Nie…
— Feliks…?
Ostrożnie przyłożyłam swoją dłoń do odsłoniętego policzka
Feliksa, ale nie poczułam ciepłej, delikatnej skóry, jak zawsze. Pod palcami
miałam jedynie lodowatą, niczym u porcelanowej lalki, strukturę.
Nie.
Jęknęłam cicho, a do oczu zaczynały napływać mi pierwsze
łzy, którym nie pozwoliłam popłynąć. Dopiero, kiedy przyłożyłam swoje obie
dłonie do dziecięcych, zimnych policzków, to przerażająca myśl zaczęła tłuc się
po mojej głowie.
— Feliks!
Opadłam na kolana przy łóżeczku, mając w mózgu jedynie
próżnię.
Przecież to było niemożliwe.
Objęłam się rękoma pod piersiami i zgięłam mocno w przód,
gdy poczułam ogromny, wręcz przeszywający ból w sercu. Zacisnęłam powieki, a na
ułamek sekundy głos uwiązł mi w gardle.
Wszystko wokół mnie zaczęło wirować, a nagle, jakby za
machnięciem czarodziejskiej różdżki, świat się dla mnie zatrzymał. Złapałam się
za drewniane pręty łóżeczka, by wstać.
Oczywiście, że to niemożliwe. Przeziębił się, biegając
wczoraj nago po szatni.
Odetchnęłam z ulgą.
Ludwig go wyleczy.
***
Patrzył na starszego brata w pełnym skupieniu.
Niecałe dziesięć minut wcześniej Gilbert wparował mu do
sypialni i uroczyście oświadczył, że Nela go kocha. Na poparcie swojej tezy
miał jedynie „braterskie przeczucie” i „zapewnienie Francji”.
Siedział więc na krześle nauczycielskim ze skrzyżowanymi
rękoma na piersiach i jedynie obserwował śmiejącego się Prusaka.
W momencie, kiedy brat oznajmił mu swoją niedorzeczną
wiadomość, zrozumiał, że mimo wszystko jemu też na dziewczynie zależało i
pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że nawet bardziej niż Gilbertowi. Miał
wrażenie, że brata pociągała w niej impulsywność i złośliwość, zależało mu
jedynie na zabawie, tak samo jak Francji. Choć co do ostatniego to już nie był
taki pewien. Francja nigdy się tak nie angażował.
Potrząsnął głową i wrócił myślami do Neli. Wciąż nie
rozumiał Francji i jego fascynacją ludźmi, ale przyznać musiał, że dziewczyna
miała w sobie coś, co go przyciągało.
I wiedział jedno. Jego brat nie będzie tym zadowolony.
— Gilbert — zaczął spokojnie
wiedząc, że jeśli źle dobierze słowa to brat albo wybuchnie, albo się obrazi —
tak szczerze, to nie wydaje mi się, żeby…
Przerwał, bo usłyszał delikatne, lecz
stanowcze pukanie do drzwi.
Westchnął i dźwignął się ciężko ze
swojego miejsca, ciesząc się w duchu, że trudna rozmowa zostanie chociaż na
chwilę odłożona na bok. Będzie miał więcej czasu, żeby przemyśleć odpowiednie
kroki. Już raz się przekonał, dwa lata temu, że rozmowa z Gilbertem o Neli była
jak gra w szachy. Jeden zły ruch i pionek strącony.
Otworzył drzwi i jego wzrok padł na uśmiechającą
się nerwowo Żylińską.
Świetnie… Jej tu
jeszcze brakowało.
— Lu — powiedziała dziwnie piskliwym,
lecz spokojnym głosem — Feliks jest chory… Przeziębił się wczoraj…
Spojrzał w dół na Feliksa, którego dziewczyna trzymała, i
poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy w ekspresowym tempie.
Główka dziecka była opadnięta na bok, a rączka zwisała
bezwładnie. Najgorsza jednak była jego twarz. Trupio blada z cieniami pod
oczami i sinymi ustami.
Z przerażeniem zrobił krok do tyłu, bo zrozumiał, że
dziecko nie było chore, tylko martwe.
Co jest…?
— Lu, proszę — powtórzyła dziecinnie, a on ponownie na
nią spojrzał. — On jest chory… Potrzebuje lekarstwa…
Obłęd, jaki zobaczył w jej zielonych oczach, sprawił, że
zalał się potem.
— Gilbert! — zawołał przez ramię, ale jego brat już
podszedł do nich zaciekawiony.
— West, co ona… — Starszy brat zamilkł i zbladł, patrząc
z przerażeniem na małe zawiniątko w jej ramionach.
— Idź szybko po Francję! Słyszysz?
— West, ona zabiła własne…
— Gilbert! — wrzasnął i wypchnął go z pokoju.
Natalia nawet nie zwróciła na nich uwagi. Stała na
korytarzu, przyciskając Feliksa do piersi i patrzyła wprost na niego tymi
wielkimi, pustymi oczami. Przyznał przed sobą samym, że jej wzrok był
przerażający.
— Lu, moje dziecko…
Nie wiedział, jak długo jeszcze dziewczyna będzie w takim
stanie, ale wiedział, że była na prostej drodze do postradania zmysłów. Wziął
na ręce bezwładne ciałko dziecka i ruszył z nim w stronę swojego łóżka, myśląc
gorączkowo nad tym wszystkim.
Rozmowa z Gilbertem, brak zapasów i ataki złości Neli to
było nic w porównaniu z tą sytuacją.
Francja, gdzie się do cholery podziewasz, jak jesteś
potrzebny?!
Obejrzał się za ramię i podskoczył, gdy twarz Natalii
znajdowała się kilka centymetrów od niego. Nawet nie słyszał, kiedy weszła do
pokoju i się podkradła.
— Paracetamol w syropie… — zaczęła nieskładnie — witamina
C lewoskrętna, nie prawo… I Aviomarin w czopkach.
— Tak — powiedział, choć po czole zaczynał skapywać mu pot
— masz całkowitą rację, Natalia…
Lubił Feliksa, był dość wesołym i zazwyczaj
bezproblemowym dzieckiem. I żal mu było dziewczyny, że poza rodziną straciła
jeszcze syna…
Zamarł.
JAK właściwie do tego doszło?
— Kiedy zauważyłaś? — zapytał cicho.
— Rano, jak wstałam… — odpowiedziała, a jej delikatny i
dziecięcy głosik przyprawiał go o nieprzyjemne dreszcze. — Pewnie ma gorączkę…
— dodała po chwili, patrząc niewidząco na Feliksa, a on z rozszerzonymi oczami
lustrował jej twarz.
Nim zdążył odpowiedzieć, do klasy wpadł Francja w
towarzystwie Gilberta, z czego ten ostatni wpatrywał się w Natalię jak w
kosmitkę.
— Co się stało? — zapytał blady Francja, a on
odpowiedział po niemiecku, żeby nie wybudzać dziewczyny:
— Feliks nie żyje, nie wiemy jeszcze jak do tego
doszło…
— Nie… — Francja zagryzł wargę i podszedł do
łóżka, na którym leżało dzieciątko.
Zastanowił się, czy grymas bólu na twarzy Francuza był
prawdziwy, potrząsnął jednak głową.
Francja naprawdę traktował to dziecko jak własne, czego
nikt nigdy zrozumieć tutaj nie mógł.
— Musimy jej powiedzieć… — zaczął, ale Francis
szybko ocknął się z szoku i z przerażeniem w oczach zerknął na dziewczynę.
— Natalia…?
Spojrzał na nią w momencie, kiedy ta przeniosła swój ufny
wzrok na Francuza i powiedziała, uśmiechając się szeroko:
— Nie przejmuj się, to tylko gorączka… Lu zaraz mu
pomoże… Lu zaraz…
— Co ZARAZ? — zaskrzeczał Gilbert, a wszyscy na niego
spojrzeli. — Co ty, dziewczyno, ślepa jesteś?! Mały nie żyje, do cholery!
— Gil… — wyszeptał przerażony, mając bardzo złe
przeczucia.
Jak ona wpadnie w histerię, to nikt jej nie opanuje…
— KŁAMIESZ! — wrzasnęła tak wściekle i zajadle, że we
trójkę cofnęli się od niej o krok.
— JA kłamię?! Skończ strugać wariatkę, kretynko! —
Rozsierdzony brat podszedł do niej i nim zdążył zareagować, ten złapał ją za
kark i szarpnął tak mocno, że dziewczyna wylądowała na ziemi, tuż przy łóżku. —
Przyjrzyj się! Czy on ci wygląda na chorego?!
Szarpnął nią jeszcze raz i zmusił, by spojrzała na
Feliksa z bliska.
— Nie…! Puszczaj!
— Czyś ty zwariował?! — warknął i ruszył w ich stronę.
— On nie żyje! — syknął, łapiąc ją pełną garścią za włosy
i jeszcze bardziej, wręcz sadystycznie, przybliżył ją do denata. — Niech to
wreszcie do ciebie dotrze!
Złapał brata pod łokieć i odciągnął od Natalii, podczas
kiedy Francis objął dziewczynę.
— No co? — zaskrzeczał. — Inaczej się nie da! A
wy byście się z nią cackali!
Pierwszy raz od dawna miał ochotę uderzyć starszego
brata.
Może i wybrał terapię szokową jako najlepsze rozwiązanie,
ale…
Jego przemyślenia przerwał przeraźliwy wrzask, od którego
zjeżyły mu się niemal wszystkie włosy.
***
Feliks nie żył.
Ugięły mi się kolana, kiedy wrzasnęłam na całe gardło.
Poczułam, jak czyjaś silna ręka złapała mnie za ramię i dźwignęła dość
brutalnie, by odciągnąć mnie od małego ciałka. Zaczęłam się więc szarpać i krzyknęłam
jeszcze raz, nie zważając na ludzi wokół mnie.
Ból, jaki czułam w piersi był ogromny i chociaż byłam
coraz mocniej odciągana od dziecka, nogi coraz bardziej uginały mi się pod moim
własnym ciężarem, a z mojego gardła zaczęły wydobywać się niekontrolowane,
krótkie wrzaski.
— Natalia... Przykro mi... — Poznałam głos Francisa.
Złapał
mnie jedną ręką w pasie, a drugą za ramię i mocno pociągnął w stronę drzwi.
Wzrok zamazywał mi się coraz bardziej, ale wciąż stawiałam czynny opór.
—
Feliks! — wrzasnęłam, wyciągając w jego stronę rękę. — Feliks! FELIKS!
Zostałam
zmuszona do zrobienia dwóch kroków w tył pod wpływem siły Francji, aż nagle
wszystkie siły mnie opuściły. Wrzasnęłam jeszcze raz, zginając się w pół, a po
chwili drzwi z Sali Ludwiga trzasnęły mi
przed oczami.
Zacisnęłam
mocno powieki, a gdy znalazłam się w klasie obok nabrałam siły na nowo.
Szarpnęłam się histerycznie, próbując dorwać te pieprzone drzwi sali i
unicestwić je jak najprędzej, by znaleźć się przy Feliksie. Niestety
przeszkadzał mi w tym Francis, który nie tylko próbował mnie uspokoić, ale i
unieruchomić.
Tak
się jednak składało, że w żadnym stopniu nie próbowałam mu pomóc. Ugryzłam go
mocno w dłoń, kiedy znalazła się w moim zasięgu, a mężczyzna syknął z bólu i
puścił mnie na ułamek sekundy. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko wyrwałam mu się
z siłą hipopotama i pognałam w stronę wyjścia, ale jako że z powodu
nasilającego się płaczu i histerii nic nie widziałam, potknęłam się o coś i jak
długa wylądowałam na ziemi.
Kiedy
resztkami sił próbowałam się podnieść, coś ciężkiego przyszpiliło mnie do
podłogi.
—
ZŁAŹ ZE MNIE! — krzyczałam histerycznie.
—
Spokojnie...
Unieruchomił
mi kończyny i najzwyczajniej na mnie siedział, pozwalając mi się drzeć i
płakać.
***
Każdy
wrzask dziewczyny przeszywał go aż do szpiku kości.
W sali
zebrała się pozostała część grupy, gdzie Nela powstrzymywała pod ścianą odruchy
wymiotne, a Petro ze szklanymi oczami patrzył w okno, zaciskając nerwowo
szczękę. Dei opierał się plecami o tablicę i, nie wiedzieć dlaczego, wpatrywał
się wściekle w jego twarz.
Starając
się nie zwracać na niego uwagi, powiedział:
—
Musimy przemyśleć, co robić dalej…
— Ona
rozpieprzy pół szkoły — mruknął Gilbert, wpatrując się w zakryte prześcieradłem
ciałkiem.
—
Dibu… — jęknęła Nela, pociągając nosem. — Nie lubiłam bachora, ale przecież… Ja
nigdy…
Spojrzał
w jej błękitne, duże oczy i powiedział cicho:
—
Wiem, Nela.
—
Jak? — zapytał cicho Petro. — Wczoraj wszystko było w porządku…
— Mam
pewne… podejrzenia — mruknął niepewnie. — Wygląda na to, że Feliks zmarł we
śnie…
—
Śmierć łóżeczkowa? — warknął Gilbert. — Ta przypadłość dotyka niemowlęta, a nie
prawie dwuletnie dzieciaki! To rzadkość!
Zaskoczyło
go, że Prusy tak mocno wziął do siebie śmierć Feliksa. Z drugiej strony Gilbert
uwielbiał dzieci, a on sam bardzo dobrze wspominał opiekę starszego brata w
dzieciństwie. Gil był stworzony do dzieci, nawet podczas wojen ich nie
krzywdził.
W przeciwieństwie do mnie…, pomyślał gorzko.
— To niemożliwe — burknął brat.
— Gilbert — zaczął spokojnie — kiedy Feliks się rodził,
pojawiły się pewne… poważne powikłania. Nie mamy tu profesjonalnego sprzętu
medycznego, żadne z nas nie jest lekarzem. Może Feliks miał wadę serca… Albo
jakiś inny aspekt zadecydował, że Feliks umarł… Na jego ciele nie ma żadnych
oznak, tak, jakby we śnie zatrzymało się krążenie. Pamiętasz, jak było przed
rozwojem medycyny?
Nie odpowiedział mu, tylko odwrócił głowę marszcząc
czoło. W końcu jednak zaskrzeczał:
— To na pewno jej wina. Mówiłem, że ta wariatka się do
tego nie nadaje! Może zasnęła podczas karmienia i go przydusiła, a teraz struga
idiotkę?! Och, skończ drzeć ryja! — Podniósł głos w stronę ściany, zza której
znów dotarł do nich histeryczny krzyk dziewczyny.
— Ta tragedia odbije się na wszystkich… — szepnął Petro.
— No popatrz, kretynie — wysyczała Nela, po czym oboje
zmiażdżyli się wzrokiem.
Westchnął. Kłótnie nie ustępowały nawet w obliczu
rozgrywającego się dramatu.
Trzeba było działać i to szybko.
***
Byłam
bezlitośnie wciskana w podłogę. Moje ręce zaczynały cierpnąć, kiedy Francja
wykręcił mi je do tyłu, przy okazji wciąż siedząc mi na plecach. Nie płakałam,
nie rzucałam się, po prostu nie miałam siły.
Mój mały Feliks...
—
Spokojnie, Natalia…
Spierdalaj...
—
Puszczę cię, pod warunkiem, że będziesz spokojna, dobrze..?
Wisi mi to...
Poczułam
niewymowną ulgę, kiedy ten sadysta zszedł ze mnie i puścił moje kończyny.
Jednak moja ulga nie trwała długo z uwagi na fakt, że zostałam szybko
podniesiona z podłogi i przyciągnięta do Francisa, jak szmaciana lalka. Nie
opierałam się.
Czułam
ogromny ból w klatce piersiowej. Bolało mnie całe ciało, nie tylko
psychogennie, ale i również fizycznie. Za fizyczne odczucie dyskomfortu
odpowiedzialny był akurat Francja, który przyciskał mnie do siebie jak tonący z
Titanica ostatniej szalupy.
Z
otępienia nie wyrwało mnie nawet łojenie we framugę.
—
Otwórzcie te drzwi!
Francja
westchnął i dźwignął mnie na równe nogi. Złapał mnie mocno pod łokieć i zaczął
zmierzać w kierunku drzwi.
Feliks.
Ocknęłam
się.
Wyrwałam
się z uścisku Francisa i otworzyłam wrota kopniakiem. Nelę odrzuciło lekko do
tyłu, kiedy drzwi trzasnęły z całej siły o ścianę.
—
E-ej!
Olałam
ich i z martwym wzrokiem ruszyłam korytarzem, podczas gdy pozostała dwójka
ruszyła za mną.
— Coś
ty jej tam robił, zboczeńcu? — warknęła cicho blondyna w stronę Francuza.
— Nie
twój interes — prychnął. — Natalia, poczekaj! Nie rób nic…!
Przeszłam
obok otwartej klasy Ludwiga, który był całkowicie pusty. Wyłączając wszystkie
emocje, zeszłam po schodach na sam hol. Wciąż byłam śledzona przez dwa
irytujące mnie już rzepy.
Koło
kanap, które znajdowały się przy barierkach schodowych na parterze, spotkałam
Petro.
—
Petro, gdzie jest... — Przełknęłam ślinę. — Gdzie on jest?
Chłopak
spojrzał na mnie ze współczuciem.
— Szef
zaniósł go na zewnątrz...
—
Dziękuję — odparłam martwo.
Ruszyłam
w stronę dawnego pomieszczenia dla sprzątaczek, będąc jednocześnie odprowadzana
czujnym wzrokiem Petro, Neli i Francji.
Po
chwili dziewczyna stanęła w drzwiach kanciapy i chwilę obserwowała jak czegoś
szukam.
— Co
ty robisz?
Nie
zaszczyciłam jej odpowiedzią. W końcu znalazłam to, czego szukałam.
— Po
co ci łopata?
Odwróciłam
się do niej trzymając przyrząd w ręce. Patrzyła na mnie niepewnie, jakby
myślała, że zaraz dokonam brutalnego holocaustu w szkole za pomocą łopaty. I
grabi. Jak się bawić to się bawić.
—
Muszę go pogrzebać.
Ani
Francja ani Nela nie odezwali się ani słowem, tylko patrzyli na mnie, jakbym
postradała zmysły. Mieli rację. Postradałam.
Wyszłam
ze szkoły, niosąc ciężkie narzędzie, a po chwili zatrzymałam się pod płotem
przy dawnej bocznej bramie po prawej stronie terenu szkoły. Zombie wyczuwając
mnie zaczęły coraz mocniej napierać na ogrodzenie, ale mogli sobie tyle co
cygan bez rąk.
Na
małym kawałku trawnika, idealnie na wprost okien z korytarza pierwszego piętra
koło biblioteki, rosła jabłoń. A pod jabłonią prowizoryczny krzyż zbudowany z
dwóch gałęzi brzozy. Grób Matika.
Westchnęłam
i zaczęłam kopać obok grobu dziurę, próbując odgonić od siebie wszelakie myśli.
Czułam się jak wtedy, kiedy to też ja przez kopałam grób dla Mateusza, nie
pozwalając się wyręczyć przez nikogo i puszczając mimo uszu ostrzeżenia Neli,
że ciężka praca fizyczna i mój stan psychiczny może zagrozić domniemanej ciąży.
Pot
spływał mi po twarzy, kiedy skończyłam. Na rękach porobiły mi się już pęcherze,
a same ramiona pulsowały nieprzyjemnym bólem.
Oceniłam
okiem swoją robotę, po czym odwróciłam się, by pójść po Feliksa, gdy zamarłam.
Zmierzyłam
chłodnym spojrzeniem Francisa, który stał na trawniku i obserwował mnie
zbolałym wzrokiem.
— Jak
długo tu jesteś? — spytałam cicho.
—
Cały czas.
—
Myhym.
—
Pomyślałem, że przyda ci się pomoc..
Dopiero
teraz zauważyłam białe zawiniątko leżące w jego ramionach. Zrobiło mi się tak
niedobrze, że aż mnie zgięło w pół jak origami.
Nie
wierzyłam, że chciał mi pomóc, raczej chciał mnie pilnować. Francja nigdy nie
działał bezinteresownie.
Wzięłam
się w garść, zagryzłam wargi i podeszłam do niego, by odebrać drobne ciałko
zawinięte białym prześcieradłem. Włożyłam je delikatnie do wykopanej dziury i
zaczęłam w ciszy zasypywać ziemią. Jedyne co przerywało ciszę wokół było
zrzędzenie szwendaczy i zgrzytanie ogrodzenia. Kiedy jednak sztywni stawali się
coraz bardziej denerwujący, nie wytrzymałam:
—
ZAMKNĄĆ SIĘ, KURWA!
Na
chwilę zapanowała cisza, lecz po chwili zombie zaczęło szaleć coraz głośniej,
co więcej, zaczęło ich przybywać.
—
Powiedziałam: „ZAMKNĄĆ SIĘ!!"
Chwyciłam
mocniej łopatę i ruszyłam wściekła na ogrodzenie, przy którym stało zombie, ale
po chwili Francis złapał mnie mocno w pasie i odciągnął.
—
Uspokój się!
Siłował
się ze mną chwilę, po czym wywrócił mnie bez żadnego problemu na ziemię i
przyszpilił do trawnika.
—
Puszczę cię, jak się uspokoisz.
Warknęłam
pod nosem, ale znieruchomiałam. Kiedy poczułam luz w stawach, wstałam szybko i
wściekle zaczęłam kończyć robotę. Francja obserwował mnie czujnie, a gdy
zobaczył, że skończyłam, podszedł do mnie z prowizorycznym krzyżem.
—
Zrobiłem dla Feliksa… — Podał złączone gałęzie.
—
Dziękuję.
Co
jak co, ale kulturę jeszcze mam.
Wsadziłam
krzyż w świeżo rozkopaną ziemię i nie oglądając się za siebie, ruszyłam w
stronę szkoły. Po chwili zrównał ze mną krok Francja. Nie zwracałam na niego
uwagi, ponieważ czułam, jak moja zapora emocjonalna zaczęła pękać. Minuty
dzieliły mnie od histerii, więc przyśpieszyłam kroku, by jak najszybciej znaleźć
się w swoim pokoju.
—
Musimy porozmawiać… — zaczął, gdy minęliśmy hol.
— Nie
chcę — przerwałam mu twardo, kierując się w stronę schodów na górę.
Twarz
plującego się Ludwiga była ostatnią rzeczą, jaką chciałam teraz widzieć.
—
Ale…
— We
dupie mam konwersacje, pikniki i teleturnieje. Wszystko. Rozumiesz? —
Zatrzymałam się i wysyczałam mu to prosto w twarz. — We dupie.
Zostawiłam
go samego i popędziłam do siebie jak błyskawica. Pokonałam schody jak szalona,
potykając się o nie ze dwa razy. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi pokoju,
wpadłam w histerię.