Dopiero gdy się wybeczałam, to cały stres i napięcie
kilku ostatnich dni ze mnie spłynęło. Siedziałam więc na łóżku z głową schowaną
między kolana i myślałam. Zrobiło mi się lepiej. Ale na myśl, że jutro wrócę do
szkoły, to robiło mi się niedobrze…
Dźwignęłam głowę, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
— Wejdź. — Oklapłam i oparłam się policzkiem o kolano i
zawiesiłam wzrok za oknem. Ktoś wszedł i usiadł obok mnie na łóżku.
— Wszystko w porządku? — Usłyszałam głos Francji i
obróciłam się.
— Nie… — Wytarłam przegubem dłoni mokry jeszcze policzek.
— Nic nie jest w porządku…
— Chcesz porozmawiać?
Milczałam przez chwilę. W końcu odezwałam się niepewnie:
— I tak nie wiem od czego zacząć. Uderzyłam dziś z
otwartej dłoni kolegę z klasy, bo był dla mnie wredny. Ale z drugiej strony
wcale mu się nie dziwię…
— Rozumiem, że jest ci ciężko…
— O, właśnie chyba o to chodzi. Chyba mnie to wszystko…
przerosło.
— Nie martw się — powiedział i sięgnął ręką do mojego
policzka, by mnie pogłaskać. — Będzie tylko lepiej.
— Mam nadzieję, że masz rację… — powiedziałam.
— Mam. Odpocznij, jeżeli chcesz, możesz zostać do piątku
w domu, usprawiedliwię ci to. A to dla ciebie~.
Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że trzyma w dłoni
czerwoną różę.
— Wow — powiedziałam, biorąc ją delikatnie w palce. —
Heh…
— Tak~?
— Pamiętam, że jak tu zamieszkałeś, to co chwilę
dostawałam od ciebie róże. — Uśmiechnęłam się szeroko, pomimo opuchniętych
oczu. — Z jednego dnia w wazonie stało ich czasami nawet z siedem. To było
takie dziwne dla mnie, ale i bardzo miłe. Wiesz… Dziękuję ci — powiedziałam
cicho.
— Za co? — Zdziwił się.
Spojrzałam na jego zdziwioną bezgranicznie minę i w duchu
przyznałam, że ja też musiałam mu zrobić niezły bałagan w mózgu. Oparłam się
plecami o ścianę i wyprostowałam nogi.
— Mogę ci się wygadać? — zapytałam niepewnie.
— Zawsze~. — Uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł obok
mnie tak, że stykaliśmy się ramionami.
— Nie mówiłam ci tego nigdy, ale kiedy was poznałam,
byłam na leczeniu farmakologicznym — powiedziałam cicho, wolno obracając w
dłoni kwiat. — W trzeciej klasie gimnazjum miałam próbę samobójczą z powodu
tego, że chłopaki z mojej klasy próbowali… mnie dotykać... — powiedziałam cicho
z gulą w gardle, nie patrząc na niego. Czułam jednak, jak Francja obok mnie
cały niemal zesztywniał. — Odratowali mnie, ale rodzice nie zgodzili się na
umieszczenie mnie w zakładzie psychiatrycznym na dłużej, niż trzy tygodnie na
obserwacji. Szkoła nie zrobiła nic, by mi pomóc. Moi oprawcy jak do niej
chodzili, tak chodzili dalej, bez najmniejszych konsekwencji. Nie miałam siły
zgłaszać tego na policję, bo nie miałam siły na wieloletnią walkę w sądzie. To
właśnie miałam na myśli, gdy mówiłam ci kiedyś, że „chorowałam”. Ale do czego
zmierzam…
Zacięłam się na chwilę i spojrzałam na swoje kciuki, nie
bardzo wiedząc, CO miałam powiedzieć. Znaczy, ja wiedziałam co, ale nie
wiedziałam jak.
— A teraz skup się, Francis, bo to bardzo ważne —
powiedziałam powoli, wciąż kalkulując we łbie każdy możliwy plus i minus tego
wyznania. — Będąc w szpitalu zostałam skierowana do państwowego psychiatry. Po
dziesięciu minutach rozmowy ze mną, gdzie moją historię przerwało chyba kilka
telefonów od pacjentów, typ stwierdził mi depresję i przepisał leki. A ja je
brałam, choć bardzo mnie otumaniały, a moi rodzice przytakiwali mu w każdym
aspekcie, ale nie pomyśleli by zasięgnąć opinii innego lekarza.
— Tak nie powinno to wyglądać… — Usłyszałam ciche
stwierdzenie Francisa, na co uśmiechnęłam się ironicznie.
— Witaj w Polsce. Obraz pomocy psychiatrycznej dla
dzieciaków leży i kwiczy. Nie pytaj nawet jak wyglądają szpitale
psychiatryczne, bo to jest koszmar. W końcu sama wylądowałam w jednym z nich. Dziesięciolatki
ze śladami sznura na szyi… Może tak z osiemdziesiąt procent dzieciaków tam jest
po próbie samobójczej.
— Szpitale powinny przecież pomóc — wyszeptał.
— W Polsce? Może u ciebie to tak działa — prychnęłam
cicho. — Tam, gdzie trafiłam, nie było terapii i podejrzewam, że w większości
placówek ich nie ma. Tam nas tylko pilnowali, żebyśmy się nie zabili. Ale żeby
leczyć? Haha, no nie. Nie, nie, nie… O, i faszerują nas lekami. Zero wsparcia.
Jakiegokolwiek…
— Ile czasu brałaś te leki?
— Dwa lata, ale przerwałam. — Podrapałam się w tył głowy.
— Dużo czytałam, więc jako niemal pełnoletnia kobieta zrezygnowałam z
faszerowania się czymś, przez co byłam dupnięta jak Anglik na punkcie
popołudniowej herbaty. Niezbyt mądre, ale czy mądrzejszym było brać to w ciemno
dalej?
— Nie wiem. Ale wiem jedno — odpowiedział już swoim
normalnym tonem. — Moim zdaniem powinnaś iść do innego lekarza, żeby zasięgnąć
jego opinii. Niekoniecznie może to być depresja, wręcz patrząc na ciebie jestem
w stanie ją wykluczyć. Stawiałbym jednak na nerwicę lękową, a to też może
uprzykrzyć życie.
— Nie chcę iść do lekarza — burknęłam z niechęcią. — Już
taki jeden mądry był…
— Chociaż spróbuj. Żeby mieć pewność.
— Czuję się dobrze — dodałam uparcie. — Tylko mnie
ponosi, jak mnie wkurwiacie. Więc czasami nie mam wyjścia, jak wam pierdolnąć.
— Z każdej sytuacji jest wyjście — powiedział w końcu.
— Wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Gdy jedna zapałka
zgaśnie, to druga się zapali, czy jakoś tak. Chyba rzeczywiście zostanę w domu
do piątku — dodałam po namyśle. — Poduczę się na spokojnie. No i muszę zacząć
pisać prezentację na ustny z polskiego.
— Jaki wybrałaś temat?
— Coś o Holocauście.
— Mogłem się tego spodziewać… — Pokręcił głową, a ja mimo
wszystko zachichotałam.
— Jeszcze dwa miesiące i zakończę szkołę — powiedziałam
poważnie. — W maju matura. Szybko to przeleci…
— Cóż, piasków czasu nic nie zatrzyma. — Francis wstał i
spojrzał na mnie uważnie. — Zdrzemnij się, widzę, że padasz z nóg.
Nie odezwałam się, więc ten poczochrał mnie po włosach,
co było nawet miłe. Nie nakręcałam się jednak. Tylko przyjaźń. Nic więcej.
— Natalia — powiedział na odchodnym poważnym tonem — idź,
proszę, do lekarza. Nie dla mnie. Dla siebie. Proszę.
— Pójdę. Obiecuję… — dodałam niechętnie.
Kiwnął głową i wyszedł, a ja uznałam, że to nie był głupi
pomysł. Może by mi doradził jak zapanować nad syndromem sztokholmskim, bo to
niebezpiecznie ewoluowało w miłość.
***
Wieczorem obudził mnie telefon. Zaspana sięgnęłam po
smartfona i nie patrząc nawet kto dzwoni, przyłożyłam go do ucha i
zachrypiałam:
— H-Halo?
— DIBU!
Słysząc wrzask Neli po drugiej stronie, wyprostowałam się
szybko jak struna.
— Nela?
— A kto inny? —
prychnęła. — Co robisz?
— Śpię.
— O tej porze?
Dziołcha, zbieraj się, wpadasz do mnie!
— O czym ty mówisz? — Ziewnęłam.
— Moi starzy
pojechali w delegację, mam wolną chatę na trzy dni! Więc zbieraj się, bo
nocujesz u mnie! Filmy, popcorn, gra w slendy-tubbies~, karaoke, no Dibuuuu,
nie daj się prosić!
— A co ze szkołą? — zapytałam półprzytomnie.
— Ja robię sobie
wolne, Gilbert mi to usprawiedliwi. Ty też każ żabojadowi, żeby cię
usprawiedliwił.
— Nie trzeba, mam wolne do piątku. I w sumie nawet
opowiem ci dlaczego! Będę za godzinę!
— Czekam~!
Rozłączyłam się i wyskoczyłam z wyra. Była dopiero
dziewiętnasta, więc szybko zgarnęłam czyste rzeczy, ręcznik i wparowałam do
łazienki. Wzięłam szybki prysznic oraz spakowałam do kosmetyczki wszystkie
potrzebne rzeczy. Wychodząc z powrotem do przedpokoju zderzyłam się z
Feliciano.
— Bella! Już wstałaś?
— Tak! — Uśmiechnęłam się. — Gdzie Francja?
— Tutaj. — Zainteresowany wyszedł z mojego pokoju i
zmierzył mnie zdziwionym wzrokiem. — Wszystko dobrze?
— No a jak! Nela zaprosiła mnie do siebie na noc albo
nawet na dwie. — Ucieszyłam się. — Zaprowadzisz mnie~?
— Hmmm. Dobrze. Czekaj, to znaczy, że zostawiasz nam
pieczę nad domem~?
— Yyyy… Tak.
— Très bien~.
— Co planujesz? — Wystraszyłam się.
— Ty spędzisz czas z Nelą, a my spędzimy czas w naszym
gronie. — Wzruszył ramionami. — Antonio będzie już jutro, także…
— Ale super! — Podskoczyłam. Cały zły humor wyparował w
ciągu kilku sekund. — Stęskniłam się za nim! Dobra, idę się spakować!
— I wysusz włosy! — powiedział za mną. — Jak się
rozchorujesz, to…
— Wiem, wiem… — Odwróciłam się z uśmiechem. — To wtedy
będziesz musiał mnie leczyć. Słyszałam to tysiąc razy, a znając twoje
uzależnienie od seksu, to uwierz mi, tak szybko nie zachoruję. Tak dla
pewności!
— Nie bądź tego taka pewna~. No, nie stój tak, tylko się
szykuj.
Przekręciłam oczami, ale już nie odpowiedziałam.
***
Godzinę później siedziałam już u Neli cała uśmiechnięta i
szczęśliwa, tak że nawet wspomnienie tej pojebanej sytuacji z Pawłem nie robiło
już na mnie wrażenia. Przyjaciółka wysłuchała mnie uważnie po czym
skomentowała:
— Mówiłam ci już, że przyciągasz samych idiotów.
— Myślisz, że mogę to podciągnąć pod super moc, czy
raczej może pod talent?
— Talent. Nawet twoja matka mówi, że jesteś utalentowana,
Dibu. Właśnie. Twoi starzy dalej nic nie wiedzą o dodatkowych lokatorach?
— Nie — powiedziałam. — Dobre, co nie?
— Żeby to tylko nie pierdolło, bo wtedy się nie
pozbierasz. Twój stary jest postury Ludwiga, jak się dowie, że masz trzech, a
czasami nawet czterech facetów w domu, to cię wkomponuje w ścianę. Łącznie z
nimi. A jak się dowie, że Francja maca cię przy byle okazji, to może nawet
wymaże go z mapy Europy — parsknęła śmiechem.
— E tam! — Machnęłam ręką. — Chociaż w sumie, chciałabym
to nawet zobaczyć. Ciekawe, jakby się Francis wybronił.
Zanim Nela zdążyła odpowiedzieć, drzwi z pokoju otworzyły
się i do środka wszedł Gilbert. Chłopak tryskał radością tak mocną, jakby
dopiero co dowiedział się, że wygrał kilka milionów w lotto. Na mój widok
zatrzymał się w pół kroku, a jego usta jeszcze bardziej rozszerzyły się w
uśmiechu. Omiótł mnie przy tym wesołym spojrzeniem i wypalił:
— Ooo, dawno się nie widzieliśmy, kuzyneczko~.
— Gilbert. — Wymówiłam jego imię z niesmakiem. — Nie
miałeś czasem iść z braciszkiem do Francji?
— Idę sam, West tu zostaje, poza tym — dodał z wielkim
uśmiechem — chciałem ci pogratulować, kesesese~!
— Czego? — Zdziwiłam się szczerze.
Gilbert gratulujący mi czegokolwiek był tak samo
abstrakcyjny jak matematyka w liceum.
— Słyszałem, że dość namiętnie całowałaś się z Francją w
wielkiej wannie w SPA — powiedział głośno i wyraźnie akcentując każde słowo,
przez co zbladłam. — Chciałem ci więc pogratulować dobrej decyzji~.
Kątem oka zobaczyłam, jak Nela robi się cała czerwona, a
to znaczyło tylko jedno: wpierdol.
Szarowłosy widząc, że zabrakło mi języka w gębie, pomachał mi i rzucił na
odchodne:
— Miłego nocowania~!
Trzasnął potężnie drzwiami, a mnie zrobiło się słabo.
— DIBU! — wrzasnęła nagle Nela. — CZY CIEBIE JUŻ CAŁKIEM
POPIERDOLIŁO?! NIC NIE MÓWIŁAŚ, ŻE…!
— Spokojnie! — Wstałam szybko i cofnęłam się pod drzwi,
podnosząc przy tym ręce w geście obronnym. — Nie mówiłam, bo wiedziałam jak
zareagujesz! Zresztą, po tym jak się potem zachował, to…
— KRETYNIE! SAMA DOPROWADZASZ DO TAKICH SYTUACJI Z
FACETAMI, A POTEM PŁACZESZ, ŻE CHCĄ CIĘ WYKORZYSTAĆ!
Przełknęłam ślinę i chyba usłyszałam śmiech Gila w
przedpokoju.
Co za…!
Dziewczyna wpatrywała się we mnie z furią. Gwałtownie
wstała na równe nogi i wytknęła mnie palcem, kompletnie nie panując nad sobą:
— SKOŃCZ DAWAĆ IM SPRZECZNE SYGNAŁY! CO TY SOBIE
WYOBRAŻASZ?! TO TYLKO FACECI, ONI INACZEJ NIŻ MY TO ODBIERAJĄ! PRZESTAŃ BYĆ
MIĘKKĄ PIPĄ CIESZĄCĄ SIĘ Z BYLE GÓWNA, BO W KOŃCU ZABRAKNIE CI TEGO SZCZĘŚCIA W
ŻYCIU, ROZUMIESZ?!
— P-Przepraszam, ale ja już wszystko wyjaśniłam! —
wypaliłam. — Z Francją zostaliśmy przyjaciółmi…
— Tak? I jak zareagował?
Jej szyderczy uśmiech wskazywał na to, że spodziewała się
takiej odpowiedzi, na jaką było mnie aktualnie stać.
— Em… Musi to jeszcze przetrawić…
— Nie wierzę! Po prostu… UGHHH! — Złapała się za głowę. —
Założę ci smycz! Założę ci kaganiec! Założę ci GPS!
— Ta, a potem załóż mi jeszcze kaftan. Taki ładny, z
modnym obszyciem na rękawach i drapowaniami przy kołnierzu.
— Ale ty jesteś głupia — syknęła wściekle. — Żałuję, że
pokazałam ci wtedy tę fotografię braci! Jakbym zachowała to dla siebie, to
żabol by się ciebie nie uczepił!
— Nie wiesz tego — powiedziałam, podchodząc do niej i
siadając na jej łóżku.
Obawiałam się tego, że mój los był przesądzony już w
momencie, kiedy Francis podpisywał umowę o wynajem.
— Teraz już za późno — prychnęła wściekle. — Widzę, że
muszę cię wiele rzeczy nauczyć. Po pierwsze, kontakty z facetami to wojna!
Przyswój to!
— Wojna? — Skrzywiłam się.
— Tak! Wojna! Wbij sobie do głowy to, że musisz być
twarda, inaczej polegniesz! — Zaczęła się znowu drzeć. — To TY, jako kobieta,
masz dyktować warunki, nie możesz doprowadzać do tego, że każdy cię swobodnie
obraca! Nie możesz być słaba! Masz być silna!
— Za dużo czasu spędzasz z Ludwigiem… — mruknęłam, a Neli
drgnęła brew, gdy złapała mnie za kołnierz i potrząsnęła mną.
— Nie zmieniaj tematu, tylko się skup! Miłość to wojna!
Francja to najeźdźca! Paweł to najeźdźca! Rosja to najeźdźca! Odpieraj ataki!
Broń się, do kurwy nędzy, nie otwieraj bramy z uśmiechem, bo potem będzie
płacz, że nie chcą wyjść! Za wygodnie im u ciebie! Wystaw armatę, czy coś!
Patrzyłam na nią z czystym mindfuckiem na twarzy.
— Powiedz co bierzesz i naćpamy się razem.
— KURWA! — Zaczęła mną potrząsać jak nienormalna. — JA
CIĘ CHYBA ZARAZ…
Zaśmiałam się głośno, chociaż tak naprawdę wcale nie było
mi do śmiechu. Moja sytuacja życiowa przebijała każdy odcinek Trudnych Spraw czy Miodowych Lat na Polsacie.
— Właśnie, a ty też się bronisz przed najeźdźcą Ludwigiem
i najeźdźcą Gilbertem?
— Nie — powiedziała spokojnie blondynka, uśmiechając się
złowieszczo. — W tym przypadku to JA jestem najeźdźcą.
Oklapłam. Ledwo od ziemi odrosła, a już najeżdża kraje
ościenne. Idealny kandydat na kolejną personifikację w tym pokrzywionym
świecie. A ja?
Ja ewidentnie nie pasowałam do tego świata. Cechowały
mnie empatia, współczucie oraz wrażliwość. Nie potrafiłabym zaatakować sąsiada,
żeby przejąć jego ziemię albo żeby go sobie podporządkować. Wbrew pozorom byłam
zbyt… delikatna.
— Natalia, jakbyś była taka jak oni, to bardzo szybko
zostałabyś rozebrana — powiedziała Nela tak, jakby czytała mi w myślach. —
Przez Honolulu, Machu Picchu czy Liechtenstein! W dwa dni!
— Ale, kurwa, zabawne. Pewnie mój rząd zawiązałby unię z
jakimś silnym Państwem, żeby uniknąć takiego losu, jakiego mi wróżysz.
— Unia w ich przypadku to jak małżeństwo. Zgadnij, kto by
pierwszy był z ofertą u twojego prezydenta?
— Jak to kto? — zapytałam sarkastycznie. — Prezydent
Francji!
Nela wybuchła śmiechem, a ja jej zawtórowałam.
— Nie wiem, dlaczego się śmiejemy, jak to nawet zabawne
nie jest — mruknęłam po chwili.
— Czyli jak zawsze — skwitowała blondyna.
Pokręciłam głową, a przyjaciółka zaciągnęła mnie do
salonu, by włączyć jakiś w miarę ciekawy film na resztę wieczoru. Jednak ja nie
miałam ochoty już na nic.
***
[28 kwietnia 2017 — piątek]
Minęły dwa miesiące względnego spokoju. Konflikt na Ukrainie zaostrzała się, a wielu
ludzi uciekało ze swojego kraju do naszego przez co zaczynało powoli brakować
miejsca w placówkach dla uchodźców. Wśród imigrantów przeważały głównie kobiety
i dzieci, bo większość młodych chłopców czy mężczyzn zostawało, by napierdalać
się z Rosjanami. Rozumiałam ich, bo ja na ich miejscu również starałabym się
złapać za broń.
Ku mojemu przerażeniu Francja opuścił mnie w marcu na
długie trzy tygodnie, by móc dotrzeć do swojej jednostki w Charkowie na
wschodzie Ukrainy, żeby pomóc naszej sąsiadce. Co jakiś czas docierały do nas
informacje o zabitych cywilach czy zbombardowanych miastach. To już nie była
inwazja, bo Putin szedł na całego, a Świat jak zwykle milczał. A od Francji miałam
może jedynie z dwa telefony…
Przyznaję bez bicia, że te trzy tygodnie były dla mnie
męczarnią. Mimo, że moi rodzice przyjechali w tym czasie na tydzień, przez co
Włochy i Hiszpania musieli ewakuować się do Neli, a ja drżałam na samą myśl, że
ich obecność w domu się wyda. Chodziłam cały czas zestresowana i czujnie
obserwowałam ojca, który miał dar wyłapywania niepasujących elementów układanki
w mieszkaniu i zrzucaniu za to winy na mnie. Na szczęście do niczego tata się
nie doczepił, niczego nikt nie zauważył, przez co dziękowałam Wszechświatowi za
to, że podarował mi chociaż odrobinę farta.
Gips też już miałam ściągnięty, przez co czułam się lekka
niczym piórko. O rękę jednak dalej się bałam i starałam się być ostrożna.
Dodatkowo tak się cudownie złożyło, że gdy rodzice
wyjechali z powrotem do Warszawy, to przyjechał właśnie w odwiedziny Polska,
który siedział ze mną aż dwa tygodnie. Nela z jakiegoś powodu nie lubiła
Feliksa, ja natomiast cieszyłam się jak wariatka z jego obecności. Jednak
radość z towarzystwa „brata” i rodziców nie mogła przyćmić tego wewnętrznego
niepokoju o Francję, więc kiedy ten w końcu wrócił, to myślałam, że szczęście
rozniesie mnie na pół Polszy.
Przynajmniej do momentu, kiedy tego samego wieczoru blond
naklejka nie próbowała mnie doszczętnie wycałować i zmacać, co skończyło się
awanturą i podbitym okiem Francji.
Koleś ewidentnie zapomniał przez ten czas, że nie
toleruję agresywnego molestowania mojej skromnej osoby wbrew mej woli. Po tej
lekcji pełnej przemocy znów wróciło wszystko do starej normy.
W szkole przez ten czas ja i Paweł się ignorowaliśmy, a
ja opowiedziałam Moni co się wydarzyło. Dziewczyna nie skomentowała, ale
widziałam, że była oburzona jego słowami. Poprawiłam oceny, wybłagałam panią od
matmy o dostateczny, a czas w domu poświęcałam głównie nauce. Wszak matura
nadchodziła wielkimi krokami.
***
Teraz obecnie wracałam z uroczystego zakończenia roku
szkolnego dla maturzystów. Ciężko było mi wysiedzieć na krzesełku trzy godziny
przez te całe mowy, przemowy, występy, nagrody i inne takie przyziemne rzeczy,
których nie lubiłam publicznie. Jakby tego było mało, to każde z nas było
wywoływane na środek po odbiór świadectwa oraz po uprzejme uciśnięcie dłoni
dyrektora, Wiciewicz i wychowawcy. Patrząc tak z podestu na moją klasę
wiedziałam, że dla Sochy to był najpiękniejszy dzień w roku. Nie musiała już
nas więcej oglądać, pytanie tylko, która klasa w przyszłym roku będzie miała tą
przyjemność słuchania jej darcia ryja przez trzy lata.
W trakcie akademii zauważyłam, jak Paweł co jakiś czas na
mnie zerkał, nie zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia. Mój majestat w
dalszym ciągu był na niego obrażony, choć ciężko było mi się przyznać przed
samą sobą, że w tym co mówił wyczułam ciężkie ziarno prawdy.
Po zakończeniu klasa szła wspólnie na piwo, ja niestety
musiałam grzecznie wrócić z Włochami do domu. Nie miałam pojęcia jak oni zdali,
wiedziałam tylko, że mieli fałszywe papiery. Pieniądze mogły załatwić dosłownie
wszystko w tych porąbanych czasach.
Wróciwszy do domu, to od razu zrzuciłam z siebie
niewygodne szpilki i momentalnie poczułam ulgę w stopach. Wtedy właśnie w
przedpokoju pojawił się Francis i zmierzył mnie od stóp do głowy.
— Co? — zapytałam zdziwiona.
— Ładnie ci~. Powinnaś częściej chodzić w spódniczkach~.
— Naciesz się, bo zaraz ją zdejmuję.
— Mogę popatrzeć~?
— Chyba cię pogięło! — Zaczerwieniłam się, a Romano
przewrócił oczami.
— Oh, ma chérie~. — Blondyn podszedł do
mnie i poprawiając mój kołnierzyk z koszuli, puszczając mi oczko rzekł: — W
białym ci do twarzy~.
— A tobie z czerwonym! — wypaliłam zarumieniona, czując
mocne ukłucie w miednicy, bo domyślałam się o czego kolor mu chodziło.
— Czerwony to taki romantyczny kolor~ — zamruczał,
opierając dłoń o drzwi, tuż przy moim lewym policzku. — NAMIĘTNY w swym
znaczeniu~.
— Skoro uważasz, że krew jest romantyczna, to zaraz
urządzę ci najromantyczniejsze chwile pod słońcem.
Przeszłam pod jego ramieniem i skierowałam się do kuchni,
ale w połowie drogi znów zostałam przechwycona przez Francisa. Nie wiem, co
siedziało w mojej macicy, ale to coś zaczęło walić w jej ścianki i szarpać za
jajniki, powodując tym samym u mnie niekontrolowane rumieńce oraz przyśpieszony
oddech. A to tylko dlatego, że Francja objął mnie jedną ręką w pasie od tyłu, a
drugą przytrzymał za nadgarstek.
— Dlaczego jesteś taka oporna? — zapytał z westchnięciem,
a ja spróbowałam się uwolnić.
— Ja tylko walczę o czystość swojej RHASY! —
Zaakcentowałam ostatnie słowo, a blondyn zmrużył oczy niezadowolony. — Serio,
puść mnie, jestem głodnaaaaaaa…
— Papa cię nakarmi~.
— Jasne, jasne! A właśnie! Wracając, myślałam o Ivanie i…
— Wybacz — powiedział oschle, puszczając mnie. — Nie będę
rozmawiał o Rosji.
— Ale dlaczego? — Zaczęłam naciskać. — Dużo o tym
myślałam, jak cię nie było, i …
— Za dużo myślisz o rzeczach, których nie powinnaś roztrząsać.
Rosja jest niebezpieczny, masz tego dowód jak na dłoni. SAM widziałem
niejednokrotnie. Koniec tematu. — Zarządził i ruszył do kuchni, a jak szczeniak
podążyłam za nim.
— Chociaż mnie wysłuchaj!
— Ech… — Odwrócił się i zniesmaczony uniósł brwi. —
Dobrze. Mów.
— Chodzi mi o stosunki międzynarodowe…
— O, zaczyna się całkiem nieźle. — Oblizał wargi,
dekoncentrując mnie. — Jestem całkiem dobry w stosunkach~.
Przymknęłam oczy, ale nie skomentowałam.
— Chodzi mi o to… Ughhh, dajmy na to takiego Niemcy.
Historia konfliktów polsko-niemieckich sięga ponad tysiąca lat, co nie?
Praktycznie co kilkadziesiąt lat laliśmy się ze szwabami w jakieś wojnie. Czy
to Cesarstwo Niemieckie, Krzyżaki, Prusaki, Austria i Rzesze, co nie? Kurde,
przecież nawet między PRL a NRD nie było za dobrze. Ale teraz przecież stosunki
polsko-niemieckie należą do najlepszych w historii obu narodów, prawda? Pomimo
dawnych zbrodni, najazdów i konfliktów… Skoro NASZE pojednanie jest możliwe, to
może jest to odpowiedni przykład kształtowania relacji z innymi nacjami, z
którymi mieliśmy konflikt.
Francis milczał chwilę, po czym rzekł:
— Ma chérie, wciąż mówisz o NARODZIE, czyli o
ludziach. Ludwig czy Ivan nie ma z tym nic wspólnego. Zauważ, że Gilbert z
Polską się nienawidzą, podczas gdy Ludwig ma z nim całkiem poprawne kontakty.
Pamiętaj, szef każe, my robimy. Rosja widział ogrom zła już od dziecka, z
którym niestety nie potrafił sobie poradzić. MY, nawet będąc Państwami,
jesteśmy tylko jednostkami, mający swoją indywidualną osobowość oraz charakter.
Polak z Rosjaninem się dogada. Ale nie Polska z Rosją. I problem głównie tkwi w
Rosji.
— A Polak z Rosją?
— Wybij to sobie z głowy!
— Z tym żartowałam! — Machnęłam szybko ręką.
— Odpuść sobie. Idź umyj rączki i wracaj na obiad~. I nie
myśl już, błagam, o Rosji.
— Wiesz, co mówią teraz w szkole? — Odwróciłam się do
Francji. — „Odwiedź Rosję, zanim Rosja odwiedzi ciebie”. Hahahaha!
— To nie jest zabawne, młoda damo! Zwłaszcza w TWOIM
przypadku!
— „Młoda damo” — parsknęłam ze śmiechu i ruszyłam w stronę
łazienki.
Młode damy
wyginęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz