło wysyłać tych dwóch do mojej szkoły? Bozia cię opuściła? Co ja mam teraz zrobić? Znowu o mnie gadają! Romano już zadarł z chłopakami w klasie! A Feliciano cały czas podrywa moje koleżanki!

— I co? Udało mu się którąś poderwać? — Zainteresował się, a mnie wypieprzyło żyłkę na czole.

— CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!

— Ciiiii~. Nie krzycz, ma chérie~.

— FRANCIS! — wrzasnęłam, gdy straciłam resztki cierpliwości. — Mam ochotę cię udusić, rozumiesz?! Ostatnimi resztkami trzymam się tego, żeby nie skoczyć ci do gardła! NIE PROWOKUJ MNIE, BO SIĘ SKOŃCZY DZIEŃ DZIECKA!

— Ale ty krzyczysz… — Zacmokał z niezadowoleniem.

— FRANCIS, DO KURWY NĘDZY! — Tupnęłam nogą rozjuszona, a wtedy do mojego pokoju wbił Romano. Zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem i opluł mnie pretensjami prosto w prawe oko:

— Przepraszam, ale możesz być ciszej, madame Bonnefoy?! Próbuję odrabiać to zjebane zadanie domowe z biologii!

Zbladłam, a z przedpokoju usłyszałam stłumione śmiechy Hiszpanii i Feliciano.

— Madame Bonnefoy — zamruczał Francis, a ja zaczerwieniłam się po cebulki włosów.

— Japa, Morris! — warknęłam na modłę Króla Juliana.

— Podoba mi się. — Francuz zamruczał z uznaniem, a ja zmiażdżyłam Romano wzrokiem.

— Widzisz, coś narobił?!

— I tak już ze sobą śpicie. — Wzruszył ramionami. — Ale jak, kurna, usłyszę was w nocy, to zabiję! Mamy na ósmą rano!

— Patrzcie go, kurwa! — Wybuchłam z niedowierzaniem. — Jeden dzień w szkole i już ci się we łbie poprzestawiało!

— Ej, laska, ty uważaj do kogo mówisz! — Romano wycelował we mnie zdenerwowany palcem. — Twoich starych w planach jeszcze nie było, kiedy ja…

— Nie kłóćcie się… — Francis westchnął, ale my mierzyliśmy się wściekle wzrokiem.

— O co, do cholery, ty się tak wściekasz?! — burknęłam, krzyżując ręce na piersiach.

— O to, że zachowujesz się jak wuwuzela z jajnikami na meczu z Barceloną — prychnął Włoch. — Wrzuć w końcu na luz, bo ci serce wysiądzie przed czterdziestką.

— I kto to mówi? — prychnęłam. — Koleś jadący na wiecznym wkurwie nie będzie mi mówił, że mam się uspokoić!

— Albo przestaniecie się kłócić, albo ja wam pomogę się pogodzić — zagrzmiał w końcu zdenerwowany Francuz. Obrzuciłam Romano jadowitym spojrzeniem i odwróciłam obrażona głowę w drugą stronę.

Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, pod moimi powiekami zebrały się łzy.

— Nie powinien tego mówić — powiedziałam w końcu po chwili ciszy.

— Dla niego to coś nowego — powiedział spokojnie. — Nie zabijaj w nim entuzjazmu.

— Dla was wszystko jest, kurwa, nowe! Czy on w ogóle kiedykolwiek był w szkole?

— Nie przypominam sobie — mruknął Francja. — Raczej uczą nas nasi opiekunowie, a gdy jesteśmy już dorośli, robimy wszystko na własną rękę. Dla ciebie szkoła to przykry obowiązek, dla niego nowe doświadczenie. Zrozum to. Przejdzie mu.

— Myślisz, że powinnam go przeprosić? — Spojrzałam na francę wilgotnymi oczami, a on chwilę patrzył na mnie w milczeniu. W końcu odezwał się z uśmiechem:

— Myślę, że to doceni.

— Dziękuję, że czasami jesteś normalny.

Uśmiechnęłam się szeroko i wypadłam z pokoju. Ignorując obecność Feliciano i Hiszpana, podeszłam do Romano i najzwyczajniej, po ludzku, chłopaka przytuliłam.

— Przepraszam — powiedziałam cicho. — Nie chciałam się kłócić.

Jako, że Romano nic nie odpowiedział, to dźwignęłam zaniepokojona głowę i ze zdumieniem zobaczyłam, że Włochy stał się cały czerwony. Patrzył na mnie z niedowierzeniem i z takimi wypiekami na twarzy, że aż go puściłam z wrażenia.

— Wszystko okej? — zapytałam, a on fuknął na mnie i powiedział coś po włosku pod nosem, odwracając głowę na bok.

Francis zachichotał, a ja odwróciłam się w jego stronę.

— Zaakceptuję braci w szkole, bo w sumie i tak mam gówno do gadania — powiedziałam. — Została kwestia łóżka.

— Mówiłem już, że wymieniłem je na wygodniejsze. — Wzruszył ramionami. — Sama się przekonasz~.

— Nie przekonam — burknęłam — bo od dziś nie śpimy razem, póki nie wróci moje stare łóżko. A ja będę spać z Romano.

— Z kim? — zapytał z uśmiechem Hiszpania.

— Z Feliciano! — dodałam szybko czując, że oblał mnie zimny pot. Mordercza aura minęła tak szybko, jak się pojawiła, a ja zarejestrowałam, że musiałam być ostrożna przy temacie Hiszpania-Romano.

— Z Feliciano — powtórzył kąśliwie Francis, kiwając głową. — Będziesz spać z Feliciano.

— Racja. Zły pomysł — powiedziałam powoli. — Śpię sama, a wy róbcie, co chcecie.

Minęłam Francję rzucając mu przy tym wyzywające spojrzenie i zniknęłam w swoim pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...