Wyszłam z budynku z wypiekami na twarzy. Dzisiejszy dzień
był jednym z najlepszych, a ja skutecznie uciszyłam szepty w mojej głowie.
Skierowaliśmy się razem do samochodu i prawdę mówiąc, coś mi się w mózgu
odblokowało, bo praktycznie nie spuszczałam z Francji wzroku.
Czułam się jak zakochana nastolatka i nawet się nad tym
nie zastanawiałam. Liczyło się tu i teraz, a właśnie teraz byłam
najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Trajkotałam do Francji jak urzeczona, aż w pewnym
momencie zauważyłam, że ten mnie nie słuchał, tylko bezczelnie patrzył na laskę,
która mijała nas z naprzeciwka. Zamilkłam i z niedowierzaniem spojrzałam na
Francisa. A on nawet nie zwrócił na mnie uwagi, co więcej bez skrępowania
obejrzał się za tamtą, gdy nas minęła. Niczym w tym pieprzonym memie z kwejka!
Czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, z całej siły wbiłam
łokieć w jego żebra. Mężczyzna stęknął z bólu i skulił się, a ja wycedziłam:
— Ups… Skurcz…
Nie mogłam w to uwierzyć. Całowaliśmy się i nie minęło
nawet PÓŁ godziny, a on już… ZA INNĄ?!
— Świetnie — warknęłam, czując łzy pod powiekami. —
Zapomniałam czegoś ze SPA. Ty możesz jechać, ja wrócę autobusem.
— Zapomnij — wystękał, ale ja już ruszyłam szybkim
krokiem do budynku.
Gdy znalazłam się z powrotem wewnątrz, potruchtałam
szybko do łazienki dla klientów i zamknęłam się od środka, żeby się uspokoić.
Usiadłam na klopie i ukryłam twarz w dłoni.
Ale się dałam
wpuścić w kanał.
Teraz sama nie wiedziałam, czy to JA jestem tak głupia i
naiwna, czy, kurwa ON był pierdolnięty. Czy to ON myślał, że wolno mu było wszystko,
bo JA i tak będę wracać jak bumerang, czy może JA myślałam, że ON się zmieni?!
Nela miała rację… Szkoda było na niego czasu i nerwów…
Uspokoiłam oddech i wściekła wyszłam z kibla. Resztkami
sympatii, jaka we mnie została, życzyłam dziewczynie miłego dnia i wyszłam na
mróz. Zauważyłam, że blond zasraniec wciąż czekał na mnie przy aucie, więc
przyśpieszyłam kroku. Im szybciej znajdę się w samochodzie, tym szybciej znajdę
się w domu.
— Natalia, nie złość się na mnie…
— Nie jestem zła — odparłam sucho, otwierając drzwi z
samochodu.
Byłam rozczarowana.
— To nie było na poważnie.
— Ta — mruknęłam i spojrzałam na niego bez cienia
uśmiechu. — Jak cała ta randka.
— Przecież ja tylko…
— Skończ. Nie waż się tłumaczyć, bo nie wiem, co wtedy
zrobię. Chcę tylko wrócić do domu, nic więcej.
— Przecież ja nic…
— Francis, proszę cię — podniosłam głos. — Skończ mnie
brać za głupią, doskonale wiem, jak czarujesz kobiety. Myślisz, że ja nie widzę
tego, jak każda z nich ślini się na twój widok?
Wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i odwróciłam głowę w
stronę okna. Nie odezwałam się już więcej ani słowem, póki nie dojechaliśmy do
Katowic.
— Powiedz coś — mruknął.
— Co mam ci powiedzieć? — Wzruszyłam ramionami, uparcie
gapiąc się w widok za oknem. — A czekaj, już wiem. Czym dla ciebie było te SPA
dzisiaj?
— Jak to czym? — Zdziwił się. — Randką. Nie zapomnę, jak…
— To teraz posłuchaj. Będąc na randce ze mną to skup się
na mnie, a nie na innych laskach. Ja będąc z tobą nie obczajam innych samców.
To było chamskie i pozbawione szacunku. Chyba, że zależy ci tylko na mojej
dupie, wtedy jestem w stanie to jakoś zrozumieć.
— Nie mów tak.
— Jak? — Uśmiechnęłam się. — Zrobiłeś dzisiaj ułamek
tego, czego BOJĘ się od tych kilku miesięcy, rozumiesz? Skąd mam pewność, że
nie jestem twoją zasraną zabawką made in
Polsza? Twoim kolejnym trofeum? Było dziś cudownie, ale… No właśnie. Nie
zamierzam się więcej denerwować. Mówisz, że jesteś dżentelmenem — ciągnęłam,
gdy zobaczyłam, że Francisowi brakło języka w gębie — ale kiedy facet ogląda
się za innymi będąc już w towarzystwie jednej, to sorry, ale jego jaja
zatrzymały się w rozwoju wraz z jego mózgiem, do którego prawdopodobnie są
przytwierdzone. Ot i cała filozofia.
Wysiadłam na parkingu, zamknęłam drzwi i ruszyłam w
stronę domu. Nie przeszłam nawet kilku kroków, kiedy Francja mnie dogonił.
— Przepraszam, mon
amour…
— Francis. — Zatrzymałam się i obróciłam się do niego. —
Zostańmy przyjaciółmi.
— Przyjaciółmi? — zapytał zaskoczony.
— Tak — powiedziałam i wyciągnęłam w jego stronę dłoń. —
Nie psujmy naszej relacji, proszę…
— Przykro mi — powiedział po chwili z utkwionym wzrokiem
w mojej dłoni. — Ale nie satysfakcjonuje mnie to rozwiązanie.
— To już nie jest mój problem… — mruknęłam i zażenowana
cofnęłam dłoń.
Odwróciłam się na pięcie i przygnębiona ruszyłam w stronę
mieszkania. Dopiero, kiedy znalazłam się w swoim pokoju poczułam, jak łzy
spływają mi po policzkach.
***
Resztę wieczoru spędziłam u siebie w pokoju, leżąc na
łóżku ze słuchawkami na uszach i szkicując. Właściwie nic konkretnego nie
tworzyłam. Moje zajęcie było przerywane raz po raz przez przychodzące
wiadomości od Neli. Walczyłam ze sobą długo, ale postanowiłam powiedzieć Neli o
dzisiejszym dniu. Pominęłam jedynie kwestię całowania i to nie ze względu na
mnie. To, że się wkurzy to nie trzeba było być geniuszem, żeby to wiedzieć.
Wciąż jednak pamiętałam, co mówiła mi o Ludwigu i nie chciałam, żeby było jej
przykro.
Co teraz
zamierzasz, Dibu?
A ja wiem? —
Odpisałam szybko. — Pewnie to co zwykle,
udam że nic się nie stało, a potem będę płakać w kącie narzekając na taki, a
nie inny stan rzeczy.
Obleśny typ… Mógłby
chociaż UDAWAĆ, że nie myśli fiutem 24/7 -.-‘’
Co ja ci poradzę? –
odpisałam, bo w sumie na nic innego nie wpadłam.
Zrób coś w końcu,
Dibu!!!11 On cię wykończy psychicznie :/:/ Albo w końcu zrobi ci krzywdę!!
Nie odpowiedziałam, tylko wysłałam jej mema z nagłówkiem „Kiedy próbujesz mieć schizofrenię pod
kontrolą” przedstawiającego ptaka odbijającego się w trzech lustrach i
napisem pod spodem „Musimy się wszyscy
uspokoić”.
Obrazek idealnie odzwierciedlał to, co działo się w mojej
duszy. Gdybym miała opisać teraz swoją pogodę ducha, to na sto procent byłby to
Huragan Katrina.
Francja działał na mnie jak zapałki na dziecko.
Wiedziałam, że nie powinnam, ale mimo wszystko mnie ciągnęło.
Nagle wrzasnęłam, gdy coś dotknęło mojego ramienia.
Zrzuciłam z siebie słuchawki i usiadłam na łóżku, łapiąc się za serce.
Obok stał Romano i uśmiechał się wrednie.
— R-Romano! — wydyszałam. — Nie strasz mnie, bo zejdę na
zawał! Zaraz… — Przyjrzałam mu się uważniej. — Co ci się stało w wargę?
Zmrużyłam oczy, gdy zobaczyłam, że jego dolna warga była
popuchnięta.
— E, to nic. — Machnął ręką. — Miałem nieszczęście trafić
na randce na faceta od tej laski. Spoko, drań wyszedł gorzej.
— I dobrze ci tak! — Uniosłam się. — Dlaczego umawiasz
się z zajętymi dziewczynami?!
— Bo była ładna i poleciała na mnie. — Wzruszył
ramionami.
Oklapłam.
— Jesteście wszyscy tacy sami — burknęłam, łapiąc za
szkicownik. Usiadłam po turecku i spojrzałam na niego spode łba. — Nie macie za
grosz moralności…
— Moralność? — Zaśmiał się Włoch. — Chyba ją zgubiłem
przed pierwszą wojną światową. Powiedz mi… — Zmierzył mnie wzrokiem i usiadł
koło mnie. — Coś zrobiła temu półgłówkowi?
— JA?! — Wściekłam się i zerknęłam w stronę drzwi. Były
zamknięte. — Co raczej ON zrobił!
— Musiał cię nieźle wnerwić. — Uśmiechnął się szeroko.
— Właściwie to… — Zmarszczyłam czoło. — Właściwie to mnie
rozczarował. Boże, on chyba ma tak na drugie imię. RO-ZCZA-RO-WA-NIE.
— Niech zgadnę, klepnął w tyłek masażystkę.
Momentalnie poczułam, jak narasta we mnie gniew po
usłyszeniu tych słów.
— Nie! Obejrzał się za jakąś dziewczyną, rozumiesz? Przy
mnie obejrzał się na inną!
— I ciebie to rozczarowało? — Podniósł brew. — Nie
sądziłem, że z ciebie taka zazdrośnica.
— A jak myślisz? — syknęłam w jego stronę, ignorując
tekst o zazdrości. — Zrobił to w momencie, kiedy ja… ja… — umilkłam i
spojrzałam na Włocha na wpół zażenowana i na wpół zrozpaczona. — Romano, ja…
Cholera! Ja się zakochałam!
— Czekaj, ty dopiero TERAZ to zauważyłaś? — zapytał i
wybuchnął śmiechem. — Nela miała rację, ty naprawdę mało co czaisz!
Zamurowana patrzyłam na chłopaka, który praktycznie
zanosił się śmiechem. Łzy spływały mu po policzkach, a on sam trzymał się za
brzuch.
— Możesz przestać stroić pajaca? — warknęłam, paląc się
ze wstydu.
— Ty jesteś w nim zakochana od dobrych kilku miesięcy i
teraz to do ciebie dotarło? — Wciąż się śmiał. — Ja pierdolę, jaka ty jesteś
nieogarnięta! Teraz wszystko rozumiem!
— Wiem to od dawna! I CO rozumiesz? — Uderzyłam go z
otwartej dłoni w ramię. — Ej!
— Ale ty jesteś głupiaaaaa~! — Zawył ze śmiechu i
spojrzał na mnie. — Chociaż, gdybyś tylko była bardziej ogarnięta, to pewnie
już dawno by cię zaliczył. Twoja głupota w sprawach emocjonalnych to chyba
twoja ochrona przed samcami, co?
Parsknął mi prosto w twarz, a ja się zamyśliłam.
Coś w tym było…
Instynkt przetrwania Natalki – kiedy tylko ktoś się nią za bardzo interesuje,
to Natalka spierdala.
— Poza tym — dodał, ocierając łzę — od razu ci coś
powiem. Francja uwielbia piękno. Czy to kobiety, faceci czy przedmioty, on
uwielbia się otaczać pięknem.
— Nie jestem piękna! — warknęłam, czerwieniąc się.
— Do modelki ci daleko, to prawda. — Pokiwał głową, a
mnie mimo wszystko zrobiło się trochę przykro. Wiedziałam, że nie byłam
pięknością, ale zawsze się jednak człowiek łudził. — Nie jesteś też w typie
laski, za którą by się Francja obejrzał na ulicy. Ale — podkreślił, kiedy
oklapłam — masz w sobie coś, co go przyciąga. Coś, co przyciąga nie tylko jego,
ale i Rosję i… — zająknął się, a ja spojrzałam na niego z miną zbitego psa. —
Nieważne. Chodzi o to, że roztaczasz takie… światło.
— Światło? — Zdziwiłam się. — A co ja, latarnia morska?
— Nie potrafię tego wytłumaczyć, jasne?! — Wściekł się, a
ja lekko struchlałam. — Nie wiem, czy to przez twój pokrzywiony charakter,
niewyparzony język czy oporność w zaciągnięciu do łóżka! To z jakiegoś powodu
działa na Francję jak wabik i traktuje cię inaczej niż resztę kobiet. A to, że
akurat zagapił się na jakąś laskę, nie znaczy, że zapomniał o tobie. Po prostu,
drań, sobie ją podziwiał, po czym po trzech sekundach o niej zapomniał.
Rozumiesz? Poza tym… Jeżeli jakimś cudem się spikniecie, to nie myśl, że twoja
miłość go zmieni. Bo nie zmieni.
— A ty co, poradnik BRAVO Girl? — zapytałam
poirytowana. — Pilnuj swojego nosa!
— Jako najstarszy członek twojej rodziny mam w obowiązku
dbać o siostrę i kuzynkę.
— Jaką siostrę…? — Zmarszczyłam czoło, po czym mnie
oświeciło. — Nie mów tak o Feliciano!
— No nic. — Wstał i znów zaśmiał się pod nosem. — Dzięki
za poprawę humoru. A i jeszcze jedno.
— Co znowu?! — Zirytowałam się.
— Drań jest nieobecny duchem, więc prawdopodobnie obmyśla
co robić dalej, żeby cię zmacać. Także się przygotuj. Wiesz, wolę ci to jasno
zobrazować, bo zanim sama do tego dojdziesz, to będzie marzec.
Parsknął jeszcze raz ze śmiechu i zostawił mnie samą.
Patrzyłam chwilę w zamknięte drzwi, podczas gdy mój mózg wytwarzał setkę myśli
na sekundę.
— SZLAG!
***
[27 lutego 2017 — poniedziałek]
Ferie minęły mi głównie na nauce. Między mną a Francisem
wytworzył się pewien dystans, ale mimo to byliśmy dla siebie wciąż niezwykle
uprzejmi. Czasami aż za bardzo. Bez zbędnego gadania zawoził mnie do babci czy
wujostwa, bym spędziła czas z rodziną. Jednak gdy nawet byłam z Matikiem i
graliśmy w gry, to wiedziałam, że Francis kręcił się w pobliżu tak, jak zawsze.
Moi rodzice ciężko pracowali i swój przyjazd, który miał
być w marcu, przenieśli na kwiecień. Ja sama migałam się od przyjazdu do
Warszawy jak tylko mogłam, tłumacząc się nauką. Prawdą jednak było to, że nie
chciałam kusić losu.
Tadzik oswoił się dość szybko i w przerwach między
wkuwaniem matmy a biologii, często się z nim bawiłam. Dużo czytałam też o
Roborkach i mniej więcej już wiedziałam, jak się obchodzić z tą małą, puchatą
kuleczką. Nela natomiast była zakochana w stworzonku i próbowała namówić swoich
rodziców na chomika, jednak bezskutecznie.
***
Tego dnia siedziałam na pierwszej lekcji i byłam
praktycznie nieprzytomna. Za bardzo byłam przyzwyczajona do spania do późna i
siedzenia w książkach do północy. Przespałam praktycznie cały dzień.
Jedynie pod koniec ostatniej lekcji wybudziłam się na
moment z letargu, gdy chłopaki zaczęli już z nudów robić rozróbę na biologii.
— Proszę Pani, a Krychowiak się spierdział! — krzyknął
Antek, teatralnie zatykając nos.
— Nie mam do was siły. — Westchnęła nauczycielka, a mnie
nawiedziła myśl z którą koniecznie musiałam się podzielić na forum:
— Lepiej, żeby dwudziestu wąchało, niż jednego miało
rozdupić. — Zabłysłam swoją kolejną życiową mądrością, a klasa ryknęła
śmiechem. Chyba rozbawiłam też babkę, bo parsknęła cicho.
Wtedy też rozbrzmiał dzwonek oznajmujący koniec zajęć.
Wstałam, spakowałam się i nieogarniająca rzeczywistości skierowałam się w
otoczeniu braci w stronę szatni.
— Czekajcie — powiedziałam, gdy zabrałam kurtkę. — Sikać
mi się chce.
— Jezu! — Romano przewrócił oczami. — Nie możesz
dotrzymać do domu?
— Romano, ja się zaraz posikam… — Skrzyżowałam kolana, bo
faktycznie czułam duże parcie na pęcherz.
— Dobra, ale rusz się. Czekamy przy głównym wyjściu.
— Tak! — Pokiwał głową z entuzjazmem Feliciano. — I nie
zapominaj, że dzisiaj odbiera nas braciszek Francja!
— Super. — Oklapłam. — Dobra, idźcie, zaraz wrócę.
Ruszyłam z powrotem na korytarz na parterze, by
skorzystać z toalety. To właśnie wtedy, kiedy weszłam do łazienki i skierowałam
się w stronę kabin, ktoś wlazł za mną. Odwróciłam się i ze zdziwieniem
zobaczyłam wyszczerzonego Pawła.
— To damski kibel — przypomniałam mu spokojnie.
— Wiem, ale tylko tak mogłem z tobą pogadać bez obecności
twoich ochroniarzy.
— W sumie ma to jakiś sens. — Pokiwałam głową.
— Co ty na to, żeby iść coś zjeść? — Wyszczerzył się.
— To nie jest najlepszy pomysł.
— Dlaczego? No weź, co ci szkodzi? Dwie ulice dalej jest
burgerownia, tylko coś zjemy, pogadamy i odprowadzę cię do domu!
Zaczęłam kalkulować szanse w głowie. Knajpa „Krowa na
wypasie” faktycznie była niedaleko, a obok był przystanek autobusowy, z
którego jechała linia prosto pod mój dom. Jeżeli będę ostrożna to nic się nie
stanie. Ale był jeden mały problem…
— Franek dziś po mnie przyjeżdża. Nie wymkniemy mu się. —
Skrzywiłam się.
— Wiesz, zawsze możemy wymknąć się tylnym wyjściem~.
— Jest zamknięte na trzy spusty i gumę.
— Ale możemy sobie takie zrobić. O, właśnie z takiego
okienka! — Wskazał na okno za nami.
— Sugerujesz… — Spojrzałam uważnie na blondyna. — Żeby
wykiwać gościa z instynktem psa stróżującego oraz braci monitoring? To na co
jeszcze czekamy?! Zróbmy to!
Uśmiechnęliśmy się szeroko i skierowaliśmy do okienka.
Otworzyliśmy je na oścież i po chwili Paweł podskoczył i podciągnął się na
parapecie. Cóż… Był sportowcem, czego innego mogłam oczekiwać. Podałam mu
szybko nasze torby, po czym spojrzał na mnie.
— Dobra, podaj rękę. — Wyciągnął do mnie dłoń, gdy
przybrał stabilną pozycję na zewnątrz.
Myśląc tylko o tym, żeby się nie posikać, podałam mu rękę
i gościu podciągnął mnie lekko. Wdrapałam się, trochę nieudolnie, ale po chwili
oboje zeskoczyliśmy na chodnik.
— Super — powiedziałam. — Ciśniemy na front!
Przemknęliśmy za żywopłotem prowadzącym do bramy
wyjazdowej z drugiej części szkoły i już po chwili znajdowaliśmy się na
ruchliwej ulicy.
Odetchnęłam pełną piersią. Znów poczułam powiew wolności,
której mi tak brakowało. I dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo dusiłam się w
swojej złotej klatce, którą zafundowali mi Francja z Włochami. Nienawidziłam
izolacji.
Z uśmiechem na ustach ruszyliśmy prędko przed siebie, co
jakiś czas uważnie oglądając się za siebie. Burgerownia, która znajdowała się
niedaleko, była przytulna, a my od razu zasiedliśmy do stolika w kąciku.
Zostawiam swoje rzeczy i szybko zwróciłam swój krok w stronę kibla.
Gdy wróciłam, to usiadłam niepewnie i zatopiłam wzrok w
kolorowym menu.
— Wybrałaś już coś? — mruknął zamyślony chłopak.
— Tak… Chyba wezmę tego z boczkiem i serem. — Pośliniłam
się na samą myśl.
— Wow, serio? Większość lasek się odchudza. —
Zachichotał.
— Ja nie jestem większość — powiedziałam po chwili. —
Lubię dobrze zjeść i kocham boczek. Ogólnie mięso.
— Łatwo ci mówić, wszystko idzie ci w cycki — powiedział
bez skrępowania zniżając wzrok, a mnie oblał szkarłatny rumieniec.
— W takim razie przystopuję, bo za parę lat będę wozić je
na paleciaku.
Paweł smarknął ze śmiechu w kartę dań.
— Dobra, idę zamówić — powiedział. — Czyli dobrze
rozumiem, że chcesz pozycję szóstą?
— Ymmm… Tak…
Potrząsnęłam głową, gdy chłopak odszedł.
Nie wszyscy są jak
Francja. Dzięki niemu tobie też wszystko zaczyna kojarzyć się z jednym…
— Szlag — mruknęłam do siebie czerwona. — On mnie zabije.
Trudno. Niech nie oczekuje po mnie cudów, mam tylko osiemnaście lat. Głupi
pajac. Jak będzie się czepiał, to po prostu jebnę mu swoją książkę zażaleń i
tyle. Tak, Natalko, to dobry plan.
Umilkłam, gdy zauważyłam, że kobieta siedząca stolik
dalej dziwnie na mnie patrzyła.
— Ale najpierw przestanę mówić do siebie w miejscach
publicznych — dodałam cicho i zamilkłam.
— Jestem. — Podskoczyłam, gdy Paweł usiadł naprzeciwko
mnie z wielkim wyszczerzem. — Ale ty jesteś strachliwa, masz coś na sumieniu?
— Jeszcze nie — odparowałam. — Ale znając życie, niedługo
przeczytasz o mnie w gazecie, gdy zamorduję kuzynów i Franka. Cierpliwość
powoli mi się kończy.
— Zabawna jesteś.
— Zabawna jak Trump w swoich przemowach o Meksykanach.
— Skąd ty bierzesz te teksty? — Zaśmiał się, a ja
wzruszyłam ramionami.
— Moja mama pyta o to samo. Czasami nie ugryzę się w
język, przez co moja przyjaciółka uważa, że mam Aspergera lub inną chorobę
psychiczną. Matka natomiast zawsze kwituje mnie tekstem „ale ty masz kepele”,
albo „Ale tyś jest ciulnięta”. Nic mi jednak nie udowodniono. — Widząc minę
Pawła, dodałam: — Widzisz, nawet teraz płynie ze mnie czysty słowotok.
Chłopak zaśmiał się i pokręcił głową. Chyba chciał coś
powiedzieć, ale rozległ się dźwięk mojego telefonu. Nawet nie musiałam patrzeć
na wyświetlacz, by wiedzieć KTO dzwonił.
— Nie odbierzesz? — zapytał.
— Pewnie to Francja. Franek! — poprawiłam się szybko,
blednąc. Na szczęście Paweł nie zwrócił na mnie uwagi, bo właśnie przyszła
kelnerka z naszymi porcjami. Korzystając z okazji, odebrałam szybko.
— Halo?
— Gdzie jesteś?
— Usłyszałam zniecierpliwiony głos Francji.
— Aktualnie jem na mieście — powiedziałam. — Za godzinę
będę w domu.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, a to nie był
dobry znak.
— Natalia. Czy ty
jesteś poważna? — zapytał z niedowierzaniem.
— To się waha. A teraz się rozłączam, bo umieram z głodu. Będę za
godzinę.
— Nie! Powiedz,
gdzie jesteś, to po ciebie przyjadę.
— Jestem z przyjacielem, nic mi nie będzie.
— Czy twój
PRZYJACIEL ma na imię Paweł? — Wściekł się.
— No proszę, czyli jednak okazujesz pewne oznaki
logicznego myślenia — wyrwało mi się dość bezczelnie. — Do potem, pa.
Rozłączyłam się.
— Prześladowca? — zapytał Paweł z pełnymi ustami.
— Ta — mruknęłam i zajęłam się swoim burgerem.
***
Gdy zjedliśmy to od razu poczułam się lepiej. Kolega
postanowił odprowadzić mnie na przystanek, a że do mojego autobusu było dobre
piętnaście minut, wesoło rozmawialiśmy, śmiejąc się i żartując. W pewnym
momencie chłopak wypalił:
— Co powiesz na to, żeby w sobotę iść do kina?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
On mnie zaprasza
na… randkę?
— Byłoby miło, ale nie mogę…
— Tak, bo braciszkowie i Franek zabraniają? — prychnął.
— Co? N-Nie! — Skłamałam. — Jestem po prostu zajęta w
sobotę i…
— Wiesz co — powiedział drwiąco — tu już chyba nie chodzi
nawet o tych dwóch, tylko konkretnie o tego jednego.
— Tak?
— Tak. I chyba już wiem co tu jest grane — powiedział
dość niemiłym tonem, czemu wcale mu się nie dziwiłam.
— Och, czyżby? — Zjeżyłam się cała.
— Tak. Ty się go boisz!
— Że co? — prychnęłam. — Aleś wymyślił! HA, HA!
— Tak, to niby dlaczego cały czas się koło ciebie kręci,
co? — warknął. — W szkole nawet nie możemy porozmawiać, bo gnojki pilnują cię
jak jakieś kundle!
— Ej, mówisz o mojej rodzinie! — warknęłam zła kompletnie
zapominając, że daleko było im do mojej rodziny jak dupie do oka.
— Przecież widzę, co się dzieje! Nie możesz mieć
kontaktów z chłopakami, nawet z nimi rozmawiać, a co dopiero mówić o wyjściu do
kina czy związku! Spójrz na siebie! Musieliśmy uciec przez okno w haźlu, żeby
się spotkać!
— To był TWÓJ pomysł! — syknęłam niebezpiecznie, a dwie
dziewczynki z podstawówki przyśpieszyły kroku, gdy nas mijały.
— Skoro jest tak, jak mówisz, to chodźmy do niego i
powiedzmy mu, co o tym myślimy!
Zbladłam, gdy chłopak złapał mnie za przegub prawej ręki
i pociągnął w dół ulicy, jakby chciał mnie zaprowadzić do domu i oznajmić
Francji, że osobiście mnie przelicytował.
— Nie! — Wyrwałam się. — Wracam do domu sama, to był błąd
iść z tutaj z tobą!
— Nie rozśmieszaj mnie, dobrze się czujemy we własnym
towarzystwie, więc powinniśmy to kontynuować, tak?! Ale gdy dochodzi co do
czego, ty wolisz podkulić ogon i uciec!
— To skomplikowane…
— Obudź się w końcu! On ci grozi czy jak?!
— Oczywiście, że nie!
— Więc co jest w tym skomplikowanego?! — Wściekł się
jeszcze bardziej, a ja nie wytrzymałam:
— Moje życie! Moje życie jest SKOMPLIKOWANE!
— Mówisz jak gimbaza. — Zaśmiał się wrednie. — Najlepiej
ustaw sobie status na facebooku „to skomplikowane”!
— Słuchaj no, koleś. — Wytknęłam go palcem, tracąc
resztkę cierpliwości. — To niebezpieczne.
— Jak się czujesz zagrożona, to wezwij policję, niech go
zamkną!
— To nie mnie grozi niebezpieczeństwo, tylko TOBIE! —
Wybuchłam w końcu. — Nie rozumiesz tego?!
— Nie wciskaj mi kitu! — Zdenerwował się. — Nie rób z
siebie teraz ofiary! „O nie, jestem taka
biedna, problem nie leży w tobie, tylko we mnie, nie chcę cię narażać”! —
Teatralnie przyłożył dłoń do czoła i zapiszczał wysokim głosem.
— Skończ!
— „Patrzcie wszyscy na mnie, jaka jestem pokrzywdzona,
ale nie mam jaj by to zmienić!”. Wiesz, co mi się wydaje? Że jesteś zwykłą suką
na atencję, a on ci ją daje, przez co nie robisz nic, tylko tkwisz w tym
bagnie, bo ci tak najwygodniej…
Zamilkł, gdy w natłoku emocji przywaliłam mu z otwartej
ręki. Nie było to mocne, bo nie włożyłam w to wiele siły, ale i tak zostawiłam
czerwony ślad na jego skórze. On sam spojrzał na mnie zdziwiony.
— Skończyłeś? — zapytałam, czując jak moje oczy robią się
już całe mokre. — To dobrze. Bo ja też skończyłam.
Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam przed
siebie.
— Ej, czekaj!
Olałam.
Czułam się podle. W tym co mówił było sporo prawdy. I
jakoś ciężko było mi to przełknąć. Nie miałam już raczej szans na życie
normalnej nastolatki, trudno. Ale tym bardziej powinnam nie angażować się w…
Angażować?
prychnęłam w myślach. Nawet nie brałam
Pawła pod uwagę.
Po prostu… Po
prostu miło z kimś pogadać, kogo nie dotyczy cała ta porąbana sprawa z
Państwami… Z kimś, kto ma w miarę normalne życie i normalne problemy. Nie boi
się, że zostanie zajebany na pierwszym lepszym zakręcie, ani że wyląduje w
łóżku z jakimś gościem z Francji.
Szybkim krokiem dotarłam do następnego przystanku i
poczekałam z dwie minuty na przyjazd autobusu. Wpakowałam się do środka,
skasowałam zapasowy bilet i z niecierpliwością czekałam, aż znajdę się pod
domem.
Poczułam się bezpiecznie w momencie, kiedy weszłam do
klatki schodowej i doszłam do swojego mieszkania. Biorąc głęboki wdech weszłam
pewnie do środka i trzasnęłam za sobą drzwiami.
Jak na zawołanie w przedpokoju pojawił się Francja, który
od razu skrzyżował ręce na piersiach.
— Dobrze się bawiłaś?
— Wybornie — powiedziałam sarkastycznie. — Nie ma to jak
awantura na przystanku. Faceci! — prychnęłam, zrzucając wściekle buty. — Mam
was po dziurki w nosie, wszyscy jesteście tacy sami! A i jeszcze jedno. Pawłem
nie musisz się już przejmować, bo po mojej pamiątce, jaką zostawiłam na jego
ryju, tak szybko się do mnie nie odezwie! Słyszysz?! MOŻESZ BYĆ SPOKOJNY! NIKT
MNIE PRZED TOBĄ NIE PRZELECI!
Nie czekając na odpowiedź, zamknęłam się w pokoju,
trzaskając tak mocno drzwiami, że szyba w mojej witrynie zagrzechotała.
— Chyba już rozumiem Ludwiga, dlaczego stwierdził, że
jestem niestabilna, niereformowalna oraz nieobliczalna — mruknęłam do siebie,
gdy usiadłam na łóżku.
Po chwili najzwyczajniej w świecie się rozbeczałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz