Siedziałam na łóżku i patrzyłam z rozszerzonymi oczami na wrzeszczącego Feliksa. Prawdopodobnie sekundy dzieliły mnie od tego, by Ludwig połamał mi kręgosłup w trzech miejscach za te hałasy, ale… Ale ja się poddałam.
Miałam właśnie wychodzić na wyprawę, więc oddałam go
Petro, ale Felek widząc, jak zamierzam go opuścić w towarzystwie Gila i
Francisa, zaczął drzeć się w niebogłosy.
Szarpiącego się dzieciaka z dużym trudem zaniosłam do
pokoju, a Prus z Francją wyruszyli w drogę sami. Jeden zadowolony z takiego
obrotu spraw, drugi nieszczególnie.
— Uspokój się już! — warknęłam na blondynka, a ten
rozdarł się jeszcze bardziej i tupnął. — Liczę do trzech i masz się uspokoić!
Supernianiu, pomocy.
— Raz!
Feliks podbiegł koślawo do kolorowego kosza z zabawkami,
złapał za dużą, plastikową kaczkę grającą melodię i pierdolnął nią o podłogę w manifestacji złości.
— O nie, mój panie! — Wstałam zła z łóżka i ruszyłam w
jego stronę. — To, że zabawki są za darmo nie znaczy, że masz je niszczyć!
Ryk był coraz głośniejszy, a ja miałam ochotę wyjebać własnego crossovera przez okno.
Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić.
— Koniec tego! — Wściekłam się. — Wychodzę!
Odwróciłam się na pięcie i rozjuszona dopadłam drzwi,
żeby wyjść z tego pierdolnika na kółkach.
Musiałam zapytać kogoś, co mam działać.
Co by zrobiła Nela? Wyjebałaby go przez okno.
Co by zrobił Niemcy? Dwieście okrążeń dokoła szkoły.
Co zrobiłby Gil? Pogratulowałby mu doprowadzenie matki na
skraj wytrzymałości.
Co zrobiłby Dei? Wysadziłby go pod Kauflandem.
Co uczyniłby Petro? … Jestem genialna. Typ na bank będzie
wiedział, czy mam pierdolnąć, czy nie pierdolnąć.
Zatrzymałam się, gdy dzieciak złapał mnie za nogę i
wytarł smarki w moje dżinsy. Skrzywiłam się na widok wielkiego, zielonego gluta
ciągnącego się od łydki po kolano.
— Ja pierdolę.
Pierdolę taki biznes!
Złapałam młodego pod pachy i dźwignęłam na ręce tylko po
to, żeby go postawić pod ścianą. Feliks usiadł na ziemi i po prostu zaczął w
tej całej swojej histerii się tarzać. Te świdrujące uszy wrzaski sprawiały, że
i mnie samej chciało się wyć. Czułam złość, smutek, zmęczenie i bezsilność.
Zwłaszcza bezsilność.
Miałam już wyjść z klasy ignorując go, ale nie
potrafiłam.
Ta metoda była dla mnie bezduszna i pozbawiona
jakiejkolwiek empatii do małego człowieka.
Usiadłam więc zrezygnowana na łóżku po raz kolejny i
podparłam brodę o ręce.
Kurwa, nie Petro mi był potrzebny, tylko jebany
egzorcysta.
Schowałam twarz w dłonie i wyłączyłam się.
Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać
trzeba. Z pokorą przyjmę to, co zaraz nadejdzie. Niech to będzie nawet Ludwig
łamiący mi kręgosłup, czy Nela wydrapująca mi oczy.
Miałam to w tej chwili we doopie.
Zamrugałam, gdy szloch ucichł, a wykończone i bordowe
dziecko podeszło do mnie i wystawiło rączki, żeby się przytulić.
— Chodź tu, terrorysto…
Rozprostowałam ramiona i przytuliłam mocno Feliksa.
Czułam, jak jego ciałkiem wstrząsał dreszcz z dreszczem, a ja westchnęłam i
pogłaskałam go po włosach.
— No już, już… Ale nie płacz już, proszę…
…bo cię potrzęsę, dodałam w myślach.
Jedno dziecko.
Jedna histeria.
A dzień spierdolony do końca.
***
Nie zeszłam na obiad.
Odechciało mi się wszystkiego. Co prawda Felek bawił się
grzecznie książeczką ze świnką Peppa, ale ja byłam wykończona. Marzyłam, żeby
się zdrzemnąć i to gdziekolwiek, ale jedyne, na co mogłam liczyć, to jedynie
pusty wzrok zawieszony w przestrzeni.
Odwróciłam głowę w stronę drzwi, przez które wszedł
uśmiechnięty, jak murzyn do blaszki, Francis.
— Super — mruknęłam, znów przenosząc oczy z opadającymi
powiekami na okno. — Jeszcze jego tu brakowało.
— Słucham? — zapytał zaskoczony, a do mnie dotarło, że
powiedziałam swoje myśli na głos.
— Francis. Proszę cię. Nie mam siły.
— Widzę — odpowiedział, dźwigając lewą brew. — Musiał dać
ci w kość.
Mruknęłam coś niewyraźnie w odpowiedzi, a Francis
rozsiadł się wygodnie obok mnie. Czułam, jak przez jego bliskość cała się w
sobie napięłam.
— W kość? — wycedziłam przez zęby. — Miałam ochotę
zawieźć go do okienka życia.
Francis zaśmiał się, a Feliks podbiegł do niego,
wciskając mu do rąk pluszową Peppę.
— To jeszcze nic. Bunt dwulatka da ci dopiero w kość.
Chociaż, patrząc na dzisiaj, chyba już się zaczął.
— Zajebiście. Coś jeszcze mnie czeka? — Spojrzałam
pochmurnie na Felka, który stał w miejscu, pokazywał na coś niewidzialnego
palcem i śmiał się w głos, jakby to coś niezwykle go zabawiało. Przyzwyczajona
byłam do jego ataków schizofrenii paranoidalnej.
A zresztą… Który dzieciak nie posiadał swojego
wymyślonego przyjaciela?
— Pomyślmy — zamruczał i przyłożył teatralnie palec do
brody — okres nastoletni. Uuuuu~… Nastolatki wiedzą lepiej niż ty. Zawsze. Oj,
tak. Jesteś wrogiem numer jeden.
Spojrzałam na Feliksa. Jak on mi zacznie walić fochy jako
nastolatek, to go chyba zabiję.
— Musze sprawdzić, do którego roku życia przyjmują w
okienku życia. Albo w kamieniołomach.
Francis nie spuszczał ze mnie wzroku, po czym złapał mnie
nagle dłonią za twarz i ścisnął mocno palcami moje policzki.
— Ma chérie! — zawył teatralnie. — Nie mogę patrzeć
na ciebie, jak brak w tobie życia! Zaśpiewaj coś papie. — Wyszczerzył się
wrednie, a mnie zalał zimny pot na plecach.
— Old spice! — wyrzekłam z trudem, próbując złapać
rytm. — To sprawił ten spray! Jeden psik i mój syn jest ciachem, że hej! OLD
SPICE!*
Błękitne tęczówki przeszywały mnie na wskroś, a ja nie
potrafiłam odwrócić wzroku. Byłam też zbyt zmęczona na jakąkolwiek krzywą
odzywkę.
— Wiesz, jeżeli ci źle, to zawsze się możesz do mnie
przytulić~ — zamruczał i puścił mnie tylko po to, by nie dać mi nawet czasu na
przemyślenie jego słów, bo po prostu przyciągnął mnie do siebie. W nozdrza wbił
mi się zapach jego perfum, a ja stałam się nagle niezwykle ociężała.
Przymknęłam oczy i wtuliłam się w mężczyznę. Wyczerpana
zasnęłam.
***
Obudziłam się dość gwałtownie.
Leżałam w swoim łóżku z głową na poduszce i przykryta
ciepłą kołderką w myszki miki. Podniosłam się na łokciach i przetarłam oczy,
zanim zerknęłam na zegar, na którym wybiła godzina dziewiętnaście.
— Wyspałaś się? — Usłyszałam melodyjny męski głos i
spojrzałam w stronę tablicy.
Francja siedział pod ścianą i czytał książkę, a Felek
spał obok niego na swoim kocyku, opierając swoją rozczochraną, blond główkę o
jego udo.
Przyznaję, że rozczulił mnie ten widok, a cała złość za
dzisiejszą ranną histerię poszła w zapomnienie. W tym momencie zrozumiałam też,
że taki widok chciałabym mieć przed oczami codziennie.
— Ma chérie? Wszystko w porządku? — zapytał, a ja
wstałam ostrożnie, żeby nie obudzić dziecka, i podeszłam do Francisa i zrobiłam
coś, czego nigdy się po sobie nie spodziewałam.
Nachyliłam się i pocałowałam mężczyznę delikatnie i
krótko w usta, po czym powiedziałam:
— Dziękuję.
SYNDROMIE, DZIAŁAJ!
Francisowi w tym momencie wybuchł mózg.
Nie czekając na jego odpowiedź, zgarnęłam zaspanego
Feliksa na ręce i ruszyłam w stronę drzwi z klasy.
— Gdzie idziesz? — zawołał nagle i w sekundę znalazł się
przy mnie.
Jego oczy błyszczały dość niezdrowo, a ja w żołądku
poczułam nikłe uczucie niepokoju. Po chwili zniknęło. Decyzja podjęta, pachy
wygolone, a Nela dowie się jutro, ewentualnie za miesiąc, że po Apokalipsie
wracam do Paryża.
— Muszę go wykąpać. Chcesz mi pomóc?
— Oczywiście. — Uśmiechnął się uradowany.
Poczekałam grzecznie, aż nucący pod nosem Francja weźmie
ręcznik oraz szlafroczek dla Felka, i oboje ruszyliśmy na dół. Nawet nie
zdążyliśmy się do siebie odezwać, kiedy na schodach spotkaliśmy wracającą Nelę.
Dziewczyna obrzuciła nas podejrzliwym spojrzeniem, a gdy
jej wzrok spoczął na mnie, jej oczy zmrużyły się jeszcze bardziej.
— A co wy tacy weseli? — warknęła.
— Spędziliśmy razem miły wieczór, więc to chyba logiczne,
że jesteśmy weseli, Kornelio — odparł Francja, tak wypowiadając słowa, jakby
Nela była opóźniona w rozwoju.
Była, ale nie trzeba jej tego przypominać na każdym
kroku. Moim zdaniem wystarczyło co trzy kroki.
— Dibu! — warknęła, zaciskając pięści, ale nie robiło to
już na mnie wrażenia. Przynajmniej do momentu, kiedy ta pięść nie znajdzie się
w mojej twarzy, wgniatając moją czaszkę jak dziecko plastelinę.
— Nela, to nie pierwszy i nie ostatni nasz wspólny
wieczór — zaryzykowałam, stawiając na jedną kartę moje zdrowie, życie i passata
wujka.
— Z tym cholernym manipulantem? — Wskazała na niego
palcem.
— Tylko nie cholerny — zamruczał Francis, a dziewczyna
spojrzała na niego niedowierzająco.
— Widzisz?! — zwróciła się do mnie. — On nawet nie
ukrywa, że manipuluje!
— Nela. Idę na salę gimnastyczną wykąpać Feliksa —
odpowiedziałam na pełnym automacie, a dzieciak ziewnął i wtulił się we mnie
jeszcze bardziej.
— Gówno mnie to obchodzi! — Tupnęła nogą. — Słuchasz co
mówię? To jest egoista! Manipuluje tobą!
— Kornelio — zacmokał Francja, zanim zdążyłam powtórzyć
jak mantrę to, że idę na salę gimnastyczną wykąpać Feliksa — Każdy z nas na
swój sposób jest egoistą. Ty też nim jesteś, próbując zabronić przyjaciółce
zasmakować prawdziwej miłości z powodu własnych, niższych pobudek.
Przeszły mnie dreszcze, kiedy Francis błysnął kłami w
uśmiechu w jej stronę.
On doskonale wie, że wygrał…
Zmiażdżyłam go wzrokiem i już miałam po nim pojechać, ale
w ostatniej chwili, kiedy otwierałam wściekła usta, mój wzrok padł na śpiącego
Feliksa.
Zamilkłam i zagryzłam zęby.
Zabiję go we śnie, kiedy Feliks osiągnie pełnoletność,
czyli jeszcze szesnaście i pół roku znoszenia jego dziwnych, dwuznacznych
tekstów. Przysięgam.
— Ty go słyszysz?!
— Nela, wszystko ci wyjaśnię, ale jutro. Dobrze?
— Jutro. Rano! — Wytknęła mnie palcem i minęła nas,
zabijając wzrokiem Francisa.
Chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami na
korytarzu i oboje odetchnęliśmy z ulgą. Przekręciłam oczami i przyspieszyłam
kroku, by jak najszybciej znaleźć się na Sali gimnastycznej, zanim spotkam
jeszcze kogoś.
— Kornelia powinna brać coś na uspokojenie, nie sądzisz?
— Usłyszałam za sobą jego rozbawiony głos.
— Gdybyś jej nie prowokował, to by Nela nie robiła bum za
każdym razem, jak na ciebie spojrzy.
— W sumie możliwe, ale wtedy nie byłoby takiej zabawy~.
Olałam.
Przygotowanie odpowiedniej temperatury wody w plastikowej
wanience nie zajęło zbyt dużo czasu dzięki agregatowi prądu. Starałam się
ignorować Francję, który po prostu siedział na ławce i czasami mnie zagadywał.
Ja jednak nie byłam zbyt rozmowna.
W głowie szumiało mi od możliwych scenariuszy z jego
udziałem i nawet nie zganiłam Feliksa, który chlapał wodą dookoła siebie jak
pojebany.
— Ale pachniesz! — zawołałam, wyciągając go na czysty,
wyprany ręcznik. — Przystojniaku, czas się wytrzeć.
— Będzie miał duże powodzenie u dziewczyn~ — zamruczał
Francis, a mnie przed oczami stanęła wizja, jak Feliks przyprowadza wybrankę
serca w sztucznych rzęsach, leginsach i pępkiem na wierzchu.
— Kto mógł tego się spodziewać? — zaśpiewałam
grobowym głosem, zabawiając Feliksa. — Że ten spray skrzywdzi mnie? Teraz
chłopczyk mój już mężczyzną jeeeeest!
Ubrałam dzieciaka w jego szlafrok i podniosłam, dźwigając
go wysoko nad głową, ignorując Francisa z mind fuckiem.
— Mój też i dobrze wieeem, kogo winić maaaam~, gdy mój
syn bawi się w towarzystwie młodych daaaam~!
— Emmm… Moja droga…?
— OLD SPICE! — wrzasnęłam, a Felek roześmiał się z
matki kretynki. — I MÓJ SYN TO MĘSKI GOŚĆ! Na romansach spędza czas, zamiast
sprzątać, psia kość!
Francja prychnął, a ja zrobiłam piruet, przytulając wciąż
śmiejącego się człowieczka.
— Jeszcze wczoraj był słodziutki, miał paluszki, małe
stópki — zaśpiewałam ciszej, bo nie byłam gotowa na rozstrzelanie przez
Niemca. — Teraz z dziewczynami hula, mnie już nawet nie przytula, OOOOOOO~!
OLD SPICE! I mój syn to męski gość! — wrzasnęłam i powąchałam go
teatralnie, gdy zakładałam mu skarpetki antypoślizgowe. — Teraz pachnie jak
facet! A ja mam tego dooooość…!*
Zamilkłam i puściłam Feliksa na ziemię, by trochę
poczłapał, a ja na spokojnie bym posprzątała syf, jaki narobił.
Nucąc pod nosem melodię z tej chorej psychicznie reklamy,
nabrałam w ręce ręcznik, szamponiki, mydełka dziecięce i odwróciłam się, by
schować to do torby.
Upuściłam jednak wszystko na ziemię, gdy odbiłam się od
klatki piersiowej Francisa. Krzyknęłam wystraszona i zachwiałam się na nogach,
bo kompletnie nie spodziewałam się gestapo za plecami.
— Ma chérie — zamruczał, łapiąc mnie mocno za
łokieć, żebym się nie poślizgnęła — uważaj, bo upadniesz~.
— To mnie nie strasz, idioto! — syknęłam, choć w mojej
głowie czerwona lampka napierdzielała w alarm, jak Wadowice podczas nalotu
Luftwaffe.
Jego wzrok mówił mi wyraźnie, że zaraz skończy się
molestowaniem. Dużo się nie myliłam, bo chwilę później dotknęłam plecami
zimnych kafelek na ścianie, a dłonie Francisa znalazły się po obu stornach mej
głowy.
Idiotko, trzeba było wybrać Deidarę! Też lubi Feliksa,
a dodatkowo jest aseksualny, więc problem byłby z głowy!
— Mon amour — zamruczał mi wprost do ucha,
powodując u mnie ciarki. — Czy ja dobrze widzę, że w końcu otworzyłaś swoje
serduszko dla moi~?
— Moje serduszko jest zawsze otwarte. — Uśmiechnęłam się
nerwowo i spróbowałam jakoś się wymknąć. Bezskutecznie. — Wszak przyjaźń to
magia.
— Przyjaźń — powtórzył, a jego kolano znalazło się tam,
gdzie znajdować się nie powinno.
Y… Help. Ja jeszcze nie byłam gotowa na poznawanie
własnej anatomii.
— Jestem zmęczona! — wypaliłam, czując własne serce w
gardle, a mój oddech znacznie przy tym przyśpieszył. — I niegotowa! Ja…!
FELIKS! — wydarłam się nagle, rozwiewając mu włosy.
Odepchnęłam go z siłą mamuta i rozejrzałam się po
szkolnej łazience. Feliksa nie było, drzwi były otwarte, a to znaczyło, że
Feliks radośnie popierdalał po szkole w samych skarpetkach, szlafroku i
siusiakiem na wierchu.
— BOŻE, CHROŃ KRÓLOWĄ! — krzyknęłam łapiąc się za głowę i
wybiegłam z pomieszczenia jak szalona, zostawiając za sobą Francję, który
kompletnie nie wiedział, co tu się przed chwilą odwaliło.
Wypadłam na mini korytarz oddzielający wielką salę gimnastyczną
od szatni i łazienek.
Schody!
Przerażona dobiegłam do schodów prowadzących na hol
szkoły i ujrzałam Feliksa, trzymającego się barierek. Złapałam go szybko i
przytuliłam.
— Dziękuję… — szepnęłam mu, po czym odchrząknęłam i
krzyknęłam w stronę drzwi, przez które już przechodził zaniepokojony Francis: —
Mam go! Idę go zanieść, żeby się nie przeziębił!
Nie czekając na odpowiedź, zastosowałam niezawodną
taktykę moich kuzynów Włochów.
Zrobiłam rząd i spierdoliłam stąd.
***
Następnego dnia obudziłam się z wypiekami na twarzy.
Co prawda Francis wczoraj wieczorem już mnie nie
niepokoił, ale śniłam tej nocy właśnie o nim. Sama już nie wiedziałam, czy to
syndrom sztokholmski przez jego odpały z przeszłości, czy może naprawdę
zaczęłam się zakochiwać na nowo. Cytując babcię Renię: chuj wie.
Potrzebowałam psychologa i seksuologa. Natentychmiast.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się mocno.
Słoneczko dziś cudownie świeciło i promienie słoneczne
padały wprost na śpiącego Feliksa.
Uśmiechnęłam się, bo widok kimającego na plecach
dzieciaka był dla mnie rozczulający. Dla mnie. Gdzie ja nigdy nie lubiłam
dzieci!
Widocznie dzieciaki były jak pierdy, akceptuje się tylko
swoje.
Zachichotałam i podeszłam do łóżeczka. Żałowałam, że nie
miałam smartfonu, by zrobić mu zdjęcie.
Oparłam się łokciami o drewnianą barierkę i zamarłam.
Serce podeszło mi gwałtownie do gardła, a fala gorąca
uderzyła mnie tak mocno, że moje nogi niemal nie utrzymały mojego ciężaru.
Twarz mojego dziecka była sina, a on sam zdawał się nie
oddychać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz