Ludwig spojrzał na mnie ze zdziwieniem i z pewnym…
politowaniem? Zrezygnowaniem? W sumie tak samo patrzył zawsze na Włocha, kiedy
Weneckiemu odpieprzała totalna szajba i zaczynał gibać się na boki, albo robił
inne dziwne rzeczy. Zaraz, chwila…
O ty zasrańcu…!
— Co? — burknęłam niemiło czując, że rumieniłam się ze
zdenerwowania.
— Emmm… Nic.
Podniosłam jedną brew i wlepiłam w niego spojrzenie
jastrzębia. Już miałam się inteligentnie odezwać, ale w tym samym momencie Nela
wstała, złapała mnie za łokieć i wyprowadziła z pokoju z siłą mamuta. Myślałam,
że puści mnie w przedpokoju, ale ona otworzyła drzwi wejściowe i wyrzuciła mnie
na korytarz klatki schodowej. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że trzaśnie
mi drzwiami przed twarzą, ale sama wyszła za mną i dopiero wtedy pierdutnęła
wrotami. Oczywiście z siłą wspomnianego wyżej mamuta.
Teraz cały blok już wiedział, że Kornelia była w domu.
— Chciałaś pojechać po Lu! — warknęła. — Widziałam to!
Już otwierałaś usta, żeby walnąć mu jakąś pseudointeligentną odzywką!
— No bardzo możliwe. — Podrapałam się w tył głowy. — A
co?
— Jajco! Z Gilbertem się kłóć ile dusza zapragnie, bo on
bardzo lubi wytrącać cię z równowagi. — Wycelowała we mnie palcem. — Ale Lu
masz zostawić w spokoju. Rozumiesz, Dibu?
— Uuuuuuu~ — Zamachałam brwiami w dość prowokacyjnym
geście. — Ktoś tu się zakochaaaał! Na, na, na, na, na, naaaaa!
— Zamknij się! — warknęła, czerwieniąc się jak burak.
— Czekaj, jak to było? „Używaj życia!”. — Zaśmiałam się
wrednie. — Co to za rada, skoro się samemu do niej nie stosuje, co? Używaj do
woli, no jazda — dodałam już nieco bardziej zimno, niż zamierzałam z początku.
— Nie przeginaj — mruknęła i przymknęła oczy. — Matka by
mnie zabiła, i tak już bacznie mnie obserwuje, odkąd oni tutaj mieszkają. Poza
tym Ludwig chyba nie jest mną zainteresowany…
— Skąd taki wniosek? — Oparłam się plecami o ścianę.
Co za głupie
pytanie, Natalia. Przecież Nela to jeszcze dzieciak!
— Dibu, weź pomyśl. — Uśmiechnęła się jadowicie. — Niemcy
to nie żabol, który na każdym kroku lepi się jak rzep do psiego ogona. Ludwig
jest inteligentnym, poważnym mężczyzną, który… Nie śmiej się, głąbie!
— Przepraszam. — Złapałam się pod boki, podczas gdy łzy z
powstrzymywanego śmiechu popłynęły mi po policzkach. — Ale w sumie masz rację.
Spójrz na jego flagę, wiesz co ona symbolizuje? — Zagryzłam wargi ze śmiechu, a
gdy przyjaciółka pokręciła głową kontynuowałam: — Czarny praca. Czerwony praca.
Żółty praca. Niebieski humor.
— Niemiecka flaga nie ma niebieskiego koloru…
— NO WŁAŚNIE! — Wybuchłam głośnym śmiechem na pół bloku.
Nela zarumieniła się i trzasnęła mnie z otwartej ręki w głowę.
— Nie miałaś czasem gdzieś iść?! — wycedziła, zaciskając
pięści.
— Tak, do domku… — Wciąż się śmiejąc pod nosem, zabrałam
kurtkę i buty i już miałam żegnać się z kumpelą, gdy usłyszałyśmy kroki na
schodach. Obróciłyśmy się i naszym oczom ukazał się Gilbert. Szarak szedł z
rękami w kieszeni i gwizdał pod nosem marsz pruski, a gdy nas zauważył, to
zatrzymał się na chwilę w miejscu i spojrzał na mnie zaskoczony. Podrapał się
po czerepie, po czym zaskrzeczał:
— A ty nie w łóżku Francisa?
Zacisnęłam pięści i warknęłam bez głębszego namysłu:
— To jest moje łóżko, do cholery!
— Ach, wybacz. A ty nie w swoim łóżku z Francisem? —
poprawił się. — Chwila, to NIE jest twoje łóżko, Francja ci je kupił! Kesesese!
— Ale ty jesteś wredny — wycedziłam. — Ja…
— Gilbert — powiedziała Nela poważnie, wchodząc mi tym
samym w słowo. — Natalia nigdy nie spojrzałaby na takiego dupka jakim jest
Francja, więc daruj sobie żarty. Nie są śmieszne, tylko niesmaczne.
Żebyś się nie
zdziwiła, pomyślałam głupio.
— Oj Nela, Nela. — Pokręcił głową, po czym wbił drapieżne
spojrzenie we mnie. — Żebyś się tylko nie zdziwiła, kiedy twoja przyjaciółeczka
rozłoży przed nim nogi na znak Victorii.
Gilbird uniósł się w powietrze i zataczając kręgi nad
głową pana, zaświergotał melodyjnie.
Nawet kanarek
musiał mi dopierdolić…
— A ciebie aż tak to bawi? — warknęłam. — Napuszczanie
nas wszystkich na siebie?
— Jestem na emeryturze, kuzyneczko. — Wzruszył ramionami
i pochylił się nade mną. — Coś trzeba robić w wolnym czasie, kesesese!
— To nie wiem, kartę wędkarską sobie wykup, albo załóż
hodowlę krewetek. Ale nie mieszaj w relacjach międzyludzkich — powiedziałam
spokojnie, dzielnie wytrzymując spojrzenie jego czerwonych oczu.
— Znasz list Carycy Katarzyny II? — spytał poważnie, a ja
zamarłam. — Oooo… Widzę, że znasz. Resztę sobie dopisz sama.
— Nic ci to nie da, to już przeszłość — powiedziałam
cicho zdrętwiałymi wargami choć wiedziałam, że akurat w tym aspekcie się
sromotnie myliłam. Wskazówki Carycy wciąż niestety były aktualne. — A to, co jest między mną a Francisem, to nie
twoja sprawa.
Wolałam bezpiecznie wrócić na motyw przygłupa z Paryża,
niż ciągnąć grząski temat instrukcji Katarzyny, jak zniszczyć Polaków. Smutne
dla mnie było to, że baba miała rację i to sprawdzało się od czasów zaborów
niemalże bezbłędnie.
„Trzeba ich skłócić
tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba
ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali
wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będą Oni walczyć długo,
bardzo długo, nasze prochy przepadną, ale przyjdzie czas gdy sami sprzedadzą
swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę.”
Zacisnęłam nieznacznie pięści, patrząc przy tym hardo w
oczy Prusom Wschodnim.
Ale ja bym chciała
cię sprać.
— Niby co jest między tobą a żabolem? — warknęła Nela, a
ja gwałtownie wróciłam na ziemię.
— No właśnie nic.
— Nieładnie tak kłamać — zaskrzeczał Gilbert z radosnym
uśmiechem. Zanim jednak zdążyłam się odszczeknąć, drzwi z mieszkania otworzyły
się i na korytarz wyszedł Ludwig.
Super, jeszcze jego
tu, kurwa, brakowało…
— O, West! — Ucieszył się na widok młodszego brata. —
Właśnie dręczymy Natalię, dołączysz się?
Przewróciłam oczami, a Ludwig nawet na mnie nie spojrzał,
tylko mijając nas odpowiedział krótko:
— Nie.
Zszedł po schodach i tyle go widzieliśmy.
— Widzisz? — powiedziałam już pewniej, ubierając kurtkę i
buty. — Bierz przykład z braciszka i strać mi się z widoku pókim dobra.
Ten jednak prychnął.
— Ty i tak za bardzo nie masz wyboru — skwitował, otwierając
drzwi z mieszkania. — Albo Rosja, albo Francja.
— Gilbert! — warknęła Nela, a ja zbladłam.
— A ochronę przed tym pierwszym da ci tylko Francis.
Tyle, że… Nie ma nic za darmo. Jeżeli oczywiście wiesz, co mam na myśli,
kesesese!
— Nie przeginaj! — Wściekła się dziewczyna, ale Gil nie
zwracał na nią najmniejszej uwagi. Patrzył mi prosto w oczy, doskonale widząc,
jak oblewał mnie zimny pot ze strachu.
— Zegar tyka, dziecino — dodał cicho, a ja zadrżałam. — Zostało ci już naprawdę mało
czasu.
— Gilbert, do chuja wafla! — Nela nie wytrzymała, tylko
złapała go za ramię i wepchnęła do mieszkania. Trzasnęła przy tym głośno
drzwiami. Na korytarzu zapadła cisza, a dziewczyna obróciła się do mnie. — Nie
zwracaj na niego uwagi…
— Nela, a jeżeli on miał rację?
Złapałam się za ramiona i rozejrzałam po klatce
schodowej. Nagle poczułam, że zrobiło mi się bardzo zimno, a moja broda zaczęła
drżeć z emocji.
Ale się wrąbałam w bagno. Już oczami wyobraźni słyszałam
Shreka drącego ryja, że te bagno jest jego i mam wypierdalać.
— Nie ma racji — powiedziała twardo. — Wiesz, dlaczego
tak ci dokucza? Bo dajesz się sprowokować, przez co Gil ma uciechę! Ignoruj go,
to da ci spokój! A tak się niepotrzebnie denerwujesz i przejmujesz, a jemu
sprawia to tylko satysfakcję!
— Ale przecież Ivan… — zaczęłam, ale ta brutalnie mi
przerwała:
— Ivan ma teraz inne rzeczy na głowie. Pomyśl trochę,
Federacja Rosyjska to potęga, tak? Kim jest Francja przy nim? Jego czas
przeminął wraz z Bonaparte, a przy Rosji to jedynie zapyziały menel z jakiegoś
zadupia. Gdyby Ivanowi naprawdę zależało, żeby cię dorwać, to dawno by to
zrobił. Rozumiesz? Oni tobą manipulują! Otwórz w końcu oczy!
— Masz rację… — przyznałam jej rację i nawet się trochę
uspokoiłam.
— Wiem.
— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się i pomachałam jej na do
widzenia. — Papa!
Blondyna machnęła niedbale ręką i zniknęła w domu. Ja
natomiast przeskakiwałam po dwa schodki czując, jak wracała moja radość życia.
Nela na pewno miała rację. Zresztą, po co Ivanowi taki przygłup jak ja? Ani ja ładna, ani inteligentna, no może troszkę zabawna. Aczkolwiek z tym ostatnim już bywało najczęściej tak, że moje żarty były coraz słabsze i budziły jedynie zażenowanie.
Może Rosji chodziło o coś więcej? Może miałam
sprzątać, gotować i psa mu wyprowadzać na spacery. No to się typ zdziwi, bo
gotować co prawda potrafię i to nawet całkiem nieźle, ale syfu to ja robiłam za
trzech.
To się wszystko ni dupy, ni kupy nie trzymało.
Wyszłam na świeże powietrze i skręciłam w stronę swojej
ulicy. Było już ciemno i dość mroźnie, więc wtuliłam twarz w puchaty szal.
Przyśpieszyłam kroku i gdy tylko minęłam blok dziewczyny, skręcając w uliczkę,
poczułam ogromny ból w plecach na wysokości odcinka piersiowego.
Zarejestrowałam, że upadłam.
Zarejestrowałam, że miałam brudny śnieg w ustach.
Zarejestrowałam, że się NIE poślizgnęłam, tylko ktoś we
mnie z impetem uderzył.
Dźwignęłam się na łokciach dość szybko jak na mój poziom
wstrząśnięcia mózgu. Niedaleko mnie stał… ktoś. Nie wiedziałam kto dokładnie,
bo nie dość, że było ciemno, to jeszcze ciemniało mi pod oczami.
Mimo to zmusiłam się do wstania na równe nogi i wytężyłam
wzrok. Ze zdziwieniem odkryłam, że prawdopodobnie była to sylwetka kobiety.
Poczułam przy tym tak morderczą aurę, że nie potrafiłam nawet rzucić się do
ucieczki. Stopy jakby przyrosły mi do chodnika, a żołądek podszedł mi do gardła
tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz dojdzie do rychłego puszczenia pawia z
nerwów.
— Tyyyyyy…. — zawarczała tak niskim i chrapliwym głosem,
że o mało nie obsrałam się ze strachu. Kiedy się do mnie zbliżyła, zauważyłam,
że była to przepiękna dziewczyna o długich, platynowych włosach. Jednak
niedługo było mi dane podziwiać jej anielską urodę, bo ta rozpędziła się jak
kobyła i uderzyła we mnie z wyskoku, tym razem przewalając mnie na plecy niczym
głodny raptor.
Poczułam jej ciężar na sobie i słyszałam, że coś do mnie
mówiła, ale nie rozumiałam ani słowa.
Zaraz, ona mówiła
po rusku?!
Chciałam krzyknąć, ale z tego wszystkiego głos uwiązł mi
w gardle, przy którym dodatkowo Rosjanka trzymała coś ostrego.
Ten tego... NÓŻ?!
— Błagam, nie rób mi krzywdy! — krzyknęłam w końcu
przerażona. — Nie mam pieniędzy, mam telefon, oddam wszystko! Błagam, nie
zabijaj mnie!
— Zamknij się!
— zawarczała przeciągle, a ja zaczęłam rzucać się jak krowa tonąca na bagnach.
Łzy pociekły mi po policzkach ze strachu, gdy poczułam nacisk zimnego metalu na
gardle. Nacisk po chwili zniknął, a ja zobaczyłam błysk ostrza, kiedy
napastniczka podniosła je do góry, by móc zrobić mi bardzo, bardzo dużą
krzywdę.
Zmusiłam się do ruchu ręki i w ostatniej chwili złapałam
ją za przedramię próbując odepchnąć, nóż natomiast zawisł nad moją twarzą dobre
dziesięć centymetrów. Serce we mnie zamarło, gdy zrozumiałam, że walczyłam
teraz o własne życie.
— Natalya! Zostaw ją!
Ale ja nic jej nie
robię!, chciałam krzyknąć, ale jedyne co wydobyło się z moich ust, to
przeciągły jęk bólu.
Minęła chwila i poczułam luz, gdy ciężar dziewczyny zniknął.
Ulga ta jednak nie trwała długo, bo zostałam brutalnie dźwignięta za włosy i
postawiona do pionu. Nogi miałam jak z waty, ostrze znów znalazło się na mojej
szyi, a przede mną stał Ludwig. Gorzej być, kurwa, chyba nie mogło.
JA ZGINĘĘĘĘĘĘĘĘĘ…!
W całym tym pieprzonym rozgardiaszu mój zmysł węchu
wyczuł, że laska pachniała fiołkami.
Kurwa, serio
Natalia?! SERIO?! … Mamusiu!
Usłyszałam zdenerwowany ton Ludwiga. Ale jego
zdenerwowany głos i tak bledł przy poziomie wkurwienia nieznajomej agresorki.
Trwałam więc w zawieszeniu ze wzrokiem utkwionym w gwiazdy, podczas gdy tych
dwoje ze sobą dyskutowało, czy nawet negocjowało nad moim życiem. To były
najdłuższe minuty mojego życia.
W końcu dziewczyna zabrała ostrze i pchnęła mnie
brutalnie do przodu. Straciłam równowagę i upadłam na brzuch plackiem tuż pod
nogami Niemiec.
Chuj tam z godnością,
bo chyba przeżyję!
Ludwig wyciągnął do mnie dłoń, by mi pomóc, a gdy tylko
wyciągnęłam lewą rękę, do moich uszu dotarł przerażający trzask.
Wrzasnęłam przeraźliwie z bólu, a blondi cofnęła nogę z
mojego przedramienia.
— To ostrzeżenie, suko — warknęła tak, bym zrozumiała.
Minęła Ludwiga dumnym krokiem, mordując go wzrokiem jak kobra królewska.
Ale ja byłam teraz w świecie bólu, wrzasków i
niepopłaconych rachunków z Taurona. Ostatnie, co zapamiętałam z tego
wszystkiego to to, że Ludwig dźwignął mnie na ręce, a ja odpłynęłam radośnie w
ciemność.
***
Ocknęłam się i pierwsze, co zrobiłam, to jęknęłam
przeciągle z bólu. Lewa ręka pulsowała mi boleśnie i bolało mnie każde
drgnięcie. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że znajdowałam się na tylnym
siedzeniu w samochodzie. Spróbowałam się dźwignąć, ale usłyszałam:
— Nie wstawaj.
— N-Niemcy? — Zamrugałam.
Słyszałam różne opowieści o tym, kto po śmierci
przychodził po duszę, czy to Anioły, czy osoby bliskie, Kostucha, Charon… Ale
nigdy nie przypuszczałam, że po mnie przyjdzie, kurwa, Niemcy.
— Miałaś ogromne szczęście — powiedział cicho, patrząc na
mnie z lusterka. — Natalia naprawdę chciała cię zabić…
— Kto to był? — Skrzywiłam się i wbiłam wzrok w sufit
przyjmując do wiadomości, że jednak jeszcze żyłam. — I gdzie jedziemy?
— Jedziemy do szpitala, twoja ręka nie wygląda za dobrze.
Prawdopodobnie została złamana.
— Niemcy, kto to był? — Nacisnęłam.
— Białoruś. Młodsza siostra Rosji — odpowiedział po
chwili wahania.
— Matko Boska… — Oblał mnie zimny pot. — Czego oni
wszyscy ode mnie chcą…?
— Białoruś jest bardzo zazdrosna i zaborcza wobec brata —
wyjaśnił. — Skoro pofatygowała się aż tutaj, to znaczy, że Rosja wcale o tobie
nie zapomniał. Wręcz przeciwnie. Musisz zacząć na siebie bardziej uważać...
— Francis wie? — zapytałam ze ściśniętym sercem.
— Nie.
— Myhym. I tak się dowie — powiedziałam cicho. — Wtedy
mam obrożę i smycz gwarantowaną. I kaganiec do kompletu, żebym nie mogła
wyrazić sprzeciwu. Chociaż znając jego upodobania, to raczej stawiałabym na
knebel z piłeczką… — syknęłam z bólu.
Mężczyzna nie odpowiedział. I nie odezwał się aż do
momentu, gdy znaleźliśmy się na SORze. Stanęłam przy okienku i przez kurtkę czułam
gorąco bijące od ręki. Byłam popłakana i posmarkana z bólu. I nawet nie było mi
wstyd. Ta białoruska pipa złamała mi kość za pomocą własnej stopy, więc po co
miałam zgrywać bohaterkę i udawać, że mnie nie bolało, skoro napierdalało mnie
niemiłosiernie?
Kiedy w końcu usiadłam na ostatnim wolnym siedzeniu z
zieloną kartą, Ludwig pochylił się nade mną i powiedział cicho:
— Idę powiadomić Francję.
— Tak — powiedziałam martwo, gapiąc się w piłującego
mordę dzieciaka siedzącego dwie ławki dalej. — Powiedz mu, że po raz drugi
zostałam sama na pięć minut i po raz drugi wpadłam w kłopoty. Dodaj też, że
wylądowałam w szpitalu ze złamaną ręką i ledwo uniknęłam śmierci. Tylko zrób to
delikatnie, żeby nie dostał zawału, bo swoje lata już ma. Ja na ten czas
przyzwyczaję się do myśli, że już nigdy nigdzie sama nie wyjdę. Dziękuję ci za
uratowanie mi życia. — Odwróciłam głowę do zaskoczonego moim monologiem Niemca.
— Nie musiałeś, ale to zrobiłeś. Dziękuję ci, bo wiem, że twój brat by jej
kibicował…
— Nie jestem taki jak Gilbert, jeśli do tego zmierzasz —
powiedział szybko. — Ale on też by ci pomógł. Chociażby ze względu na Francję.
Nie jest taki zły, na jakiego lubi się kreować.
— Super… — Spojrzałam w bok. — Czekaj!
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, a ja znów spojrzałam mu
prosto w niebieskie oczy.
— Co jej powiedziałeś, że mnie zostawiła?
Zawahał się przez chwilę, po czym odpowiedział:
— Powiedziałem, że jesteś pod opieką Francji i jeżeli
stanie ci się krzywda, Francja poruszy niebo i ziemię, by nałożyć na nią
kolejne sankcje. Nie daruje jej, jeżeli umrzesz.
Opadła mi szczęka.
— Rozumiem… Dziękuję.
Niemcy nic już nie powiedział, tylko zostawił mnie, a ja
bezmyślnie patrzyłam na zegar. Ręka napierdalała mnie jak chora psychicznie i
ciężko było mi się czasem powstrzymywać od syknięcia czy jęknięcia. Zanim
wrócił Lu, to zdrową ręką wyciągnęłam telefon i drżącymi palcami napisałam do
Neli:
Nie uwierzysz, ale
jestem w szpitalu. 10 sekund od wyjścia Białoruś chciała mnie zabić. Ludwig
zawiózł mnie do szpitala, mam złamaną rękę. Pięknie, nie? xDD
Nie zdążyłam nawet schować telefonu do kurtki, gdy
odpowiedź nadeszła błyskawicznie:
"Że co"
Tak. Cała Nela. Odpisałam więc krótko:
Gówno.
Westchnęłam. Szlag niech trafi dzień, w którym narzekałam
na monotonię w moim życiu.
Ludwig, widząc, jak się męczę z kurtką, a nie ukrywam, że
w szpitalnym korytarzu było wręcz gorąco, pomógł mi się rozebrać, co
poskutkowało kolejnymi przełykanymi łzami. Ręka była popuchnięta i przybrała
już powoli sino-fioletowy kolor. Nie wyglądało to dobrze, a ja zaczęłam się
szybko niecierpliwić.
Francja natomiast przyjechał do szpitala w trybie
ekspresowym i to z taką miną, jakby sam nie wiedział, czy ma najpierw
współczuć, czy wrzeszczeć. Byłam pewna, że zacznie mi robić wyrzuty za moją
domniemaną nieostrożność, ale jedynie obejrzał delikatnie moją rękę i zacisnął
blade usta w wąską linię.
— Złamana.
Doktor House przemówił.
— Wiem — powiedziałam, krzywiąc się z bólu. — Czuję…
Francis podniósł wzrok na mnie, wyprostował się i mnie przytulił.
Poczułam się dziwnie z tym gestem, ale i dobrze jednocześnie. Niemcy patrzył na
nas z pewnej odległości. Zauważyłam, że Francis kiwnął głową w jego stronę,
przez co Ludwig odszedł, a my zostaliśmy sami.
— Natalia. Czy ty masz w sobie magnes na kłopoty? —
zapytał szeptem.
— Mama twierdzi, że tak. Ja też już teraz w to wierzę —
odpowiedziałam równie cicho, siadając z powrotem na krześle.
— Mogłaś zginąć…
— Wiem. Dobrze, że się wysikałam u Neli przed wyjściem,
bo bym się zlała ze strachu…
— To nie jest śmieszne! — warknął.
— Tak właśnie się zachowuję, kiedy jestem zdenerwowana.
Doskonale wiem, ile miałam dzisiaj szczęścia. Francis, przecież ja jestem
śmiertelnie przerażona…
Lustrował moją twarz uważnym wzrokiem, a ja próbowałam
zgadnąć o czym myślał.
— Rozmawiałem już z Natalyą — powiedział po chwili ciszy.
— Wyjaśniłem sytuację.
— I co?
Dziwnie było mi z tym, że laska nosiła moje imię.
Wychodziło na to, że wszystkie Natalie były w jakimś tam stopniu niedojebane.
Cóż, ja przynajmniej byłam w miarę zabawna. Chyba…
— Nienawidzi cię. Ale nie sądzę, by cię ponownie napadła.
Konsekwencje, które jej przedstawiłem, ją przerosną, a ona nie jest głupia.
— Czemu to zrobiła? Jak mnie znalazła?
Mężczyzna milczał, więc szybko odwróciłam głowę w jego
stronę:
— Błagam — powiedziałam. — Nie ukrywaj nic przede mną…
Chcę wiedzieć na czym stoję. To Ivan, prawda?
— Tak — powiedział w końcu. — Białoruś odkryła, że Rosja
się tobą zainteresował.
— Ale przecież Rosja zaatakował Ukrainę…
— I co z tego? — prychnął. — Skoro wiedziała gdzie
mieszkasz to znaczy, że Rosja zdobył i zbierał informacje na twój temat, które
ona ukradła. Musiała cię już wcześniej obserwować i czekała tylko, aż
zostaniesz sama. Dziś dałaś jej tą możliwość. Jak tylko pomyślę, że tak mało
brakowało… Tylko skąd wiedziała jak wyglądasz?
— Zdjęcie — powiedziałam cicho. — Pamiętasz? Ktoś był w
moim pokoju, wtedy w listopadzie. Znalazłam przerwane zdjęcie, myślałam że to
byłeś ty. Ale w hotelu dotarło do mnie co i jak. Tyle, że… Nie sądziłam… Czego
on ode mnie chce? Zakochał się, czy co…?
Myśl o miłości tego typa do mojej skromnej osoby odebrało
mi mowę z wrażenia.
— Nie, nie zakochał się — odpowiedział ponuro,
odprowadzając wzrokiem młodą pielęgniarkę. — Rosja lubi osoby, które dużo się
śmieją lub które łatwo doprowadzić do płaczu… Na początku jest wobec nich miły
i przyjacielski, ale wraz z upływem czasu zaczyna ich testować i prowokować, a
następnie karać, kiedy ci rozpaczliwie próbują się postawić. Nie bez powodu
większość personifikacji się go boi. Plecy Litwy są przecież jedną wielką
blizną.
— On by mnie… karał? — szepnęłam i utkwiłam wzrok w mojej
spuchniętej ręce. — Z-Za co?
— Znając ciebie, to pewnie za twój niewyparzony język. I
upór. I za twoją polską tożsamość, starałby się ją wykorzenić, wypaczyć. Nie
martw się — powiedział widząc przerażenie na mojej twarzy. — Teraz będę cię
bardziej pilnował. Nie zostaniesz już sama.
— Wiem…
— I nic nie powiesz?
— A co mam powiedzieć? — powiedziałam słabo, zatrzymując
wzrok na swojej ręce. — I tak zrobisz po swojemu. A ja dzisiaj o mało nie
straciłam życia.
Mężczyzna już się nie odezwał, więc i ja też się nie
odzywałam. Jednak po czasie ból stał się nie do wytrzymania, przez co Francja
załatwił od lekarza zastrzyk przeciwbólowy. Po czterech godzinach od przyjazdu wzięto
mnie do gabinetu. Od razu zrobiono mi zdjęcie i było już sto procent pewne, że
to złamanie kości łokciowej. Nie czekano długo, tylko zapakowano mnie w zgrabny
gips i koło pierwszej w nocy wróciliśmy do domu. Naszpikowana lekami zakopałam
się w pościeli i zasnęłam.
***
[4 lutego 2017 — sobota]
Obudziłam się i jęknęłam. Ręka pulsowała tępym bólem,
więc wykulałam się, żeby zażyć prochy przeciwbólowe przepisane przez lekarza.
Wtedy też zobaczyłam ze zdziwieniem, że pomimo wczesnej pory byłam w pokoju
sama. Niecodzienne było to zjawisko, bo w końcu przyzwyczaiłam się do tego, że
pierwszym widokiem z samego rana była jego twarz.
Wyszłam do przedpokoju, uważając by nie obudzić Włochów w
pokoju obok i weszłam do kuchni, bo właśnie tam znajdował się Francis.
— Och, tu jesteś — mruknęłam. — Zaraz… Ty palisz?
Wytrzeszczyłam oczy na widok Francuza z papierosem w
dłoni. W sumie… Boże… Wyglądał świetnie z papierosem.
— Ogólnie nie palę — mruknął, nie spuszczając mnie z oczu
i zaciągając się. — Robię to tylko, gdy jestem zdenerwowany.
— Ach… — Podrapałam się po głowie i sięgnęłam zdrową ręką
po szklankę, by nalać sobie wody. — W takim razie przez wzgląd na ostatnie
wydarzenia wydaje mi się… że wkrótce umrzesz na raka.
— Pół nocy nie spałem — ciągnął, wciąż bacznie mnie
obserwując i puszczając mimo uszu moją odzywkę. — I w końcu wymyśliłem.
— Co takiego?
— Jedyną opcją gwarantującą ci bezpieczeństwo jest
wyjechanie ze mną do mojego Domu.
Niechcący upuściłam szklankę, która wpadła do zlewu i jak
na złość potłukła się. Ja sama zamarłam.
— Nie wyjadę stąd — powiedziałam cicho po chwili czując,
że robi mi się słabo.
— Nie ma innego wyjścia.
— Co z moją rodziną? — zapytałam cicho. — Jakie jest
prawdopodobieństwo, że będą bezpieczni? Ivan może się mścić. Albo użyć mojej
rodziny, żeby mnie dorwać. Jestem podatna na manipulację, przejadę pół Europy
stopem, by ocalić tych, których kocham.
— Mógłby tak zrobić nawet wtedy, gdy tu zostaniesz.
— Nie narażę mojej rodziny. — Spojrzałam w końcu na niego
twardo. — Rodzina jest najważniejsza. Jeżeli stąd wyjadę i zostawię rodziców i
dziadków, oszaleję. Wiesz o tym.
— To co mam zrobić? — zapytał cicho.
Zamknęłam oczy. On sam nie wiedział już co robić.
— Ograniczę wyjścia — powiedziałam. — Nie odstąpię ciebie
ani Włochów na krok. Wymienię zamki w drzwiach. Za dwa miesiące kończę szkołę.
Wtedy będziesz mógł mieć mnie pod kluczem dopóki ci się nie znudzi.
— Wciąż uważam, że wyjazd jest najlepszą opcją.
— Bo jest. Ale nie narażę rodziny. Nigdy. — Wyrzuciłam
szkło do kosza i spojrzałam na niego. — Idziesz spać?
— Zaraz dołączę.
— Czekam. I nie martw się, co się stało to się nie
odstanie. Żyję i to jest ważne.
Mówiąc to odwróciłam się plecami i ruszyłam z powrotem do
pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz