ʙᴇʟʟᴀ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴡᴀᴍᴘɪʀᴢᴇ. ᴊᴜʟɪᴇ ᴡ ᴢᴏᴍʙɪᴇ. ɴɪᴇᴊᴇᴅɴᴇᴊ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴɪᴇ sᴇʀᴄᴇ ᴢᴀʙɪᴌᴏ ᴍᴏᴄɴɪᴇᴊ ᴅʟᴀ ᴡɪʟᴋᴏᴌᴀᴋᴀ. ᴀ ɢᴅʏʙʏ ᴛᴀᴋ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ, ᴢᴡʏᴋᴌᴀ ᴘᴏʟsᴋᴀ ʟɪᴄᴇᴀʟɪsᴛᴋᴀ ᴏ ᴍᴇɴᴛᴀʟɴᴏśᴄɪ ᴊᴀsɪᴀ ғᴀsᴏʟɪ, ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀᴌᴀ sɪᴇ̨ ᴡ ᴘᴇʀsᴏɴɪғɪᴋᴀᴄᴊɪ ᴘᴀɴ́sᴛᴡᴀ? ᴛᴏ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴀᴌᴏʙʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴅɴᴏ: ᴡʏᴡʀᴏ́ᴄᴇɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴇɢᴏ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ᴅᴏ ɢᴏ́ʀʏ ɴᴏɢᴀᴍɪ, ʙᴏ śᴡɪᴀᴛ ᴡᴄᴀʟᴇ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴛᴀᴋɪ, ᴊᴀᴋɪᴍ sɪᴇ̨ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴡʏᴅᴀᴡᴀᴌ.

wtorek, 17 stycznia 2023

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

 Nie…

— Feliks…?

Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zawsze. Pod palcami miałam jedynie lodowatą, niczym u porcelanowej lalki, strukturę.

Nie.

Jęknęłam cicho, a do oczu zaczynały napływać mi pierwsze łzy, którym nie pozwoliłam popłynąć. Dopiero, kiedy przyłożyłam swoje obie dłonie do dziecięcych, zimnych policzków, to przerażająca myśl zaczęła tłuc się po mojej głowie.

— Feliks!

Opadłam na kolana przy łóżeczku, mając w mózgu jedynie próżnię.

Przecież to było niemożliwe.

Objęłam się rękoma pod piersiami i zgięłam mocno w przód, gdy poczułam ogromny, wręcz przeszywający ból w sercu. Zacisnęłam powieki, a na ułamek sekundy głos uwiązł mi w gardle.

Wszystko wokół mnie zaczęło wirować, a nagle, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, świat się dla mnie zatrzymał. Złapałam się za drewniane pręty łóżeczka, by wstać.

Oczywiście, że to niemożliwe. Przeziębił się, biegając wczoraj nago po szatni.

Odetchnęłam z ulgą.

Ludwig go wyleczy.

 

 

***

 

Patrzył na starszego brata w pełnym skupieniu.

Niecałe dziesięć minut wcześniej Gilbert wparował mu do sypialni i uroczyście oświadczył, że Nela go kocha. Na poparcie swojej tezy miał jedynie „braterskie przeczucie” i „zapewnienie Francji”.

Siedział więc na krześle nauczycielskim ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i jedynie obserwował śmiejącego się Prusaka.

W momencie, kiedy brat oznajmił mu swoją niedorzeczną wiadomość, zrozumiał, że mimo wszystko jemu też na dziewczynie zależało i pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że nawet bardziej niż Gilbertowi. Miał wrażenie, że brata pociągała w niej impulsywność i złośliwość, zależało mu jedynie na zabawie, tak samo jak Francji. Choć co do ostatniego to już nie był taki pewien. Francja nigdy się tak nie angażował.

Potrząsnął głową i wrócił myślami do Neli. Wciąż nie rozumiał Francji i jego fascynacją ludźmi, ale przyznać musiał, że dziewczyna miała w sobie coś, co go przyciągało.

I wiedział jedno. Jego brat nie będzie tym zadowolony.

— Gilbert — zaczął spokojnie wiedząc, że jeśli źle dobierze słowa to brat albo wybuchnie, albo się obrazi — tak szczerze, to nie wydaje mi się, żeby…

Przerwał, bo usłyszał delikatne, lecz stanowcze pukanie do drzwi.

Westchnął i dźwignął się ciężko ze swojego miejsca, ciesząc się w duchu, że trudna rozmowa zostanie chociaż na chwilę odłożona na bok. Będzie miał więcej czasu, żeby przemyśleć odpowiednie kroki. Już raz się przekonał, dwa lata temu, że rozmowa z Gilbertem o Neli była jak gra w szachy. Jeden zły ruch i pionek strącony.

Otworzył drzwi i jego wzrok padł na uśmiechającą się nerwowo Żylińską.

Świetnie… Jej tu jeszcze brakowało.

— Lu — powiedziała dziwnie piskliwym, lecz spokojnym głosem — Feliks jest chory… Przeziębił się wczoraj…

Spojrzał w dół na Feliksa, którego dziewczyna trzymała, i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy w ekspresowym tempie.

Główka dziecka była opadnięta na bok, a rączka zwisała bezwładnie. Najgorsza jednak była jego twarz. Trupio blada z cieniami pod oczami i sinymi ustami.

Z przerażeniem zrobił krok do tyłu, bo zrozumiał, że dziecko nie było chore, tylko martwe.

Co jest…?

— Lu, proszę — powtórzyła dziecinnie, a on ponownie na nią spojrzał. — On jest chory… Potrzebuje lekarstwa…

Obłęd, jaki zobaczył w jej zielonych oczach, sprawił, że zalał się potem.

— Gilbert! — zawołał przez ramię, ale jego brat już podszedł do nich zaciekawiony.

— West, co ona… — Starszy brat zamilkł i zbladł, patrząc z przerażeniem na małe zawiniątko w jej ramionach.

— Idź szybko po Francję! Słyszysz?

West, ona zabiła własne…

— Gilbert! — wrzasnął i wypchnął go z pokoju.

Natalia nawet nie zwróciła na nich uwagi. Stała na korytarzu, przyciskając Feliksa do piersi i patrzyła wprost na niego tymi wielkimi, pustymi oczami. Przyznał przed sobą samym, że jej wzrok był przerażający.

— Lu, moje dziecko…

Nie wiedział, jak długo jeszcze dziewczyna będzie w takim stanie, ale wiedział, że była na prostej drodze do postradania zmysłów. Wziął na ręce bezwładne ciałko dziecka i ruszył z nim w stronę swojego łóżka, myśląc gorączkowo nad tym wszystkim.

Rozmowa z Gilbertem, brak zapasów i ataki złości Neli to było nic w porównaniu z tą sytuacją.

Francja, gdzie się do cholery podziewasz, jak jesteś potrzebny?!

Obejrzał się za ramię i podskoczył, gdy twarz Natalii znajdowała się kilka centymetrów od niego. Nawet nie słyszał, kiedy weszła do pokoju i się podkradła.

— Paracetamol w syropie… — zaczęła nieskładnie — witamina C lewoskrętna, nie prawo… I Aviomarin w czopkach.

— Tak — powiedział, choć po czole zaczynał skapywać mu pot — masz całkowitą rację, Natalia…

Lubił Feliksa, był dość wesołym i zazwyczaj bezproblemowym dzieckiem. I żal mu było dziewczyny, że poza rodziną straciła jeszcze syna…

Zamarł.

JAK właściwie do tego doszło?

— Kiedy zauważyłaś? — zapytał cicho.

— Rano, jak wstałam… — odpowiedziała, a jej delikatny i dziecięcy głosik przyprawiał go o nieprzyjemne dreszcze. — Pewnie ma gorączkę… — dodała po chwili, patrząc niewidząco na Feliksa, a on z rozszerzonymi oczami lustrował jej twarz.

Nim zdążył odpowiedzieć, do klasy wpadł Francja w towarzystwie Gilberta, z czego ten ostatni wpatrywał się w Natalię jak w kosmitkę.

— Co się stało? — zapytał blady Francja, a on odpowiedział po niemiecku, żeby nie wybudzać dziewczyny:

Feliks nie żyje, nie wiemy jeszcze jak do tego doszło…

Nie… — Francja zagryzł wargę i podszedł do łóżka, na którym leżało dzieciątko.

Zastanowił się, czy grymas bólu na twarzy Francuza był prawdziwy, potrząsnął jednak głową.

Francja naprawdę traktował to dziecko jak własne, czego nikt nigdy zrozumieć tutaj nie mógł.

Musimy jej powiedzieć… — zaczął, ale Francis szybko ocknął się z szoku i z przerażeniem w oczach zerknął na dziewczynę.

— Natalia…?

Spojrzał na nią w momencie, kiedy ta przeniosła swój ufny wzrok na Francuza i powiedziała, uśmiechając się szeroko:

— Nie przejmuj się, to tylko gorączka… Lu zaraz mu pomoże… Lu zaraz…

— Co ZARAZ? — zaskrzeczał Gilbert, a wszyscy na niego spojrzeli. — Co ty, dziewczyno, ślepa jesteś?! Mały nie żyje, do cholery!

— Gil… — wyszeptał przerażony, mając bardzo złe przeczucia.

Jak ona wpadnie w histerię, to nikt jej nie opanuje…

— KŁAMIESZ! — wrzasnęła tak wściekle i zajadle, że we trójkę cofnęli się od niej o krok.

— JA kłamię?! Skończ strugać wariatkę, kretynko! — Rozsierdzony brat podszedł do niej i nim zdążył zareagować, ten złapał ją za kark i szarpnął tak mocno, że dziewczyna wylądowała na ziemi, tuż przy łóżku. — Przyjrzyj się! Czy on ci wygląda na chorego?!

Szarpnął nią jeszcze raz i zmusił, by spojrzała na Feliksa z bliska.

— Nie…! Puszczaj!

— Czyś ty zwariował?! — warknął i ruszył w ich stronę.

— On nie żyje! — syknął, łapiąc ją pełną garścią za włosy i jeszcze bardziej, wręcz sadystycznie, przybliżył ją do denata. — Niech to wreszcie do ciebie dotrze!

Złapał brata pod łokieć i odciągnął od Natalii, podczas kiedy Francis objął dziewczynę.

No co? — zaskrzeczał. — Inaczej się nie da! A wy byście się z nią cackali!

Pierwszy raz od dawna miał ochotę uderzyć starszego brata.

Może i wybrał terapię szokową jako najlepsze rozwiązanie, ale…

Jego przemyślenia przerwał przeraźliwy wrzask, od którego zjeżyły mu się niemal wszystkie włosy.

 

 

***

 

Feliks nie żył.

Ugięły mi się kolana, kiedy wrzasnęłam na całe gardło. Poczułam, jak czyjaś silna ręka złapała mnie za ramię i dźwignęła dość brutalnie, by odciągnąć mnie od małego ciałka. Zaczęłam się więc szarpać i krzyknęłam jeszcze raz, nie zważając na ludzi wokół mnie.

Ból, jaki czułam w piersi był ogromny i chociaż byłam coraz mocniej odciągana od dziecka, nogi coraz bardziej uginały mi się pod moim własnym ciężarem, a z mojego gardła zaczęły wydobywać się niekontrolowane, krótkie wrzaski.

— Natalia... Przykro mi... — Poznałam głos Francisa.

Złapał mnie jedną ręką w pasie, a drugą za ramię i mocno pociągnął w stronę drzwi. Wzrok zamazywał mi się coraz bardziej, ale wciąż stawiałam czynny opór.

— Feliks! — wrzasnęłam, wyciągając w jego stronę rękę. — Feliks! FELIKS!

Zostałam zmuszona do zrobienia dwóch kroków w tył pod wpływem siły Francji, aż nagle wszystkie siły mnie opuściły. Wrzasnęłam jeszcze raz, zginając się w pół, a po chwili  drzwi z Sali Ludwiga trzasnęły mi przed oczami.

Zacisnęłam mocno powieki, a gdy znalazłam się w klasie obok nabrałam siły na nowo. Szarpnęłam się histerycznie, próbując dorwać te pieprzone drzwi sali i unicestwić je jak najprędzej, by znaleźć się przy Feliksie. Niestety przeszkadzał mi w tym Francis, który nie tylko próbował mnie uspokoić, ale i unieruchomić.

Tak się jednak składało, że w żadnym stopniu nie próbowałam mu pomóc. Ugryzłam go mocno w dłoń, kiedy znalazła się w moim zasięgu, a mężczyzna syknął z bólu i puścił mnie na ułamek sekundy. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko wyrwałam mu się z siłą hipopotama i pognałam w stronę wyjścia, ale jako że z powodu nasilającego się płaczu i histerii nic nie widziałam, potknęłam się o coś i jak długa wylądowałam na ziemi.

Kiedy resztkami sił próbowałam się podnieść, coś ciężkiego przyszpiliło mnie do podłogi.

— ZŁAŹ ZE MNIE! — krzyczałam histerycznie.

— Spokojnie...

Unieruchomił mi kończyny i najzwyczajniej na mnie siedział, pozwalając mi się drzeć i płakać.

 

***

 

Każdy wrzask dziewczyny przeszywał go aż do szpiku kości.

W sali zebrała się pozostała część grupy, gdzie Nela powstrzymywała pod ścianą odruchy wymiotne, a Petro ze szklanymi oczami patrzył w okno, zaciskając nerwowo szczękę. Dei opierał się plecami o tablicę i, nie wiedzieć dlaczego, wpatrywał się wściekle w jego twarz.

Starając się nie zwracać na niego uwagi, powiedział:

— Musimy przemyśleć, co robić dalej…

— Ona rozpieprzy pół szkoły — mruknął Gilbert, wpatrując się w zakryte prześcieradłem ciałkiem.

— Dibu… — jęknęła Nela, pociągając nosem. — Nie lubiłam bachora, ale przecież… Ja nigdy…

Spojrzał w jej błękitne, duże oczy i powiedział cicho:

— Wiem, Nela.

— Jak? — zapytał cicho Petro. — Wczoraj wszystko było w porządku…

— Mam pewne… podejrzenia — mruknął niepewnie. — Wygląda na to, że Feliks zmarł we śnie…

— Śmierć łóżeczkowa? — warknął Gilbert. — Ta przypadłość dotyka niemowlęta, a nie prawie dwuletnie dzieciaki! To rzadkość!

Zaskoczyło go, że Prusy tak mocno wziął do siebie śmierć Feliksa. Z drugiej strony Gilbert uwielbiał dzieci, a on sam bardzo dobrze wspominał opiekę starszego brata w dzieciństwie. Gil był stworzony do dzieci, nawet podczas wojen ich nie krzywdził.

W przeciwieństwie do mnie…, pomyślał gorzko.

— To niemożliwe — burknął brat.

— Gilbert — zaczął spokojnie — kiedy Feliks się rodził, pojawiły się pewne… poważne powikłania. Nie mamy tu profesjonalnego sprzętu medycznego, żadne z nas nie jest lekarzem. Może Feliks miał wadę serca… Albo jakiś inny aspekt zadecydował, że Feliks umarł… Na jego ciele nie ma żadnych oznak, tak, jakby we śnie zatrzymało się krążenie. Pamiętasz, jak było przed rozwojem medycyny?

Nie odpowiedział mu, tylko odwrócił głowę marszcząc czoło. W końcu jednak zaskrzeczał:

— To na pewno jej wina. Mówiłem, że ta wariatka się do tego nie nadaje! Może zasnęła podczas karmienia i go przydusiła, a teraz struga idiotkę?! Och, skończ drzeć ryja! — Podniósł głos w stronę ściany, zza której znów dotarł do nich histeryczny krzyk dziewczyny. 

— Ta tragedia odbije się na wszystkich… — szepnął Petro.

— No popatrz, kretynie — wysyczała Nela, po czym oboje zmiażdżyli się wzrokiem.

Westchnął. Kłótnie nie ustępowały nawet w obliczu rozgrywającego się dramatu.

Trzeba było działać i to szybko.

 

***

 

Byłam bezlitośnie wciskana w podłogę. Moje ręce zaczynały cierpnąć, kiedy Francja wykręcił mi je do tyłu, przy okazji wciąż siedząc mi na plecach. Nie płakałam, nie rzucałam się, po prostu nie miałam siły.

Mój mały Feliks...

— Spokojnie, Natalia…

Spierdalaj...

— Puszczę cię, pod warunkiem, że będziesz spokojna, dobrze..?

Wisi mi to...

Poczułam niewymowną ulgę, kiedy ten sadysta zszedł ze mnie i puścił moje kończyny. Jednak moja ulga nie trwała długo z uwagi na fakt, że zostałam szybko podniesiona z podłogi i przyciągnięta do Francisa, jak szmaciana lalka. Nie opierałam się.

Czułam ogromny ból w klatce piersiowej. Bolało mnie całe ciało, nie tylko psychogennie, ale i również fizycznie. Za fizyczne odczucie dyskomfortu odpowiedzialny był akurat Francja, który przyciskał mnie do siebie jak tonący z Titanica ostatniej szalupy.

Z otępienia nie wyrwało mnie nawet łojenie we framugę.

— Otwórzcie te drzwi!

Francja westchnął i dźwignął mnie na równe nogi. Złapał mnie mocno pod łokieć i zaczął zmierzać w kierunku drzwi.

Feliks.

Ocknęłam się.

Wyrwałam się z uścisku Francisa i otworzyłam wrota kopniakiem. Nelę odrzuciło lekko do tyłu, kiedy drzwi trzasnęły z całej siły o ścianę.

— E-ej!

Olałam ich i z martwym wzrokiem ruszyłam korytarzem, podczas gdy pozostała dwójka ruszyła za mną.

— Coś ty jej tam robił, zboczeńcu? — warknęła cicho blondyna w stronę Francuza.

— Nie twój interes — prychnął. — Natalia, poczekaj! Nie rób nic…!

Przeszłam obok otwartej klasy Ludwiga, który był całkowicie pusty. Wyłączając wszystkie emocje, zeszłam po schodach na sam hol. Wciąż byłam śledzona przez dwa irytujące mnie już rzepy.

Koło kanap, które znajdowały się przy barierkach schodowych na parterze, spotkałam Petro.

— Petro, gdzie jest... — Przełknęłam ślinę. — Gdzie on jest?

Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem.

— Szef zaniósł go na zewnątrz...

— Dziękuję — odparłam martwo.

Ruszyłam w stronę dawnego pomieszczenia dla sprzątaczek, będąc jednocześnie odprowadzana czujnym wzrokiem Petro, Neli i Francji.

Po chwili dziewczyna stanęła w drzwiach kanciapy i chwilę obserwowała jak czegoś szukam.

— Co ty robisz?

Nie zaszczyciłam jej odpowiedzią. W końcu znalazłam to, czego szukałam.

— Po co ci łopata?

Odwróciłam się do niej trzymając przyrząd w ręce. Patrzyła na mnie niepewnie, jakby myślała, że zaraz dokonam brutalnego holocaustu w szkole za pomocą łopaty. I grabi. Jak się bawić to się bawić.

— Muszę go pogrzebać.

Ani Francja ani Nela nie odezwali się ani słowem, tylko patrzyli na mnie, jakbym postradała zmysły. Mieli rację. Postradałam.

Wyszłam ze szkoły, niosąc ciężkie narzędzie, a po chwili zatrzymałam się pod płotem przy dawnej bocznej bramie po prawej stronie terenu szkoły. Zombie wyczuwając mnie zaczęły coraz mocniej napierać na ogrodzenie, ale mogli sobie tyle co cygan bez rąk.

Na małym kawałku trawnika, idealnie na wprost okien z korytarza pierwszego piętra koło biblioteki, rosła jabłoń. A pod jabłonią prowizoryczny krzyż zbudowany z dwóch gałęzi brzozy. Grób Matika.

Westchnęłam i zaczęłam kopać obok grobu dziurę, próbując odgonić od siebie wszelakie myśli. Czułam się jak wtedy, kiedy to też ja przez kopałam grób dla Mateusza, nie pozwalając się wyręczyć przez nikogo i puszczając mimo uszu ostrzeżenia Neli, że ciężka praca fizyczna i mój stan psychiczny może zagrozić domniemanej ciąży.

Pot spływał mi po twarzy, kiedy skończyłam. Na rękach porobiły mi się już pęcherze, a same ramiona pulsowały nieprzyjemnym bólem.

Oceniłam okiem swoją robotę, po czym odwróciłam się, by pójść po Feliksa, gdy zamarłam.

Zmierzyłam chłodnym spojrzeniem Francisa, który stał na trawniku i obserwował mnie zbolałym wzrokiem.

— Jak długo tu jesteś? — spytałam cicho.

— Cały czas.

— Myhym.

— Pomyślałem, że przyda ci się pomoc..

Dopiero teraz zauważyłam białe zawiniątko leżące w jego ramionach. Zrobiło mi się tak niedobrze, że aż mnie zgięło w pół jak origami.

Nie wierzyłam, że chciał mi pomóc, raczej chciał mnie pilnować. Francja nigdy nie działał bezinteresownie.

Wzięłam się w garść, zagryzłam wargi i podeszłam do niego, by odebrać drobne ciałko zawinięte białym prześcieradłem. Włożyłam je delikatnie do wykopanej dziury i zaczęłam w ciszy zasypywać ziemią. Jedyne co przerywało ciszę wokół było zrzędzenie szwendaczy i zgrzytanie ogrodzenia. Kiedy jednak sztywni stawali się coraz bardziej denerwujący, nie wytrzymałam:

— ZAMKNĄĆ SIĘ, KURWA!

Na chwilę zapanowała cisza, lecz po chwili zombie zaczęło szaleć coraz głośniej, co więcej, zaczęło ich przybywać.

— Powiedziałam: „ZAMKNĄĆ SIĘ!!"

Chwyciłam mocniej łopatę i ruszyłam wściekła na ogrodzenie, przy którym stało zombie, ale po chwili Francis złapał mnie mocno w pasie i odciągnął.

— Uspokój się!

Siłował się ze mną chwilę, po czym wywrócił mnie bez żadnego problemu na ziemię i przyszpilił do trawnika.

— Puszczę cię, jak się uspokoisz.

Warknęłam pod nosem, ale znieruchomiałam. Kiedy poczułam luz w stawach, wstałam szybko i wściekle zaczęłam kończyć robotę. Francja obserwował mnie czujnie, a gdy zobaczył, że skończyłam, podszedł do mnie z prowizorycznym krzyżem.

— Zrobiłem dla Feliksa… — Podał złączone gałęzie.

— Dziękuję.

Co jak co, ale kulturę jeszcze mam.

Wsadziłam krzyż w świeżo rozkopaną ziemię i nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili zrównał ze mną krok Francja. Nie zwracałam na niego uwagi, ponieważ czułam, jak moja zapora emocjonalna zaczęła pękać. Minuty dzieliły mnie od histerii, więc przyśpieszyłam kroku, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.

— Musimy porozmawiać… — zaczął, gdy minęliśmy hol.

— Nie chcę — przerwałam mu twardo, kierując się w stronę schodów na górę.

Twarz plującego się Ludwiga była ostatnią rzeczą, jaką chciałam teraz widzieć.

— Ale…

— We dupie mam konwersacje, pikniki i teleturnieje. Wszystko. Rozumiesz? — Zatrzymałam się i wysyczałam mu to prosto w twarz. — We dupie.

Zostawiłam go samego i popędziłam do siebie jak błyskawica. Pokonałam schody jak szalona, potykając się o nie ze dwa razy. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi pokoju, wpadłam w histerię.

sobota, 14 stycznia 2023

Rozdział Dziewiąty – Problemy natury dziecięcej

 Siedziałam na łóżku i patrzyłam z rozszerzonymi oczami na wrzeszczącego Feliksa. Prawdopodobnie sekundy dzieliły mnie od tego, by Ludwig połamał mi kręgosłup w trzech miejscach za te hałasy, ale… Ale ja się poddałam.

Miałam właśnie wychodzić na wyprawę, więc oddałam go Petro, ale Felek widząc, jak zamierzam go opuścić w towarzystwie Gila i Francisa, zaczął drzeć się w niebogłosy.

Szarpiącego się dzieciaka z dużym trudem zaniosłam do pokoju, a Prus z Francją wyruszyli w drogę sami. Jeden zadowolony z takiego obrotu spraw, drugi nieszczególnie.

— Uspokój się już! — warknęłam na blondynka, a ten rozdarł się jeszcze bardziej i tupnął. — Liczę do trzech i masz się uspokoić!

Supernianiu, pomocy.

— Raz!

Feliks podbiegł koślawo do kolorowego kosza z zabawkami, złapał za dużą, plastikową kaczkę grającą melodię i pierdolnął nią o podłogę w manifestacji złości.

— O nie, mój panie! — Wstałam zła z łóżka i ruszyłam w jego stronę. — To, że zabawki są za darmo nie znaczy, że masz je niszczyć!

Ryk był coraz głośniejszy, a ja miałam ochotę wyjebać własnego crossovera przez okno.

Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić.

— Koniec tego! — Wściekłam się. — Wychodzę!

Odwróciłam się na pięcie i rozjuszona dopadłam drzwi, żeby wyjść z tego pierdolnika na kółkach.

Musiałam zapytać kogoś, co mam działać.

Co by zrobiła Nela? Wyjebałaby go przez okno.

Co by zrobił Niemcy? Dwieście okrążeń dokoła szkoły.

Co zrobiłby Gil? Pogratulowałby mu doprowadzenie matki na skraj wytrzymałości.

Co zrobiłby Dei? Wysadziłby go pod Kauflandem.

Co uczyniłby Petro? … Jestem genialna. Typ na bank będzie wiedział, czy mam pierdolnąć, czy nie pierdolnąć.

Zatrzymałam się, gdy dzieciak złapał mnie za nogę i wytarł smarki w moje dżinsy. Skrzywiłam się na widok wielkiego, zielonego gluta ciągnącego się od łydki po kolano.

— Ja pierdolę.

Pierdolę taki biznes!

Złapałam młodego pod pachy i dźwignęłam na ręce tylko po to, żeby go postawić pod ścianą. Feliks usiadł na ziemi i po prostu zaczął w tej całej swojej histerii się tarzać. Te świdrujące uszy wrzaski sprawiały, że i mnie samej chciało się wyć. Czułam złość, smutek, zmęczenie i bezsilność. Zwłaszcza bezsilność.

Miałam już wyjść z klasy ignorując go, ale nie potrafiłam.

Ta metoda była dla mnie bezduszna i pozbawiona jakiejkolwiek empatii do małego człowieka.

Usiadłam więc zrezygnowana na łóżku po raz kolejny i podparłam brodę o ręce.

Kurwa, nie Petro mi był potrzebny, tylko jebany egzorcysta.

Schowałam twarz w dłonie i wyłączyłam się.

Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Z pokorą przyjmę to, co zaraz nadejdzie. Niech to będzie nawet Ludwig łamiący mi kręgosłup, czy Nela wydrapująca mi oczy.

Miałam to w tej chwili we doopie.

Zamrugałam, gdy szloch ucichł, a wykończone i bordowe dziecko podeszło do mnie i wystawiło rączki, żeby się przytulić.

— Chodź tu, terrorysto…

Rozprostowałam ramiona i przytuliłam mocno Feliksa. Czułam, jak jego ciałkiem wstrząsał dreszcz z dreszczem, a ja westchnęłam i pogłaskałam go po włosach.

— No już, już… Ale nie płacz już, proszę…

…bo cię potrzęsę, dodałam w myślach.

Jedno dziecko.

Jedna histeria.

A dzień spierdolony do końca.

 

***

 

Nie zeszłam na obiad.

Odechciało mi się wszystkiego. Co prawda Felek bawił się grzecznie książeczką ze świnką Peppa, ale ja byłam wykończona. Marzyłam, żeby się zdrzemnąć i to gdziekolwiek, ale jedyne, na co mogłam liczyć, to jedynie pusty wzrok zawieszony w przestrzeni.

Odwróciłam głowę w stronę drzwi, przez które wszedł uśmiechnięty, jak murzyn do blaszki, Francis.

— Super — mruknęłam, znów przenosząc oczy z opadającymi powiekami na okno. — Jeszcze jego tu brakowało.

— Słucham? — zapytał zaskoczony, a do mnie dotarło, że powiedziałam swoje myśli na głos.

— Francis. Proszę cię. Nie mam siły.

— Widzę — odpowiedział, dźwigając lewą brew. — Musiał dać ci w kość.

Mruknęłam coś niewyraźnie w odpowiedzi, a Francis rozsiadł się wygodnie obok mnie. Czułam, jak przez jego bliskość cała się w sobie napięłam.

— W kość? — wycedziłam przez zęby. — Miałam ochotę zawieźć go do okienka życia.

Francis zaśmiał się, a Feliks podbiegł do niego, wciskając mu do rąk pluszową Peppę.

— To jeszcze nic. Bunt dwulatka da ci dopiero w kość. Chociaż, patrząc na dzisiaj, chyba już się zaczął.

— Zajebiście. Coś jeszcze mnie czeka? — Spojrzałam pochmurnie na Felka, który stał w miejscu, pokazywał na coś niewidzialnego palcem i śmiał się w głos, jakby to coś niezwykle go zabawiało. Przyzwyczajona byłam do jego ataków schizofrenii paranoidalnej.

A zresztą… Który dzieciak nie posiadał swojego wymyślonego przyjaciela?

— Pomyślmy — zamruczał i przyłożył teatralnie palec do brody — okres nastoletni. Uuuuu~… Nastolatki wiedzą lepiej niż ty. Zawsze. Oj, tak. Jesteś wrogiem numer jeden.

Spojrzałam na Feliksa. Jak on mi zacznie walić fochy jako nastolatek, to go chyba zabiję.

— Musze sprawdzić, do którego roku życia przyjmują w okienku życia. Albo w kamieniołomach.

Francis nie spuszczał ze mnie wzroku, po czym złapał mnie nagle dłonią za twarz i ścisnął mocno palcami moje policzki.

Ma chérie! — zawył teatralnie. — Nie mogę patrzeć na ciebie, jak brak w tobie życia! Zaśpiewaj coś papie. — Wyszczerzył się wrednie, a mnie zalał zimny pot na plecach.

Old spice! — wyrzekłam z trudem, próbując złapać rytm. — To sprawił ten spray! Jeden psik i mój syn jest ciachem, że hej! OLD SPICE!*

Błękitne tęczówki przeszywały mnie na wskroś, a ja nie potrafiłam odwrócić wzroku. Byłam też zbyt zmęczona na jakąkolwiek krzywą odzywkę.

— Wiesz, jeżeli ci źle, to zawsze się możesz do mnie przytulić~ — zamruczał i puścił mnie tylko po to, by nie dać mi nawet czasu na przemyślenie jego słów, bo po prostu przyciągnął mnie do siebie. W nozdrza wbił mi się zapach jego perfum, a ja stałam się nagle niezwykle ociężała.

Przymknęłam oczy i wtuliłam się w mężczyznę. Wyczerpana zasnęłam.

 

***

 

Obudziłam się dość gwałtownie.

Leżałam w swoim łóżku z głową na poduszce i przykryta ciepłą kołderką w myszki miki. Podniosłam się na łokciach i przetarłam oczy, zanim zerknęłam na zegar, na którym wybiła godzina dziewiętnaście.

— Wyspałaś się? — Usłyszałam melodyjny męski głos i spojrzałam w stronę tablicy.

Francja siedział pod ścianą i czytał książkę, a Felek spał obok niego na swoim kocyku, opierając swoją rozczochraną, blond główkę o jego udo.

Przyznaję, że rozczulił mnie ten widok, a cała złość za dzisiejszą ranną histerię poszła w zapomnienie. W tym momencie zrozumiałam też, że taki widok chciałabym mieć przed oczami codziennie.

Ma chérie? Wszystko w porządku? — zapytał, a ja wstałam ostrożnie, żeby nie obudzić dziecka, i podeszłam do Francisa i zrobiłam coś, czego nigdy się po sobie nie spodziewałam.

Nachyliłam się i pocałowałam mężczyznę delikatnie i krótko w usta, po czym powiedziałam:

— Dziękuję.

SYNDROMIE, DZIAŁAJ!

Francisowi w tym momencie wybuchł mózg.

Nie czekając na jego odpowiedź, zgarnęłam zaspanego Feliksa na ręce i ruszyłam w stronę drzwi z klasy.

— Gdzie idziesz? — zawołał nagle i w sekundę znalazł się przy mnie.

Jego oczy błyszczały dość niezdrowo, a ja w żołądku poczułam nikłe uczucie niepokoju. Po chwili zniknęło. Decyzja podjęta, pachy wygolone, a Nela dowie się jutro, ewentualnie za miesiąc, że po Apokalipsie wracam do Paryża.

— Muszę go wykąpać. Chcesz mi pomóc?

— Oczywiście. — Uśmiechnął się uradowany.

Poczekałam grzecznie, aż nucący pod nosem Francja weźmie ręcznik oraz szlafroczek dla Felka, i oboje ruszyliśmy na dół. Nawet nie zdążyliśmy się do siebie odezwać, kiedy na schodach spotkaliśmy wracającą Nelę.

Dziewczyna obrzuciła nas podejrzliwym spojrzeniem, a gdy jej wzrok spoczął na mnie, jej oczy zmrużyły się jeszcze bardziej.

— A co wy tacy weseli? — warknęła.

— Spędziliśmy razem miły wieczór, więc to chyba logiczne, że jesteśmy weseli, Kornelio — odparł Francja, tak wypowiadając słowa, jakby Nela była opóźniona w rozwoju.

Była, ale nie trzeba jej tego przypominać na każdym kroku. Moim zdaniem wystarczyło co trzy kroki.

— Dibu! — warknęła, zaciskając pięści, ale nie robiło to już na mnie wrażenia. Przynajmniej do momentu, kiedy ta pięść nie znajdzie się w mojej twarzy, wgniatając moją czaszkę jak dziecko plastelinę.

— Nela, to nie pierwszy i nie ostatni nasz wspólny wieczór — zaryzykowałam, stawiając na jedną kartę moje zdrowie, życie i passata wujka.

— Z tym cholernym manipulantem? — Wskazała na niego palcem.

— Tylko nie cholerny — zamruczał Francis, a dziewczyna spojrzała na niego niedowierzająco.

— Widzisz?! — zwróciła się do mnie. — On nawet nie ukrywa, że manipuluje!

— Nela. Idę na salę gimnastyczną wykąpać Feliksa — odpowiedziałam na pełnym automacie, a dzieciak ziewnął i wtulił się we mnie jeszcze bardziej.

— Gówno mnie to obchodzi! — Tupnęła nogą. — Słuchasz co mówię? To jest egoista! Manipuluje tobą!

— Kornelio — zacmokał Francja, zanim zdążyłam powtórzyć jak mantrę to, że idę na salę gimnastyczną wykąpać Feliksa — Każdy z nas na swój sposób jest egoistą. Ty też nim jesteś, próbując zabronić przyjaciółce zasmakować prawdziwej miłości z powodu własnych, niższych pobudek.

Przeszły mnie dreszcze, kiedy Francis błysnął kłami w uśmiechu w jej stronę.

On doskonale wie, że wygrał…

Zmiażdżyłam go wzrokiem i już miałam po nim pojechać, ale w ostatniej chwili, kiedy otwierałam wściekła usta, mój wzrok padł na śpiącego Feliksa.

Zamilkłam i zagryzłam zęby.

Zabiję go we śnie, kiedy Feliks osiągnie pełnoletność, czyli jeszcze szesnaście i pół roku znoszenia jego dziwnych, dwuznacznych tekstów. Przysięgam.

— Ty go słyszysz?!

— Nela, wszystko ci wyjaśnię, ale jutro. Dobrze?

— Jutro. Rano! — Wytknęła mnie palcem i minęła nas, zabijając wzrokiem Francisa.

Chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami na korytarzu i oboje odetchnęliśmy z ulgą. Przekręciłam oczami i przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej znaleźć się na Sali gimnastycznej, zanim spotkam jeszcze kogoś.

— Kornelia powinna brać coś na uspokojenie, nie sądzisz? — Usłyszałam za sobą jego rozbawiony głos.

— Gdybyś jej nie prowokował, to by Nela nie robiła bum za każdym razem, jak na ciebie spojrzy.

— W sumie możliwe, ale wtedy nie byłoby takiej zabawy~.

Olałam.

Przygotowanie odpowiedniej temperatury wody w plastikowej wanience nie zajęło zbyt dużo czasu dzięki agregatowi prądu. Starałam się ignorować Francję, który po prostu siedział na ławce i czasami mnie zagadywał. Ja jednak nie byłam zbyt rozmowna.

W głowie szumiało mi od możliwych scenariuszy z jego udziałem i nawet nie zganiłam Feliksa, który chlapał wodą dookoła siebie jak pojebany.

— Ale pachniesz! — zawołałam, wyciągając go na czysty, wyprany ręcznik. — Przystojniaku, czas się wytrzeć.

— Będzie miał duże powodzenie u dziewczyn~ — zamruczał Francis, a mnie przed oczami stanęła wizja, jak Feliks przyprowadza wybrankę serca w sztucznych rzęsach, leginsach i pępkiem na wierzchu.

Kto mógł tego się spodziewać? — zaśpiewałam grobowym głosem, zabawiając Feliksa. — Że ten spray skrzywdzi mnie? Teraz chłopczyk mój już mężczyzną jeeeeest!

Ubrałam dzieciaka w jego szlafrok i podniosłam, dźwigając go wysoko nad głową, ignorując Francisa z mind fuckiem.

— Mój też i dobrze wieeem, kogo winić maaaam~, gdy mój syn bawi się w towarzystwie młodych daaaam~!

— Emmm… Moja droga…?

— OLD SPICE! — wrzasnęłam, a Felek roześmiał się z matki kretynki. — I MÓJ SYN TO MĘSKI GOŚĆ! Na romansach spędza czas, zamiast sprzątać, psia kość!

Francja prychnął, a ja zrobiłam piruet, przytulając wciąż śmiejącego się człowieczka.

Jeszcze wczoraj był słodziutki, miał paluszki, małe stópki — zaśpiewałam ciszej, bo nie byłam gotowa na rozstrzelanie przez Niemca. — Teraz z dziewczynami hula, mnie już nawet nie przytula, OOOOOOO~! OLD SPICE! I mój syn to męski gość! — wrzasnęłam i powąchałam go teatralnie, gdy zakładałam mu skarpetki antypoślizgowe. — Teraz pachnie jak facet! A ja mam tego dooooość…!*

Zamilkłam i puściłam Feliksa na ziemię, by trochę poczłapał, a ja na spokojnie bym posprzątała syf, jaki narobił.

Nucąc pod nosem melodię z tej chorej psychicznie reklamy, nabrałam w ręce ręcznik, szamponiki, mydełka dziecięce i odwróciłam się, by schować to do torby.

Upuściłam jednak wszystko na ziemię, gdy odbiłam się od klatki piersiowej Francisa. Krzyknęłam wystraszona i zachwiałam się na nogach, bo kompletnie nie spodziewałam się gestapo za plecami.

Ma chérie — zamruczał, łapiąc mnie mocno za łokieć, żebym się nie poślizgnęła — uważaj, bo upadniesz~.

— To mnie nie strasz, idioto! — syknęłam, choć w mojej głowie czerwona lampka napierdzielała w alarm, jak Wadowice podczas nalotu Luftwaffe.

Jego wzrok mówił mi wyraźnie, że zaraz skończy się molestowaniem. Dużo się nie myliłam, bo chwilę później dotknęłam plecami zimnych kafelek na ścianie, a dłonie Francisa znalazły się po obu stornach mej głowy.

Idiotko, trzeba było wybrać Deidarę! Też lubi Feliksa, a dodatkowo jest aseksualny, więc problem byłby z głowy!

Mon amour — zamruczał mi wprost do ucha, powodując u mnie ciarki. — Czy ja dobrze widzę, że w końcu otworzyłaś swoje serduszko dla moi~?

— Moje serduszko jest zawsze otwarte. — Uśmiechnęłam się nerwowo i spróbowałam jakoś się wymknąć. Bezskutecznie. — Wszak przyjaźń to magia.

— Przyjaźń — powtórzył, a jego kolano znalazło się tam, gdzie znajdować się nie powinno.

Y… Help. Ja jeszcze nie byłam gotowa na poznawanie własnej anatomii.

— Jestem zmęczona! — wypaliłam, czując własne serce w gardle, a mój oddech znacznie przy tym przyśpieszył. — I niegotowa! Ja…! FELIKS! — wydarłam się nagle, rozwiewając mu włosy.

Odepchnęłam go z siłą mamuta i rozejrzałam się po szkolnej łazience. Feliksa nie było, drzwi były otwarte, a to znaczyło, że Feliks radośnie popierdalał po szkole w samych skarpetkach, szlafroku i siusiakiem na wierchu.

— BOŻE, CHROŃ KRÓLOWĄ! — krzyknęłam łapiąc się za głowę i wybiegłam z pomieszczenia jak szalona, zostawiając za sobą Francję, który kompletnie nie wiedział, co tu się przed chwilą odwaliło.

Wypadłam na mini korytarz oddzielający wielką salę gimnastyczną od szatni i łazienek.

Schody!

Przerażona dobiegłam do schodów prowadzących na hol szkoły i ujrzałam Feliksa, trzymającego się barierek. Złapałam go szybko i przytuliłam.

— Dziękuję… — szepnęłam mu, po czym odchrząknęłam i krzyknęłam w stronę drzwi, przez które już przechodził zaniepokojony Francis: — Mam go! Idę go zanieść, żeby się nie przeziębił!

Nie czekając na odpowiedź, zastosowałam niezawodną taktykę moich kuzynów Włochów.

Zrobiłam rząd i spierdoliłam stąd.

 

***

 

 

Następnego dnia obudziłam się z wypiekami na twarzy.

Co prawda Francis wczoraj wieczorem już mnie nie niepokoił, ale śniłam tej nocy właśnie o nim. Sama już nie wiedziałam, czy to syndrom sztokholmski przez jego odpały z przeszłości, czy może naprawdę zaczęłam się zakochiwać na nowo. Cytując babcię Renię: chuj wie.

Potrzebowałam psychologa i seksuologa. Natentychmiast.

Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się mocno.

Słoneczko dziś cudownie świeciło i promienie słoneczne padały wprost na śpiącego Feliksa.

Uśmiechnęłam się, bo widok kimającego na plecach dzieciaka był dla mnie rozczulający. Dla mnie. Gdzie ja nigdy nie lubiłam dzieci!

Widocznie dzieciaki były jak pierdy, akceptuje się tylko swoje.

Zachichotałam i podeszłam do łóżeczka. Żałowałam, że nie miałam smartfonu, by zrobić mu zdjęcie.

Oparłam się łokciami o drewnianą barierkę i zamarłam.

Serce podeszło mi gwałtownie do gardła, a fala gorąca uderzyła mnie tak mocno, że moje nogi niemal nie utrzymały mojego ciężaru.

Twarz mojego dziecka była sina, a on sam zdawał się nie oddychać.

wtorek, 10 stycznia 2023

Rozdział Ósmy – Typowy szary dzień w szkole

 

Minęły cztery spokojnie dni, podczas których nic się nie wydarzyło. Francis, na punkcie którego stałam się dość przewrażliwiona, nie odwalił niczego więcej. Gilbert znalazł nowy sposób, żeby mi dokuczać, a mianowicie zachwycał się Feliksem i na głos dyskredytował mnie w oczach syna.

Drażnił tym nie tylko mnie, ale i Niemca. Co więcej, Francis był zachwycony aprobatą kumpla co do jego… syna?... a ja zaczęłam się obawiać zostawiać Felka pod opieką tej dwójki degeneratów.

Sam Francja nie był zły, wręcz był pomocny, ale duet Gil-Francis oznaczał jedno. Rozpierdol. A hailujący Feliks może i byłby zabawny, ale szlaban za to zebrałabym ja, a nie Prusak.

Dziś natomiast obudziłam się zalana potem. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ukryłam twarz w dłoniach. Nie panowałam nad ciałem, które mimowolnie zaczęło się trząść.
Mamuś…

Dopiero po chwili, gdy się uspokoiłam, postanowiłam wziąć się w garść i sprawdzić, która była godzina. Przetarłam oczy i zerknęłam w stronę zegara na ścianie.

Wtedy dostałam zawału serca, bowiem zamiast zegara ujrzałam błękitne oczy wpatrujące się we mnie z uwagą. Niewiele myśląc wrzasnęłam ze strachu na całe gardło.

— Nie krzycz, zwariowałaś?! — Przerażony Francis zatkał mi usta dłonią.

Odtrąciłam jego łapę i złapałam za serce.

— Co ty tu robisz, do cholery?! Wystraszyłeś mnie! Czemu włazisz mi do pokoju jak śpię?!

— Słyszałem jęki i byłem pewny, że się zabawiasz~. Ale niestety miałaś zły sen — dodał zawiedziony.

— Skoro widziałeś, że śni mi się coś złego, zboczeńcu, to dlaczego do cholery mnie nie obudziłeś?!

Nie odpowiedział. Zamiast tego złapał mnie za nadgarstek i rzekł wesoło:
— Idziesz na śniadanie~?

Wyrwałam rękę i wstałam niechętnie z łóżka. Zabierając czyste rzeczy z szafy i kierując się za parawan, rzekłam:

— Oczywiście, że idę. Ale najpierw muszę się ogarnąć. Wiesz… Śniła mi się mama — mruknęłam ponuro.

— Przykro mi. — Usłyszałam, a gdy wyjrzałam zza parawanu zobaczyłam, że patrzył na mnie z ogromnym współczuciem.

— Ta, mnie też — odpowiedziałam sztywno i przebrałam się w czyste ciuchy, wrzucając piżamę do wiklinowego kosza na pranie stojącego pod oknem.

Nie odzywałam się, gdy myłam twarz oraz zęby, i nie odzywałam się, gdy ruszyłam w stronę wyjścia z klasy. Feliks spał, więc nie było go sensu budzić.

A ja ewidentnie nie miałam dzisiaj humoru.

Wyszliśmy z klasy i ruszyliśmy do stołówki. Drogę pokonaliśmy w całkowitym milczeniu, co było dość niespotykane, bo zazwyczaj oboje nie mogliśmy się nagadać. Na stołówce siedzieli już Petro i Deidara żywo o czymś dyskutowali. Francis usiadł na przeciwko nich, ja zaś po jego prawicy. Po chwili zauważyłam, że Deidara dziwnie patrzył to na mnie, to na Francję.

— Co? — zapytałam zdziwiona tym nagłym fotoradarem w jego oczach.

— Gdzie ty byłeś całą noc, un? — zwrócił się do Francisa ignorując moje pytanie.

— Przedłużałem gatunek.

— Co? To nieprawda — mruknęłam i z zaskoczeniem zauważyłam, że rosło we mnie ciśnienie. Byłam pewna, że takie odzywki po mnie spływały.

Cóż… Widocznie nie dzisiaj.

— Z Natalią, un?

— Tak.

— Nie — warknęłam, a moja żyłka wpierdolka na czole niebezpiecznie zaczęła pulsować.

Wszyscy na mnie spojrzeli. Odzyskałam panowanie nad sobą i kulturalnie odrzekłam:

— Po prostu ten kretyn włamał mi się w nocy do pokoju i rano dostałam ataku serca, widząc jego obleśną gębę tuż przy mojej.

— Kretyn? Obleśną? — Powtórzył zaskoczony Francis, a ja zawarczałam w jego stronę jak zwierzę:

— Nie mam humoru na żarty kalibru erotycznego.

— Szkoda… — Westchnął zawiedziony Francja. — Mam kilka asów w rękawie. I w spodniach.

Zacisnęłam dłoń w pięść i już miałam odgryźć się mężczyźnie w sposób nieco brutalny, ale właśnie w tym momencie do stołówki weszli roześmiani Nela z Gilbertem, a moja riposta wyparowała mi z głowy.

Zmrużyłam tylko oczy, wydęłam usta i spojrzałam w drugą stronę.

Musiałam jakoś zły humor przeczekać, nie było opcji, inaczej w przeciwnym wypadku byłam w stanie kogoś zabić.

— Szlaban już odrobiłaś? — zapytał spokojnie Ludwig, a mnie pierdolło tysiąc dwieście. No nie pomogę!

— Szlaban za bycie rasistą? — Uśmiechnęłam się niebezpiecznie. — Nie zamierzam wykonywać tego zadania, ponieważ jest niesprawiedliwe. Żarty jeszcze nikomu nie zaszkodziły.

— Żylińska! — warknął szwab, a Nela przekręciła oczami:

— Daj spokój, Lu. Zachowujesz się tak, jakbyś jej nie znał.

Mrugnęła do mnie okiem, a Niemcy zastanowił się chwilę, po czym powiedział:

— Masz ostatnią szansę.

— Dziękuję — odrzekłam zimno, a Lu zmiażdżył mnie wzrokiem:

— Ktoś coś jeszcze ma coś do dodania?

— Ja mam, un — burknął Deidara i odłożył sztućce. — Francis, jeszcze raz zobaczę, jak grzebiesz mi w bieliźnie, to cię, kurwa, zabiję, un.

Zakrztusiłam się, gdy to usłyszałam. Od razu skierowałam załzawiony wzrok w stronę skamieniałego Francji, który po chwili uśmiechnął się wrednie i wzruszył ramionami:

— Nie wiedziałem, że ci to tak przeszkadza~.

— A jak myślisz, un? — syknął na forum, a Nela wzniosła oczy ku górze.

— Też jestem zdziwiona — mruknęłam. — Myślałam, że kręcą cię takie rzeczy.

— Takie, to znaczy jakie, un? — warknął zaróżowiały na twarzy blondyn.

— No… — zająknęłam się. — Myślałam, że jesteś homoseksualistą. To by w sumie wiele wyjaśniało…

Nela opluła się zupą. Co za kultura przy stole, je jak świnia.

— Nic by nie wyjaśniało. — Zazgrzytał zębami Deidara. — Jestem w stu procentach hetero!

— Winny się tłumaczy~ — zaświergotała Nela, podłapując temat.

— Zamknij się, un.

— Nie mów tak do niej, ty transseksualny kmiotku! — warknął Gilbert.

— I metroseksualny — kiwnęłam w stronę Prusa.

— Kesesesesesese, pedaaaał! — zawołał do mnie ze śmiechem, a ja przez chwilę poczułam się jak na samym początku naszej znajomości, kiedy faktycznie go lubiłam.

W sumie to ja już nawet nie pamiętałam, jak doszło do tego, że mamy ochotę się nawzajem pozabijać.

— Tak właściwie — zaskrzeczał w moją stronę Gilbert — gdzie jest mały?

— Śpi.

— Chyba nie zamknęłaś go w pokoju, żebym nie miał na niego złego wpływu? — Podniósł brew i wyszczerzył się złośliwie.

— Nie schlebiaj sobie — mruknęłam i wstałam ze swojego miejsca, zabierając kilka marynowanych warzyw na talerz. — Mamy tu shinobi bez talentu, Nelę na wiecznym wkurwie, szwaba z miną Hitlera i drutem kolczastym w dupie, Francuza na celibacie i Ukraińca. Naprawdę myślisz, że możesz mieć zły wpływ na mojego syna? — Zaśmiałam się głośno, a wszyscy, co do jednego, zmiażdżyli mnie wzrokiem. — Jedyne, co możesz zrobić, Gilbert, to wymienić się ze mną dilerami. Nic ponad to! Ha, ha!

— Skończyłaś już?  — warknął Niemcy, a ja odpowiedziałam bez zastanowienia:

Ja, Hierr general.

— Po obiedzie jest zebranie w Sali obrad — powiedział, zaciskając nerwowo szczękę. — MASZ być!

— A czy kiedykolwiek opuściłam jakieś zebranie? Dobra, złe pytanie — dodałam szybko, widząc jego wzrok. — Będę obecna. Przysięgam.

Nie czekałam na odpowiedź, tylko wyparowałam szybko ze stołówki. Musiałam pobyć sama, żeby moje wahania nastroju odrobinę się uspokoiły.

W sumie do tej pory nie rozpakowałam toreb z ostatniej wyprawy.

Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą cicho drzwi. Feliks wciąż słodko drzemał, co przyjęłam z niemałą ulgą. Gdyby teraz zaczął płakać, to musiałabym iść na dół przygotować ciepłe mleko.

Po cichym wypakowaniu pierwszej torby z mangami, COŚ do mnie dotarło. Przecież ja tu, kuźwa, nie miałam miejsca.

Mój pokój to był jeden wielki rozpiździel z dwoma szafami na ubrania i przyrządami codziennego użytku, wielkim parawanem w kącie sali, podłączoną umywalką przy ścianie, biurkiem oraz ledwo żywą paprotką na parapecie. Dodajmy do tego drewniane łóżeczko Feliksa, matę dźwiękową, kołyskę, którą zrobił sam Francis oraz zabawki. Dużo zabawek.

Lubiłam zabawki. Potrafiłam pół dnia bawić się z Feliksem.

Mój chomik resztkami sił podpowiedział mi, że potrzebowałam regału, których to pełno było w klasach przeznaczonych na magazyny.

Gdy wyszłam z klasy zaświtało mi w głowie, że sama nie byłam w stanie przenieść wielkiego mebla z samego dołu na drugie piętro.

Co jak co, ale cudotwórcą to ja nie byłam.

Tylko kogo miałam poprosić o pomoc? Do Ludwiga i Gilberta w życiu, musiałabym być nieźle zdesperowana. Deidara? Wyśmieje mnie. Francis? Nie ma mowy, będzie chciał czegoś w zamian, a po ostatnim pocałunku wciąż tkwiłam w zawieszeniu. Petro? Jemu to się nie będzie chciało.

Zatrzymałam się na pierwszym piętrze czując, jak zalewa mnie krew.

— Kurwa! — krzyknęłam rozjuszona. — Na nikogo tu nie można liczyć!

— Znowu gadasz sama do siebie, un?

Podskoczyłam z zawałem serca.  Za mną stał nie kto inny, jak Deidara.

— Oczywiście, że nie!

— Ta, właśnie słyszałem, un.

— No bo zastanawiałam się, kto by mi pomógł wnieść szafkę do mojej sali. — Uśmiechnęłam się szeroko, bo dotarło do mnie, że upragniona pomoc sama do mnie przyszła.

— Zapomnij, un — burknął, minął mnie bezczelnie i ruszył do siebie.

— No proszę...

— Nie.

— No ale...!

— Znajdź sobie innego frajera, un! — Trzasnął za sobą drzwiami.

Podbiegłam pod jego salę i zaczęłam walić pięściami w drzwi:

— No proszę! Jak mi pomożesz to.... przejmę na jeden dzień twój obowiązek z praniem! — Desperacja w moim głosie była aż godna podziwu. Lub potępienia. Drzwi pomału się otworzyły i wychyliła się głowa Deia.

— Dwa dni.

— Dobra, tylko chodź mi pomóc!

 

***

 

Wnoszenie szafki z magazynu parteru na drugie piętro zajęło nam dość sporo czasu.

Przede wszystkim dlatego, że Felek się obudził, więc musiałam zrobić przerwę, żeby go nakarmić z butelki. Dei nie komentował, jak karmiłam kaszojada, i nie komentował, jak kładłam go na matę z zabawkami prosząc, by został na dupie chociaż pięć minut.

Dzieciak na szczęście skumał, że jak mnie nie posłucha, to ten długowłosy typ rozjebie mu matkę na części, więc posłusznie zajął się pluszowym stegozaurem.

Dodatkowo uparty mebel zjechał nam raz po schodach i przytrzasnął stopę biednego blondyna.

Kiedy jakimś cudem wnieśliśmy szafkę do klasy, oboje przystanęliśmy aby odpocząć. Pot spływał nam po twarzach, a ja dostałam zadyszki.

Feliks na nasz widok złapał wielką czerwoną kredkę i przybiegł do nas, wciskając ją skrzywionemu z bólu blondynie.

— Po co mi to, un? — burknął w stronę dzieciaka.

Feliks jednak miał bardzo dużo po mnie, bo zachwiał się na krótkich nóżkach i machnął dziko rączkami, by złapać równowagę. Blondynowi więc łzy podeszły do oczu, kiedy najmłodszy członek naszej grupy wbił mu czerwony szpikulec kredki prosto w krocze.

Dei stęknął, wybałuszył oczy i opluł śliną pół pokoju. Zamarłam, bo jego wzrok, jakim mnie obdarował, wyjaśnił mi wszystko. Umrę dzisiaj na sto procent.

— Dziękuję! — Uśmiechnęłam się do Deidary, nie dopuszczając go do głosu. — No, teraz to się mogę bawić!

— Nienawidzę cię, un…

Już miał wyjść, gdy w drzwiach stanęła Nela. Popatrzyła ze zdziwieniem na mnie i Deia, po czym zerknęła na szafkę stojącą na środku pokoju.

— Co wy tu robicie?

— Dei mi pomagał wnieść szafkę na mangi do klasy — powiedziałam z radością i spojrzałam na chłopaka z wdzięcznością w oczach. Ten jednak odwrócił wzrok i burknął coś niewyraźnie.

— Aha. Zaraz, targaliście ją aż z magazynu? — zapytała zaskoczona Nela.

— Taaa... — mruknął niezadowolony Deidara.

— Czemu nie wzięliście jej z klasy obok? Przecież i tak jej nikt nie używa.

Nela widząc nasze miny walnęła facepalma.

— Nie wpadliście na to, co? HAHAHAHA, JAKIE GŁUPKI! — Zaśmiała się głośno i wskazała na nas paluchem. Deidara obrócił się w moją stronę z mordem w oczach.

— Natalia.

— T-Tak? — Zamrugałam.

— Nienawidzę cię, un.

Mówiąc to minął Nelę i kulejąc, zszedł na dół. Przyjaciółka, cała popłakana ze śmiechu, podążyła jego śladem, a ja zostałam sama ze śmiejącym się dzieckiem do tablicy.

— O kutwa…

 

 

***

 

Z niepokojem obserwowałam biegającego Feliksa po klasie multimedialnej. Dzieciak miał wyjątkowe ADHD w tym momencie, co zaczynało wyprowadzać Ludwiga z równowagi.

— Natalia, czy to konieczne, żeby Feliks tutaj był? — zapytał spokojnie, a chwilę później rozległ się głośny pisk dzieciaka, kiedy odkrył kolejne krzesło z rzędu.

— Co on ci przeszkadza, bezdzietna lambadziaro? — burknęłam, a Nela przymknęła oczy i zatkała uszy, kiedy Felek odkrył Deidarę.

— To spotkanie służbowe! — zagrzmiał Niemcy, a Prusy wybuchł śmiechem. — Gilbert?

— On jest taki sam jak ty, kesesesesese! Wspomnienia wracają! Kesesesese!

Ludwig zarumienił się delikatnie, a ja wyczułam odpowiedni moment na swoją mądrość życiową:

— Wydaje mi się, Gil, że on się wcale tak bardzo nie zmienił.

— Żylińska! — warknął Ludwig, a Francis zachichotał.

— No może oprócz pieluch, myślę, że przestał je nosić jakieś dwieście lat temu — dodałam. — A tak w ogóle, Gil, nie uważasz, że Ludwig uroczo wyglądałby w kigurumi?

Wnioskując po pustym wzroku Prusa, wizja młodszego brata w jednoczęściowej piżamce pochłonęła go zbyt głęboko.

Jeden z głowy, pomyślałam ponuro, wyobrażając sobie zwarcie w jego mózgu i unoszący się ciemny dym nad głową.

— Mam kilka ważnych spraw do omówienia — zaczął Ludwig.

— Zrobisz nam z tego kartkówkę? — Podniosłam grzecznie rękę robiąc minę typu IKS DE, a Lu zgromił mnie wzrokiem.
— Po pierwsze — mruknął olewając mnie — przy północnej części ogrodzenia zebrało się dość dużo umarłych, więc należałoby się ich pozbyć…

W tym momencie przerwał mu Deidara, kołysząc się ostentacyjnie na krześle:

— Przecież mogę ich posłać w kosmos za pomocą bomby, un.

Jego ton wyraźnie wskazywał to, co czuli wszyscy wokół słuchając Lu. Znudzenie i chęć oddalenia się od tego pierdolenia jak najdalej. Feliks podbiegł do mnie, więc wzięłam go na ręce i usadziłam na kolanach.

— Nie sądzę, żeby używanie bomb w pobliżu szkoły było bezpieczne, po za tym z powodu hałasu moglibyśmy ich niechcący zwabić jeszcze więcej.

— Wtedy ich też wysadzę, un.

Szef wykonał zgrabnego facepalma. Widocznie nie miał już do nas siły.

— Logiczne. — Ironicznie pokiwałam głową. — Po co mamy rzeźbić w gównie, stare metody są niezawodne. Wyznacz po prostu tego, kto ma to zrobić. — Przekręciłam oczami.

— Natalia, miło że zgłaszasz się na ochotnika.

— Nieee! — wydarł się nagle Feliks, zanosząc płaczem i strasząc wszystkich wokół. — NIEEE!

Złapałam wyginającego się dzieciaka i puściłam w obieg po klasie, dzięki czemu się uspokoił. Kompletnie go nie ogarniałam.

— Jak trzeba. — Wzruszyłam ramionami.

— I ja mogę! — krzyknęła rozentuzjazmowana Nela.

Gut. — Kiwnął głową Lu. — Ale zanim to zrobicie, to musicie włożyć rękawice oraz inne rzeczy, by nie ubrudzić się ich krwią.

— Wiem — powiedziałam zniecierpliwiona, bo Feliks ponownie pchał mi się na kolana. — Przecież robimy to od dwóch lat!

Szef zmiażdżył mnie wzrokiem, jak podnosiłam marudzące dziecko, po czym kontynuował:

— Druga sprawa. Czeka nas wyprawa.

Tutaj chyba oczekiwał wulkanu entuzjazmu, ale po długich trzech sekundach głuchej ciszy niezrażony dalej obwieszczał nam swoją Dobrą Nowinę.

— Kończą nam się zapasy, po które pojadą Gilbert, Natalia i Francja.

— Nie! — Rozwyło się dziecko, znów wyginając się na wszystkie możliwe strony. — Nieeheheheeee!

— Źle go trzymasz, wariatko! — zawołał Prusak. — Nie nadajesz się do opieki nad dzieckiem.

Zrezygnowana, znów upuściłam Felka na podłogę, by ten radośnie podbiegł do Francji.

Mały zdrajca…

— Poza tym… — prychnął Prusak, wskazując na mnie paluchem. — Nie chcę z nią jechać.

— CISZA! Termin wypada jutro rano o godzinie ósmej.

— Zegarowej? — zapytałam.

— Nie, termometrowej. — Przekręciła oczami Nela.

— Proszę bez ironii, ja nie chcę się spóźnić.

— O ósmej zbiórka i koniec tematu. — Zamknął temat Ludwig.

— Nigdzie nie jadę! — zaskrzeczał uparcie Prusak.

— Pojedziesz, inaczej...

Gilbert zjeżył sierść i zmrużył wściekle czerwone ślepia.

— Inaczej co, SZEFIE?

— I znowu się zaczyna… — Przekręcił oczami Francja, głaszcząc wtulonego w niego Feliksa.

— Jedziesz i koniec, Gilbert. Rozejść się, a wy — ciągnął, przenosząc wzrok na mnie i Nelę — przebierzcie się w kaftany i pozbądźcie się zombie.

Przekręciłam oczami. Zawsze to samo. Robiłam to już tyle razy, że doskonale wiedziałam, że mam ubrać odzież ochronną w postaci peleryn z folii, rękawic i maseczek. Słyszałam to tyle razy przez dwa lata, że naprawdę nie trzeba było mi tego za każdym razem, kurwa, powtarzać!

Widząc, jak Francis kiwa mi głową z uśmiechem na znak, że zajmie się przez ten czas Felkiem, wstałam ze swojego miejsca jako pierwsza. Zaraz po mnie wszyscy jak jeden mąż wstali z krzeseł i ruszyli do wyjścia. Po chwili minął mnie Prusak i jak strzała wypadł na korytarz.

— Boże, jakie dziecko… — Pokręciłam głową nad tym smutnym faktem. Gilbert musiał to jednak usłyszeć, bo odwrócił się i powiedział do mnie kpiąco:

— A, Polaczku, masz pozdrowienia od dziadka z Wehrmachtu, kesesese!

— A ciebie pozdrawia Michał — odparowałam błyskawicznie. Głąb przestał rechotać i zdziwiony zapytał:

— Jaki Michał?

— Ten, co cię w dupę popychał. — Minęłam go i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam do swojego pokoju po kaftan ochronny.

Dziękuję, człowieku Wargo, że w końcu mogłam użyć tych słów w praktyce.

 

***

 

Dwadzieścia minut później stałam wraz z Nelą koło ogrodzenia przed szkołą. Szwendacze posapywały i gromadziły się przy ogrodzeniu, wyciągając przy tym do nas ręce, jakbyśmy rozdawały za darmo cukierki. Charczenie z każdą chwilą robiło się coraz głośniejsze. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż bardzo szybko zaczynały mi działać na nerwy.

Zmarszczyłyśmy nosy z tego smrodu.

— Ty pierwsza.  — Założyła maseczkę chirurgiczną na twarz.

Nie trzeba było mi tego powtarzać. Podniosłam specjalnie zaostrzony łom i sprawnym ruchem przebiłam nim czaszkę pierwszemu z brzegu zombiakowi. Narzędzie przebiło ją na wylot. Wyjęłam je, a zombie nieruchomo opadło na ziemię. Z dziury pozostawionej przez łom zaczęła wyciekać cuchnąca ciecz.

— Pfff, łatwizna!

Kornelia poszła w moje ślady i za pomocą długiego noża powaliła kolejnego żywego trupa. Zombiaki zaczęły pchać się do ogrodzenia, nie zważając na poległych pobratymców, chcąc się do nas dostać.

— Dobrze, że zombie to debile, normalnie powinny skumać, że ich zabijemy, co nie?

Cisza.

— Natalia... Mówię do ciebie!

Nie odpowiedziałam. Stałam na przeciw ogrodzenia z szeroko otwartymi oczami.

— A tobie co?
Podeszła do mnie i popatrzyła na stado zombie. Po chwili powiedziała cicho:

— Nie wierzę.

Na ogrodzenie napierał nie kto inny, jak Jarek Jaworski we własnej osobie. Chłopak z mojej klasy gimnazjalnej, który za ulubione zajęcie miał dręczenie mnie z kumplami przy każdej okazji.

— No to już jest przesada — burknęłam.

— Cóż za nieoczekiwane spotkanie po latach, HAHAHAHA!

— Dobrze ci tak, ty gnojku.

Patrzyłam wprost w jego szare, mętne oczy, które były wbite we mnie.

— I kto się teraz śmieje? O ironio, to JA żyję, a TY jesteś martwy!

— Weź ty go w końcu zabij! — Zniecierpliwiła się przyjaciółka.

Podniosłam łom i z całej siły przebiłam jego czaszkę. Siła, jaką w to włożyłam, była tak duża, że głowa oderwała się od gnijącego ciała. Wciągnęłam broń przez kraty, a sama "ozdoba" spadła na ziemię.

— Ty się dobrze czujesz? — zapytała Nela niepewnie, obserwując mnie czujnie.
— Nawet nie wiesz jak bardzo. — Przybrałam mściwy uśmiech na twarz. — Za gimbazę! Za wszystko! Hahahaha!

— Ja się ciebie boję. — Odsunęła się ode mnie. — Idź, bo się zarażę.

Spojrzałam na nią kątem oka.

— Nie gadaj, tylko nabijaj level. Zobaczymy, kto załatwi ich więcej.

— To pewne, że ja!

 

***

 

W niecałą godzinę zombie za płotem zmieniły się w śmierdzącą plątaninę nieruchomych ciał.

— A co z tym smrodem?  — Dziewczyna spojrzała na cuchnące zwłoki. — Zazwyczaj zajmuje się tym Dei.

— Lu wymyślił, więc Lu zrobi, nie będę myśleć za niego, wystarczy, że robię to za Francję i Deidarę. Dobra, nie ma co, wracamy do szkoły. Odbiorę Felka i zajmę się lekturą. Albo posiedzę z Francisem.

— Na chuj? — warknęła.

— Bo go lubię — odparłam wymijająco, na co blond buldog zmrużył na mnie oczy.

— Oby nic więcej, Dibu. — Mówiąc to, obrzuciła mnie spojrzeniem buldoga. Zaśmiałam się nerwowo i obie, ociekając śmierdzącą krwią, zaczęłyśmy zdejmować ubrania ochronne. Wrzuciłyśmy je do kontenera przy szkole i obie ruszyłyśmy do środka tego szpitala dla chorych umysłowo. W milczeniu spinałyśmy się po schodach, niegdyś pełnych uczniów, teraz opustoszałych i cichych.

Rozdział Dziesiąty – Koniec początkiem wszystkiego

  Nie… — Feliks…? Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zaw...