ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

niedziela, 10 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴘɪᴀ̨ᴛʏ – ɪᴍᴘʀᴇᴢᴀ ʀᴏᴋᴜ

 

Na czym stanęło na szczycie G7, to nie miałam pojęcia. Wiedziałam tylko, że musieli siłą rozdzielać od siebie Francuza i Anglika. Niemcy wydarł mordę w sposób spektakularny i w duszy podziękowałam, że nie darł się na mnie. Po darciu się, które trwało dobre parę minut, wszyscy pokiwali głową na znak zgody i zaczęli się zbierać.

Dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w samochodzie, zapytałam Francji co dalej.

— Wraz z Ludwigiem spotkamy się z Białorusią.

— Czyli jednak wyszło na Niemca — skwitowałam, oddychając z ulgą. — Może to i lepiej? Rzeczywiście mogłaby się mścić.

— Obroniłbym cię.

— Tak jak tydzień temu? — zapytałam cicho, zanim ugryzłam się w język.

— Nie puszczę cię już nigdzie samej. Nawet do toalety — dodał złośliwie.

— Litości! — zawyłam.

— Litości? — Zaśmiał się wrednie Francis. — Myślisz, że ja wiem, co to jest „litość”?

— Litość jest wtedy, kiedy dochodzisz do wniosku, że antysemityzm jest zły i przestajesz kopać kolegę w pejsach.

Zapadła cisza.  W końcu Francis rzekł cicho:

— Matko Boska, całe szczęście, że nie powiedziałaś tego na zgromadzeniu…
Zachichotałam.

— Wybiję ci rasizm z głowy, zobaczysz.

— Nie jestem rasistą! Wszyscy mnie wkurwiacie. — Wzruszyłam ramionami.

— Język!

— Mam w buzi.

Jechaliśmy chwilę w ciszy. Patrzyłam zamyślona przez okno i analizowałam spokojnie cały przebieg dzisiejszego dnia. Będąc blisko domu, Francis zabrał głos:

— Mimo wszystko muszę przyznać, że byłaś grzeczna.

— Wow, nowe osiągnięcie odblokowane, przechodzisz na kolejny poziom — zażartowałam.

— Znam cię już na tyle dobrze, że wiem na ile cię stać, gdy poczujesz wiatr w żaglach. Dzisiaj byłaś wyjątkowo grzeczna. Obiecałem ci nagrodę i ją dostaniesz.

— Nagrodę?! — Podjarałam się i wręcz zaczęłam podskakiwać na siedzeniu. — Co dostanę?! CO dostanę?!

Ma chérie, spokojnie. Dowiesz się jutro.

— Mam nadzieję, że nagrodą nie jest seksualna inicjacja, bo wtedy…

— Nie, nie jest. — Uśmiechnął się, żeby mnie uspokoić. — Jeszcze nie.

Prychnęłam, ale nie odpowiedziałam. Cieszyłam się natomiast na nadchodzącą domówkę.

 

***

 

Była godzina dwudziesta pierwsza, gdy impreza powolutku się rozkręcała. Nela była zachwycona nowym towarzystwem. Zwłaszcza Japonią, ten jednak nie był zbyt rozmowny. Azjata był… bardzo grzeczny i formalny. Potrafił nie tylko poprawnie sklecić zdanie, ale robił to w bardzo uprzejmy sposób. Wyczułam jednak, że nie czuł się tu komfortowo.

Ameryka był najgłośniejszy z towarzystwa, a Kanada analogicznie najcichszy. Ale za to bardzo pomocny. To on pomagał mi w szykowaniu żarcia w kuchni na szybko, bo Nela i Prus woleli urządzić sobie karaoke zamiast coś naszykować. Byłam wściekła, że znów robota spadła na mnie i to jeszcze jak miałam gips, ale Matt mi pomógł.

Nie było tylko Anglii, a ja zrozumiałam, że on nie przyjdzie. Trochę zrobiło mi się przykro, ale z drugiej strony jak miałby się użerać z tymi idiotami, to może nawet lepiej. Szkoda jego nerwów.

— Dziwne — powiedziałam, krojąc nieudolnie kiszonego ogórka do sałatki. — Normalnie Francis siedziałby już nam na karku, a tak ani razu nas nie sprawdził, co robimy w kuchni.

— Francis wie, że nie zrobię żadnego… „podejrzanego ruchu” — powiedział cicho i uśmiechnął się nieśmiało.

— Nastraszył cię czy po prostu ci ufa?

— Ufa. — Poprawił okulary.

— Jesteś chyba jedyną osobą, której Francis ufa… — szepnęłam, gdy staliśmy ramię w ramię.

— Jest jeszcze Monako — odszepnął Matt. — I Seszele.

— Kto to Seszele?

— Przyjaciółka Francji. Kiedyś, tak jak ja, była pod jego pieczą.

— Utrzymują kontakt? — zapytałam czując, jak zaczyna mnie coś skręcać w środku.

Zaraz. Czy ja byłam ZAZDROSNA?!

— Nie wiem — odpowiedział zgodnie z prawdą Kanada, a ja westchnęłam.
Zaczęłam się chwilę zastanawiać nad tym wszystkim, ale z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi:

— FRANCIS! — krzyknęłam, a Matt podskoczył przestraszony. — DRZWI!

Francja nie odpowiedział, tylko wciąż słyszałam śmiechy i gwar z salonu. Burknęłam coś pod nosem i ruszyłam do przedpokoju. Przez chwilę serce podeszło mi do gardła, że mogli to być wkurwieni sąsiedzi.

Otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się szeroko.

— Arthur! — Ucieszyłam się głośno, co trochę go speszyło.

— Przepraszam za spóźnienie — powiedział formalnie, ale ja machnęłam grabią:

— Lepiej późno niż wcale! Właź! Uważaj tylko na… — zamilkłam i oklapłam. Zupełnie zapomniałam, że Aresa już nie było.

— Na co mam uważać? — zapytał zdziwiony Anglia, wchodząc do mieszkania.

— Na nic — powiedziałam cicho, przejmując jego kurtkę i wieszając ją w szafie. — Straciłam ostatnio mojego kochanego psa i czasami się jeszcze zapomnę…

Uśmiechnęłam się do niego ze szklanymi oczami. Anglia już otworzył usta, gdy przeniósł wzrok za mnie i nachmurzył się. Obejrzałam się i zauważyłam, że za mną stanął Francis.

— A ty co tu robisz? — zapytał zdziwiony Francuz po polsku.

— Dostałem zaproszenie — odburknął w odpowiedzi.

— Od kogo? — Zamrugał.

— Ode mnie — warknęłam na blondyna, bo zaczął mnie już drażnić. — A co, coś się nie podoba?

— Zaprosiłaś Anglię? — Zdziwienie Francji nie miało końca.

— Czego nie rozumiesz? — Uśmiechnęłam się pomimo wzrostu ciśnienia.

Chyba chciał odpowiedzieć, ale ja przekręciłam oczami, złapałam bezceremonialnie Anglika za przegub ręki i pociągnęłam go w stronę salonu jak jamnika na sznurku.

— Wybierz se miejsce — powiedziałam do niego. — Chcesz coś do picia? Tam masz soki, colę, wodę, cokolwiek tam chcesz. Zaraz powinien być catering, bo KOMUŚ się nie chciało robić żarcia! — Spojrzałam pretensjonalnie na Nelę, by zrozumiała KOGO dokładnie miałam na myśli.

Ale ona siedziała i jak urzeczona wpatrywała się w Anglię. Ten chyba to zauważył, bo uniósł brew, więc czym prędzej powiedziałam:

— Arthur, poznaj Nelę, moją przyjaciółkę. Nela, to Anglia!

Nie czekając na ciąg dalszy, wróciłam się do kuchni, gdzie czekał na mnie Matt i Francja.

— Super, że jesteś — powiedziałam do Francuza. — Weź te dwa półmiski z wędliną i serem i zanieś na stół. Powinno im smakować, mój dziadek sam wędził schab i szynkę na ogródku.

Ma chérie, dlaczego zaprosiłaś Anglię?

Zadał to pytanie takim tonem, że loczek Matta podskoczył, a on sam wyprostował się jak struna i podnosząc ręce w obronnym geście, uśmiechnął się przepraszająco:

— Wybaczcie, muszę zadzwonić.

I wyszedł.

— Zaprosiłam go, bo to MÓJ dom, bo go LUBIĘ, oraz dlatego, że to by było niesprawiedliwe — powiedziałam twardo, opierając dłonie o biodra. — Nie mów, że jesteś zazdrosny nawet o niego.

— To mój rywal! — prychnął.

— No i co z tego? — Zdziwiłam się. — Ignoruj go i tyle. Jak ja Prusa. Bądź grzeczny… — dodałam błagalnie.

— A tak w ogóle… — Zmrużył oczy. — Skąd znasz japoński?

— Wybłagałam kiedyś od rodziców o zakupienie mi kursu. — Wzruszyłam ramionami. — Ale nauczyłam się go trochę, a potem porzuciłam. Za dużo powiedzieć nie potrafię, tylko podstawy.

— Francuskiego nauczysz się całego~.

— W twoich snach, egocentryku.

Ten tylko westchnął, złapał za półmiski i ruszył do salonu.

 

***

 

Impreza szybko się rozkręcała, ja natomiast postanowiłam nie tykać alkoholu. Przy tylu dziwnych personach tutaj nie było to bezpieczne. No i fakt brania silnych prochów przeciwbólowych również wykluczał mnie z pijaństwa.

Kiedy standardowo większość była wcięta, to rozpoczęły się tańce. Byłam trzeźwa jak nigdy dotąd, więc gdy Francja próbował mnie wyciągnąć na parkiet, o mało nie odgryzłam mu ręki. Odkładałam ten taniec w czasie, a w pewnym momencie, chyba była godzina już pierwsza w nocy, zauważyłam, że Francja niebezpiecznie próbuje się do mnie przecisnąć przez tłum.

Wstałam więc szybko i zniknęłam na balkonie. Odetchnęłam z ulgą i wtedy dopiero zobaczyłam Amerykę, który opierał się o barierki.

— Ameryka? — Zdziwiłam się. Mogłabym przysiąc, że przed chwilą widziałam go szalejącego na parkiecie.

— O cześć! — Uśmiechnął się. — Chcesz autograf?!

Skisłam.

— Nie. — Zachichotałam. — Co tu robisz?

— Myślę — powiedział pogodnie. — A ty?

— Hmmm… Chyba to samo. Pierwszy raz widzę, że jesteś spokojny — powiedziałam. — Zazwyczaj skaczesz jak orangutan na palmie.

Chłopak roześmiał się wesoło, ale odpowiedział:

— Pokłóciłem się z Anglią, więc wyszedłem na chwilę odetchnąć.

— Co wy się tak wszyscy z nim żrecie? — zapytałam zaskoczona.

— Anglia ciągle mówi, że powinienem brać życie Kraju na poważnie. Nawet nie wiesz, jak bardzo obawiam się tego, co może ich wszystkich czekać, jeśli to zrobię.

Przyznaję, że przeszły mnie ciarki. W sumie nie dyskutowałam sobie z byle Dawidkiem Pasieką z drugiej C, tylko z Imperium Ameryki. Co prawda niezbyt przeze mnie lubianym, ale cóż. Swoje Ameryka za uszami miał, tak jak każdy z nich. Nie tylko wywoływał gównoburzę na arenie międzynarodowej, ale biegł jak pojebany z wywalonym jęzorem w stronę ropy.

— Wiesz — powiedziałam po chwili. — Z jakiej paki ktoś ma ci mówić jaki masz być, czy jaki nie masz być? Bądź po prostu sobą, ważne jest, abyś ty był szczęśliwy. Oczywiście nie krzywdząc przy tym innych. Bo wiesz, co jest najważniejsze? Nie szukać siebie w oczach innych, tylko w swoich własnych.

— Masz rację. — Odwrócił się nagle do mnie i pierdutnął mnie w bark. — Fajny z ciebie NPC!

— Dzięki! — Uśmiechnęłam się, a potem dotarło do mnie, co ten gnój powiedział. — Jak mnie nazwałeś?

— Jesteś NPC, co nie? — Uśmiechnął się szeroko. — Dałaś mi radę, a zaraz dasz mi questa.

Czułam, zaraz mnie rozpierdoli na pół wsi. Opanowałam jednak złe emocje i powiedziałam, siląc się na spokój:

— Zdobądź dla mnie pierścień Hürrem, a wtedy otrzymasz miecz przeznaczenia.

— WOAAAAH! — Ameryka wydarł mordę i wyskoczył z balkonu. Szczena mi opadła do samej ziemi, zwłaszcza, że debil zostawił swoje rzeczy u mnie, a sam pobiegł ze śmiechem na ustach przed siebie w stronę centrum. W krótkim rękawku. W LUTYM.

Co ten alkohol robił z ludźmi…

— Co za, kurwa, tupet — wysyczałam do siebie jak żmija.

Zrobiło mi się zimno, więc weszłam do mieszkania i jebłam drzwiami balkonowymi. Gdy weszłam z powrotem do salonu, to zauważyłam kilka rzeczy.

Francja i Gilbert już spali na kanapie.

Feliciano kleił się do Ludwiga, a Nela dostawała przez to szału.

Kanada dla bezpieczeństwa się wyłączył.

Romano buszował w kuchni.

Anglii nie stwierdzono.

Nie wiedzieć czemu, ale zaniepokoiłam się tym ostatnim. Reszta niech robi co chce, mam to w dupie. Ale Anglię w sumie bardzo polubiłam i nie chciałabym, żeby miał traumę po jednej wizycie u mnie w domu. Terapia u psychiatry nie należała przecież do najtańszych usług.

Znalazłam się w ciemnym przedpokoju i cicho ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdyż to właśnie tam paliło się światło. Zaintrygowana wysunęłam głowę zza drzwi i zobaczyłam Arthura, jak stał na środku pokoju z jakąś książką, którą wertował.

— A ty co tu robisz? — zapytałam wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Chłopak spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia i odpowiedział:

— Przyjaciółka chciała tu wejść, więc wszedłem z nią.

— Jaka przyjaciółka? — Zdziwiłam się i zerknęłam na okładkę książki, którą trzymał. — O! Wiedźmin! Dobry jest, czytałeś?

— Czytałem — mruknął, zanurzając wzrok w książce. — A moi przyjaciele są ze mną cały czas.

Zmarszczyłam czoło. To mi przypominało to, co mi powiedział kiedyś mój kuzyn Matik:  Natalka, ty nigdy nie będziesz sama. Ty zawsze będziesz z zespołem. Co prawda Downa, ale...”. Może Anglia też miał jakieś zaburzenia? A nawet jeśli to co? To tylko pokazuje, jak wiele mieliśmy ze sobą wspólnego i tyle.

— Mimo to nieładnie jest tak szperać po cudzym pokoju — powiedziałam, chcąc się z nim trochę podroczyć.

— Tak właśnie sądziłem, że ten syf jest twój.

— ŻE CO?! Bez jaj, sprzątałam wczoraj trzy godziny! — zaczęłam się nakręcać, ale przerwałam, gdy usłyszałam jego złośliwy chichot. — Ha, ha, ha, naprawdę bardzo śmieszne.

— Nie wątpię. — Zamknął książkę, odłożył ją i spojrzał na mnie. — A gdzie ten kretyn?

— Słodko sobie śpi. Albo zadławił się własnymi rzygami. Whatever.

— Powiedz mi — powiedział dość protekcjonalnym tonem i zmierzył mnie wzrokiem — ty się nie boisz zapraszać obcych facetów, do tego cudzoziemców, pod swój dach?

— Dlaczego miałabym się bać? — Skrzyżowałam ręce na piersiach. — Mieszkam z Francją, gorsi od niego nie możecie być.

— Skąd możesz to wiedzieć? — Wzruszył ramionami.

— A no tak… — Pokiwałam głową. — Francis raz coś wspomniał, że jesteś większym zboczeńcem od niego.

— ŻE CO?! — Oburzył się. — To nieprawda!

— Chyba mu uwierzę — parsknęłam śmiechem i oparłam się plecami o ścianę. — COŚ musiało się stać, skoro oddał swój tytuł tobie, zbolu! Wcale bym się nie zdziwiła, pewnie pod maską dżentelmena kryje się niezły perwers.

Zaśmiałam się jeszcze głośniej, ale przestałam, gdy po obu stronach mojej głowy znalazły się jego ręce, a jego twarz zawisła nad moją.

Kurwa mać…

— A może masz rację? — Uśmiechnął się wrednie. — I co wtedy?

— Wtedy… Wtedy będę miała problem — powiedziałam, starając się zachować spokój, jednak bliskość blondyna zaczęła działać na mnie bardzo nieadekwatnie.

Zestresowałam się.

— Czerwienisz się. — Zbliżył się jeszcze bardziej, a ja wbiłam wzrok w jego usta.

— Francja cię zabije, ja jestem nietykalna — odparłam piskliwym głosem. — Znowu skończysz z jakąś flagą w tyłku…

— Boże, chroń Królową! — warknął i odsunął się ode mnie. — Ale ty masz niewyparzony język, dziewczyno! Nie dziwię się, że Rosja się tak napalił, ciebie nie idzie nie zapamiętać!

— Moja mama mówi dokładnie to samo! — powiedziałam z ulgą, czując bezpieczny grunt pod nogami. — Mówi zawsze: „Dziecko ty moje, ciebie nie idzie nie zapamiętać!”. No i Nela często powtarza, że ryję jej mózg. A, i nie waż się mnie więcej doprowadzać do stanu przedzawałowego, rozumiesz? — Dźgnęłam go ostrzegawczo palcem w pierś. — Bo jak się odwinę, to w Londynie wylądujesz.

— Szacunku nikt cię nie uczył? — wycedził, łapiąc mnie za rękę, zanim zdążyłam ją cofnąć.

— Na szacunek, kochany, to trzeba sobie zasłużyć. — Zmrużyłam oczy jak wściekła kotka.

— Osz ty!

— No już, już. Nie denerwuj się tak. — Wyrwałam łapę, przekręciłam oczami i uśmiechnęłam się złośliwie. — Wracajmy do salonu, bo zaraz się zjawi psi patrol.

Zgasiłam światło w pokoju i wyszliśmy do przedpokoju. Już miałam zarzucić jakąś pseudointeligentną uwagę odnośnie kafelek, gdy nagle wylądowałam plecami na ścianie tak gwałtownie, że przez moment przestałam ogarniać kim jestem, gdzie jestem i dlaczego mamy tak wysokie podatki w Państwie.

Dosłownie chwilę później dotarło do mnie, że ktoś mnie całuje.

Zabiję Francisa, że też on nawet przy gościach nie może się pohamować, cham jeden!

Problem polegał tylko na tym, że to nie był Francis, a ja od kilku sekund całowałam się z Anglią.

W końcu jarząc ten fakt, odepchnęłam go szybko od siebie i byłam w takim szoku i w stresie, że nie wiedziałam, co mam zrobić najpierw.

Czy mam wrzeszczeć wniebogłosy, czy pieprznąć w lico, czy kopnąć w prącie, czy się zaśmiać wrednie, czy… czy co? No kurwa, nie pomogę. NO NIE POMOGĘ.

— Z-Zwariowałeś? — Złapałam się za wargi, które mrowiły mnie niemiłosiernie. — Opanuj zapędy imperialne, bo zginiesz marnie!

— Natalia…?

Podskoczyłam, łapiąc się za serce. Obok nas stała Nela z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy oraz… całkowicie wybudzony Gilbert.

Mam przejebane jak Łajka w kosmosie.

— Ciekawe, co powie Francis, gdy dowie się o twoim skoku w bok — mruknął zaskoczony Prusak.

— Wkurwi się! — warknęłam i odwróciłam się do Anglii, który uśmiechał się wrednie. — A tyyyyy…! Zrobiłeś to specjalnie, żeby to widzieli, prawda?! Wiedziałeś, że nakablują temu świrowi! WON MI Z MIESZKANIA, ZBOCZEŃCU! Matko Boska… — Złapałam się nagle za głowę. — On nas zabije!

— Dibu, weź się uspokój! — prychnęła Nela. — Jesteś wolna, zapomniałaś? Możesz robić co chcesz!

— Czyś ty zwariowała? — Wpadłam w panikę. — Nie jestem wolna, tylko ubezwłasnowolniona! Muszę uciekać…!

Zostawiłam zdziwione towarzystwo i doskoczyłam do swojego pokoju, by wyciągnąć z szafy swoją torbę na kółkach. Wyszarpałam ją jedną ręką niczym Hulk i zaczęłam wrzucać do niej byle co.

— Dibu, uspokój się, do jasnej cholery! — Nela wparowała mi do pokoju wraz z zaciekawionym Anglią. — Nic nie piłaś, a zachowujesz się jak pijana!

— Popieprzyło cię? — zapytałam, powoli odwracając się do nich. — Francja jest teraz wyczulony na najmniejszy szmer czy ruch. Jak myślisz, co się stanie jak się dowie od Gilberta, co stało się w przedpokoju? I to tylko dlatego, że Anglii chciało się zrobić temu durniowi na złość… A ty dalej tu sterczysz? — warknęłam do Arthura. — Radzę ci stąd spływać jak najszybciej, zanim Francja cię rozniesie.

— Właśnie, rozniesie jego — powiedziała uradowana Nela, wskazując kciukiem na zdziwionego Anglika. — Chociaż mam nadzieję na odwrotny efekt. Więc dlaczego TY panikujesz?

Zrobiło mi się niedobrze.

— Bo to ja Anglię zaprosiłam i to ja stanęłam w jego obronie, kiedy Francja się o to wkurzył — powiedziałam cicho, robiąc się zielona. — To tylko potwierdzi rację Francisa i jeszcze dodatkowo nałoży na mnie kolejne „zabezpieczenia”. Czaisz?! Wyjdzie na to, że mnie nie można zostawiać samej nawet na dwie minuty!

— Bo nie można — powiedziała spokojnie Nela. — Zawsze tak było, że przyciągałaś dziwne rzeczy i dziwnych ludzi. Pamiętasz tego bezdomnego? Albo policjantów?

— Ja cierpię dolęęęęę! — zawyłam na same wspomnienie śledzącego mnie menela i młodych policjantów zapraszających do radiowozu w wiadomym, prokreacyjnym celu.

— Czyli jak zawsze. I GDZIE niby zamierzasz iść? — zapytała Nela, a Anglia prychnął.

— Nie wiem, może do jakiegoś hotelu…

— Zapomnij — powiedziała twardo i trzasnęła drzwiami z pokoju, odcinając mi drogę ucieczki. — Masz zostać TUTAJ! A co jeśli Białoruś dalej się tu kręci? Tylko jej wszystko ułatwisz!

— Może tak by było najlepiej — warknęłam w końcu, tracąc nad sobą panowanie. — Wszyscy by odetchnęli z ulgą. Może w końcu…

Nie dokończyłam, bo Nela z całej siły pieprznęła mnie w policzek z otwartej ręki. Zachwiałam się i automatycznie złapałam się za piekące miejsce.

Zaraz. Czy ja właśnie dostałam po ryju od Neli?

— Starczy. Zamknij się i siadaj — warknęła, wskazując na łóżko.

Usiadłam i wytrzeszczyłam na nią oczy w niemym przerażeniu.

— A ty masz jej pilnować. — Odwróciła się do Anglii.

— Nie jestem opiekunką — prychnął Arthur, a Nela zacisnęła szczękę i pięści. — Dobra. To co mam robić?

— Pilnować jej, żeby się nie wymknęła przez okno, jak to ma w zwyczaju! — warknęła takim tonem, jakby miała do czynienia z kretynem. — Gilbert pewnie poszedł obwieścić radosną nowinę Francisowi, więc weź to teraz na klatę, durniu!

Wyszła trzaskając drzwiami.

— Taka mała, a taka agresywna… — Westchnęłam, rozcierając policzek ze łzami w oczach. — A tobie już współczuję. Naprawdę tak bardzo chciałeś uderzyć we Francję przeze mnie? Ale ty jesteś głupi…

— Ten cymbał ma obsesję na twoim punkcie — prychnął Arthur.

— A niech ma, ja mu nie bronię. — Spojrzałam w sufit. — Ja na ten przykład uwielbiam Aragorna z Władcy Pierścieni oraz Draco Malfoya z Harry’ego Pottera. Zuko z Awatara Legendy Aanga to też ciacho. Skoro on ma słabość do niepełnosprawnych umysłowo dzieci z jakiegoś patologicznego zadupia, to tylko znak, że nadaje się do leczenia psychiatrycznego.

Arthur milczał, tylko wpatrywał się we mnie z typowym dla siebie mindfuckiem. Ja natomiast zbladłam, gdy usłyszałam wrzaski Neli w przedpokoju.

— Świetnie, sąsiedzi teraz na bank wezwą policję…

Ledwo skończyłam mówić, gdy do pokoju wbił Francis, ledwo trzymając się na nogach. Od razu wyczułam jego negatywną energię, podczas gdy Anglia wciąż opierał się o ścianę, rzucając w jego stronę jedynie pogardliwe spojrzenie.

— Natalia — powiedział dość uprzejmie Francja, jak na stan agonalny — wyjdź proszę. Muszę porozmawiać z Anglią.

— Okej.

Wstałam i wyszłam z pokoju. Może będę miała szczęście i się pozabijają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...