ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

niedziela, 10 kwietnia 2022

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ sᴢᴏ́sᴛʏ – ɴᴀɢʀᴏᴅᴀ ɪ ᴋᴀʀᴀ

 

Stałam w kuchni i pierwszy raz od dawna miałam ochotę zakurzyć.

Paliłam papierosy w pierwszej i drugiej klasie liceum, ale rzuciłam nałóg na rzecz mang, bo nie stać mnie było z kieszonkowego na obie przyjemności. Jak to mówili, albo rybki albo akwarium. Dodatkowo dochodził stres, że rodzice, a zwłaszcza mamuśka, mnie w końcu wyczują, a tłumaczenie, że miałam palące towarzystwo było szyte grubymi nićmi. Nie czułam dotąd pociągu do nikotyny, co nawet bardzo mnie dziwiło, ponieważ często słyszałam od innych, jak ciężko im było to gówno rzucić.

A teraz opierałam się o blat i najzwyczajniej w świecie chciałam zakurzyć cygaretę. Przez chwilę nawet mnie pokusiło przeszukać rzeczy Francji w poszukiwaniu fajek, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie byłam typem człowieka grzebiącego w czyiś rzeczach.

Muzyka w salonie skutecznie zagłuszała to, co w tej chwili działo się w moim pokoju. A o tym, CO się tam działo, to nawet nie chciałam myśleć.

Rzuciłam ukradkiem spojrzeniem na Nelę, która pojawiła się koło mnie.

— Niezła jesteś — mruknęła. — Polecieć w ślinę z kimś, kogo zna się jedynie kilka godzin. Szacun.

— Dobrze wiesz, że zrobił to specjalnie. Nie wiem po co.

— Pomyśl — powiedziała spokojnie — jakby cię przeleciał, to pokazałby Francji, że…

— Nie chcę tego słuchać — powiedziałam, gdy spuchły mi uszy od słowa „przelecieć”.

— Nie obchodzi mnie to — powiedziała ostro. — Zacznij w końcu myśleć, bo to się źle skończy. Stałaś się pionkiem, rozumiesz? Skończ w końcu ufać każdemu, kto ładnie się do ciebie uśmiechnie!

— Jasne… — mruknęłam, patrząc na stopy.

— Żadne „jasne” — prychnęła dziewczyna. — Znam cię. Jesteś niedopieszczona i dostajesz małpiego rozumu, kiedy tylko ktoś jest dla ciebie miły. Wiem, że masz traumę po gimnazjum, ale zacznij w końcu nad sobą pracować. Nie każdy ma dobre intencje, więc nie traktuj każdego, jak potencjalnego przyjaciela, rozumiesz? Robili ci kiedyś badania na głowę?

— Nie przesadzaj — warknęłam, ale zobaczyłam, że Nela wcale się nie uśmiechała.

— Ty naprawdę wielu rzeczy nie przyswajasz! Zauważyłaś, że koleś z twojej klasy ślini się na twój widok?

— Nie…

— No właśnie. Zauważyłaś, że Francja…

— Tego akurat nie da się nie zauważyć — przerwałam.

— Przynajmniej tyle. Kolejne pytanie. Anglia przez całą imprezę starał się ciebie podbijać, by dopieprzyć Francji. Zauważyłaś?

— Yyyyy… Serio? — mruknęłam cicho.

Faktycznie zagadywał mnie i dziwnie się na mnie patrzył, ale uznałam, że po prostu był lekko niedojebany jak reszta.

Next. Kamil z mojej klasy…

— Kto?

— Ten z dłuższymi włosami. Zapraszał cię kiedyś do kina.

— A, ten… — Pokiwałam głową przypominając sobie dzieciaka.

— Zauważyłaś, że nie zapraszał cię na przyjacielskie spotkanko przy filmie, tylko na randkę?

— Nie…? — mruknęłam zdziwiona.

— Jest tak jak mówiłam — powiedziała spokojnie Nela. — Jesteś upośledzona na tle emocjonalnym.

— Bez przesady!

— Jesteś, Natalia! Nigdy nie byłaś w związku i jesteś niedojrzała. Nie wierzysz w siebie, więc nawet nie widzisz, że możesz się komuś podobać. Nawet chyba nie bierzesz tego pod uwagę, prawda?

Milczałam.

— Gilbert i Niemcy są tam w środku, na wszelki wypadek — ciągnęła Nela. — Żabol się schlał, więc raczej nie będzie rozróby. Ledwo kretyn stał na nogach.

— Nie pociesza mnie to.

— Tak sobie myślę — powiedziała po chwili namysłu przyjaciółka. — Czemu nie przypieprzyłaś Anglii?

— Bo jestem miękką pipą. — Uśmiechnęłam się krzywo. — Nie widać?

— Z twojego ryja widać tak wiele rzeczy, że akurat to musiało mi umknąć. — Zachichotała, a ja wbiłam jej łokieć w żebra.

W tym momencie zauważyłyśmy, że drzwi z mojego pokoju otworzyły się i do przedpokoju wypadł wściekły Anglia. Kiedy zobaczyłam, że z jego opuchniętej wargi kapała krew, zaniepokojona ruszyłam w jego stronę z pierwszą pomocą w oczach. Blondyn zamarł i spojrzał na mnie w momencie, gdy Nela złapała mnie za zdrową rękę i wydarła się:

— GDZIE TY TERAZ IDZIESZ?! MAŁO CI, KRETYNIE?! JUŻ SIĘ ZRESETOWAŁAŚ?!

— Ale… — zająknęłam się, ale przyjaciółka przewróciła oczami i pociągnęła w stronę salonu.

— MASZ USIĄŚĆ NA DUPIE, ROZUMIESZ?! EJ, TY! — warknęła do przestraszonego Kanady. — PILNUJ JEJ!

Pchnęła mnie na kanapę obok biednego Matta i sama wyszła do przedpokoju.

Ja pierdolę… Jak taki gnom może rozstawiać po kątach wszystkich wokół włącznie z Państwami Świata? Illuminaci przy niej to radosne dzieci kwiatów…

Westchnęłam przeciągle i rozejrzałam się. Włochy Północne i Japonia, jak gdyby nigdy nic, ze sobą dyskutowali, z czego Włoszek bardzo przy tym gestykulował. Romano spał, a Kanada patrzył na mnie zaniepokojony.

— Wszystko w porządku?

— Znowu mam kłopoty — powiedziałam, uśmiechając się. — Jestem taka głupia…

— Nie mów tak o sobie — powiedział cicho.

Wzruszyłam ramionami. Chyba pobiłam swój osobisty rekord. Ostatnie resztki krwi odpłynęły mi z twarzy, gdy do salonu wszedł Francis. Włochy i Japonia spojrzeli na niego ze zdziwieniem, podczas gdy ja przybliżyłam się nieznacznie do Matta.

— Porozmawiajmy — powiedział do mnie poważnie, wyciągając do mnie rękę, a ja potrząsnęłam gwałtownie głową.

— Jutro, jak wytrzeźwiejesz.

Ten przekręcił oczami, złapał mnie dość mocnym chwytem pod łokieć i dźwignął. Zrobiło mi się niedobrze ze stresu, zwłaszcza, że w przedpokoju minęliśmy szwabów i Nelę.

— A ty gdzie ją ciągniesz, zboczeńcu?! — warknęła Nela, stając nam na drodze. — Tobie też mam obić gębę?!

— Co to znaczy „też”? — Zaniepokoiłam się, ale wszyscy mnie olali.

Ludwig, Gilbert, zabierzcie ją — powiedział spokojnie Francja, patrząc na nią tak zimnym wzrokiem, że po karku przeszły mnie ciarki. Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek tak na mnie spojrzał.

— Nela. — Lu odciągnął ją od nas, a my zniknęliśmy w pokoju.

Gdy tylko poczułam luz, to odskoczyłam jak oparzona od Francji i spojrzałam na niego wystraszona.

— Natalia… — zaczął, ale ja mu przerwałam:

— Przepraszam, nie przewidziałam, że dojdzie do takiej pojebanej sytuacji!

— Wiem, ty mało co przewidujesz — powiedział spokojnie. — Próbuję się do tego przyzwyczaić, ale opornie mi to idzie. Ale nie o to mi chodziło. Posłuchaj, właśnie dlatego nie zaprosiłem Anglii. Bo wiedziałem, że może spróbować uderzyć we mnie przez ciebie. I nie myliłem się.

— I co teraz? — zapytałam. — Czekaj, wiem. Mam zakaz jakiegokolwiek kontaktu z Anglią. Zgadłam?

— Nie rozumiem. Dlaczego myślisz, że MIAŁABYŚ z nim jakikolwiek kontakt?

Zastanowiłam się chwilkę. W sumie miał rację. To że JA gnojka polubiłam nie znaczy, że ten polubił mnie. Dzizas, co ja znowu sobie ubzdurałam? Że zaprzyjaźnię się z Wyspami Brytyjskimi? … Matko Święta, ja jestem DEBILEM.

— Tak tylko strzelałam — odpowiedziałam i oklapłam, kiedy brutalna prawda spłynęła na mnie z łaską bożą. — I tak pewnie mnie za to ukarzesz czy coś.

— Dobry Boże, nie! — powiedział zaskoczony. — Chciałem jedynie porozmawiać, bo widzisz… Nie ufam Anglii w pewnych kwestiach. Po tym, jak kazał stracić Joannę, to podejrzewałem, że ciebie też spróbuje w jakiś sposób skrzywdzić.

— Poza tym, że uaktywnił ślimaka, to nic nie zrobił. W sumie nawet go polubiłam. — Wzruszyłam ramionami.

Francja westchnął.

— Jest jedna dobra strona tego wszystkiego — zamruczał Francis z uśmiechem, a ja dźwignęłam zdziwiony wzrok na niego.

— Co?

— Kornelia złamała tej mendzie nos.

— COOOOOOOOOO? — Zbladłam.

Ona zaczyna mnie przerażać, przestaje nad sobą panować…

— Wiesz co — mruknęłam słabo — jestem zmęczona. Dołącz do reszty, ja się zdrzemnę.

— Uważaj na siebie — powiedział krótko i bez wahania pogłaskał mnie po policzku. Ale ja już byłam w swoim świecie autystyka. Patrzyłam chwilę na drzwi, za którymi zniknął Francja i ogarnąwszy się na szybko, położyłam się do łóżka.

 

***

 

[11 lutego 2017 — sobota]

Obudziłam się obolała. Ręka zdrowo mnie napieprzała, ale mimo to sięgnęłam ręką po telefon. Było po dwunastej i miałam kilka nieodebranych od mamy.

Szlag…

Oddzwoniłam szybko i już po chwili odebrała zdenerwowana rodzicielka.

— Mamuś, przepraszam — powiedziałam zaspana. — Spałam.

Nic nowego, dziecko…

— Coś się stało?

— Ty mi to powiedz. Jak ręka?

— Już lepiej. — Popatrzyłam tępo na gips. — Boli, ale ucinać nie będą.

Leki bierzesz?

— Tak, mamo. Bez nich bym zdychała z bólu.

Masz kepele*, masz. Tęsknię za tobą, córeczko.

Poczułam łzy pod powiekami, ale wydukałam:

— Ja za tobą też, mamo…

Rozmawiałam z mamą dobre pół godziny, zanim zorientowałam się, że byłam sama w pokoju. Cóż, do spostrzegawczych nigdy nie należałam, ale żeby nie zauważyć braku Francji to już było przegięcie. Kiedy więc tylko skończyłam konwersację, wstałam ostrożnie i ruszyłam w stronę salonu.

To co mnie zdziwiło to to, że w salonie było czysto. Kompletnie nie było śladów wczorajszej imprezy ani gości. Przez głowę przeszła mi nawet myśl, że biby wczoraj nie było, bo naćpałam się cukrem i wszystko mi się przyśniło.

Zaniepokojona otworzyłam delikatnie drzwi do pokoju brata, gdzie sypiali Włosi i z ulgą zobaczyłam, jak śpią. No ale gdzie wywiało Francję?

Zamknęłam drzwi z pokoju, żeby nie obudzić braci i szybko wybrałam numer do Francuza.

Nie odbierał.

Coś niepokojącego zadrgało w moim serduszku i momentalnie mój chory mózg zaczął snuć jakieś niestworzone scenariusze tej sytuacji. Wtedy też przypomniałam sobie wczorajszy eksces z Anglikiem i zamarłam. A co, jeśli Francis pojechał do tego dziada skopać mu dupsko, albo coś w tym stylu tylko mniej cenzuralnie? Spuścić powietrze w oponach samochodu, napluć mu do porannej kawy, czy może

Kurwa.

Usiadłam na kanapie i załączyłam telewizor. Skakałam po kanałach nawet nie rejestrując tematyki, bo w głowie wciąż miałam echo pytające, gdzie podział się Francja. Niczym w Fineaszu i Ferbie, „Gdzie jest Pepe”?

O Francis, tyś moim ciemiężycielem jest

I bardzo dobrze o tym wiesz

Kleisz się do mnie jak świeży miód

O Francis, od dram rodzinnych bardziej kocham cię…*

Potrząsnęłam głową przerażona wizją, jaka mnie nawiedziła. Ewidentnie nadawałam się na terapię psychiatryczną. Jeszcze kilka miesięcy i będę stać na rynku w Chorzowie, żeby rozdawać ludziom swoje recepty jak ulotki.

Podskoczyłam, gdy usłyszałam zgrzyt zamka i wychyliłam się, żeby zobaczyć czy to Francja. To był on. I nie wiedzieć czemu niósł wielkie akwarium wypełnione reklamówkami i kartonikami.

— Gdzie ty byłeś? — zapytałam zdziwiona, gdy wyszłam do przedpokoju.

— Po prezent dla ciebie.

Ach… Nagroda za dobre sprawowanie na szczycie idiotyzmu w Katowicach.

Odsunęłam się bez słowa, kiedy Francis wniósł to wszystko do salonu i położył na stole.

— Rybki? — Zdziwiłam się jeszcze bardziej, podążając za nim.

Non. Usiądź.

Usiadłam, a Francja delikatnie wyjął pudełeczko ze szczytu paczek i podał mi z uśmiechem. Zrobiło mi się gorąco, kiedy zobaczyłam dziurki w tekturze. Ujęłam delikatnie dłońmi za pudełeczko i postawiłam na kolanach. Coś w środku szurało, drapało i dreptało.

— Nie wierzę — powiedziałam cicho i otworzyłam je.

Zamarłam, gdy zobaczyłam małe, czarne oczka wpatrzone prosto we mnie. Po ułamku sekundy stworzonko schowało się w głąb pudełka.

— No halo, nie bój się — zaświergotałam miękkim głosem i zrobiłam miejsce mężczyźnie, który usiadł koło mnie.

— To chomik roborowskiego — powiedział, a ja przeniosłam na niego wzrok. — Myślałem nad kotem, ale ostatnio przewija się tu nas zbyt wiele, by myśleć o tego typu zwierzętach~. Postanowiłem więc podarować ci coś małego, ale z wielkim duchem. I wtedy przypomniałem sobie, że Czechy ma hodowlę chomików.

— Czechy? To kobieta czy facet? — zapytałam z ciekawością, znów skupiając się na chomiku.

— Kobieta~. — Rozmarzył się.

— I co, była zaskoczona powodem wizyty?

— Bardzo~. — Zaśmiał się w swoim stylu. — Z początku myślała, że się z niej naśmiewam.

— Zaraz, zaraz… — Zmarszczyłam czoło. — Jechałeś do Czech po alkoholu?!

Ma chérie, nie rób przedstawienia. To co? Urządzamy mu chomikarium?

Zabłysnęły mi oczy. Ostrożnie zamknęłam tekturkę i odłożyłam je na stół. Zaczęłam, niczym dziecko, wyciągać wszystko z akwarium i układać obok. Rzucił mi się w oczy duży drewniany kołowrotek, jakaś drewniana piaskownica, piasek, domek i mnóstwo, mnóstwo różnych rzeczy. Ciężko szło mi jedną ręką, ale Francja tylko siedział rozłożony na kanapie i jedynie mnie obserwował. Spojrzałam zdziwiona na paczki ze ściółką lnianą i konopną.

— Czemu tak dużo?

— Czechy powiedziała, że grubość ściółki to minimum dziesięć centymetrów. — Wzruszył ramionami.

— A…

Pół godziny zajęło mi urządzenie domu dla chomika. Po lewej znajdowało się poidełko na drewnianej podstawce, kuweta z piaskiem i mini ogródek z kłosami zbóż, potem stał kołowrotek, miski, a po prawej piętrowy domek z werandą, jakiś podest z dzwonkami, kolejny ogródek oraz łupina kokosa jako kolejne schronienie. Nasypałam żarcia do miseczki i sięgnęłam po pudełeczko, by wypuścić stworka do akwarium.

Chomik był prześliczny. Był malutki, z białym pyszczkiem, łapkami i piaskowym grzbietem.

— Boziu, jaki słodziutki~! — powiedziałam zachwycona, a Francis wstał. — Dziękuję!

Rzuciłam się na zaskoczonego chłopaka i przytuliłam go mocno. Byłam w tym momencie tak szczęśliwa, że sięgnęłam do jego policzka, żeby go cmoknąć. W ostatniej jednak chwili głowa Francji odwróciła się i zamiast pocałować go w policzek, trafiłam prosto w jego usta. Zamarłam na dobre kilka sekund, aż w końcu odsunęłam się szybko, cała czerwona i w sumie zabrakło mi nawet języka w gębie.

Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe, a ja bałam się, że zaraz usłyszą je na drugiej stronie ulicy.

— No — powiedział blondyn, uśmiechając się wrednie i dotykając palcem swoich warg. — To rozumiem~.

Zrobiło mi się gorąco, a nogi zmiękły mi tak bardzo, że pomyślałam, iż autentycznie pierdolnę o podłogę jak długa z rozległym zawałem macicy i jajników. Francis chyba to wyczuł, bo zbliżył się do mnie i odgarnął mi kosmyk z twarzy, po czym ujął palcami pod brodę.

Rusz się, zrób coś…

— Braciszku Francjo, dzwonił… Ach.

Magiczna chwila minęła bezpowrotnie, gdy do salonu wbił Włochy, który aż zamilkł na nasz widok. Otrząsnęłam się szybko, minęłam chłopaków i ruszyłam do swojego pokoju z duszą na ramieniu. Zamykając się w pokoju wpadłam w panikę. Kopnęłam poduszkę pod ścianę i usiadłam na skraju łóżka, chowając twarz w dłoni.

Było blisko. Za blisko.

Usta mrowiły mnie jak cholera, a ja znów spadłam na dno studni pełnej sprzecznych uczuć i schizofrenii. Chciałabym się wydostać jak Samara na zewnątrz, ale na razie nic tego nie zapowiadało. A jak już myślę, że zbliżam się do końca, to wtedy znów spadałam.

Francja to przyjaciel. Przyjaciel. Przyjaciół się nie całuje. Z przyjaciółmi nie idzie się do łóżka. Przyjaciół się nie wykorzystuje.

Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam być szczera nawet ze sobą. Byłam pieprzonym tchórzem, Francja starał się, dwoił i troił, a ja nawet nie potrafiłam się odwdzięczyć.

Odwdzięczyć? prychnęłam w myślach. Jak miałabym się odwdzięczyć? Znaczy, ja wiedziałam, czego on chciał. Ale nie dostanie tego. Jaką miałam pewność, że mnie potem nie zostawi? Prus tyle razy przytaczał jego podboje na przestrzeni lat, że… Że najzwyczajniej się bałam. Nie chciałam być kolejną zabawką, nie chciałam się angażować tylko po to, żeby potem cierpieć.

Im bardziej odpychałam Francję, tym bardziej on się napalał i coraz bardziej próbował mnie od siebie uzależnić. On był typem mężczyzny zdobywcy. A mnie niestety obrał jako ofiarę.

Teraz olśniło mnie, że ja go wcale nie raniłam. Ja mu swoim oporem dawałam dobrą zabawę i wyzwanie. To ja miękłam i cierpiałam z każdym dniem, nie tylko przez wyrzuty sumienia.

— Kurwa mać — zaklęłam. — I tak źle i tak niedobrze.

Natalia, a może on po prostu się w tobie zakochał.

— HAHAHAHAHA! — Wybuchłam śmiechem.

Ta, jasne. Ktoś taki jak ON w kimś takim jak JA?! To nierealne, dziunia. Nierealne. Musiałby być nienormalny…

Usłyszałam pukanie do drzwi i gdy dźwignęłam głowę, zobaczyłam uśmiechniętą japę Francji.

— Wszystko w porządku? — zapytał ucieszony. Nie podobało mi się to, że był taki rozbudzony.

— Tak. Słabo mi się zrobiło — powiedziałam i wstałam. — Ale już jest dobrze.

— Aż tak na ciebie działam? — Wyszczerzył się, a ja przekręciłam oczami.

— Mówiłam ci wiele razy, że nikt inny jak TY, działasz mi na system — mruknęłam. — Zastanawiam się, gdzie umieścić Tadzika.

— Tadzika?

— Chomika. — Zabłysnęły mi oczy. — Tę malusią, puchatą kruszynkę. Wiem! W salonie jest komoda. Zdejmę pierdoły i położymy tam akwarium!

— Rób co uważasz za słuszne, ale…

— Nie ma ale! — Uśmiechnęłam się szeroko. — Za mną, marsz!

Minęłam go na przyspieszonych obrotach i przemknęłam przez przedpokój jak strzała. Gdy stanęłam przy akwarium i próbowałam znaleźć Tadzika wzrokiem, koło mnie pojawił się Francja.

— A właśnie, miałem zapytać — powiedział. — Kiedy zamierzasz jechać na zakupy?

— Byłam przedwczoraj — mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. — No, gdzie jesteś maluchu?

Non, non. Kiedy zamierzać jechać po sukienkę na studniówkę?

Spojrzałam na niego z miną rodem z memów.

— Jaka studniówka?

— Dziś rano przypomniałem sobie, że maturzyści…

— Francis — przerwałam mu szybko — studniówka była na początku stycznia.

Zapadła cisza.

— Nie rozumiem. — Zmarszczył czoło Francis.

— Ja w tej chwili też nie. O co ci chodzi? — Wyprostowałam się zdziwiona. — Nie szłam na studniówkę, nawet się na nią nie zapisywałam.

— Ale dlaczego? — Zdziwił się. — To piękne wspomnienia. Taniec, zabawa! Tradycja!

— Wybacz, że ci przerwę — powiedziałam stanowczo. — Ale ta szkoła już zafundowała mi „piękne” wspomnienia. Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale ja w szkole jestem dziwadłem. Kozłem ofiarnym. P-Pośmiewiskiem — zająknęłam się. — Nie akceptują mnie i nie tolerują. Rozumiesz? Starałam się asymilować, ale jako, że nie mam zainteresowań typu imprezki, alkohol czy dawanie dupy byle komu to sorry. Nie jestem materiałem na towarzystwo na imprezach. Gdyby nie Monika, nie miałabym do kogo w klasie gęby otworzyć, a gdyby nie Nela, to dalej by mi podkładali nogi na korytarzach.

— Przesadzasz, ma chérie~.

— Tak? — Wściekłam się przez jego lekceważący ton. — To zapytaj się Włochów! Oni widzą to codziennie. Wróciłam do tej pieprzonej szkoły ze względu na Nelę. I z perspektywy czasu widzę, że to nie był za mądry pomysł.

— To dlaczego tam poszłaś, skoro tak bardzo jest ci tam źle? — zapytał Francis. — To jest nielogiczne.

— Lojalność przede wszystkim — powiedziałam, a Francja prychnął:

— Nie rozśmieszaj mnie. I żebyś wiedziała, zapytam Włochów. Znając ciebie to na pewno wszystko wyolbrzymiasz.

— Świetnie — burknęłam i już chciałam stąd wyjść, ale bracia pojawili się w salonie.

— Możecie przestać się drzeć? — warknął Romano. — Nie jesteście tutaj sami!

— Feliciano, Lovino, nakreślcie mi jej sytuację w szkole.

— A o co dokładnie chodzi? — zapytał niepewnie Feliciano.

— O wszystko.

Bella oceny ma dobre, nauczyciele ją lubią. Boi się matematyki, czego wcale się nie dziwię, bo kobieta jest bardziej przerażająca niż Ludwig, kiedy pożycza się jego bieliznę bez pytania. Zachowanie jest na poziomie umiarkowanym, czasami zdarzają się dziwne teksty, przez co niektórzy z nauczycieli się denerwują. Bilans ocen z historii…

— Co się dzieje podczas przerw? — przerwał mu brutalnie blondyn, a Włochy zamilkł i spojrzał na mnie dziwnie. Zamrugał szybko, ale nie odpowiedział.

— Romano? — Francja zwrócił się do starszego z braci, a ja spostrzegłam, że Włoch nieznacznie podskoczył i się zatrząsnął. Spojrzał przy tym w bok, ale również milczał jak zaklęty. — No? Co z wami?

— Kiedyś powiedziałam to Ivanowi — powiedziałam cicho, patrząc pod nogi. — To, że wy mnie lubicie nie znaczy, że przekłada się to w szkole. Dla nich jestem paszczurem. Smokiem. I dziwką. To ostatnie określenie doszło przez to, że zobaczyli jak po mnie przyjeżdżasz. Śmieją się, że się puszczam.

— Dlaczego nic nie mówiłaś…?

— Próbowałam, ale dla ciebie ważniejsze było trzymanie mnie na krótkiej lince — powiedziałam, odważając się spojrzeć mu prosto w oczy. — Ale spoko, zostały dwa miesiące i moja noga już tam nie postanie. Nigdy. A teraz przepraszam — dodałam, gdy zapiekły mnie oczy — ale pójdę do siebie do pokoju, żeby przemyśleć sobie pewne rzeczy. Może nawet sobie poczytam.

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w stronę przedpokoju, ale zatrzymałam się gwałtownie, kiedy w przedpokoju spotkałam nieproszonego gościa.

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴘɪᴀ̨ᴛʏ – ɪᴍᴘʀᴇᴢᴀ ʀᴏᴋᴜ

 

Na czym stanęło na szczycie G7, to nie miałam pojęcia. Wiedziałam tylko, że musieli siłą rozdzielać od siebie Francuza i Anglika. Niemcy wydarł mordę w sposób spektakularny i w duszy podziękowałam, że nie darł się na mnie. Po darciu się, które trwało dobre parę minut, wszyscy pokiwali głową na znak zgody i zaczęli się zbierać.

Dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w samochodzie, zapytałam Francji co dalej.

— Wraz z Ludwigiem spotkamy się z Białorusią.

— Czyli jednak wyszło na Niemca — skwitowałam, oddychając z ulgą. — Może to i lepiej? Rzeczywiście mogłaby się mścić.

— Obroniłbym cię.

— Tak jak tydzień temu? — zapytałam cicho, zanim ugryzłam się w język.

— Nie puszczę cię już nigdzie samej. Nawet do toalety — dodał złośliwie.

— Litości! — zawyłam.

— Litości? — Zaśmiał się wrednie Francis. — Myślisz, że ja wiem, co to jest „litość”?

— Litość jest wtedy, kiedy dochodzisz do wniosku, że antysemityzm jest zły i przestajesz kopać kolegę w pejsach.

Zapadła cisza.  W końcu Francis rzekł cicho:

— Matko Boska, całe szczęście, że nie powiedziałaś tego na zgromadzeniu…
Zachichotałam.

— Wybiję ci rasizm z głowy, zobaczysz.

— Nie jestem rasistą! Wszyscy mnie wkurwiacie. — Wzruszyłam ramionami.

— Język!

— Mam w buzi.

Jechaliśmy chwilę w ciszy. Patrzyłam zamyślona przez okno i analizowałam spokojnie cały przebieg dzisiejszego dnia. Będąc blisko domu, Francis zabrał głos:

— Mimo wszystko muszę przyznać, że byłaś grzeczna.

— Wow, nowe osiągnięcie odblokowane, przechodzisz na kolejny poziom — zażartowałam.

— Znam cię już na tyle dobrze, że wiem na ile cię stać, gdy poczujesz wiatr w żaglach. Dzisiaj byłaś wyjątkowo grzeczna. Obiecałem ci nagrodę i ją dostaniesz.

— Nagrodę?! — Podjarałam się i wręcz zaczęłam podskakiwać na siedzeniu. — Co dostanę?! CO dostanę?!

Ma chérie, spokojnie. Dowiesz się jutro.

— Mam nadzieję, że nagrodą nie jest seksualna inicjacja, bo wtedy…

— Nie, nie jest. — Uśmiechnął się, żeby mnie uspokoić. — Jeszcze nie.

Prychnęłam, ale nie odpowiedziałam. Cieszyłam się natomiast na nadchodzącą domówkę.

 

***

 

Była godzina dwudziesta pierwsza, gdy impreza powolutku się rozkręcała. Nela była zachwycona nowym towarzystwem. Zwłaszcza Japonią, ten jednak nie był zbyt rozmowny. Azjata był… bardzo grzeczny i formalny. Potrafił nie tylko poprawnie sklecić zdanie, ale robił to w bardzo uprzejmy sposób. Wyczułam jednak, że nie czuł się tu komfortowo.

Ameryka był najgłośniejszy z towarzystwa, a Kanada analogicznie najcichszy. Ale za to bardzo pomocny. To on pomagał mi w szykowaniu żarcia w kuchni na szybko, bo Nela i Prus woleli urządzić sobie karaoke zamiast coś naszykować. Byłam wściekła, że znów robota spadła na mnie i to jeszcze jak miałam gips, ale Matt mi pomógł.

Nie było tylko Anglii, a ja zrozumiałam, że on nie przyjdzie. Trochę zrobiło mi się przykro, ale z drugiej strony jak miałby się użerać z tymi idiotami, to może nawet lepiej. Szkoda jego nerwów.

— Dziwne — powiedziałam, krojąc nieudolnie kiszonego ogórka do sałatki. — Normalnie Francis siedziałby już nam na karku, a tak ani razu nas nie sprawdził, co robimy w kuchni.

— Francis wie, że nie zrobię żadnego… „podejrzanego ruchu” — powiedział cicho i uśmiechnął się nieśmiało.

— Nastraszył cię czy po prostu ci ufa?

— Ufa. — Poprawił okulary.

— Jesteś chyba jedyną osobą, której Francis ufa… — szepnęłam, gdy staliśmy ramię w ramię.

— Jest jeszcze Monako — odszepnął Matt. — I Seszele.

— Kto to Seszele?

— Przyjaciółka Francji. Kiedyś, tak jak ja, była pod jego pieczą.

— Utrzymują kontakt? — zapytałam czując, jak zaczyna mnie coś skręcać w środku.

Zaraz. Czy ja byłam ZAZDROSNA?!

— Nie wiem — odpowiedział zgodnie z prawdą Kanada, a ja westchnęłam.
Zaczęłam się chwilę zastanawiać nad tym wszystkim, ale z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi:

— FRANCIS! — krzyknęłam, a Matt podskoczył przestraszony. — DRZWI!

Francja nie odpowiedział, tylko wciąż słyszałam śmiechy i gwar z salonu. Burknęłam coś pod nosem i ruszyłam do przedpokoju. Przez chwilę serce podeszło mi do gardła, że mogli to być wkurwieni sąsiedzi.

Otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się szeroko.

— Arthur! — Ucieszyłam się głośno, co trochę go speszyło.

— Przepraszam za spóźnienie — powiedział formalnie, ale ja machnęłam grabią:

— Lepiej późno niż wcale! Właź! Uważaj tylko na… — zamilkłam i oklapłam. Zupełnie zapomniałam, że Aresa już nie było.

— Na co mam uważać? — zapytał zdziwiony Anglia, wchodząc do mieszkania.

— Na nic — powiedziałam cicho, przejmując jego kurtkę i wieszając ją w szafie. — Straciłam ostatnio mojego kochanego psa i czasami się jeszcze zapomnę…

Uśmiechnęłam się do niego ze szklanymi oczami. Anglia już otworzył usta, gdy przeniósł wzrok za mnie i nachmurzył się. Obejrzałam się i zauważyłam, że za mną stanął Francis.

— A ty co tu robisz? — zapytał zdziwiony Francuz po polsku.

— Dostałem zaproszenie — odburknął w odpowiedzi.

— Od kogo? — Zamrugał.

— Ode mnie — warknęłam na blondyna, bo zaczął mnie już drażnić. — A co, coś się nie podoba?

— Zaprosiłaś Anglię? — Zdziwienie Francji nie miało końca.

— Czego nie rozumiesz? — Uśmiechnęłam się pomimo wzrostu ciśnienia.

Chyba chciał odpowiedzieć, ale ja przekręciłam oczami, złapałam bezceremonialnie Anglika za przegub ręki i pociągnęłam go w stronę salonu jak jamnika na sznurku.

— Wybierz se miejsce — powiedziałam do niego. — Chcesz coś do picia? Tam masz soki, colę, wodę, cokolwiek tam chcesz. Zaraz powinien być catering, bo KOMUŚ się nie chciało robić żarcia! — Spojrzałam pretensjonalnie na Nelę, by zrozumiała KOGO dokładnie miałam na myśli.

Ale ona siedziała i jak urzeczona wpatrywała się w Anglię. Ten chyba to zauważył, bo uniósł brew, więc czym prędzej powiedziałam:

— Arthur, poznaj Nelę, moją przyjaciółkę. Nela, to Anglia!

Nie czekając na ciąg dalszy, wróciłam się do kuchni, gdzie czekał na mnie Matt i Francja.

— Super, że jesteś — powiedziałam do Francuza. — Weź te dwa półmiski z wędliną i serem i zanieś na stół. Powinno im smakować, mój dziadek sam wędził schab i szynkę na ogródku.

Ma chérie, dlaczego zaprosiłaś Anglię?

Zadał to pytanie takim tonem, że loczek Matta podskoczył, a on sam wyprostował się jak struna i podnosząc ręce w obronnym geście, uśmiechnął się przepraszająco:

— Wybaczcie, muszę zadzwonić.

I wyszedł.

— Zaprosiłam go, bo to MÓJ dom, bo go LUBIĘ, oraz dlatego, że to by było niesprawiedliwe — powiedziałam twardo, opierając dłonie o biodra. — Nie mów, że jesteś zazdrosny nawet o niego.

— To mój rywal! — prychnął.

— No i co z tego? — Zdziwiłam się. — Ignoruj go i tyle. Jak ja Prusa. Bądź grzeczny… — dodałam błagalnie.

— A tak w ogóle… — Zmrużył oczy. — Skąd znasz japoński?

— Wybłagałam kiedyś od rodziców o zakupienie mi kursu. — Wzruszyłam ramionami. — Ale nauczyłam się go trochę, a potem porzuciłam. Za dużo powiedzieć nie potrafię, tylko podstawy.

— Francuskiego nauczysz się całego~.

— W twoich snach, egocentryku.

Ten tylko westchnął, złapał za półmiski i ruszył do salonu.

 

***

 

Impreza szybko się rozkręcała, ja natomiast postanowiłam nie tykać alkoholu. Przy tylu dziwnych personach tutaj nie było to bezpieczne. No i fakt brania silnych prochów przeciwbólowych również wykluczał mnie z pijaństwa.

Kiedy standardowo większość była wcięta, to rozpoczęły się tańce. Byłam trzeźwa jak nigdy dotąd, więc gdy Francja próbował mnie wyciągnąć na parkiet, o mało nie odgryzłam mu ręki. Odkładałam ten taniec w czasie, a w pewnym momencie, chyba była godzina już pierwsza w nocy, zauważyłam, że Francja niebezpiecznie próbuje się do mnie przecisnąć przez tłum.

Wstałam więc szybko i zniknęłam na balkonie. Odetchnęłam z ulgą i wtedy dopiero zobaczyłam Amerykę, który opierał się o barierki.

— Ameryka? — Zdziwiłam się. Mogłabym przysiąc, że przed chwilą widziałam go szalejącego na parkiecie.

— O cześć! — Uśmiechnął się. — Chcesz autograf?!

Skisłam.

— Nie. — Zachichotałam. — Co tu robisz?

— Myślę — powiedział pogodnie. — A ty?

— Hmmm… Chyba to samo. Pierwszy raz widzę, że jesteś spokojny — powiedziałam. — Zazwyczaj skaczesz jak orangutan na palmie.

Chłopak roześmiał się wesoło, ale odpowiedział:

— Pokłóciłem się z Anglią, więc wyszedłem na chwilę odetchnąć.

— Co wy się tak wszyscy z nim żrecie? — zapytałam zaskoczona.

— Anglia ciągle mówi, że powinienem brać życie Kraju na poważnie. Nawet nie wiesz, jak bardzo obawiam się tego, co może ich wszystkich czekać, jeśli to zrobię.

Przyznaję, że przeszły mnie ciarki. W sumie nie dyskutowałam sobie z byle Dawidkiem Pasieką z drugiej C, tylko z Imperium Ameryki. Co prawda niezbyt przeze mnie lubianym, ale cóż. Swoje Ameryka za uszami miał, tak jak każdy z nich. Nie tylko wywoływał gównoburzę na arenie międzynarodowej, ale biegł jak pojebany z wywalonym jęzorem w stronę ropy.

— Wiesz — powiedziałam po chwili. — Z jakiej paki ktoś ma ci mówić jaki masz być, czy jaki nie masz być? Bądź po prostu sobą, ważne jest, abyś ty był szczęśliwy. Oczywiście nie krzywdząc przy tym innych. Bo wiesz, co jest najważniejsze? Nie szukać siebie w oczach innych, tylko w swoich własnych.

— Masz rację. — Odwrócił się nagle do mnie i pierdutnął mnie w bark. — Fajny z ciebie NPC!

— Dzięki! — Uśmiechnęłam się, a potem dotarło do mnie, co ten gnój powiedział. — Jak mnie nazwałeś?

— Jesteś NPC, co nie? — Uśmiechnął się szeroko. — Dałaś mi radę, a zaraz dasz mi questa.

Czułam, zaraz mnie rozpierdoli na pół wsi. Opanowałam jednak złe emocje i powiedziałam, siląc się na spokój:

— Zdobądź dla mnie pierścień Hürrem, a wtedy otrzymasz miecz przeznaczenia.

— WOAAAAH! — Ameryka wydarł mordę i wyskoczył z balkonu. Szczena mi opadła do samej ziemi, zwłaszcza, że debil zostawił swoje rzeczy u mnie, a sam pobiegł ze śmiechem na ustach przed siebie w stronę centrum. W krótkim rękawku. W LUTYM.

Co ten alkohol robił z ludźmi…

— Co za, kurwa, tupet — wysyczałam do siebie jak żmija.

Zrobiło mi się zimno, więc weszłam do mieszkania i jebłam drzwiami balkonowymi. Gdy weszłam z powrotem do salonu, to zauważyłam kilka rzeczy.

Francja i Gilbert już spali na kanapie.

Feliciano kleił się do Ludwiga, a Nela dostawała przez to szału.

Kanada dla bezpieczeństwa się wyłączył.

Romano buszował w kuchni.

Anglii nie stwierdzono.

Nie wiedzieć czemu, ale zaniepokoiłam się tym ostatnim. Reszta niech robi co chce, mam to w dupie. Ale Anglię w sumie bardzo polubiłam i nie chciałabym, żeby miał traumę po jednej wizycie u mnie w domu. Terapia u psychiatry nie należała przecież do najtańszych usług.

Znalazłam się w ciemnym przedpokoju i cicho ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdyż to właśnie tam paliło się światło. Zaintrygowana wysunęłam głowę zza drzwi i zobaczyłam Arthura, jak stał na środku pokoju z jakąś książką, którą wertował.

— A ty co tu robisz? — zapytałam wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Chłopak spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia i odpowiedział:

— Przyjaciółka chciała tu wejść, więc wszedłem z nią.

— Jaka przyjaciółka? — Zdziwiłam się i zerknęłam na okładkę książki, którą trzymał. — O! Wiedźmin! Dobry jest, czytałeś?

— Czytałem — mruknął, zanurzając wzrok w książce. — A moi przyjaciele są ze mną cały czas.

Zmarszczyłam czoło. To mi przypominało to, co mi powiedział kiedyś mój kuzyn Matik:  Natalka, ty nigdy nie będziesz sama. Ty zawsze będziesz z zespołem. Co prawda Downa, ale...”. Może Anglia też miał jakieś zaburzenia? A nawet jeśli to co? To tylko pokazuje, jak wiele mieliśmy ze sobą wspólnego i tyle.

— Mimo to nieładnie jest tak szperać po cudzym pokoju — powiedziałam, chcąc się z nim trochę podroczyć.

— Tak właśnie sądziłem, że ten syf jest twój.

— ŻE CO?! Bez jaj, sprzątałam wczoraj trzy godziny! — zaczęłam się nakręcać, ale przerwałam, gdy usłyszałam jego złośliwy chichot. — Ha, ha, ha, naprawdę bardzo śmieszne.

— Nie wątpię. — Zamknął książkę, odłożył ją i spojrzał na mnie. — A gdzie ten kretyn?

— Słodko sobie śpi. Albo zadławił się własnymi rzygami. Whatever.

— Powiedz mi — powiedział dość protekcjonalnym tonem i zmierzył mnie wzrokiem — ty się nie boisz zapraszać obcych facetów, do tego cudzoziemców, pod swój dach?

— Dlaczego miałabym się bać? — Skrzyżowałam ręce na piersiach. — Mieszkam z Francją, gorsi od niego nie możecie być.

— Skąd możesz to wiedzieć? — Wzruszył ramionami.

— A no tak… — Pokiwałam głową. — Francis raz coś wspomniał, że jesteś większym zboczeńcem od niego.

— ŻE CO?! — Oburzył się. — To nieprawda!

— Chyba mu uwierzę — parsknęłam śmiechem i oparłam się plecami o ścianę. — COŚ musiało się stać, skoro oddał swój tytuł tobie, zbolu! Wcale bym się nie zdziwiła, pewnie pod maską dżentelmena kryje się niezły perwers.

Zaśmiałam się jeszcze głośniej, ale przestałam, gdy po obu stronach mojej głowy znalazły się jego ręce, a jego twarz zawisła nad moją.

Kurwa mać…

— A może masz rację? — Uśmiechnął się wrednie. — I co wtedy?

— Wtedy… Wtedy będę miała problem — powiedziałam, starając się zachować spokój, jednak bliskość blondyna zaczęła działać na mnie bardzo nieadekwatnie.

Zestresowałam się.

— Czerwienisz się. — Zbliżył się jeszcze bardziej, a ja wbiłam wzrok w jego usta.

— Francja cię zabije, ja jestem nietykalna — odparłam piskliwym głosem. — Znowu skończysz z jakąś flagą w tyłku…

— Boże, chroń Królową! — warknął i odsunął się ode mnie. — Ale ty masz niewyparzony język, dziewczyno! Nie dziwię się, że Rosja się tak napalił, ciebie nie idzie nie zapamiętać!

— Moja mama mówi dokładnie to samo! — powiedziałam z ulgą, czując bezpieczny grunt pod nogami. — Mówi zawsze: „Dziecko ty moje, ciebie nie idzie nie zapamiętać!”. No i Nela często powtarza, że ryję jej mózg. A, i nie waż się mnie więcej doprowadzać do stanu przedzawałowego, rozumiesz? — Dźgnęłam go ostrzegawczo palcem w pierś. — Bo jak się odwinę, to w Londynie wylądujesz.

— Szacunku nikt cię nie uczył? — wycedził, łapiąc mnie za rękę, zanim zdążyłam ją cofnąć.

— Na szacunek, kochany, to trzeba sobie zasłużyć. — Zmrużyłam oczy jak wściekła kotka.

— Osz ty!

— No już, już. Nie denerwuj się tak. — Wyrwałam łapę, przekręciłam oczami i uśmiechnęłam się złośliwie. — Wracajmy do salonu, bo zaraz się zjawi psi patrol.

Zgasiłam światło w pokoju i wyszliśmy do przedpokoju. Już miałam zarzucić jakąś pseudointeligentną uwagę odnośnie kafelek, gdy nagle wylądowałam plecami na ścianie tak gwałtownie, że przez moment przestałam ogarniać kim jestem, gdzie jestem i dlaczego mamy tak wysokie podatki w Państwie.

Dosłownie chwilę później dotarło do mnie, że ktoś mnie całuje.

Zabiję Francisa, że też on nawet przy gościach nie może się pohamować, cham jeden!

Problem polegał tylko na tym, że to nie był Francis, a ja od kilku sekund całowałam się z Anglią.

W końcu jarząc ten fakt, odepchnęłam go szybko od siebie i byłam w takim szoku i w stresie, że nie wiedziałam, co mam zrobić najpierw.

Czy mam wrzeszczeć wniebogłosy, czy pieprznąć w lico, czy kopnąć w prącie, czy się zaśmiać wrednie, czy… czy co? No kurwa, nie pomogę. NO NIE POMOGĘ.

— Z-Zwariowałeś? — Złapałam się za wargi, które mrowiły mnie niemiłosiernie. — Opanuj zapędy imperialne, bo zginiesz marnie!

— Natalia…?

Podskoczyłam, łapiąc się za serce. Obok nas stała Nela z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy oraz… całkowicie wybudzony Gilbert.

Mam przejebane jak Łajka w kosmosie.

— Ciekawe, co powie Francis, gdy dowie się o twoim skoku w bok — mruknął zaskoczony Prusak.

— Wkurwi się! — warknęłam i odwróciłam się do Anglii, który uśmiechał się wrednie. — A tyyyyy…! Zrobiłeś to specjalnie, żeby to widzieli, prawda?! Wiedziałeś, że nakablują temu świrowi! WON MI Z MIESZKANIA, ZBOCZEŃCU! Matko Boska… — Złapałam się nagle za głowę. — On nas zabije!

— Dibu, weź się uspokój! — prychnęła Nela. — Jesteś wolna, zapomniałaś? Możesz robić co chcesz!

— Czyś ty zwariowała? — Wpadłam w panikę. — Nie jestem wolna, tylko ubezwłasnowolniona! Muszę uciekać…!

Zostawiłam zdziwione towarzystwo i doskoczyłam do swojego pokoju, by wyciągnąć z szafy swoją torbę na kółkach. Wyszarpałam ją jedną ręką niczym Hulk i zaczęłam wrzucać do niej byle co.

— Dibu, uspokój się, do jasnej cholery! — Nela wparowała mi do pokoju wraz z zaciekawionym Anglią. — Nic nie piłaś, a zachowujesz się jak pijana!

— Popieprzyło cię? — zapytałam, powoli odwracając się do nich. — Francja jest teraz wyczulony na najmniejszy szmer czy ruch. Jak myślisz, co się stanie jak się dowie od Gilberta, co stało się w przedpokoju? I to tylko dlatego, że Anglii chciało się zrobić temu durniowi na złość… A ty dalej tu sterczysz? — warknęłam do Arthura. — Radzę ci stąd spływać jak najszybciej, zanim Francja cię rozniesie.

— Właśnie, rozniesie jego — powiedziała uradowana Nela, wskazując kciukiem na zdziwionego Anglika. — Chociaż mam nadzieję na odwrotny efekt. Więc dlaczego TY panikujesz?

Zrobiło mi się niedobrze.

— Bo to ja Anglię zaprosiłam i to ja stanęłam w jego obronie, kiedy Francja się o to wkurzył — powiedziałam cicho, robiąc się zielona. — To tylko potwierdzi rację Francisa i jeszcze dodatkowo nałoży na mnie kolejne „zabezpieczenia”. Czaisz?! Wyjdzie na to, że mnie nie można zostawiać samej nawet na dwie minuty!

— Bo nie można — powiedziała spokojnie Nela. — Zawsze tak było, że przyciągałaś dziwne rzeczy i dziwnych ludzi. Pamiętasz tego bezdomnego? Albo policjantów?

— Ja cierpię dolęęęęę! — zawyłam na same wspomnienie śledzącego mnie menela i młodych policjantów zapraszających do radiowozu w wiadomym, prokreacyjnym celu.

— Czyli jak zawsze. I GDZIE niby zamierzasz iść? — zapytała Nela, a Anglia prychnął.

— Nie wiem, może do jakiegoś hotelu…

— Zapomnij — powiedziała twardo i trzasnęła drzwiami z pokoju, odcinając mi drogę ucieczki. — Masz zostać TUTAJ! A co jeśli Białoruś dalej się tu kręci? Tylko jej wszystko ułatwisz!

— Może tak by było najlepiej — warknęłam w końcu, tracąc nad sobą panowanie. — Wszyscy by odetchnęli z ulgą. Może w końcu…

Nie dokończyłam, bo Nela z całej siły pieprznęła mnie w policzek z otwartej ręki. Zachwiałam się i automatycznie złapałam się za piekące miejsce.

Zaraz. Czy ja właśnie dostałam po ryju od Neli?

— Starczy. Zamknij się i siadaj — warknęła, wskazując na łóżko.

Usiadłam i wytrzeszczyłam na nią oczy w niemym przerażeniu.

— A ty masz jej pilnować. — Odwróciła się do Anglii.

— Nie jestem opiekunką — prychnął Arthur, a Nela zacisnęła szczękę i pięści. — Dobra. To co mam robić?

— Pilnować jej, żeby się nie wymknęła przez okno, jak to ma w zwyczaju! — warknęła takim tonem, jakby miała do czynienia z kretynem. — Gilbert pewnie poszedł obwieścić radosną nowinę Francisowi, więc weź to teraz na klatę, durniu!

Wyszła trzaskając drzwiami.

— Taka mała, a taka agresywna… — Westchnęłam, rozcierając policzek ze łzami w oczach. — A tobie już współczuję. Naprawdę tak bardzo chciałeś uderzyć we Francję przeze mnie? Ale ty jesteś głupi…

— Ten cymbał ma obsesję na twoim punkcie — prychnął Arthur.

— A niech ma, ja mu nie bronię. — Spojrzałam w sufit. — Ja na ten przykład uwielbiam Aragorna z Władcy Pierścieni oraz Draco Malfoya z Harry’ego Pottera. Zuko z Awatara Legendy Aanga to też ciacho. Skoro on ma słabość do niepełnosprawnych umysłowo dzieci z jakiegoś patologicznego zadupia, to tylko znak, że nadaje się do leczenia psychiatrycznego.

Arthur milczał, tylko wpatrywał się we mnie z typowym dla siebie mindfuckiem. Ja natomiast zbladłam, gdy usłyszałam wrzaski Neli w przedpokoju.

— Świetnie, sąsiedzi teraz na bank wezwą policję…

Ledwo skończyłam mówić, gdy do pokoju wbił Francis, ledwo trzymając się na nogach. Od razu wyczułam jego negatywną energię, podczas gdy Anglia wciąż opierał się o ścianę, rzucając w jego stronę jedynie pogardliwe spojrzenie.

— Natalia — powiedział dość uprzejmie Francja, jak na stan agonalny — wyjdź proszę. Muszę porozmawiać z Anglią.

— Okej.

Wstałam i wyszłam z pokoju. Może będę miała szczęście i się pozabijają.

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴄᴢᴡᴀʀᴛʏ – sᴢᴄᴢʏᴛ ɢ8

 

[10 lutego 2017 — piątek]

Tydzień był dla mnie dość ciężki do przewegetowania w spokoju.

W szkole Włochy chuchali na mnie i dmuchali, posuwając się nawet do tego, że Romano zniósł mnie raz ze schodów na rękach. Awantura na pół korytarza wystarczająca go uświadomiła, że mam złamaną rękę, a nie nogę, i jeśli jeszcze raz takie coś odwali na oczach szkoły, to sam wyląduje na SORze z połamanym kręgosłupem.

Oficjalnie było powiedziane, że spadłam ze schodów. Rodzice zmartwili się, ale zapewniłam ich, że nic się nie dzieje. A to graniczyło z cudem, ponieważ matka była gotowa wyruszyć w drogę następnego dnia, żeby tylko się mną zająć. I przy okazji spuścić wpierdol za brak ostrożności jej pierworodnej, jak to żartował mój ojciec. Wiedziałam, że to żarty. Mamusia nigdy by się nie splamiła przemocą. Chyba.

Nela natomiast stała się markotna i niezwykle marudna przez to, co się stało. Spędzała ze mną prawie każdą przerwę i pilnowała mnie na każdym kroku, kiedy tylko się widziałyśmy. Tym razem wzięła na poważnie fakt grożącego mi niebezpieczeństwa. Tyle, że zaczynała popadać w paranoję jak Francis.

A ja? Cóż… Moje pragnące atencji serduszko wariowało ze szczęścia, a ja zastanawiałam się, czy mi nie odpierdoli od takiej ilości uwagi.

— Gilbert nakreślił mi do czego zdolny jest Rosja — powiedziała raz, cała blada. — Dnia byś u niego nie przeżyła ze swoją niewyparzoną gębą… Zajebałby cię od razu, kurwa, mówię ci… Podobno ma pod płaszczem metalowy kran! Czaisz to? KRAN! — podkreśliła te słowo, jakbym była niedorozwinięta umysłowo. — Żeby wszystkim przypominać, że to on ma władzę nad gazem w Europie!

— Dzięki Nela, teraz na pewno mnie uspokoiłaś — mruknęłam. — Jego siostra również jest nienormalna, może to rodzinne.

— A Ukraina? — spytała niepewnie. 

— Nie wiem, ale jak pomyślę o Wołyniu…

Zauważyłam, że Paweł usilnie próbował ze mną porozmawiać, ale Włosi już nawet nie starali się zachowywać pozorów, tylko Romano jasno powiedział chłopakowi, że ma się odchrzanić, bo inaczej dostanie wpierdol. Jako, że wciąż przeżywałam atak na swoją skromną osobę, to nawet się tym nie przejęłam.

 

***

 

Tego dnia siedziałam na lekcjach jak na szpilkach. To właśnie dzisiaj w Katowicach miał odbyć się szczyt G8, choć na ten moment G7, na który nawet JA jechałam! Ale to tylko dlatego, że moja sprawa miała być poruszona na zebraniu, więc robiłam za ofiarę i świadka koronnego jednocześnie. Co więcej, po spotkaniu wszyscy mieli przyjść do mnie na imprezę. Przekazałam więc Neli klucze do domu, by na czas naszej nieobecności mogła z Prusakiem przygotować miejscówkę. Ufałam jej, ale i tak zastrzegłam, że jak typ coś odwali, to oboje stracą głowy.

Miałam zwolnić się wraz z Włochami o godzinie pierwszej i pędzić do domu szybko się przebrać i ogarnąć, co by Francisowi hańby nie narobić przy innych Krajach. Zagryzałam więc wargi ze zniecierpliwienia i co chwilę zerkałam na zegar na ścianie. Czas wlókł się niemiłosiernie, a gdy w końcu wybiła godzina W, to wstałam na baczność, zarzuciłam torbę na ramię i żegnając się z nauczycielką biologii, wykopytkowałam w stronę szatni jak jeleń na rykowisko.

Chłopaki mieli w tym czasie informatykę, ale gdy tylko skręciłam na hol to zauważyłam, że bracia już na mnie czekali. Feliciano pomachał mi radośnie, Romano natomiast przewrócił oczami i mruknął:

— Co tak wolno?

— Biegłam tak szybko jak mogłam! — powiedziałam zdyszana.

— Dobra, dobra.

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie za sobą.

Włoch przez całą drogę marudził odnośnie szczytu G7, dokładnie opowiadając co gdzie ma i co go obchodziła ta banda kretynów.

W mieszkaniu szybko wzięłam prysznic i przebrałam się, starając się nawet o drobny makijaż oczu. W sensie tusz i eye liner. Nic więcej w sumie nie potrafiłam i nigdy nie wiedziałam, co gdzie wsadzić. Także mój ryj zawsze wyglądał jak wyglądał. Niby naturalnie, ale jednak, kurwa, nie do końca.

Skończ, Natalia. Jesteś ładna. Przestań wierzyć tym debilom z gimnazjum.

Westchnęłam nieprzekonana i wyszłam z łazienki.

 

***

 

 

Rozdziobałam usta na widok gmachu Courtarde by Marriott. Nawet nie wiedziałam, że w tym miejscu był taki hotel. No, ale w sumie jakby się tak zastanowić, to Katowice były ogromne, a ja znałam tylko drogę do komiksiarni, żeby kupić mangi, oraz drogę do spodka z tą nadzieją, że w końcu wypierdolę na Marsa w poszukiwaniu Świętego Spokoju.

Ma chérie, zamknij usta.

Ocknęłam się szybko i weszliśmy do budynku. Przy recepcji Francis zamiast po polsku, jak zawsze, zaczął rozmawiać w języku francuskim, przez co biedny chłopak musiał wzywać kogoś, kto ten język znał.

Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby nas nie słyszała, zapytałam:

— Dlaczego nie mówiłeś po polsku? Oszczędziłbyś mu nerwów.

— Tylko z tobą rozmawiam po polsku — powiedział, rozglądając się po korytarzach. — Chyba mówił o ósmym piętrze.

— Ale dlaczego? — dopytywałam, próbując dotrzymać mu kroku.

— My, Francuzi, kochamy swój język, więc nie czujemy potrzeby, by używać innych.

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Weszliśmy we dwójkę do windy. Wszędzie było sterylnie czysto, a czerwony dywanik znajdował się nawet w windzie.

— Rozmawiam w twoim języku, ponieważ nie znasz francuskiego. Przecież to logiczne.

— Ale…

Drzwi z windy otworzyły się, a na korytarzu unosił się chemiczny cytrynowy zapach.

— Jesteśmy trochę za wcześnie — powiedział, zerkając na zegarek. — Nawet Włochów jeszcze nie ma.

— Romano ci mówił, że jest za wcześnie, ale ty wiedziałeś, jak zwykle, najlepiej.

— Dżentelmen zawsze jest na czas — zamruczał, puszczając mi oczko.

— Albo godzinę przed — dodałam zgryźliwie.

— Dobra, słuchaj mnie — powiedział poważnie, łapiąc mnie za ramiona. — Normalnie nie mogłabyś towarzyszyć mi na tym spotkaniu. To zrozumiałe, ale po ostatnich wydarzeniach zrobimy mały wyjątek. Będziesz siedzieć po mojej prawej…

— O, niczym królowa! — podjarałam się dość niezdrowo. Tymczasem moja wyobraźnia ukazała mnie w koronie oraz z berłem. Wizja wspaniała.

— Tak, Królowa Kłopotów. — Uśmiechnął się złośliwie. — Nie odzywaj się niepytana. I, mon Dieu, wiem, że to będzie dla ciebie bardzo trudne, ale proszę cię, nie komentuj, nie wtrącaj swoich trzech groszy oraz błagam cię, dziewczyno, nie próbuj rozładowywać atmosfery! Zrobisz to dla mnie?

— Czyli inaczej mówiąc, mam po prostu siedzieć cichutko?

Oui, oui!

— Dobrze, postaram się. — Uśmiechnęłam się niewinnie.

Très bien. — Odetchnął z ulgą.

O, żabol.

Obejrzeliśmy się szybko i ujrzeliśmy Anglika, który skrzywił się na nasz widok.

— Widzisz, Anglia też jest wcześnie — powiedział do mnie Francja, a ja wyszczerzyłam się od ucha do ucha.

— Cześć, Arthur!

Jedyny normalny.

— Co ty sobie myślisz, przyprowadzając ją tutaj?! To nie jest podwieczorek!

— Ej zaraz, chwilunia — powiedziałam, patrząc oskarżycielsko na Francisa. — Mówiłeś, że wszyscy wyrazili zgodę na moją obecność!

— No tak jakby — powiedział wymijająco, uśmiechając się przepraszająco. — Zresztą, zdania Brytola i tak nikt nigdy nie bierze pod uwagę~.

— ŻE CO?! — warknął wspomniany i podszedł do blondyna wściekły. — A wysłać cię do twojego domu w pudełku po butach?!

— Nikt ci nie kazał tu przyjeżdżać! — warknął mój babysitter.

— Na szczycie są poruszane sprawy, o których nie powinna ona słyszeć!

— Spokojnie, Arthur — powiedziałam i wzruszyłam ramionami. — Ja i tak nie znam języków.

— Nawet angielskiego? — Zdziwił się. — Z tego co wiem, kończysz liceum! Jak można nie potrafić się komunikować nawet na poziomie podstawowym, nieuku?!

— Oj, wypraszam sobie! — burknęłam obrażona. — Każda nowa nauczycielka zaczyna od odmiany To be! Tak, Arthurze, jestem w trzeciej klasie liceum i potrafię odmieniać przez osoby. Mogę się komunikować na poziomie mojego nauczania, czyli pokazywania palcem na przedmioty i mówienia „Y! Y! Yyyyyyyy!”.

Odwaliłam scenkę, a Arthur zachichotał.

— Skończyliście? — burknął Francis, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Jeżeli chodzi o kwestię języka angielskiego, to nie jest jej do niczego potrzebny.

— Angielski jest językiem przewodnim w tych czasach — prychnął Arthur. — Twój język przeminął wraz z wiatrem, durniu, bo widzę, że do tego zmierzasz.

— Spokojnie, moda zatacza kręgi. — Wzruszył ramionami mój towarzysz. — Nim się obejrzysz, to język miłości znów zagości na salonach~.

— Już gości — wtrąciłam. — Wystarczy przełączyć w telewizorze na kanał informacyjny po francusku, żeby zobaczyć jak pierdolą o strajkach.

Ma chérie! — zawołał oburzony, a nasz towarzysz zaśmiał się wrednie. — Kiedy tylko zdasz maturę, na której tak ci zależy, zacznę uczyć cię francuskiego jak obiecałem.

— Ta? A chcesz się założyć? — Najeżyłam się. — A ile TY znasz języków, mądralo?!

— Większość. — Wzruszył ramionami.

— No widzisz. Więc jak chcesz mnie czegoś nauczyć, to naucz mnie języka, który mi się przyda, a nie takiego, którym ci zrobię dobrze mentalnie.

— Jak możesz! — zawył, łapiąc mnie za nadgarstek zdrowej ręki. — Język francuski jest najpiękniejszy na świecie!

— C-Co ci odbiło?! — Szarpnęłam się. — Aż takiego zajoba masz na własnym punkcie, czy jak?

— W punkt — mruknął Anglia, przymykając oczy. — Dziwne, że dopiero teraz zauważyłaś jego narcyzm.

— Coś w nim zauważyłam, ale czy to akurat był narcyzm…? — Zastanowiłam się chwilkę.

— Ooooo~! — Francis uśmiechnął się i puścił mnie. Odrzucił włosy w tył i momentalnie zmienił nastawienie. — Mówisz, że coś we mnie widzisz~?

— Tak. — Pokiwałam głową z kamienną twarzą. — Poważne zaburzenia psychiczne.

— Mogłem się tego spodziewać. — Oklapł i przewrócił oczami, a Arthur parsknął śmiechem.

— Dobra jest. Nawet ona nie dała się zwieść twojemu fałszywemu…

— Fałszywemu?!

— Ano tak. Ale tak poza tym… — Anglik spojrzał na mnie uważnie. — Tobie co się stało w rękę?

— Emmm… — Zerknęłam szybko na Francję. — Miałam mały wypadek.

— Myhym.

— Dobra, dosyć chłopaki — powiedziałam, patrząc za plecami Anglii. — Ktoś idzie. Czyżby to Dżapan?

Wbiłam wzrok w Azjatę o delikatnych rysach. Emanował z niego taki spokój, że aż poczułam się dziwnie ze swoim wewnętrznym chaosem.

Emm. Dzień dobry. — Młody chłopak skłonił się lekko na powitanie Anglii i Francji, po czym przeniósł wzrok na mnie. Po jego zdziwieniu już wiedziałam, że Francis nikogo o zgodę nie pytał co do mojej obecności tutaj…

Dzień dobry — powiedziałam zrezygnowana łamanym japońskim. — Jestem Natalia. Jestem Polką. Przepraszam za Francję, bo nic o mnie nie powiedział.

Wskazałam dłonią na Francisa, któremu jak i Anglii opadła szczęka. Ha, oglądało się anime, to się, kurwa, umie.

Blondyn otrząsnął się i ponownie złapał mnie za rękę:

— Potrafisz japoński?! — zawył urażony. — TY potrafisz JAPOŃSKI?!

— Ś-Średnio! — zająknęłam się. — Tylko w stopniu komunikatywnym! Idioto!

— Boże, chroń Królową! — warknął Anglia i złapał Francisa za szmaty. — Nic się nie zmieniłeś, durniu, ale damy trzeba traktować z szacunkiem!

— Nie jestem damą! — burknęłam i wyrwałam się temu przyczepowi. Kątem oka spojrzałam na Japonię.  Albo był przyzwyczajony do takich akcji, albo miał najlepiej wyćwiczonego pokerface’a na świecie. Tak szczerze to opadły mi cycki, kiedy Anglia i Francja zaczęli się kłócić na środku korytarza i wyzywać o najgorszych w swoich językach, totalnie zapominając o obecności mojej jak i Japonii.

— Przepraszam… — powiedziałam cicho.

— Nic… Nic nie szkodzi…

Co tu się wyprawia?!

Obróciłam się, bo poznałam ten dojczlandzki głos. W naszą stronę kopytkował Ludwig, a ja poczułam w swoim czarnym serduszku wybuch sympatii do szkopa. Dzięki niemu żyłam i to dzięki niemu zaraz ta żenada się skończy.

— Niemcy! — Podniosłam rękę, machając z radością jak uczestnicy Familiady do kamery. — Jak miło...!

— Co ty tu robisz? — Ludwig przerwał mi ostro, marszcząc czoło.

— Jego pytaj, ja nic nie wiem! — Zestresowana wskazałam palcem na Francję, który z uporem maniaka poprawiał swoją lawendową koszulę na guziki.

— Zabrałem ją, ponieważ nie zostawiłbym jej w domu po tym wszystkim — powiedział spokojnie.

— Francjo, to nie jest miejsce dla niej — powiedział surowo Niemcy. — Mogła zostać z moim bratem.

— Tak, i wylądować na OIOMie — burknęłam w odpowiedzi. — Wybacz, Niemcy, ale nie ufam twojemu bratu, bo to kretyn.

— Prusy kretynem? Cóż, czyli przyjaźń z tobą robi swoje — mruknął złośliwie Arthur do Francisa.

— Skoro kilka lat przyjaźni tak na niego wpłynęło, to nie chcę wiedzieć w jakim stanie jest Chiny — warknęłam w końcu, zmęczona już tym wszystkim. — Cztery tysiące lat użerania się z idiotami też pewnie swoje, kurwa, zrobiło!

— Natalia! Trochę szacunku! — fuknął na mnie Niemcy. — I nawet nie myśl, że wejdziesz do środka!

— Nie myślę. — Wzruszyłam ramionami i skrzywiłam się z bólu. — Właściwie zdziwiłabym się, jakby pomysł Francji wypalił.

Japonia pokręcił głową, a za nami rozbrzmiał dźwięk windy. Gdy drzwi się otworzyły, ujrzeliśmy braci Włochy. Felek od razu podbiegł do nas radosny jak skowronek. Jak sobie przypomnę, że na początku ich nie rozróżniałam to aż nie mogłam w to uwierzyć. Bracia byli jak ogień i woda.

Ciao, ciao! Bella!

Feliciano przytulił mnie mocno na powitanie i spojrzał na Niemcy wesoło.

— Ale super, że Bella będzie dzisiaj z nami, prawda?! Prawda?!

Czyli jednak Francis pytał. Włochów.

— Włochy-san, nie wydaje mi się, żeby ten człowiek mógł z nami tam wejść…

— Niemcy! Niemcy! — zawołał Włochy, a mnie pękły bębenki słuchowe i wypłynęły na zewnątrz z uszu. — Może, prawda?!

— Włochy, chyba żartujesz!

Natalia i tak nie zna języków — powiedział spokojnie Francis. — Co wam szkodzi, by posiedziała chwilę w kącie i zajęła się kolorwankami?

— Francis — powiedział Niemcy. — Nie oszukujmy się, ale Natalia jest zbyt… niereformowalna.

— Będę nad nią panować.

Pffff, tak, jasne! — prychnął Anglia, wtrącając swoje trzy grosze. — Patrzę na nią i już wiem, że nad tym ziółkiem NIKT nie panuje.

— To co? — zapytałam z nadzieją. — To mogę sobie już iść? Na drugim piętrze jest kawiarenka, chętnie bym napiła się kawy i zjadła jakieś ciastko. A nawet dwa.

— Nigdzie nie pójdziesz! — fuknął Francis, a ja oklapłam.

— Dziewczyno, ty się nie daj mu tak traktować, nie jesteś jego własnością! — powiedział do mnie Arthur, a żyłka na jego czole zapulsowała niebezpiecznie.

— Przykro mi, Arthur. — Westchnęłam. — Ale po ostatnich wydarzeniach wolę jednak go posłuchać.

— Idiotka.

— O, proszę — mruknęłam, mrużąc na niego oczy. — A kto przed chwilą powiedział, że damy trzeba szanować?

— A kto przed chwilą powiedział, że nie jest damą? — Brytyjczyk podparł dłonie o biodra, nachylił się do mnie i przedrzeźnił mnie.

— Spokój! — warknął Niemcy, a ja zamknęłam buzię na kłódkę. Nie jest jeszcze ze mną tak źle, żeby wkurwiać wkurwionego Niemca. Chociaż w moim przypadku to i tak pewnie tylko kwestia czasu.

Ludwig chyba jeszcze chciał coś dodać w moim kierunku, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy charakterystyczny śmiech na korytarzu.

O ja pierdolę…

HA, HA, HA! Spokojnie! Przybyłem!

Ameryka stanął obok nas i zaśmiał się w sufit, prawdopodobnie oczekując oklasków oraz zachwytu. Zebrani oklapli ze zrezygnowaniem, a Ludwig dodatkowo uderzył się dłonią w czoło. Przewróciłam oczami i zauważyłam Matta za plecami brata.

— O! Cześć Matt! — Uśmiechnęłam się szeroko, ignorując Amerykę.

— O… Cześć. — Uśmiechnął się zaskoczony i machnął mi ręką, przez co Anglia i Włosi podskoczyli.

Kanada! Nie zauważyłem cię! — pisnął Feliciano.

Skończ się skradać, durniu! — warknął Romano.

To co, zaczynamy?! — wydarł się Amerykaniec i nie czekając na nikogo, ruszył w stronę błyszczących, lakierowanych na czarno drewnianych drzwi.

— Emmm… — mruknęłam speszona, widząc, jak reszta rusza niechętnie za nim. — Francis, ja tu poczekam, dobrze?

O non, non, non! — Blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

— Francjo — warknął Ludwig, tracąc cierpliwość. — Jej naprawdę nic nie będzie, jak poczeka pod drzwiami!

— Jak nic zgadzam się z Lu — powiedziałam szybko, ale zamilkłam, widząc wzrok Francji.

Co tu się dzieje? — Ameryka pojawił się nagle obok nas z bananem na parchatym ryju.

— Nie masz nic przeciwko, żeby Natalia mi towarzyszyła~? — Uśmiechnął się Francja do Ameryki.

Roztrzepany blondyn spojrzał na mnie z chochlikami w oczach i z całej siły pierdutnął mnie w ramię.

No pewnie!

— CO?! — wrzasnął Niemcy, a mnie wbiło w podłogę. — TY CHYBA ŻARTUJESZ! TO CZŁOWIEK!

No i co? — Zaśmiał się głośno w odpowiedzi. — Co nam szkodzi mieć maskotkę? Chodź, posłuchasz bohatera w akcji!

Nie wiem co powiedział, ale mój mózg wrzasnął przeraźliwie, kiedy złapał mnie za łokieć prawej ręki i pociągnął w stronę sali konferencyjnej. Zaczerwieniłam się ja burak i spuściłam głowę, kiedy poczułam na sobie wzrok Państw, którzy ucichli na mój widok. Natomiast zadowolony Francja posadził mnie przy stole i usiadł obok mnie.

— Bądź grzeczna — szepnął mi Francis na ucho, a mnie przeszły dreszcze. — A nagroda cię nie minie.

— Już się boję… — mruknęłam i spojrzałam na niego. Zbladłam, gdy jego usta znajdowały się kilka centymetrów od moich. Odwróciłam szybko głowę i podpierając brodę o dłoń, spojrzałam w okno.

 

***

 

Po dwóch godzinach zaczęłam się wiercić. Nic kompletnie nie rozumiałam, na szczęście Francis co jakiś czas tłumaczył mi po cichu, jaki temat widnieje teraz na tablicy, oraz o co kłócą się inni.

Jedyne co, to przez ten czas został poruszony temat sytuacji na Ukrainie oraz o jakiś mało ważnych, acz podejrzanych badaniach w Centrum Badawczym Chorób Zakaźnych w Chinach.

Tak szczerze… Nie tego się spodziewałam. Siedemdziesiąt procent spotkania to darcie mordy przez wszystkich na wszystkich.

Anglia wyglądał, jakby miał zaraz dostać wylewu, a Niemcy prawdopodobnie miał pękniętą czaszkę od przybijanych sobie raz za razem facepalmów. Francja prowokował praktycznie cały czas Anglika, także aż dwa razy Niemcy i Feliciano musieli Brytola przytrzymywać, inaczej by Francja oberwał po ryju. Ameryka darł się i śmiał, nie przyjmował opinii odmiennych od jego oraz ogólnie wyglądał tak, jakby zapomniał dziś zażyć swoich leków psychotropowych. Romano zasnął zaraz po rozpoczęciu spotkania, Japonia rzadko się odzywał, a Kanady nikt nie dopuszczał nawet do głosu. Matt siedział więc z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Było mi go naprawdę szkoda.

— Pssst, Francis — szepnęłam w jego stronę, obserwując przy okazji, jak Anglia kolejny raz drze ryja  po Ameryce. — Kiedy przerwa na siku?

— Nie ma przerwy — odpowiedział rozmarzonym głosem. — Jeśli potrzebujesz, to idź. Łazienka jest tuż obok. Chyba, że mam ci towarzyszyć?

— Nie trzeba — powiedziałam, wstając z miejsca. — Owszem, cofam się przy tobie w rozwoju, ale potrafię jeszcze korzystać z kibla.

— Lepszy byłby pokój z wielkim łożem, niż łazienka wątpliwej czystości. — Westchnął, a ja nawet nie starałam się połączyć puzzli, na jakiej podstawie wysnuł takie wnioski.

— Zboczeniec — wysyczałam jedynie i przemknęłam do drzwi.

Gdy znalazłam się na korytarzu odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że byłam przyzwyczajona do darcia się Neli, ale oni przebijali ją kilkukrotnie. Na bank niektórzy nawąchali się butaprenu przed spotkaniem. Teraz wiedziałam już na pewno, że szczyt G7 przebijał ONZ. A nawet polski NFZ. A zresztą… Nie mój cyrk, nie moje małpy.

Skierowałam się powolnym krokiem do kibla obok. To była najczystsza łazienka w życiu. Nawet moja pedantyczna babcia pozazdrościłaby takiego sracza, byłam tego absolutnie pewna.

Po szybkiej jedynce umyłam ręce i wyszłam z powrotem na korytarz. Zamarłam, gdy zobaczyłam Anglię przy otwartym oknie i palącego papierosa.

— Widzę, że nie wytrzymałeś — powiedziałam i z bananem na ryjoku stanęłam naprzeciwko niego, opierając się o parapet. Ten zmierzył mnie wzrokiem jak karalucha i mruknął złośliwie:

— Lepiej wracaj na salę, bo ten przygłup będzie cię szukać.

— Przyzwyczaiłam się, że gościu przysłania mi widok na świat. — Zachichotałam. Ten nie odpowiedział, tylko patrzył przez okno. — No weź… Szczyt G7 niedługo się skończy, więc wyluzujesz się u mnie.

— Że co?! — Spojrzał na mnie zdziwiony, speszony i w ogóle jakoś tak nieadekwatnie zareagował.

— Arthur, robimy potem imprezę — wyjaśniłam szybko, oblewając się rumieńcem. — Przecież wiesz. Wiesz… Prawda?

Po jego minie zrozumiałam, że ten blond cham prawdopodobnie Anglii nie zaprosił. Westchnęłam głośno.

— Co za bezczelny cham i prostak. Jesteś zaproszony. Masz… — Pogrzebałam w torebce i wyjęłam swój zielony notes w żaby i długopis z dzyndzlem. Zapisałam szybko swój adres na kartce i wcisnęłam zdziwionemu typowi do ręki. — Masz być! Jak wszyscy to wszyscy! Będzie super, zobaczysz! Upijemy Francisa a potem powiesimy go na płocie, śmiejąc się przy tym do rana do rozpuku.

— Dziwna jesteś — mruknął, patrząc na karteczkę. — Widzisz mnie drugi raz w życiu, a traktujesz mnie jak przyjaciela.

— A co, nie mogę? — prychnęłam. — W przeciwieństwie do was, ja żyć wiecznie nie będę. Szkoda mi czasu na zbędne uprzejmości i fałszywą skromność. Lubię cię, tak jak lubię Francję i resztę. A to, że jesteś Anglią? To super, może kiedyś mi opowiesz o swojej historii, chętnie się dowiem czegoś ciekawego.

Puściłam mu ucieszona oczko, a Arthur wpatrywał się we mnie z rozszerzonymi szeroko oczami. W końcu zgasił papierosa i zaśmiał się, kręcąc głową.

Boże, chroń Królową — powiedział tylko i oboje skierowaliśmy się do sali konferencji.

Uchachana usiadłam koło Francji, który zmrużył podejrzliwie na mnie oczy.

— Co? — zapytałam.

— Długo cię nie było. O czym rozmawiałaś z Anglią?

— Wspólnie zastanawialiśmy się, kiedy miałeś lobotomię i dlaczego ci nie pomogła.

— Zabawne — wycedził cicho.

— Przestań być zazdrosny — mruknęłam cicho, przewracając oczami. — Dobrze wiesz, że to ciebie kocham.

— Naprawdę?! — Ucieszył się i ignorując siedzącego obok Japonię, złapał mnie za rękę z błyszczącymi oczami.

— Nie — mruknęłam. — Powiedziałam tylko to, co chciałeś usłyszeć.

— Jesteś perfidna — wycedził, ściskając moje palce, miażdżąc je przy okazji. Skrzywiłam się, ale nie spuściłam wzroku. — Kiedyś mogę taką odzywkę wziąć na poważnie…

— Zapamiętam, żeby nie żartować już na ten temat — powiedziałam cicho. — Zaraz złamiesz mi palce.

Francja puścił mnie i obrażony obrócił się przodem do mówiącego Ameryki. Ja natomiast rozmasowałam delikatnie pod stołem skrzywdzoną dłoń i postanowiłam więcej nie rzucać takimi tekstami. Nie było to ani śmieszne, ani w porządku. Ojciec zawsze mówił, że przejawiałam cechy Aspergera. W sensie pierdolnęłam coś nie pomyślawszy, że jednak tak nie wypada. Ale to nie jest usprawiedliwienie.

Gdy dźwignęłam wzrok, to zobaczyłam, że Anglia przyglądał mi się z podniesioną brwią. Uśmiechnęłam się, ale ten odwrócił wzrok. Oklapłam.

Okay! Ktoś ma coś do powiedzenia?! — zaskrzeczał Ameryka.

Ja mam~. — Podniósł rękę Francja, a ja spojrzałam na niego dziwnie, czując serce podchodzące do gardła. — Ostatnio wynikł pewien… problem.

Jako, że ostatnie zdanie dodał po polsku, już wiedziałam, że ruszył mój temat.

Zajebiście…

— Problem polega na Rosji.

— O błagam — powiedział marudnie Anglia. — Temat ten został przewałkowany czterdzieści minut temu! Trzeba było słuchać, zamiast ślinić się do dziewczyny.

— Nie o to chodzi — powiedział Francja. — Rosja uwziął się na Natalię.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie, a ja poczułam chęć zapadnięcia się pod ziemię.

— Francis — powiedziałam słabo — może jednak mów w swoim języku. Jak nie rozumiem co mówisz, to przynajmniej nie jest mi wstyd.

— Szpieguje ją, nachodzi, aż jego siostra w zeszłym tygodniu próbowała ją zabić! — powiedział poważnie, ignorując mnie. — Żądam ukarania Białoruś embargiem.

— Nie uważasz, że to zbyt surowe? — zapytał Niemcy.

Jak miło, że wszyscy mówią tak, żebym zrozumiała…

— Absolutnie — prychnął Francis. — Proponuję embargo na jabłka.

Spojrzałam na niego z czystym mindfuck’iem.

— Zdajesz sobie sprawę, że to ją rozwścieczy? — Ludwig zmarszczył czoło. — Zachwieje to jej gospodarką rolną. Będzie stratna.

Wy tak serio o tych jabłkach?

— Akcja reakcja — odrzekł Francis. — Białoruś nie może sobie podróżować ot tak po Europie i mordować ludzi, bo coś jej nie pasuje.

— Ludzie mordują się na co dzień — powiedział Anglia, upijając łyk herbaty. — Nie masz na to wpływu. Gdyby Białoruś wykończyła kogoś innego, to nawet byś się nie zainteresował. Jesteś wściekły, bo targnęła na twoją maskotkę.

Czułam, jak ciepło rozchodziło mi się po twarzy.

— Nie zgadzam się na żadne embargo — powiedział Ludwig. — Białoruś zrozumiała swój błąd.

— Wątpię — powiedział zmartwiony Feliciano. — Jeżeli Rosja dalej interesuje się Bellą, to Białoruś tego nie zostawi. Zlikwiduje każdego, kto stanie jej na drodze do szczęścia z bratem.

— No właśnie — powiedział Francja. — Dlatego trzeba ją ukarać!

Nie uważasz, że może się potem mścić, Francja-san?

— Natalia jest pod moją opieką, a ja nie pozwolę, by się jej coś stało.

— Nie jesteś w stanie pilnować jej dwadzieścia cztery godziny na dobę — powiedział stanowczo Anglia. — To człowiek z własną nieprzymuszoną wolą, a nie chomik w terrarium. Jeszcze chwila, a powołasz ONZ lub NATO.

— A co na to NATO? — zapytałam nagle. — A NATO nic na to!

Zrobiłam minę typu XD, a reszta ucichła i spojrzała na mnie dziwnie.

— To nie jest dobry pomysł, by Natalia tu była — powiedział w końcu Ludwig, lustrując mnie wzrokiem. — Zaczął się jej temat, mówicie po polsku, więc wszystko rozumie. Będzie nas rozpraszać.

Ma chérie, proszę… — powiedział Francis.

Zamilkłam.

— Wracając — powiedział Ludwig, wciąż podejrzliwie na mnie patrząc. — Nałożenie embarga na Białoruś mija się z celem. To co proponuję, to przede wszystkim skonfrontować z nią problem osobiście.

— Masz na myśli zaprosić ją na pogaduchy przy kawie i serniku? — zapytał z kpiną Francuz. — Bez urazy, Niemcy, ale chyba sam nie wierzysz w powodzenie tego pomysłu.

— To najlogiczniejsze posunięcie w tej sytuacji — oświadczył Niemcy. — Nakładając na nią embargo, możesz jedynie pogorszyć sprawę. Białoruś, tak jak Natalia, jest nieobliczalna.

— Słucham? — zapytałam uprzejmie. — Nie jestem nieobliczalna.

— Jesteś niereformowalna, niestabilna emocjonalna oraz nieobliczalna w swoich działaniach — powiedział spokojnie szwab, a ja poczułam rosnące ciśnienie w mózgu.

— Aha, spoko, i wywnioskowałeś to na podstawie…? — Zachęciłam go ruchem dłoni o kontynuowanie swej zacnej myśli. Zauważyłam przy okazji, że Ameryka i Anglia spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.

— Natalia! — zagrzmiał Ludwig. — Nie będziemy teraz wertować tutaj twojego profilu psychologicznego!

— A co, boisz się? — prychnęłam. — Że ja potem przewertuję twój?

— Francis! — warknął Niemcy z żyłką na czole. — Albo ją uciszysz, albo wyprowadzisz.

— No ale on zaczął! — zawyłam, gdy Francja zmrużył na mnie oczy. — Dobra, będę cicho.

 Wydęłam usta w podkówkę i spiorunowałam szkopa wzrokiem.

— Rozmowa z Białorusią nie wchodzi w grę — powiedział po chwili mój opiekun z MOPSu. — A skoro embargo również nie, to co zostało innego?

— Ostrzeżenie oraz bojkot na arenie międzynarodowej? — zapytał ucieszony Ameryka.

— Wiemy, Ameryko, że do bojkotu jesteś pierwszy — powiedział Francis. — Zostawię więc to tobie.

— JUPI!

— Co?! — Anglia opluł się herbatą na znak oburzenia się.

— Spokój! — Zdenerwował się Niemcy. — Bojkot to też nie jest rozwiązanie!

— Słuchaj, Niemcy. — Kulturalnie zwrócił się do szwaba wkurwiony już Francis. — Skoro uważasz, że „rozmowa” rozwiąże problem, to zrób to!

— To nie jest mój problem! — fuknął Ludwig.

— Teraz tak jakby i twój — powiedziałam cicho. — Ratując życie, w pewien sposób stałeś się za nie odpowiedzialny.

— O to, to, to! — Przyklasnął Francis.

— Że co?! — Nastroszył się Ludwig. — Kto niby tak powiedział?!

— Nie pamiętam, gdzieś przeczytałam. — Zastanowiłam się. — Chyba w Chatce Puchatka.

— Wszystko ci się miesza, dziewczyno — burknął Lu przymykając oczy. — Cytat pochodzi z Małego Księcia i brzmi „Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.”!

— O, w punkt! — Ucieszyłam się.

— Nie, nie w punkt! — Zdenerwowany Niemiec aż wstał ze swojego miejsca, żeby się na mnie lepiej drzeć. — Ratowanie życia a oswajanie kogoś to dwie różne rzeczy! W czym niby cię oswoiłem, co?!

— Oswoiłeś mnie z myślą, że dalej muszę się męczyć na tym jebanym padole cierpienia i łez — odrzekłam i wzruszyłam ramionami, oczekując blasku i oklasków. Przeliczyłam się. Tylko jeszcze bardziej wnerwiłam szkopa.

— Natalia, nawet o tym nie myśl! — warknął Ludwig.

— Naprawdę nie mamy lepszych tematów do omówienia? — Anglia stracił cierpliwość, bo również wstał ze swojego miejsca. — Ocieplenie klimatu to jest problem! Głód, klęski żywiołowe, powodzie, które teraz wyniszczają Chorwację. Wojna na Ukrainie, TO są problemy! A nie sprawa gówniary z zadupia! Skoro Francja nie potrafi rozwiązać takiej błahostki, to co on w ogóle robi w zgrupowaniu G8?

Uśmiechnęłam się szeroko do Anglii. Już puściłam mimo uszu tę „gówniarę”, ale gościu ewidentnie nie bał się pojechać po wielkim ego Francji. I chyba właśnie za to go polubiłam. Bardzo.
Niczym w zwolnionym tempie widziałam, jak twarz Francisa robi się czerwona, potem fioletowa, a na końcu purpurowa.

Trzy… Dwa… Jeden…

I bum.

Gównoburza od nowa. Westchnęłam głośno i podparłam się łokciem o stół i dłonią o czoło. Rzuciłam oko na szarpiących się i wrzeszczących chłopaków, pokręciłam głową i spojrzałam tęsknie za okno, gdzie miasto otuliła już ciemność.

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...